31 mar 2012

Tytułu nie będzie.

Podobnie jak marcowych denek. Ociągałam się ze zrobieniem zdjęć wszystkim moim zużyciom, aż w końcu mama wyrzuciła mi torbę, w której sobie mieszkały. Myślałam, że szlag mnie trafi! Było tam tyle produktów, o których koniecznie chciałam wspomnieć... Szampon Fitomed, dwa opakowania balsamów do ciała i nawet kolorówka. Jedyne co się uchowało, to dwa wyrzutki z łazienkowej półki. Szału nie ma, ale lepsze to niż nic.

* Balsam do ciała i do rąk Coconut Milk Marks&Spencer- termin ważności minął mu dwa miesiące tematu. Mimo, że kokosowy zapach ubóstwiam, to ten balsam jakoś średnio przypadł mi do gustu. Kleił się i nawilżał też bardzo średnio. Latem używałam go do opalania, po mleczku kokosowym opalenizna jest naprawdę śliczna! Polecam, spróbujcie. Choć i tak w tej kwestii zdecydowanie lepiej wypada Ziaja. Produkt naprawdę średni, poza wygodnym opakowaniem z pompką, raczej nic mnie w nim nie urzekło.

* Balsam prostujący włosy Nivea- też powinnam zużyć go już kilka miesięcy temu, ale po prostu się nie dało. Ślicznie pachnie, to fakt. Ale niesamowicie obciąża i skleja, absolutnie nie ułatwia prostowania. Chroni też słabo, właściwie wcale. Na pewno więcej tego produktu nie kupię. Zresztą nawet nie wiem czy jest jeszcze dostępny. Dawno nie rzucił mi się w oczy, może zmienili po prostu szatę graficzną? Cena to około 12-13 zł za 150 ml. Nie warto, uwierzcie że nie warto.

To tyle o wyrzutkach. Z największą przyjemnością mówię im do widzenia i stanowcze nigdy więcej. I zostawiam Was z małą zapowiedzią tego, o czym będziecie mogły przeczytać w kolejnych postach. Bo podobno apetyt rośnie w miarę jedzenia. :)
 

A jeśli już jesteśmy przy jedzeniu, to polecam Wam owocową sałatkę na deser. To istna bomba witaminowa. W dodatku niesamowicie poprawia humor, szczególnie przy takiej pogodzie pod psem. Miał być słoneczny weekend, a zamiast tego od rana przyszło gradobicie, powiedzcie mi- gdzie tu sprawiedliwość?

Sałatka w przygotowaniu jest banalnie prosta. Wystarczy zmieszać ze sobą ulubione owoce. Ja wybieram zawsze brzoskwinie i plasterki ananasa z puszki, dwa banany, dwa kiwi, winogrona i truskawki. A całość posypuję wiórkami kokosowymi. Niebo w gębie!

Hmm. I to chyba tyle. Żegnam się z Wami, ale nie na długo. Jak dobrze pójdzie to jutro powinna pojawić się jeszcze jakaś notka. I to wcale nie jest primaaprilisowy żart! Udanej soboty Kochani. :)

PS. Jak część z Was zauważyła, usunęłam już ankietę. Wyniki od dłuższego czasu były jednoznaczne- najbardziej lubicie haule zakupowe i recenzje kosmetyków. Za wszystkie oddane głosy bardzo dziękuję!
Tymczasem zamiast ankiety na blogu pojawił się blip, mam nadzieję że spodoba Wam się takie urozmaicenie. Zachęcam do śledzenia. :)

28 mar 2012

Lawendowa piękność.

Jednak nie ma rzeczy niemożliwych. Wygląda na to, że jutrzejszy dzień wcale nie będzie taki tragiczny jak początkowo się zapowiadał, a potem już tylko piątek, koszmarny niemiecki i można zacząć na całego cieszyć się weekendem. Oby tylko pogoda się nie popsuła! Ostatnie dni na nowo przypomniały, jak bardzo słońce niezbędne mi jest do funkcjonowania.

Prawie tak samo jak lakiery do paznokci. Kiedy nie mam ich pomalowanych, czuję się trochę jakbym była nie do końca ubrana. Ewidentnie czegoś mi brakuje. 
A ostatnio znowu sięgam po pastele. Jednym z moich ulubionych jest #147 Lavender od My Secret. Kolor to istna bajka, a buteleczka tylko jeszcze bardziej nadaje mu uroku. Zresztą zobaczcie same.

Noszę go na paznokciach już trzeci dzień, a końcówki są dopiero minimalnie zdarte. Taka trwałość jak najbardziej mi odpowiada. Lakier kryje właściwie już przy dwóch warstwach, choć ja wolę nałożyć na wszelki wypadek jeszcze tą trzecią, aby nie było żadnych prześwitów ani smug. Aplikuje się właściwie bez najmniejszych problemów, pędzelek jest wygodny, dozuje odpowiednią ilość lakieru, a samo wysychanie nie zajmuje dużo czasu. Zmywanie również bez zarzutów.


Lakier możemy dostać za 5,49 w drogeriach Natura. Kolory są naprawdę przepiękne, ja mam w swojej kolekcji dopiero dwa- Lavender i Vanilla, ale na tym na pewno nie koniec. Mam ochotę na jakiś róż i brąz.

!!! Przeczytałam właśnie na wizażu, że lakier ma w środku kuleczki, które zapobiegają jego gęstnieniu. Wystarczy mocno wstrząsnąć nim przed użyciem, żeby je usłyszeć. Rzeczywiście!
Wiedziałyście o tym wcześniej?


A żeby nie było tak monotematycznie, pokażę Wam jeszcze co wpadło mi w łapki przy okazji ostatniej wizyty w pobliskiej drogerii. Weszłam tylko po szampon, ale Pani była tak uprzejma, że zachęciła mnie jeszcze do kupna balsamu, który akurat był w promocji. Mam ich na stanie aktualnie chyba cztery, ten będzie piąty, ale w końcu balsam nie zając, nie ucieknie, spokojnie poczeka na swoją kolej. A z doświadczenia wiem, że mleczka Garniera naprawdę dobrze nawilżają. Szampon zresztą też jest z Garniera. Pachnie cudownie! Niestety z tego co zdążyłam zauważyć, to jest dość rzadki i co za tym idzie mało wydajny. Jednak na wystawianie oceny przyjdzie jeszcze czas.

Od lewej: Regenerujące mleczko do ciała z syropem z klonu do bardzo suchej skóry Garnier, Szampon z olejkiem z awokado i masłem shea do włosów suchych i zniszczonych Garnier.

No ale dość już tego dobrego. Dokończę jeszcze tylko oglądać serial i zabieram się za chemię. Kwasy karboksylowe, estry i tłuszcze niecierpliwie na mnie czekają. :< Do napisania Kochani!
PS. Jutro rano mam pobranie krwi, trzymajcie kciuki, oby wyniki były dobre...

26 mar 2012

Wanna, gąbka, piana, ciepła woda.

Zanim znowu na dobre pochłonie mnie cotygodniowy wir obowiązków i maturalnych przygotowań, postanowiłam skorzystać z wolnej chwili i napisać dla Was jakiś post. A mianowicie, przygotowałam krótką recenzję kokosowego żelu pod prysznic Isana, o którą prosiło mnie wiele z Was już jakiś czas temu.
Mam zamiar narobić Wam ogromnej ochoty na relaksującą kąpiel z pianą w towarzystwie smakowitego zapachu. Co Wy na to? :)

Uwielbiam wszystko co kokosowe. Począwszy od cukierków i czekolady, po wszelkiego rodzaju balsamy, masła do ciała, nie mówiąc już o perfumach, których jedną z głównych nut jest właśnie kokos. Nie muszę już chyba tłumaczyć, jakim cudem w moim koszyku podczas zakupów w Rossmannie wylądował żel Isana, tym bardziej że kosztuje zaledwie grosze.

Niewątpliwie największym plusem tego produktu jest jego zapach. Gdybym miała określić go jednym słowem, powiedziałabym- rafaello! Pachnie NIEZIEMSKO. Czasami otwieram go tylko po to, żeby poprawić sobie humor. Oprócz tego całkiem ładnie się pieni i dobrze oczyszcza skórę. Ma co prawda skłonności do wysuszania, ale balsam po kąpieli spokojnie załatwia sprawę. Nie wiem jak Wy, ale ja nie wymagam od kosmetyku za taką cenę, aby jednocześnie mył, nawilżał, a najlepiej jeszcze złuszczał. Żel to żel.
Konsystencję określiłabym jako kremową, niezbyt gęstą, przypominającą trochę mleczko, przez co produkt nie jest też jakoś bardzo wydajny, ale ja osobiście mogę mu to wybaczyć. Dużym plusem jest wygodne, plastikowe opakowanie, które mieści 300 ml i pozwala na wydobycie żelu go do końca.

Podsumowując- przepięknie pachnący kosmetyk za niewielką cenę. W promocji można go dostać nawet za 3 zł. Mógłby być co prawda odrobinę gęstszy, ale nie przeszkadza mi to na tyle, abym nie kupiła go ponownie. Chętnie wypróbuję inne wersje zapachowe- np miód i mleko, ale i do tej na sto procent jeszcze wrócę, polubiliśmy się, bez dwóch zdań. 

             Dla zainteresowanych skład:
I takim oto właśnie sposobem dobrnęliście do końca posta. Obawiam się, że na kolejny będziecie musieli trochę poczekać, pewnie nie uda mi się napisać nic przed weekendem. Nie mniej jednak ściskam Was mocno i uciekam do wanny. Wieczorem czeka mnie jeszcze randka z biologią- romansu ciąg dalszy. 
A Wam życzę miłego wieczoru i oby do piątku! :)

23 mar 2012

Wiosno, tęskniłam.

Wiosnę słyszy i czuje już chyba każdy. Nie wiem jak Wam, ale mnie strasznie brakowało słońca i ciepłego wiatru. Od razu świat wygląda inaczej. To chyba najpiękniejsza pora roku, uwielbiam, po prostu uwielbiam wiosnę.

I  mam dziś dla Was trochę inspiracji. Pożegnajmy na dobre grube swetry, odłóżmy na spód szafy szaliki i golfy, niech ustąpią miejsca pastelom, spódniczkom i lżejszym płaszczykom. I choć mówią, że zmiana butów i kurtki wiosny nie czyni, to nacieszcie oczy! To chyba jeszcze nikomu nie zaszkodziło. :)




 







Prawda, że same śliczności? :)

20 mar 2012

Wasze pytania część II- URODA i KOSMETYKI (1).

W końcu się zmobilizowałam i znalazłam chwilę żeby odpowiedzieć na drugą część Waszych pytań. Tym razem dotyczą one kosmetyków, urody i wszystkiego co z nią związane. Pytań jest tak dużo, że zastanawiam się czy nie podzielić tej kategorii jeszcze na dwie części, żeby nie wyszedł z tej notki jeden wielki tasiemiec. Ale zobaczymy jak to wyjdzie w praniu. Mam nadzieję, że nie zanudzicie się na śmierć. :)
 
Aaa i jeszcze jedno- dziękuję za wszystkie przemiłe słowa pod ostatnim postem. I za wszystkie maile! Aktualnie zalega mi ich w skrzynce chyba ze 20, ale jak tylko uwinę się z notką, to zabieram się za odpisywanie. Dobrze, że jesteście!

No ale dość już tego odbiegania od tematu, zaczynamy.

FAQ- URODA I KOSMETYKI 

Jakie kosmetyki zabrałabyś ze sobą na podróż w kosmos? Bezludna wyspa jest już oklepana, poza tym jestem ciekawa czy tam zachowywałabyś się tak samo jak tutaj, w atmosferze ziemskiej. 
 Pierwsze pytanie i już czuję się zagięta. :D Jeśli nie mam limitu, to pewnie zabrałabym ze sobą całą walizkę, żeby mieć wszystkiego po trochu. W końcu nigdy nie wiadomo co mogłoby mi się tam przydać. Choć krem do opalania chyba bym sobie podarowała.

Czy masz kosmetyk z którym nie możesz się rozstać i zawsze masz go przy sobie?
Zawsze mam ze sobą jakiś balsam do ust i najczęściej też krem do rąk. Także to chyba będą te dwa produkty. 

Jaką firmę kosmetyczną lubisz najbardziej i dlaczego?
Już kiedyś pisałam na blogu, że chyba nie mam ulubionej firmy kosmetycznej. Maybelline lubię za tusze do rzęs, Max Factor za podkłady, a Golden Rose za lakiery do paznokci. Ziaja ma świetne kremy, a Eveline balsamy. Mogłabym tak wymieniać i wymieniać i pewnie życia by mi zabrakło.

Twój absolutny kosmetyczny must have w kategorii makijaż i pielęgnacja?
Jeżeli chodzi o makijaż to bezwzględnie jest to tusz do rzęs. Mogłabym darować sobie korektor, eyeliner, a nawet podkład, ale z maskary bym nie zrezygnowała.

Ile najwięcej pieniędzy wydałaś na kosmetyk? Co to było?
Najwięcej wydaję zdecydowanie na perfumy. A ile, to zależy na jakie. Zbieram, zbieram i jak mnie już stać na wymarzony zapach, to po prostu go kupuję. Na inne kosmetyki szkoda by mi było wydać dużo pieniędzy.

Czy warto inwestować w kosmetyki? Jeśli tak, to w jakie?
Często powtarzam, że najlepsza inwestycja, to inwestycja w siebie. Dlatego myślę, że warto. Oczywiście w granicach zdrowego rozsądku. A w jakie? Powiedziałabym po prostu, że w sprawdzone.

Masz więcej kolorówki czy kosmetyków pielęgnacyjnych?
Myślę, że raczej pół na pół. Przy czym mój zbiór kosmetyków nie jest jakiś wielki. Nie mam pięciu różnych odcieni różu, ani kilku podkładów, bo zwyczajnie nigdy bym tego nie zużyła. Za to zdarza mi się chomikować produkty do pielęgnacji. W kolejce czekają na mnie aktualnie cztery balsamy i kilka żeli pod prysznic. Jestem przerażona!

Próbowałaś olejowania włosów?
Tak. Cały czas próbuję, choć ostatnio brakuje mi systematyczności, a to przecież podstawowy krok do sukcesu. Ale poprawię się! I na pewno przygotuję dla Was post na ten temat. 

Wyobrażasz sobie życie bez kosmetyków?
Gdybym musiała, to pewnie bym sobie zaczęła wyobrażać. Ale całe szczęście nie muszę. Po co rezygnować z tego, co lubimy najbardziej?

Twój sposób na trwały makijaż?
Cały czas go poszukuję!

Masz jakieś nietypowe nawyki makijażowo-urodowe?
Hmm... Chyba nie. Albo po prostu aktualnie nic nie przychodzi mi do głowy. Pomyślę jeszcze nad tym.

Jakie są Twoje kosmetyczne marzenia? 
Chciałabym mieć śliczną, białą toaletkę. Marzy mi się od dawna. Ale już niedługo! :)

Jaki kosmetyk był absolutnie największym niewypałem, z którym miałaś do czynienia? 
Było ich cała masa. Na blogu pojawił się swego czasu co prawda post z bublami, ale o ilu z nich jeszcze nie wspomniałam! Wymienić kilka? Maseczki Rival de Loop (albo nic nie robią, albo niesamowicie mnie podrażniają), krem tonujący Nivea Visage Young, wygładzająca baza pod makijaż Soraya, szampon Natei BeBeauty...

Gdybyś miała na zawsze pożegnać się z jakąś grupą kosmetyków to co by to było? Szminki, róże, tusze czy podkłady?
Jeśli mam do wyboru tylko te cztery, to pożegnałabym się z różami. Dlaczego? Bo po prostu mogę się bez nich obejść. Poza tym i tak wolę bronzery.

Jakie kosmetyki lubisz najbardziej? 
Na to pytanie też już odpowiadałam i to całkiem niedawno, przy okazji TAGu. Ale powtórzę się. Perfumy i wszelkiego rodzaju smarowidła- kremy, balsamy, masła do ciała. Mogłabym używać ich sto razy dziennie.

Jaki korektor kryjący polecasz?
Lubię korektor w słoiczku NYX (KLIK), a pod oczy używam Stay all Day 16h od Essence (KLIK).

Jaki jest Twój ulubiony podkład i tusz do rzęs? 
Na chwilę obecną jest to Revlon Color Stay i Colossal Volum Express od Maybelline

Czy pierwsze spotkanie z jakimś kosmetykiem wzbudziło w tobie tak duże emocje (pozytywne/negatywne), że umiesz sobie o tym przypomnieć właściwie natychmiast w trakcie czytania tego pytania?
Pierwsze co przychodzi mi na myśl to Carmex. Nie spodziewałam się aż takiego efektu. Zdecydowanie odkrycie tego roku, genialny produkt.

Używasz BB? Interesujesz się azjatycką pielęgnacją?
Nie używam i nie interesuję się tak szczerze powiedziawszy.

Jakich pędzli używasz do makijażu?
Nie posiadam zestawu pędzli, tylko pojedyncze do makijażu oczu, pudru i bronzera. Nic specjalnego. Ale pracuję nad tym, tata powoli mięknie.

Ile pieniędzy miesięcznie wydajesz na zakupy kosmetyczne?
To zależy, nie mam jakiejś stałej, określonej kwoty. Wszystko zależy od tego czego akurat potrzebuję, od moich zachcianek i oczywiście stanu portfela.

Co na kości policzkowe? Bronzer czy klasyczny róż?
Bronzer, jakoś lepiej się w nim czuję.

Lubisz maseczki?
Pewnie, że lubię. Miłością do nich zaraziła mnie chyba Simply. I teraz nic nie relaksuje mnie lepiej niż małe domowe SPA. Wanna pełna piany, pachnący płyn do kąpieli i właśnie maseczka na twarzy. Super sprawa.

Masz ulubione perfumy?
Mam i to nie jedne! Aktualnie znowu zakochałam się po uszy w Fantasy Britney Spears. Uwielbiam też zapach Halle Berry i Be Delicious DKNY. No i cały czas marzą mi się Fragile


Kochani i to jest dopiero połowa pytań odnośnie kosmetyków. Myślę, że jednak daruję Wam dzisiaj całość i jeszcze do tej kategorii powrócę. Wiadomo, co za dużo to niezdrowo. Tym bardziej, że nie najlepiej się czuję i marzę teraz już tylko o ciepłym łóżku.

Zobacz także:
* Wasze pytania część I- BLOG

18 mar 2012

Bo na smutki najlepsze zakupy.

Nie pomaga kakao, ani ptasie mleczko Milki, ostatnia nadzieja w zakupach- na które też nie ma dziś raczej szans (pomarzyć zawsze można!). Ale właśnie przypomniało mi się, że nie pokazywałam Wam jeszcze paru drobiazgów, które kupiłam już jakiś czas temu. Właściwie to kawał czasu temu. Swoją drogą, nie wiem jak to się stało. Wydawało mi się, że jestem ze wszystkim na bieżąco. Ale nie gniewacie się, prawda? W końcu kto nie lubi hauli kosmetycznych! To nic, że trochę spóźnionych.

Lakiery. Pierwszy trzy to przepiękne pastele, idealne na wiosnę. Ostatni może trochę mniej wpasowuje się w nadchodzącą porę roku, ale właściwie to kto powiedział, że szarości wskazane są tylko jesienią? Mnie się podoba. A Wam?
Od lewej- #Essence multi dimension #74 FALL FOR ME, My secret #147 LAVENDER i #144 VANILLA, Essence 50's Girld Reloaded #05 YOU'RE A HEART BREAKER (nosiłam go ostatnio i nawet zrobiłam zdjęcie, także niebawem będziecie mogły zobaczyć jak prezentuje się na paznokciach).

Teraz czas na kolorówkę. Po nieudanej, krótkiej przygodzie z nową maskarą Rimmela Scandaleyes, wróciłam do swojego sprawdzonego Colossala. Jak na razie nie znalazłam lepszego tuszu do rzęs, ten sprawdza się u mnie najlepiej.
Drugim produktem jest potrójny zestaw matowych cienie do powiek w neutralnych kolorach od PAESE #101. To moje trzecie podejście do kolorówki tej firmy. Miałam już podkład (ale niestety okazał się dużo za ciemny i się go pozbyłam), a także przepiękną szminkę w odcieniu #5 Sexapil. Na temat cieni nie chcę na razie mówić zbyt dużo, bo mam zamiar przygotować dla Was post o swoich ulubionych produktach do makijażu oczu i tam wspomnę o nich trochę więcej.

Post dodany jest automatycznie. Teraz pewnie leżę jeszcze w łóżku i przeskakując kanały popijam poranną kawę. Miłego dnia!


PS. Nie wiem czy zauważyłyście, ale zmieniłam trochę wystrój bloga. Pojawił się nowy nagłówek, zgodnie z Waszymi sugestiami postanowiłam wykorzystać motyw Dzwoneczka. Mam nadzieję, że Wam się podoba. :)

16 mar 2012

Krem razy dwa.

Wstępu dziś nie piszę, bo nie chcę się żalić. Próbuję nie myśleć i zająć się czymkolwiek co mi w tym niemyśleniu choć trochę pomoże.

Stąd nowa notka. Dzisiaj trochę o kremach- do twarzy i do rąk. Oba są już właściwie na wykończeniu i zanim dołączą do rzeszy zdenkowanych, postanowiłam napisać o nich coś więcej. Tym bardziej, że jeden z nich zasługuje na szczególną uwagę, a drugi... na szczególne omijanie szerokim łukiem. Zacznijmy od tego pierwszego.

Skoncentrowany krem do rąk odżywczo-wybielający Kozie Mleko Ziaja.
Znacie tego Pana? Ja do niedawna znałam jedynie wersję standardową- o TAKĄ. Znałam i lubiłam. Dlatego postanowiłam wypróbować i tą.
Wiele osób tego kremu nie lubi. Moim zdaniem trzeba umieć go docenić. Dla mnie to zdecydowanie ulubieniec mroźnych, zimowych miesięcy. Niesamowicie gęsta, treściwa konsystencja i solidne nawilżanie to największe plusy tego produktu. Używając go możecie zapomnieć o suchych skórkach i szorstkości. Pomimo tego, że jest tłusty, to wchłania się dość dobrze i szybko i pozostawia na dłoniach przyjemną warstewkę ochronną. Oczywiście nie należy przesadzać z ilością, bo w przeciwnym razie dłonie nie będą nawilżone, ale najzwyczajniej w świecie tłuste i klejące. Do tego przyjemny, nienarzucający się zapach i wygodne, poręczne opakowanie, w sam raz do torebki. W składzie ma między innymi olej z oliwek oraz masło shea i kakaowe.
Odżywia na pewno, ale czy wybiela? Nie wiem, nie mam pojęcia, problemy z przebarwieniami są mi obce. Tak czy siak zimą na pewno jeszcze do niego wrócę. Cena to około 7-8 zł za 50 ml (ale jest naprawdę bardzo wydajny).

Odżywczy krem nawilżający na dzień do cery suchej i wrażliwej Nivea Visage.
Pomimo tego, że ślicznie pachnie, ma ładne opakowanie, szybko się wchłania i w miarę dobrze nawilża, to nigdy więcej go nie kupię. Dlaczego? Bo pomimo tego, że przeznaczony jest do skóry wrażliwej, to niesamowicie mnie podrażniał i szczypał. A nie daj Boże jak dostanie się w okolice oczu. W dodatku ma skłonności do zapychania. A to go u mnie już zupełnie skreśla.
Zapłaciłam za niego bodajże 16 zł (50 ml), a za tą cenę mogłabym mieć dwa opakowania ukochanych kremów Ziaji. Dlatego temu Panu mówię już do widzenia i zostawię sobie jedynie słoiczek. Po odklejeniu tej etykiety będzie idealny na wymieszanie podkładu czy przechowywanie jakiegoś innego kosmetyku.
Nie wiem, czy tylko ja mam takie odczucia co do tego produktu? Może trafiła mi się jakaś feralna sztuka? Lubicie kremy Nivea z tej serii?

Koniecznie dajcie znać na dole co sądzicie o tych kosmetykach.
Ja postaram się napisać coś jeszcze w ten weekend, zobaczę jak będzie u mnie z czasem. Nie mniej jednak ściskam Was mocno i życzę Wam przyjemnego popołudnia i jeszcze przyjemniejszej soboty. Jeśli tylko możecie to wybierzcie się na spacer, aż grzech nie skorzystać z takiej pięknej pogody!

13 mar 2012

Szafo, otwórz się!

Zajmuję się dziś czym mogę, żeby się tylko nie uczyć. Mam strasznego lenia! Popijam gorącą czekoladę i zamiast sięgnąć po zeszyt z WOSu sięgam po laptopa. I właśnie takim oto sposobem doczekaliście (bo jak się okazało mam też czytelników płci męskiej) się w końcu posta z nowościami, które przywędrowały ostatnimi czasy do mojej szafy. A właściwie to nie tyle przywędrowały, co sama je tam przytargałam. Na wielce ambitną notkę się nie zapowiada, ale jeśli mimo to jesteście ciekawi co ta za łupy, to zachęcam do czytania. :)

 Beż + kokarda = połączenie doskonałe. O tym, że kocham jasne kolory wiecie już doskonale. Słabość do kokard też miałam chyba od zawsze, ale ostatnio silniej dała o sobie znać. A wszystko za sprawą tych dwóch bluzek. Właściwie to bluzki i sweterka.

Od lewej- Butik 39,90 zł
Reserved 49,90 zł

Na zabój zakochałam się też w rozkloszowanych sukienkach. Są urocze. Mam już w swojej kolekcji dwie, ta jest trzecia, a kolejne powinny niebawem do mnie dotrzeć. Chciałam co prawda granatową, ale nie było już rozmiaru, więc ostatecznie zdecydowałam się na szarą.

H&M 59,90 zł 

Kupiłam też nowe rurki i spódniczkę bandażową. Mama mówi, że mam ich już milion dwieście, ale co ja poradzę, że tak strasznie mi się podobają?

Tally Weijl- 119,90  zł

Tally Weijl- 49,90 zł

To jeszcze nie wszystko, ciąg dalszy nastąpi. :)

Tymczasem już uciekam, bo laptop mi się rozładowuje, a nie bardzo chce mi się wstać po ładowarkę. Mówiłam- lenistwo pełną parą. Może mnie tu teraz nie być przez kilka dni, ale wrócę, wrócę. Trzymajcie się cieplutko!

11 mar 2012

Spowiedź szczera.

Zanim na dobre pochłonie i mnie i Was cotygodniowy wir pracy, nauki i obowiązków, nadchodzący wraz z końcem każdego weekendu, zostawiam Was z jeszcze jednym postem. Dzisiaj będzie trochę bardziej prywatnie, ale spokojnie- nie odchodzimy zbyt daleko od ukochanych przez Was tematów kosmetycznych. Pora bowiem na TAG Siedem Urodowych Grzechów Głównych, który przeokropnie mi się spodobał. A więc czas na małą spowiedź, zaczynamy!

Za otagowanie pięknie dziękuję Magdzie i Ani. :*


 1. CHCIWOŚĆ
Najdroższy kosmetyk jaki kupiłaś, najtańszy jaki posiadasz?

Nie kupuję drogich kosmetyków do pielęgnacji i makijażu, w zupełności wystarczają mi te drogeryjne. Natomiast lubię inwestować w dobre perfumy. W końcu są jak drugie ubranie. Kocham słodkie, trwałe, oryginalne zapachy i nigdy nie szkoda mi na nie pieniędzy. Ale jeżeli miałabym zapłacić tyle za chociażby krem to chyba pękło by mi serce. 
Najtańszy kosmetyk jaki posiadam? Tutaj chyba nie wymyślę nic nowego, są to na pewno lakiery do paznokci. Kupuję je wręcz nałogowo, dlatego nie mogą być drogie.


2. GNIEW
Których kosmetyków nienawidzisz, a które uwielbiasz? Jaki kosmetyk był najtrudniejszy do zdobycia? 

Oprócz perfum i  lakierów do paznokci kocham wszelkiego rodzaju mazidła- balsamy, kremy, masła do ciała. Mogłabym używać ich milion razy dziennie. 
Nienawidzę natomiast kolorówki z milionem błyszczących drobinek i maskar, które sklejają rzęsy. 
Kosmetyk najtrudniejszy do zdobycia... Chyba paletka cieni Hean. Gdyby nie wymianka z Zoilą, to pewnie nigdy bym jej nie miała.


3. OBŻARSTWO
Jakie produkty są Twoim zdaniem najpyszniejsze?

Wszystkie, które pachną słodko! Uwielbiam zapach wanilii, kokosa, karmelu, cynamonu, czekolady, truskawek z bitą śmietaną i mleka z miodem. Mniam!


 4. LENISTWO
Których kosmetyków nie używasz z lenistwa? 

Szczerze powiedziawszy nic nie przychodzi mi do głowy. Czasami, gdy jestem zmęczona zdarza mi się zapomnieć o kremie do stóp albo peelingu, ale to naprawdę sporadycznie, a nie jakoś nagminnie.

5. DUMA
Który kosmetyk daje Ci najwięcej pewności siebie?

Perfumy, zdecydowanie. Uwielbiam ładnie pachnieć. 


6. POŻĄDANIE
Jakie atrybuty uważasz za najatrakcyjniejsze u płci przeciwnej?

Pytanie moim zdaniem trochę bez sensu, bo nijak się ma do urody. Ale na pewno jest to wzrost, zapach i dłonie. Mam jakiegoś hopla na ich punkcie. Pewnie dlatego, że moje są wiecznie zimne. 


7. ZAZDROŚĆ
Jakie kosmetyki lubisz dostawać w prezencie?

Wszystkie! Jeszcze się nie zdarzyło, żebym dostała kosmetyk, który by mi się nie spodobał, albo mnie nie ucieszył. Najczęściej dostaję chyba balsamy i żele pod prysznic, a to przecież zawsze się przydaje.

Jako, że odpowiadam na ten TAG chyba już jako ostatnia, to pozwolę sobie nie przekazywać pałeczki dalej. Jeśli natomiast któraś z Was jeszcze nie brała udziału w zabawie, a ma na to ochotę, to może czuć się przeze mnie wyróżniona. :)

Ściskam Was mocno, trzymajcie się i korzystajcie ile się da z wolnego popołudnia.
Buziaki! :*

10 mar 2012

Mały cudotwórca.

Cholernie nie lubię mieć przerw w blogowaniu. Ale mam. Jest wena, są nowe kosmetyki, ale za to z czasem jest spory problem. Taki mianowicie, że go brakuje. Ale jeszcze dwa miesiące i będzie mnie tu więcej. Obiecuję!

Tymczasem przybywam do Was z recenzją jednego z moich ulubieńców ostatnich tygodni. To prawdziwy mały cudotwórca i ...  pogromca cieni. Dosłownie! Jesteście ciekawe o czym mowa? :)

Nie trzymam Was już dłużej w niepewności. Bohaterem dzisiejszego posta jest pewnie niektórym z Was dobrze znany, korektor Stay All Day 16h Essence [7 ml]. Wrzuciłam go do koszyka, bo szukałam czegoś lekkiego, rozświetlającego pod oczy. Mój ukochany korektor w słoiczku NYX (KLIK) jest jednak trochę zbyt treściwy i zbyt ciężki na tę partię twarzy. A Stay All Day przykuł moją uwagę nie tylko niską cenę, ale też wygodnym aplikatorem i jasnym odcieniem.

Posiadam bowiem odcień #10 Natural Beige. Szczerze powiedziawszy gdy go kupowałam, to nawet nie zwróciłam uwagi na ten numerek pod spodem, nie wiedziałam w ilu wersjach kolorystycznych korektor występuję. Wzięłam najjaśniejszy na oko.
Dopiero teraz doczytałam, że wersję są dwie- jedna w tonie żółtym, a druga różowym. Wybrałam chyba jednak tą pierwszą. Ma się ten zmysł. :)


Teraz może trochę o działaniu. Ja korektora używam wyłącznie pod oczy. Podejrzewam, że z większymi niedoskonałościami raczej by sobie nie poradził. Ale od tego mam swojego NYXa.
Nakładam go kropeczkami i nie rozcieram, tylko delikatnie wklepuję w skórę. Konsystencja jest idealna, dzięki czemu nie ma najmniejszych problemów z aplikacją. Ułatwia ją też jak już wcześniej pisałam- wygodny aplikator z gąbeczką. Podobny do tych, które możemy znaleźć w błyszczykach.

Korektor szybko się wchłania i idealnie dopasowuje do odcienia skóry. Z moimi cieniami radzi sobie naprawdę dobrze. Ładnie je kryje i sprawia, że nie rzucają się w oczy, delikatnie odświeża spojrzenie. A przy tym jest lekki i nie zbiera się w zmarszczkach i załamaniach powieki. Duży plus za to, że nie wysusza okolic oczu i nie podrażnia wrażliwej skóry.
Jeżeli chodzi o trwałość, to producent chyba trochę przesadził z tymi szesnastoma godzinami. Który kosmetyk za ok. 10 zł pozostanie w nienaruszonym stanie przez połowę doby? Żaden. Ale z drugiej strony na tą trwałość nie można też narzekać. U mnie, po odpowiednim nałożeniu i przypudrowaniu korektor utrzymuje się właściwie przez cały dzień, przeważnie nie wymaga poprawek.

 Podsumowując, ja jestem z tego produktu naprawdę zadowolona. Radzi sobie z tym na czym mi zależało- zakrywa cienie pod oczami. A przy tym jest lekki i utrzymuje się przez większą część dnia. W dodatku dostępny w niskiej cenie. Essence po raz kolejny mnie nie zawiodło.  

A Wy znacie ten produkt? Lubicie? A może znacie inne korektory godne polecenia? Podyskutujmy!

*** 


A jak tam Wasz Dzień Kobiet? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...