31 mar 2013

Wesołych Świąt!



Wesołych Świąt Kochani!
Spędźcie je tak jak lubicie, w cudownej, rodzinnej atmosferze.
Zajadajcie się czekoladowymi łakociami, odpoczywajcie i ładujcie akumulatorki!

Wszystkiego dobrego i dużo uśmiechu na co dzień! :)


29 mar 2013

Projekt DENKO- marzec '13.

Do końca marca pozostała jeszcze co prawda chwila czasu, ale jako, że nie zapowiada się aby mój zbiór pustych opakowań z tego miesiąca  powiększył się w przeciągu najbliższych dni o jakiś nowy egzeplarz, już teraz przychodzę do Was z projektem DENKO. Bez zbędnego odbiegania od tematu, od razu zaczynamy!


Na pierwszy ogień szampony do włosów, w marcu zużyłam aż dwa:


Novoxidyl przeciw wypadaniu włosów- z moim problemem sobie nie radzi, ale tak jak napisałam Wam w ostatnimi haulu kosmetycznym- przynajmniej go nie potęguję, dlatego go odkupuję i używam.
Ma dość gęstą konsystencję, zapach typowy dla aptecznych szamponów, dobrze się pieni, dobrze oczyszcza i właściwie nie mam mu nic do zarzucenia, oprócz tego, że nie ani nie zwalcza, ani nie hamuje wypadania włosów.

Szampon do włosów tłustych Herbapol- bardzo fajny szampon, niedrogi, kupiłam 3 opakowania na DOZie i wszystkie praktycznie zużyłam. Polecam dziewczynom, które mają problem z łojotokiem i szukają czegoś ziołowego, oczyszczającego. Nie przesusza włosów, ślicznie pachnie i ładnie się pieni.


Oliwkowy płyn micelarny Ziaja- moje odkrycie roku, razem z płynem micelarnym z Biedronki stanowią świetny zamiennik dla mojego dotychczasowego ulubieńca z Perfecty. Płyn kosztuje około 8 zł, dobrze radzi sobie z makijażem oczu, nie podrażnia ich i jest dość wydajny. Kiedy nie po drodze mi do Biedronki kupuję właśnie ten. :)

Żel micelarny BeBeauty- mój ulubieniec, idealny pod każdym względem, nie wiem które to już opakowanie. :) Recenzję tego produktu znajdziecie TUTAJ.


Kawowy suflet do ciała Farmona- bardzo się polubiliśmy. :) Recenzowałam go w ostatnim poście, zainteresowanych odsyłam TUTAJ.


Woda toaletowa Ocean Fun- kupiłam je, bo polecała je Ola jako odpowiednik Escady Pacific Paradise. Zapach słodki, cukierkowy i o dziwo bardzo trwały! A kosztuję mniej niż 15 zł w Rossmannie. Polecam powąchać! :)

Antyperspirant Nivea Pure&Naural- lubię te antyperspiranty w kulce, wracam do nich właściwie za każdym razem zmieniając tylko wersje zapachowe. Dobrze się u mnie spisują. :)


Krem do cery wrażliwej i naczynkowej Rilastil- jak dla mnie genialny krem, zużyłam do ostatniej kropli i mam w planach ponowny zakup. Jeśli jesteście zainteresowane recenzją tego produktu, to znajdziecie ją w TYM poście.

Pomadka Nivea Hydro Care- nie tak dobra jak wersja oliwkowa, choć z drugiej strony nie też jakaś najgorsza. Raczej do niej nie wrócę, testowałam już lepsze produkty do pielęgnacji ust. Plus za ładny, delikatny zapach.

Korektor Stay Naturel Essence (napisy na opakowaniu całkowicie się wytarły)- moim zdaniem bubel... Nie radzi sobie z cieniami pod oczami, jest mało wydajny, w dodatku fatalnie trafiłam z kolorem (#4 drugi w kolejności z najjaśniejszych). Wypada zdecydowanie dużo słabiej niż Stay All Day 16h (KLIK). Chciałam spróbować czegoś nowego i mam za swoje. Na pewno nie kupię go ponownie, jednak opakowanie sobie zostawiam, bo mam zamiar przygotować dla Was post z bublami kosmetycznymi, na które natrafiłam w ostatnim czasie.

Jeśli chodzi o moje marcowe zużycia to już wszystko. A jak tam Wasze denkowanie w tym miesiącu? Pochwalicie się? :)

***

Wypadałoby zrobić na blogu mały porządek, odświeżyć wygląd i wprowadzić zmiany, które planuję już i planuję, ale czasu cały czas brak. :( Mam nadzieję, że sukcesywnie, po trochu uda mi się osiągnąć zamierzony efekt i uprzyjemnić Wam przebywanie tutaj. :)

Tymczasem- miłego dnia! Wesołych Świąt będę życzyć Wam jutro. :)

23 mar 2013

Kawowe smakołyki bez kalorii.

Między obiadem, a popołudniową nauką znalazłam dosłownie chwilę czasu i postanowiłam wykorzystać ją na napisanie nowego posta. Dzisiaj coś dla tych, którzy odczuwali ostatnimi czasy deficyt recenzji na moim blogu- podzielę się z Wami swoją opinią na temat produktów firmy Farmona, które miałam przyjemność testować. 

Peelingujący żel pod prysznic i suflet do ciała pochodzą z serii słodkie cappuccino i tiramisu i jak się pewnie domyślacie-pachną nieziemsko. Żałuję, że nie jesteście w stanie tego zapachu poczuć! Jest niesamowicie słodki, jednocześnie trochę gorzkawy, jadalny i zastępuje ochotę na coś słodkiego.  Do tego dość długo utrzymuje się na skórze. :)

Zacznijmy od żelu.


Ma dość rzadką konsystencję i zawiera drobne, peelingujące drobinki, ale nie jest żadnym mocnym zdzierakiem, a raczej delikatnym produktem do użytku codziennego. Bardzo delikatnie złuszcza naskórek, przy codziennym stosowaniu ładnie zmiękcza i wygładza skórę, bardzo fajnie sprawdza się szczególnie przed depilacją.
Ja ze względu na naczynka na udach unikam mocnym peelingów, dlatego ten sprawdza się u mnie w sam raz i na pewno odkupię go ponownie. 


Produkt znalazł się w moich ulubieńcach stycznia i lutego, używałam go z największą przyjemnością, szczególnie kiedy chciałam się zrelaksować, albo kiedy humor średnio dopisywał.


Jeśli chodzi o kawowy suflet do ciała, to potrafię go otworzyć i wąchać dla samej przyjemności. Nie jest to jednak produkt jakoś szczególnie nawilżający- w składzie króluje parafina i choć znajdziemy tam też masło shea, olej kokosowy, ekstrakt z nasion kawy, proteiny mleka, laktozę, panthenol i alantoinę to polecałabym go raczej posiadaczkom skóry niewymagającej. 
Suflet ma lekką, trochę żelowo-galaretowatą konsystencję, łatwo i szybko się rozprowadza, a jeszcze szybciej wchłania i nie pozostawia na skórze tłustej warstwy. Zapach utrzymuje się natomiast naprawdę długo, czuć go jeszcze następnego dnia, nie wspominając już o tym,  że pachnie nim nie tylko ciało, ale i piżamy czy pościel. 
Plus za odkręcane opakowanie, które pozwala zużyć kosmetyk do końca bez konieczności przecinania. 


Podsumowując: Żel polecam dziewczynom, które potrzebują czegoś delikatnie złuszczającego na co dzień, fanki mocno zdzierających peelingów powinny poszukać natomiast czegoś innego. 
Masełko do ciała to z kolei świetny "umilacz po kąpielowy", bez specjalnych właściwości pielęgnacyjnych, coś dla tych, którzy kochają słodkie, jadalne zapachy i lubią się nimi rozpieszczać.

Znacie te produkty, miałyście okazję ich używać? Jeśli tak to koniecznie podzielcie się swoją opinią! :)

Miłego weekendu! 

20 mar 2013

Lista zakupów: marzec.

Kiedy kolejny raz z rzędu zostawiłam w Rossmannie więcej niż planowałam i prawdę mówiąc- dużo za dużo, doszłam do wniosku (lepiej późno niż wcale) że najwyższy czas zacząć wymagać od siebie trochę więcej samodyscypliny jeśli chodzi o wydawanie pieniędzy na kosmetyki i planować wcześniej swoje kosmetyczne wydatki.

Od teraz zamierzam co miesiąc robić listę produktów, które właśnie mi się kończą, których naprawdę potrzebuję i zacząć się jej trzymać. Po co? Żeby mieć większą kontrolę nad tym co kupuję, nie chomikować zapasów, nie ulegać wszystkim możliwym promocjom i w końcu trochę zaoszczędzić.

Listę zakupów na marzec przygotowałam już na początku zeszłego tygodnia...


... i przyznam Wam się szczerze, że choć dzisiaj dopiero 20-ty, to nie do końca udało mi się wytrwać w swoim postanowieniu. Usprawiedliwia mnie (albo i nie?) gorszy humor, który towarzyszy mi w ostatnich dniach i czymś musiałam go sobie poprawić.
Marzec się jednak jeszcze nie skończył, dlatego wstrzymam się na razie z haulem zakupowym, potrzymam Was trochę w niepewności i wrócę do tego tematu za jakiś czas. :)

Jestem strasznie ciekawa jak jest z Wami- planujecie wcześniej swoje wydatki? Czy nie musicie tego robić, bo robicie zakupy z głową na karku? A może całkowicie uderzył Wam do głowy zakupoholizm? Dajcie znać w komentarzach! :)


Ja zjadam spóźnione śniadanie, bo od piątej jestem na nogach, robię sobie pół godziny z YT, a potem uciekam do nauki i na zajęcia. Trzymajcie się!

16 mar 2013

Co nosi Sonnaille? (2)

Ostatnie dni znów przypomniały nam co to znaczy minusowa temperatura za oknem, a w gratisie- przemarznięte palce, stopy i uszy. Zima odchodzi (miejmy nadzieję!) w wielkim stylu.

Jako rasowy zmarzlak  kiedy jest chłodno (a w dodatku jeszcze się spieszę) wskakuję w pierwszy lepszy sweter, może być i beżowy pożyczony od siostry. Bardzo lubię połączenie beżu i czerni, dobrze się w nim czuję.
Torebkę kupiłam na allegro, służy mi już drugi rok i cały czas ma się nieźle. Jest pakowna i wygodna, plus za długi pasek, który jest niezastąpiony kiedy dźwiga się w torbie pół świata.
Bransoletkę dorwałam na housowej promocji, a nad rurkami rozwodzić się nie warto- zwykłe, czarne, kupione naprawdę za grosze.


Sweter- Reserved
Torebka- Atmosphere (pokazywałam ją TU)
Czarne rurki- no name
Bransoletka- House

Zdjęcia z butami aparat mi nie zapisał :( Ale możecie zobaczyć je w TYM poście.

Podoba się Wam, nie podoba? Też nie rozstajecie się ostatnio z ciepłymi swetrami, czy na przekór zimie wybieracie już lżejsze, wiosenne ciuchy? 

Miłego weekendu! Ja od rana ślęczę już nad książkami, Kasia i dwa dni kontra botanika i ponad sto dwadzieścia stron, ale chyba dam radę co? :)

ZOBACZ TAKŻE:

12 mar 2013

W połowie marca o zakupach z lutego.

Po bezproduktywnym weekendzie i poniedziałku zapraszam Was dzisiaj na małą prezentację produktów, które trafiły na moją łazienkową półkę w lutym. Post pojawia się z ogromnym opóźnieniem, ale mam nadzieję że mimo to przypadnie Wam do gustu.

W lutym kupiłam trzy szampony, w tym jeden nieobecny na zdjęciu, bo zostawiłam go w domu, a mowa o
  • Szamponie RADICAL do włosów wypadających i osłabionych- nie oczekiwałam od niego cudów, chciałam po prostu żeby dobrze oczyszczał, ale niestety po trzech użyciach wyrządził mi więcej szkody niż pożytku- przyczynił się do tego, że powrócił mi cholerny łupież, z którym walczę już i walczę i zwalczyć go nie mogę... 

  • Novoxidyl przeciw wypadaniu włosów- to już moja druga buteleczka tego szamponu. Na wypadanie nie pomaga, ale przynajmniej go nie potęguje, dlatego go używam. Kupiłam w aptece za około 30 zł. Używałam jeszcze toniku z tej serii (który się u mnie totalnie nie sprawdził), jeśli chcecie to mogę przygotować dla Was osobny post o tych produktach. Dajcie znać!
  • Joanna Naturia z pokrzywą i zieloną herbatą do włosów przetłuszczających się i normalnych- zbiera dobre opinie na wizażu, według mnie fajnie oczyszcza, ale nie mogę nic więcej powiedzieć na jego temat, bo jak widzicie po zdjęciu- użyłam go dosłownie dwa razy i odstawiłam z powodu łupieżu...
  • Peeling enzymatyczny Ziaja Nuno- postanowiłam porzucić peelingi mechaniczne i przerzucić się na coś delikatniejszego ze względu na moje naczynka. Ten ma całkiem fajne oceny na wizażu, w dodatku nie jest drogi, więc skusiłam się i póki co jestem cały czas w fazie testów. Za jakiś czas opowiem Wam o nim więcej. 
  • Antyperspirant Energy fresh Nivea z trawą cytrynową- ślicznie pachnie, jest wydajny, niedrogi i po prostu spełnia swoje zadanie.  
  •  Żel pod prysznic Sweet Fantasy Joanna wersja czekoladowa
  •  Żel pod prysznic Sweet Fantasy Joanna wersja kokosowa - została w domu i również nie załapała się na zdjęcie. 
Obie kupione w Biedronce, do kompletu brakuje tylko waniliowej, niestety już nie ma ich już w ofercie, ale widziałam w SuperPharm, także na pewno się zaopatrzę.
Póki co zużywam wersję kokosową i jestem z niej zadowolona, bo cudnie pachnie, choć trzeba przyznać, że żadnych właściwości pielęgnacyjnych nie ma (ale ja ich też od żelu pod prysznic nie oczekuję). Plus za wygodne opakowanie z pompką. 


Na koniec prezent od mamy ze Starej Mydlarni:
  • Płyn do kąpieli Pomarańcza i Wanilia
  • Mydło do rąk Mango i Marakuja
Oba produkty pachną obłędnie i aż żal ich używać! Do kompletu dostałam też woski YC, ale o nich wspomnę Wam przy okazji notki z nowościami niekosmetycznymi, którą mam w planach. 

Na dziś natomiast to już wszystko.
Kończąc, chciałam jeszcze tylko przeprosić Was za moją rzadszą obecność na blogu w najbliższych dniach, mam aktualnie koszmarny czas, w każdym możliwym tego słowa znaczeniu.
Mam nadzieję, że zrozumiecie i że mimo wszystko będziecie wyczekiwać nowych postów, które będą pojawiać się o ile tylko czas, siły i nastrój pozwolą.

Ściskam Was mocno i pozdrawiam!

8 mar 2013

Sonnaille w kuchni- makaron z brokułami.

Na blogi kulinarne zaglądam ostatnio równie chętnie co na kosmetyczne. Kilka dni temu wypatrzyłam fajny przepis, nieco go zmodyfikowałam i mam zamiar podzielić się dziś z Wami pomysłem na obiad/kolację dla wszystkich makaronożernych. :) Jak zwykle będzie szybko i bardzo prosto!


Makaron jest bardzo sycący, ładnie wygląda na talerzu i jest to fajna propozycja szczególnie na piątek, bo to danie całkowicie postne. Mam nadzieję, że skorzystacie i że będzie smakować! Dzień kobiet jest fajną okazją żeby poszaleć trochę w kuchni. :)

SKŁADNIKI:
  • Makaron penne
  • Serek śmietankowy Hochland (polecam ten, bo słyszałam że nie wszystkie się rozpuszczają) - 1 szt na dwie osoby
  • Kilka łyżek śmietany 12% do sałatek, sosów
  • Kostka żółtego sera albo starty parmezan
  • 1 brokuł 
  • przyprawy według uznania, ja użyłam akurat oregano, soli i pieprzu

PRZYGOTOWANIE:
  • Brokuły kroimy, wrzucamy do osolonego wrzątku i gotujemy ok. 8 minut
  • W tym samym czasie, w osobnym garnku gotujemy makaron (ja zawsze dodaję do gotującej się wody łyżkę oleju, żeby makaron się nie posklejał i trochę vegety dla smaku)
  • Roztapiamy serek śmietankowy, dodajemy kilka łyżeczek śmietany, doprawiamy, wrzucamy trochę startego sera, mieszamy
i prawie gotowe :)
Wystarczy odcedzić makaron, polać go sosem,dodać brokuły, posypać oregano i startym serem i możemy się zajadać. :)


Następnym razem wzbogacę całe danie o kawałki piersi w kurczaka, też powinno smakować pysznie.

Dajcie znać czy jadłyście podobną wersję, jeśli nie to czy spróbujecie. :)

Ściskam Was i do napisania niebawem, tym razem już w typowo kosmetycznym poście. Buziaki!

ZOBACZ TAKŻE:
* Sałatka z zupek chińskich.
* Ciasto 3bit.
* Domowa szarlotka.

6 mar 2013

Nowa seria na blogu!

Witam Was serdecznie!

Przyszedł mi wczoraj do głowy pewien pomysł- pomyślałam, że wraz z nadejściem wiosny fajnie byłoby zrobić na blogu taką nową serię postów, w których pokazywałam bym Wam swoje codzienne stylizacje.
Nie mam niestety osobistego "operatora kamery", więc póki co będę musiała zadowolić siebie i Was samowyzwalaczem i zdjęciami sprzed lustra, ale kto wie, może za jakiś czas postaram się o przyjemniejsze dla oka tło i zdjęcia. :)


Chciałam zaznaczyć, że nie będą to żadne wyszukane zestawy, chcę Wam po prostu pokazać co noszę na co dzień, bo wiem że duża część z Was jest zainteresowanych tym tematem. Przy okazji będziecie mogły obejrzeć nowości z mojej szafy, o których często zapominam na bieżąco Wam wspominać, czy poczytać o moich ciuchowych polowaniach. 

To zaczynamy, mam nadzieję, że post (jak i następne z tej serii) przypadną Wam do gustu!

Kliknij aby powiększyć
Marynarka- Stradivarius 
Jeansowe rurki- Tally-Weijl
Buty- H&M
Torebka- Mizensa etorebka.pl (5% kod rabatowy: 8b49ff1d)
T-shirt- Butik

T-shirt z wąsami  to jeden z moich ostatnich zakupów, o którym pisałam Wam w poprzednim poście (KLIK). Zdecydowanie zaliczam go do udanych. Nie dość, że strasznie mi się podoba, to jeszcze zbiera same komplementy i tak naprawdę tworzy cały strój. Można go nosić w różnych połączeniach, dzisiaj akurat zestawiłam go ze zwykłymi rurkami i czarną marynarką. Do tego ulubiona torebka, z którą praktycznie się nie rozstaję i buty za kostkę, za którymi tęskniłam całą zimę.
Wracając jeszcze na chwilę do T-shirtu- kupiłam go za 39,90 zł i to właściwie zupełnie przypadkiem, bo do tej pory Butik omijałam raczej szerokim łukiem. Zdecydowanie muszę zacząć tam zaglądać! Przynajmniej od czasu do czasu. :)

Dajcie znać co sądzicie o moim pomyśle no i oczywiście czy któryś z elementów dzisiejszego stroju przypadł Wam do gustu. Czekam na Wasze komentarze i życzę miłego dnia. Buziaki!

Zobacz także:
* Czerpiąc przyjemność z zakupów. 

4 mar 2013

Czerpiąc przyjemność z zakupów.

Mimo, że centrum handlowe mam dosłownie pod nosem, ostatnio rzadko kiedy wychodziłam na zakupy, a jeśli już wychodziłam to i tak wracałam z pustymi rękami. Albo nic nie przykuwało mojej uwagi, albo przykuwało, ale tylko do momentu wejścia do przymierzalni- w zderzeniu z rzeczywistością stwierdzałam zazwyczaj, że wyglądam beznadziejnie, łapałam doła i wracałam do domu jeszcze bardziej wkurzona niż z niego wyszłam.

W ostatnim tygodniu znowu poczułam jednak co to znaczy czerpać radość z zakupów i odsuwając na bok kompleksy, zaczęłam cieszyć się buszowaniem po sklepach. Efekt? W końcu udało mi się zaopatrzyć w kilka nowości. Mało tego- cały czas czuję niedosyt i planuję kolejne ciuchowe polowania, oczywiście o ile czas mi na to pozwoli. :)

Oto co przywędrowało do mojej szafy:

Sukienka co prawda nowym nabytkiem nie jest, bo kupiłam ją już dawno, ale z racji tego, że jeszcze ani razu nie miałam jej na sobie i nie urwałam od niej metki, bo czekała na wiosnę, postanowiłam Wam ją pokazać. :) 

Bydgoszczankom niesamowicie polecam outlet Vero Mody na ulicy Gdańskiej, nie wiem czemu dopiero teraz go odkryłam, można tam znaleźć naprawdę genialne rzeczy w dużo niższych cenach! Za rurki zapłaciłam niecałe 40 zł, podczas gdy w Vero Modzie kosztowały wcześniej 170 zł. :) Są naprawdę genialnej jakości i bardzo wygodnie się noszą. Zajrzyjcie koniecznie!

Dodatki i akcesoria pokażę Wam w osobnym poście, bo jeśli o nie chodzi, to nie zakończyłam jeszcze swoich zakupów. :)

Przykuło coś Waszą uwagę? 

2 mar 2013

Denko- zużycia lutego.

Wiem, wiem- obiecałam Wam dodać ten post wczoraj, ale uwierzcie mi na słowo- po prostu nie miałam  siły. Mam za sobą ciężki tydzień, a kolejny wcale nie będzie łatwiejszy. Nie mniej jednak staram się nie popaść w  końcowozimową depresję i dzielnie witam marzec. Zarywam wieczory (przeklinając chwilami swoje studia), wcześnie zwlekam się z łóżka, wypijam w pośpiechu kawę, a potem uśmiecham się pod nosem i cieszę ze słońca, które w tym tygodniu końcu do nas zawitało. Od czasu do czasu pozwalam sobie nawet na "małe" przyjemności, ale o nich dopiero w następnym poście.

Dzisiaj projekt DENKO. Jeśli jesteście ciekawe co udało mi się zużyć w minionym miesiącu, to oczywiście zapraszam do czytania. :)


W lutowym zużyciach króluje Isana i Ziaja, w gruncie rzeczy jedne z moich ulubionych tańszych firm drogeryjnych. Znalazł się też mój KWC z biedronki i jeden odludek z Perfecty, od którego może zacznę.


Maseczka głęboko nawilżająca z sokiem aloesowym i kwiatem pomarańczy Perfecta

Nałożona dość grubą warstwą na twarz wystarczyła mi na trzy użycia. Co mogę o niej powiedzieć? Przede wszystkim spełnia swoje podstawowe zadanie- nawilża. Ja nakładam ją zawsze na noc, na około 15-20 minut, a później za radą producenta nie zmywam jej tylko delikatnie wklepuję w twarz. Rano cera wygląda zdecydowanie lepiej, jest gładsza i rzeczywiście nawilżona. Nie jest to co prawda jakiś wielki efekt wow, ale jak dla mnie zupełnie wystarczający. Plus za przyjemny zapach i za to, maseczka mnie nie podrażniła i nie uczuliła, co dość często mi się zdarza. Na pewno zaopatrzę się w kolejne saszetki. 


Płyn micelarny BeBeauty 

Pojawił się w moich ulubieńcach ostatnich dwóch miesięcy (KLIK). Jest niedrogi i naprawdę godny uwagi! Jeśli chcecie przeczytać o nim więcej to odsyłam do poprzedniego posta, za jakiś czas pojawi się też pewnie osobna recenzja. :) 

Płyn micelarny Ziaja Ulga

Jak dla mnie bubel... Według producenta przeznaczony do skóry wrażliwej, a okropnie, naprawdę okropnie podrażniał mi oczy. Ostatecznie zużyłam go do demakijażu twarzy, zastępował mi też czasem tonik, bo do oczu po prostu po prostu nie byłam w stanie go używać  Nie zmywał też makijażu jakoś specjalnie. Ze swoje strony- odradzam. Polecam natomiast wersję oliwkową micela Ziaji, jest naprawdę fajna.


Krem Kozie Mleko (1 nawilżanie) Ziaja

To, że wracam do niego za każdym razem kiedy wykończę słoiczek, mówi chyba samo za siebie. :) Recenzja TU


Tonik BIOalesowy Ziaja

Podobnie jak w przypadku kremu- nie jestem w stanie zliczyć ile opakowań tego produktu już zużyłam. W pełni spełnia moje oczekiwania i nie zamierzam szukać droższego odpowiednika.

Krem do rąk z kwiatem pomarańczy ISANA

Po genialnej wersji migdałowej spodziewałam się od Isany czegoś więcej sięgając po ten krem. Niestety się zawiodłam. Konsystencja rzadsza, nawilżenie słabsze i krótkotrwałe, do tego zapach niezbyt przyjemny (ziołowy?). Na plus przemawia natomiast cena. Nie jest to jakiś zły produkt, ale w porównaniu do poprzedniej edycji limitowanej wypada po prostu słabiej.  Odkupić go nie odkupię, ale chętnie wypróbuję wersję z mocznikiem, wiele dziewczyn ją poleca.


Żel pod prysznic z żurawiną i białą herbatą ISANA (edycja limitowana)

Kupiłam go jakoś w okresie świąt i tak jak ze wszystkich żeli tej firmy i z tego byłam zadowolona. Ładnie się pieni, jest wydajny, niedrogi i nie przesusza skóry. Zapach ciekawy, przyjemny, może nie do końca w moim guście, bo bardziej kwaśny niż słodki, ale był fajną odmianą od wszystkiego co czekoladowo-waniliowo-kokosowe. Jestem na tak. :)


I na koniec wisienka na torcie czyli Krem do ciała z masłem Shea i kakao ISANA 

Pokochałam ten produkt od pierwszego użycia, do tego stopnia że znalazł się w moich ulubieńcach nie tylko któregoś z poprzednich miesięcy, ale i całego roku. 
Niesamowita wydajność + genialny zapach + fajny skład (brak parafiny) + dobre właściwości nawilżające = 5+ 
Jest to takie prawdziwe  mazidło do ciała, które dość długo się wchłania i pozostawia na skórze lekką warstewkę, a ja zimą potrzebuję dokładnie czegoś takiego!
Pod koniec opakowania (pół litrowego dodajmy) już trochę mi się ten krem "przejadł", ale za jakiś czas na pewno do niego wrócę. Świetny produkt, ISANA spisała się na medal. :) 


I to już cała lista moich lutowych zużyć. Może nie jest tego jakoś szalenie wiele, ale biorąc pod uwagę że luty miał tylko 28 dni, jestem z siebie całkiem zadowolona. A jak tam Wasze zużycia? Pochwalicie się? :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...