30 paź 2011

Miszmasz, czyli o wszystkim po trochu.

Namnożyłosię ostatnio spraw, o których wypadałoby wspomnieć. Tyle się dzieje. To niewiarygodne jak wiele może się wydarzyć w przeciągu tygodnia, jak dużo daje jedno wspólnie spędzone popołudnie. Ja po wczorajszym potrafię płakać ze szcześcia, uśmiechać się z byle powodu i  zupełnie nie straszne mi krzyżówki genetyczne czy termodynamika. Tego właśnie potrzebowałam. Wychodzi na to, że nie tylko zakupy są lekiem na całe zło. :)
Ale dość tego paplania. Gadam od rzeczy i odnoszę wrażenie, że nie warto tego upubliczniać. Przejdźmy do sedna.

Po pierwsze, wygrane w rozdaniach. Piękność Dnia spełnia marzenia. Perfumy Ring My Bella firmy Benefit są cudownym uzupełnieniem mojego niewielkiego zbiorku. Na razie tylko od czasu do czasu pozwalam sobie na przyjemność ich używania. Muszą poczekać, będą idealne wczesną wiosną.


Odkopane, bo niezapomniane. Jeszcze w wakacje udało mi się zgarnąć te cudowności u góry. A wśród nich między innymi przepiękna, czerwona szminka Paese i ukochany miętowy lakier essence, o którym pisałam TUTAJ. A do tego masa próbek, dzięki którym miałam okazję zakochać się w serum wzmacniającym Biovaxu, super sprawa. Na pewno zainwestuję w pełnowymiarowe opakowanie. :)

Po drugie, współprace. Kiedy otrzymałam maila od Pani Beaty z propozycją przetestowania kosmetyków włoskiej firmy firmy Istituto Ganassini, zgodziłam się bez wachania. Otrzymałam kurację przeciwtrądzikową oraz emulsję i żel oczyszczający. Produkty pochodzą z serii Bioclin Acnelia, są przeznaczone do cery z niedoskonałościami i można je dostać wyłącznie w sklepie internetowym: www.sklep.ganassini.pl Tam też znajdziecie więcej informacji na ich temat, zachęcam do lektury.
Pierwsze testy już rozpoczęte, jednak na recenzje będzie trzeba jeszcze trochę poczekać. A więc cierpliwości!

Drugą współpracą jaką podjęłam ostatnimi czasy, dzięki uprzejmości Pani Anny, jest współpraca z wszystkim dobrze znaną firmą Vipera. Do testów otrzymałam prasowany, rozświetlający puder z drobinkiami- #504, zielony cień do powiek POCKET o perłowym wykończeniu i szminkę w odcieniu #14. Na pierwszy rzut oka, produkty wyglądają naprawdę zachęcająco. Niebawem zabieram się za testowanie, zobaczymy co z niego wyniknie. :) Więcej informacji o samej firmie, jak i oferowanych przez nią produktach, możecie przeczytać na jej stronie internetowej. Zapraszam.

Po trzecie, szykuję dla Was małą niespodziankę. Zamierzam odrobinę umilić Wam te pochmurne, jesienne dni. Czy się uda? Zobaczymy. Na razie nic więcej na ten temat nie mówię, potrzymam Was trochę w niepewności!

Na dzisiaj to chyba tyle, życzę Wam udanej niedzieli i znikam. Buziaki! :*

27 paź 2011

Zimno, zimno, coraz zimniej.

Jesień zadomowiła się już na dobre, tylko patrzeć kiedy pojawią się poranne przymrozki. Pogodynki straszą, a tu nie ma się czego bać. Wystarczy para ciepłych ramion i jesień przestaje być taka straszna. Moje będą obok już jutro i jestem z tego powodu cholernie szczęśliwa. Odliczanie godzin to cudownego popołudnia w towarzystwie mandarynek i mało istotnej komedii romantycznej czas zacząć! :)

Zmiana pogody, jest świetnym pretekstem do... zakupów. Najwyższy czas pożegnać się z trampkami i marynarkami i zainwestować w cieplejszy, jesienno-zimowy płaszczyk. I obowiązkowo botki! Jesień bez nich jest dla mnie nie do przyjęcia.

CCC- 89,99 zł
Jako butoholiczka nie mogłam ich sobie odmówić. Tym bardziej, że są całkiem wygodne i pasują praktycznie do wszystkiego. Podobne miałam w tamtym roku i tak się polubiliśmy, że zdarłam obcas i w chwili obecnej zupełnie nie nadają się do noszenia. Całe szczęście znalazłam godnych następców. Szczerze je uwielbiam. :)


Japan Style- 76,20 zł
Po przystawce czas na deser główny. Jestem w tym płaszczyku zakochana już drugi sezon i okropnie się cieszę, że wreszcie zagości w mojej szafie. Co prawda troszkę obawiam się o jakość i o to, jak będzie wyglądał na żywo, ale totalnie mnie zauroczył i nie mogłam nie zaryzykować. Przesyłka powinna do mnie dotrzeć jakoś w połowie listopada, dam znać co i jak, gdy tylko ujrzę go na oczy. :)

Na koniec po raz kolejny chciałam podziękować za wszystkie słowa otuchy i wsparcia. Dajecie niesamowitą dawkę energii! Cieszę się, że jesteście i lubicie tu wracać. Wielki buziak dla stałych bywalców! :*

23 paź 2011

Ten cholerny brak czasu.


Tak, wiem. Ostatnio więcej mnie tu nie ma niż jestem. A to wszystko przez ten cholerny brak czasu. Na cokolwiek, nie mówiąc już o blogowaniu. Całe popołudnia spędzam w książkach, nie mam nawet chwili, aby pomyśleć o nowym poście, a co dopiero go napisać. Może mnie tu znowu nie być chwilkę, ale wrócę, wrócę. Złapię tylko trochę oddechu. Bardzo proszę o cierpliwość i zrozumienie.
Aha, byłbym zapomniała. Dziękuję za wszystkie komentarze, maile i słowa wsparcia. Pewnie się powtarzam, ale naprawdę JESTEŚCIE NIEZASTĄPIENI!

Do następnego razu!
Pozdrawiam i całuję,
Sonnaille.

19 paź 2011

Moja poranna pielęgnacja twarzy.

Jak wyżej. :) Dzisiaj o tym co Sonnaille robi ze swoją buźką zaraz na dzień dobry. Codziennie powtarzam te same czynności, które zresztą są ograniczone do niezbędnego minimum. Powód? Tak zwany brak czasu i sił na podniesienie się z łóżka. Czytając tego posta Ameryki raczej nie odkryjecie, ale jeżeli mimo wszystko jesteście ciekawi w jaki sposób każdego ranka pielęgnuję swoją twarz, to zapraszam do czytania. :)

Krok I- Pobudka!
Nic tak nie budzi do życia, jak... peeling. No właśnie. Delikatne złuszczanie, to dla mnie podstawa przy porannej pielęgnacji. Aktualnie używam produktu 2 w 1 od Under Twenty z serii WOW! Energy i właściwie jestem z niego zadowolona. Robi robotę, dobrze spełnia swoje zadanie. A przy tym jest dość delikatny, także spokojnie można używać go codziennie. Duży plus za orzeźwiający, pobudzający zapach, o godzinie 6 jest wręcz zbawienny!
Krok II- Oczyszczanie.
Po peelingu przemywam twarz tonikiem. Moimi ulubieńcami są zdecydowanie toniki Ziaji. Absolutny numer jeden to tonik nagietkowy, ale tym którego aktualnie używam- ogórkowym, też nie pogardzę. Niedrogi, wydajny, nie wysusza. Czego chcieć więcej?
Krok III- Nawilżanie.
I tu po raz kolejny muszę postawić na Ziaję. Żaden jej krem jeszcze nigdy mnie nie zawiódł. Jeżeli chodzi o poranną pielęgnację, to wybieram te o lżejszej konsystencji. Do tej pory moim KWC był krem z serii Kozie Mleko, ale od kiedy wypróbowałam krem bionawilżający z białą herbatą, nie jestem w stanie pomiędzy nimi wybierać. Uwielbiam, uwielbiam i jeszcze raz uwielbiam. Są idealne pod makijaż, ślicznie pachną, szybko się wchłaniają, nie zapychają. Nic, tylko się zakochać. :)
Więcej na temat moich ulubionych kremów możecie przeczytać TUTAJ, zachęcam.

No i tak właściwie to byłoby wszystko. Potem już w ruch idzie podkład, korektor i reszta kolorówki. Tak jak uprzedzałam, w mojej porannej pielęgnacji nie ma nic nadzwyczajnego, ale z racji tego, że były osoby, które prosiły o taki post, to on się pojawił.
Ciekawa jestem, jak u Was wygląda ten rytuał? :)

16 paź 2011

Z miętuskiem w roli głównej.

Z rozpaczą stwierdzam, że właśnie powolutku dobiega końca mój czterodniowy weekend. Zleciało jakby z bata strzelił. Całe szczęście zregenerowałam trochę siły i wręcz na zapas próbowałam nacieszyć się chwilą wytchnienia, o ile to w ogóle możliwe. Tydzień zapowiada się ciężko, ale na razie o tym nie myślę. Przeglądam blogi, przekopuję allegro i popijając kawkę odliczam minuty to powtórki wczorajszego spaceru. Swoją drogą, nie uważacie, że jesienne przechadzki po parku mają w sobie niesamowicie dużo uroku? To skrzypienie liści pod stopami, super sprawa. :)

Podobnie jak noszenie miętowego odcienia na paznokciach. Naprawdę rzadko mi się zdarza żebym choć dwa razy pod rząd pomalowała pazurki tym samym kolorem. Z lakierem essence z serii blossoms etc w odcieniu #02 I like nie rozstaję się od prawie dwóch tygodni, dacie wiarę? Nawet mój TŻ jest pod wrażeniem. :) Wytłumaczenie jest tylko jedno- chyba się w nim zakochałam.

To zdecydowanie najładniejszy miętusek, jakiego kiedykolwiek miałam przyjemność nosić na paznokciach, a uwierzcie mi, sporo ich było. Aplikacja i trwałość na piątkę z plusem. Lakier kryje w pełni przy dwóch grubszych warstwach, wysycha bez zarzutów. Trzyma się dobre cztery dni, mnie taki wynik zdecydowanie zadowala. No i te opalizujące drobinki, coś pięknego. Patrzę i patrzę i napatrzeć się nie mogę. A jak już jesteśmy przy oglądaniu dłoni, czy to prawda, że to przynosi pecha? Nie to, żebym wierzyła w zabobony, ale zżera mnie czysta ciekawość czy coś o tym kiedyś słyszałyście. :)

Moja przygoda z duetem wyżej, to już w ogóle ciekawa historia. Nie wiem czy pamiętacie, ale szampon najpierw był w moich ulubieńcach, zużyłam niezliczoną ilość jego opakowań, później moje włosy całkowicie się przeciw niemu zbuntowały i z wielkim trudem dobiłam dna ostatniej butelki. W pewnym momencie lekkość, za którą go tak ceniłam, zamieniła się w okopne przesuszenie. Teraz jednak postanowiłam się z serią Aqua Light od Pantene przeprosić i dać jej jeszcze jedną szansę, gdyż ostatnio włoski okropnie mi się przetłuszczają, a przy tym są tak obciążone po każdym umyciu, że szlag mnie trafia. Nawet kosmetyki ziołowe Fitomedu sobie z nimi nie radzą.
Jak nie Aqua Light, to co? Może Wy mi coś polecicie?

Wybaczcie mi tego tasiemca. Miało być krótko, a wyszło jak zwykle. Zmykam się ogarnąć, bo tylko patrzeć jak wparuje tu Pan Zniecierpliwiony i znowu będzie, że nigdy nie mogę się wyrobić. Ach, Ci faceci. Wskoczą w koszulę i po problemie. Zupełnie nas nie rozumieją! :D
Przyjemnej niedzieli Kochani! :)

13 paź 2011

Recenzja kolorówki od Quiz Cosmetics.

Kochani, dzisiaj bez zbędnego przynudzania i niepotrzebnej gadaniny, krótko o kosmetykach wyżej wspomnianej firmy Quiz Cosmetics, które otrzymałam do testów jakiś czas temu dzięki uprzejmości Pani Anny. Więcej informacji o samej firmie jak i oferowanych przez nią produktach możecie przeczytać w TYM poście oraz na ich stronie internetowej.

Zacznijmy od błyszczyków. Otrzymałam znany pewnie jakiejś części z Was, przynajmniej z widzenia, błyszczyk z serii Safari Trendy Colour w odcieniu #32 i odrobinę mniej popularny Chic w kolorze #14. O ile ten pierwszy bardzo odpowiada mi pod względem odcienia, to drugiego nie byłam w stanie nałożyć na usta więcej razy niż wymagało tego testowanie. Co mogę powiedzieć na ich temat? Są łatwe w aplikacji, nie wysuszają i przyzwoicie trzymają się na ustach. Minusy? Kleją się niemiłosiernie. Nie do końca odpowiada mi też ich zapach.
Czy kupię ponownie? Chic znalazł już nową właścicielkę, a Safari zużyć zużyję, bo błyszczyk nie należy do najgorszych, ale na następny zakup raczej się nie pokuszę. Zdecydowanie wolę szminki.

Cienie do powiek Fashion Trendy. Duo beż-brąz  to numerek #19, natomiast pomarańcz-granat #51. Jak widać cienie po lewo dotarły do mnie uszkodzone. :( Strasznie żałuję, bo to zdecydowanie moje kolory. Nie wiecie może jak mogłabym je odratować? Kiedy nakładam je pędzelkiem w takim stanie, to strasznie pylą i osypują się. A szkoda. Bo są naprawdę super napigmentowane, mają ładne perłowe wykończenie i całkiem długo utrzymują się na powiece. Fajnie sprawdzają się zwłaszcza na większe wyjścia. Nic dodać, nic ująć. To samo można zresztą powiedzieć o drugim duo, choć przyznam szczerze, że ta wersja kolorystyczna zupełnie nie przypadła mi do gustu. Boję się tak odważnych kolorów.
Czy kupię ponownie? Jeśli trafię kiedyś na wersję beżo-brązopodobną to czemu nie? :)

No i na sam koniec produkty prasowane z serii Cherie, mianowcie róż w odcieniu #13 i puder #70. Tu już nie będzie tak kolorowo. To co zniechęciło mnie do tych kosmetyków już po samym otwarciu, to niesamowicie chemiczny, nieprzyjemny zapach i milion połyskujących drobinek, które utrzymują się na twarzy, nawet kiedy sam produkt już dawno z niej zniknął. I właśnie z ich powodu, nie byłam w stanie używać tego pudru zgodnie z jego przeznaczeniem i zagościł w mojej kosmetyczce jako rozświetlacz pod łuk brwiowy, w wewnętrzny kącik lub jako cień na całą powiekę. I w tej roli jak najbardziej się sprawdził. Natomiast jako puder? Jestem na NIE, zdecydowanie. Nie znoszę brokatu, szczególnie w takiej ilości. Róż pomimo tego, że ma naprawdę śliczny, rzadko spotykamy kolor, również się u mnie nie sprawdził ze względu na te drobinki... No nie polubiliśmy się. Ani z jednym, ani z drugim Panem.
Czy kupię ten produkt ponownie? Nie, na pewno nie.

To zrecenzowania zostały mi jeszcze dwa lakiery do paznokci, ale o nich może innym razem. :) Tymczasem uciekam delektować się pierwszymi chwilami mojego długiego, aż trzydniowego weekendu. Szykuje się popołudnie z ptasim mleczkiem, komedią romantyczną i ukochanymi ramionami obok. A na deser może wieczorny spacer? Tak czy siak relaks uważam za rozpoczęty! Buziaki! :*

W tym miejscu dziękuję firmie Quiz Cosmetics, za udostępnienie mi tych produktów w celu ich przetestowania i zrecenzowania i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na ich temat jest szczera i całkowicie obiektywna.

10 paź 2011

Trzy życzenia do Złotej Rybki.

Złota Rybka, któż jej nie zna? Nie ma chyba na świecie osoby, która od czasu do czasu nie pozwalałaby sobie na przyjemność popadania w marzenia. A już na pewno ja nią nie jestem! Chodzenie z głową w chmurach to przecież moja specjalność. Wykorzystując wolną chwilę postanowiłam zrealizować TAG, którzy przywędrował do mnie bodajże jeszcze w wakacje, ale zabijcie mnie, nie pamiętam od kogo. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie lub pamięta, bardzo proszę o wiadomość. :)
Mowa oczywiście o TAGu pt. "trzy rzeczy, które chciałabyś żeby wpadły w Twoje ręce". Strasznie żałuję, że tylko trzy, bo w głowie mam całą listę! Trzymając się jednak zasad, po niełatwej bitwie z myślami i dłuższej chwili zastanowienia wybrałam...

Torebkę Chanel. Najbardziej nieosiągalne marzenie numer jeden. Jeśli nie Złota Rybka, to tylko wygrana w totka może mi pomóc. :) Uwielbiam pikowane torebki na łańcuszku, mam ich już kilka w swojej kolekcji, cały czas rośnie apetyt na następne, a szczególnie na tą jedną jedyną. Serducho boli!

Damkę z koszykiem z przodu. Najlepiej w pastelowym kolorze. Mój kolejny obiekt westchnień. Jednak jak na nią sama nie zarobię, to na marzeniach się skończy, gdyż tata pozostaje nieugięty, a jego "przecież masz samochód!" prześladuje mnie po nocach. Fakt, samochód mam. Ale co stoi na przeszkodzie, żebym miała jeszcze rower? :)

Perfumy Fragile J.P. Gaultier. Miłość nie tylko od pierwszego powąchania, ale i wejrzenia. Czyż ta buteleczka, nie jest najpiękniejszą jaką widziałyście? W połączeniu z niesamowicie zmysłowym, otulającym, a jednocześnie przesłodkim zapachem, tworzą przeuroczą całość. Całość, która kosztuje prawie ponad 400 zł za jedyne 50 ml. Rybko, przybądź!

Ciekawa jestem, jakie są Wasze marzenia?
Tak między prawdą, a Bogiem, mnie przydałoby się jeszcze zdrowie, bo to już trzeci tydzień, kiedy męczę się z tym wstrętnym choróbskiem. Wraca i wraca! Wyzbyć się go nie mogę. :(

8 paź 2011

Planując wydatki.

Witajcie moje Kochane! :* Jak Wam mija weekend? Mój zapowiadał się całkiem nieźle: w piątek wyjazd do kina i małe zakupy, w sobotę osiemnastka. No właśnie, ZAPOWIADAŁ. Jestem po kolejnej nieprzespanej nocy, tym razem z powodu nawracającej choroby. Znowu męczy mnie kaszel, katar i ból w klatce piersiowej. Wygląda na to, że spędzę tak długo wyczekiwaną sobotę w tonach zasmarkanych chusteczek, owinięta w koc z termometrem pod pachą. To się nazywa sprawiedliwość. Jak nie biologia, to chemia, a jak nie chemia to gorączka. :(

Jako, że z wczorajszych zakupów wyszły nici,  postanowiłam przekopać trochę allegro. Przeglądając kolejne strony kardiganów, butów, sukienek i torebek, znalazłam parę swoich modowych must have'ów.

Atmosphere- 49,99 zł
Ta torebka  chodzi za mną już od dłuższego czasu i pomyślałam, że jesień to właśnie ten moment, kiedy powinnam wejść w jej posiadanie. Uwielbiam takie raportówki. :)

Allegro- 33,00 zł
Kardigany z łatkami zresztą też. Mam już biały i poluję na jakiś w bardziej żywym kolorze. Zastnawiam się nad musztardowym, albo właśnie takim jak wyżej w odcieniu "indyjskiego różu". Przemyślę sprawę, chociaż nie wykluczam opcji, że kupię oba. :)

Opia- 13,99 zł
A właściwie to czemu by nie pokusić się jeszcze o bransoletkę z przywieszkami? Ta mnie zauroczyła. Pasuje niemal do wszystkiego. A Wam jak się podoba?

Planując swoje wydatki na ten miesiąc, uwzględniłam też zakup podkładu, a mianowicie Revlona Color Stay i... flat topa do niego! Tak, zamierzam pożegnać się z gąbeczką i prowizorycznymi pędzelkami i zaczynam kompletować przyzwoity sprzęt do makijażu, a pędzel do podkładu będzie moim starterem. :)
Przeczytałam miliony recenzji i ostatecznie zdecydowałam się na Hakuro H50S. Zapowiada się więc na to, że niebawem skreślę kolejną pozycję z mojej wishlisty. :) Marzenia się spełniają!


Na koniec chciałam podziękować za wszystkie komentarze, a także tym nieujawniającym się czytelnikom za Waszą obecność na moim blogu. Wiem, że jesteście i lubicie tu wracać! Liczby mówią same za siebie! :)
 Życzę Wam bardziej udanej niż moja soboty i jeszcze przyjemniejszej niedzieli. I pozdrawiam Wam z ciepłego łóżka, buziaki! :*

4 paź 2011

Recenzja- podkład Max Factor SMOOTH EFFECT.

W przerwie pomiędzy wkuwaniem zmienności genetycznej i izomerii węglowodorów, przybywam do Was z nowym postem. Nie wiem czy pamiętacie, ale jedną z pierwszych recenzji jakie pojawiły się na moim blogu była recenzja podkładu Lasting Performance od Max Factor, który nazywany jest odpowiednikiem Revlona CS. Możecie o nim przeczytać TUTAJ. Dzisiaj chciałam podzielić się z Wami swoją opinią na temat mojego letniego zamiennika, a mianowicie podkładu Smooth Effect. Na jego kupno zdecydowałam się dzięki recenzjom simply_a_woman i Śmieti. I nie żałuję! Jeszcze raz dziękuję Dziewczyny, jestem z niego naprawdę bardzo zadowolona! A więc.. do rzeczy! :)

Opis producenta: Sekret perfekcyjnego krycia Smooth Effect Foundation leży w formule SkinTone zawierającej substancje silnie nawilżające. To właśnie dzięki intensywnemu nawilżeniu skóra staje się idealnie gładka. Pigmenty matujące pozwalają natomiast na zamaskowanie wszelkich niedoskonałości. Teraz cera będzie świeższa i bardziej promienna niż kiedykolwiek.
Cena: 40 zł [30ml]
 MOJA OPINIA

Posiadam bodajże trzeci, albo czwarty w kolejności kolor i jest to numerek #55 Beige Buff. Kiedy go wybierałam byłam trochę opalona i wtedy był idealny. Teraz jest niestety odrobinę za ciemny. Ale gama kolorystyczna jest naprawdę szeroka, także każda z Was na pewno znajdzie coś dla siebie. Bladziochy również! Nie wiem jak z pozostałymi kolorami, ale #55 całe szczęście nie wpada w róż! To dla mnie naprawdę ogromny plus.

Opakowanie: Najzwyklejsza na świecie tubka, nic nadzwyczajnego. Mimo, że nie zawiera pompki jest wygodne w użyciu, wydobywa odpowiednią ilość produktu i pozwala na zużycie go do końca. Bez zarzutów.
Zapach: Właściwie niewyczuwalny.

Konsystencja: Nie jest ani zbyt gęsta, ani zbyt rzadka. Bardzo mi odpowiada. Podkład bardzo dobrze się rozprowadza, ładnie stapia się z cerą, nie pozostawia żadnych smug, nawet jeśli aplikuje się go palcami i co dla mnie dość ważne- nie podkreśla suchych skórek. 
Działanie/Efekt: Na początku chciałam zaznaczyć, że nie jest to podkład kryjący, ale nawilżający. Czy nawilża? Nie jestem co do tego przekonana, ale na pewno nie wysusza. Samo krycie określiłabym jako średnie. Z pomocą korektora naprawdę całkiem dobrze radzi sobie z niespodziankami. Bardzo ładnie ujednolica koloryt, nie zapycha porów. Po przypudrowaniu na mojej tłustej cerze, utrzymuje się w granicach 4-5 godzin. Po tym czasie zaczynam się świecić. Jedyny minus jak zauważyłam to to, że odrobinę ciemnieje. Ale ja akurat mam z tym problem właściwie przy większości podkładów. Wydaje mi się też, że jest to winą odcienia, gdybym wybrała o ton jaśniejszy, ciemnienie nie byłoby widoczne.

Ogólna ocena: Mój dotychczasowy numer jeden jeżeli chodzi o podkład na okres wiosenno-letni. Nie obciąża cery, bardzo ładnie ją wygładza, ujednolica, daje naturalny efekt. Firma Max Factor po raz kolejny udowodniła, że na ich podkładach można polegać. Sam fakt, że jest to już moja druga tubka tego produktu, mówi sam za siebie. Jeżeli właśnie zastanawiasz się nad jego zakupem, to z czystym serduchem polecam! :)
Czy kupię ten produkt ponownie? Latem na pewno do niego wrócę!

Znacie ten podkład? Lubicie? A może macie swój inny typ? Chętnie poczytam Wasze komentarze. :)
PS. Przepraszam Was za zaległości w odwiedzaniu i komentowaniu Waszych blogów. Ech, ten brak czasu...
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...