29 sie 2015

Relaks i odprężenie? Sierpniowe Shiny.

"Zafunduj sobie niezapomniane chwile przepełnione beztroską przyjemnością" - tymi słowami zespół ShinyBox reklamował sierpniowe pudełko. Musicie przyznać, że brzmią co najmniej jak obietnica tygodniowych wakacji na oblanej słońcem, błękitno-zielonej wyspie archipelagu Dodekanezu. ;) Wcale nie ukrywam, że moje oczekiwania wobec sierpniowej edycji były nie małe, szczególnie że dwa ostatnie pudełka postawiły poprzeczkę bardzo wysoko. Niestety, jestem trochę zawiedziona. Pudełko jest poprawne, ale w świetle czerwcowego i lipcowego wypada blado... Co przypadło mi do gustu, a co niekoniecznie? Tego właśnie dowiecie się z dzisiejszego posta. Zapraszam do dalszej lektury!


Mam wrażenie, że produkty, które znalazłam w środku dużo lepiej sprawdziłyby się w przypadku jesiennej edycji. W samym środku lata osobiście widziałabym tu nieco inne kosmetyki...

Brawa natomiast należą się Shiny za p-r-z-e-p-i-ę-k-n-ą szatę graficzną, z miesiąca na miesiąc graficznie zaskakujecie coraz bardziej, nie mogę się na to pudełko napatrzeć. :) 


1) MOKOSH kosmetyczny olej lniany
Lubię markę Mokosh, lubię kosmetyki naturalne, a olej lniany ma całą masę zastosowań, więc jeśli chodzi o ten produkt, to jestem na tak. Myślę, że to najmocniejszy punkt sierpniowego pudełka.

2) YASUMI maseczka regenerująca na noc
Zapachniało mi jesiennymi wieczorami i małym domowym SPA. ;) Odkąd całkowicie porzuciłam wszelkiego rodzaju maseczki na rzecz glinek, to tego typu produkty są dla mnie zupełnie zbędne. Dużo chętniej widziałabym w tym miejscu fajny owocowy balsam do ust z filtrem, w sam raz na ostatnie wakacyjne wyjazdy.

3) SYLVECO lipowy płyn micelarny
W tym przypadku również jestem na tak, Sylveco mnie ostatnio bardzo miło zaskakuje, więc z przyjemnością przetestuję ten produkt.

4) LIV DELANO Oriental Touch balsam do rąk
Intensywnie nawilżający krem do rąk z bardzo bogatym składem i ciepłym, orientalnym zapachem to dla mnie po raz kolejny mało wakacyjny kosmetyk. Uwielbiam kremy do rąk i chętnie spróbuję i tego, ale pewnie dopiero za kilka tygodni. Póki co nie zdążyłam jeszcze zużyć kremu z czerwcowego pudełka.

5) SILVERTATTOO Zestaw tatuaży ozdobnych
Jestem antytatuażowa i nie mam już pięciu lat, więc obecność tego produktu w pudełku to dla mnie niestety jakaś kpina...

6) INGRID COSMETICS lakier do paznokci
Trafiła mi się klasyczna czerwień, po którą latem raczej nie sięgam. Nie krzyczałabym tak mocno gdyby nie fakt, że to już któryś z kolei czerwony lakier jaki znalazłam w Shiny... Za marką Ingrid też niestety średnio przepadam...

7) Próbka kremu BB SKIN79 
Z tej próbki dla odmiany cieszę się bardzo! Dwie poprzednie, które znalazłam w Shiny zrobiły na mnie mega pozytywne wrażenie, do tego stopnia, że jesienią mam zamiar zaopatrzyć się w pełnowymiarowe opakowanie. Totalnie się zakochałam w koreańskich BB kremach. :)

Podsumowując, gdyby nie koszmarne w mojej ocenie tatuaże, kolejny czerwony lakier do paznokci i maseczka, której raczej nie zużyję byłabym dużo bardziej zadowolona. A wy co myślicie o sierpniowej edycji pudełka Shiny? Czujecie się usatysfakcjonowane? Planujecie zakup wrześniowego pudełka? 


Zostawiam Was z dokładnymi opisami wyżej wymienionych produktów i ich cenami, a sama uciekam się "weekendować". Do mojego wyjazdu zostały już tylko trzy dni, a spraw do załatwienia nadal co nie miara. ;) Trzymajcie kciuki, by udało mi się wpaść tutaj jeszcze we wtorek, szykuję dla Was coś specjalnego!

Miłej soboty :*

https://instagram.com/soonnaaillee/

23 sie 2015

Lipcowo-sierpniowi ulubieńcy.

Sierpień co prawda jeszcze się nie skończył, ale jako że moje życie kręci się ostatnio wokół wydarzeń, które dosłownie przeganiają czas, postanowiłam wpaść do Was z tym postem trochę wcześniej niż zamierzałam. Leniwie budząca się do życia kolejna wakacyjna niedziela, to dobry moment, by podzielić się z Wami czterema kosmetycznymi produktami, z którymi wyjątkowo polubiłam się w ostatnich dwóch miesiącach. Zapraszam do czytania!


1) Odżywczo-regenerujący balsam do włosów Bania Agaffi- z rosyjskimi kosmetykami jakoś ciągle jest mi nie po drodze. Już jakiś czas przymierzam się do złożenia większego zamówienia na jednej z oferujących je stron, ale zawsze są ważniejsze wydatki. ;) Obiecałam sobie jednak, że gdy wrócę we wrześniu z wymarzonych wakacji i nie będę zmuszona już oszczędzać (aż do kolejnych :P), w końcu się za to zabiorę. Balsam, który dla mnie spełniał po prostu funkcje odżywki, znalazłam w którymś z pudełek ShinyBox. Muszę Wam powiedzieć, że baaaardzo przypadł do gustu mnie i moim włosom. Odkąd trzy lata temu pożegnałam się z prostownicą i comiesięcznym farbowaniem, moje włosy są w bardzo dobrej kondycji (oczywiście gdyby przymknąć oko na fakt, że wypadają) i nie mają zbyt dużych wymagań. Są miękkie, sypkie i lśniące. Po użyciu tego balsamu wyglądają jeszcze lepiej, są jeszcze przyjemniejsze w dotyku i jeszcze bardziej się błyszczą. Produkt ma super lekką konsystencję i co dla mnie niesamowicie ważne, zupełnie nie obciąża włosów. Nakładam go od ucha w dół i niemal od razu spłukuję, nie ma potrzeby trzymania odżywki nie wiadomo ile, co dla włosowego leniucha, który ogranicza pielęgnację włosów do niezbędnego minimum jest ogromnym plusem. Jeśli już mowa o plusach, to warto wspomnieć też o bardzo wygodnym i praktycznym opakowaniu, które nie dość że super sprawdzi się na wyjazdach, bo praktycznie nie zajmuje miejsca, to jeszcze pozwala wycisnąć produkt tak naprawdę do ostatniej kropli. Saszetka o pojemności 100ml kosztuje około 5-6 zł. Biorąc pod uwagę genialny skład (i super zapach!), to przysłowiowe grosze. :) Spróbujcie koniecznie!

2) Oczyszczający peeling do twarzy z korundem Sylveco- jestem ogromną fanką peelingów enzymatycznych, a moim bezwzględnym numerem jeden jest piekielnie drogi, ale wart każdej złotówki peeling ziołowy Organique. Jako posiadaczka cery problematycznej, ale jednocześnie naczynkowej zawsze stroniłam od peelingów mechanicznych, dlatego z dużą rezerwą podeszłam do produktu marki Sylveco. Muszę jednak przyznać, że to naprawdę dobry produkt. Bardzo dobrze oczyszcza skórę, ale niewielkiej wielkości drobinki korundu sprawiają, że robi to w sposób na tyle delikatny, że zupełnie jej nie podrażnia. Świetnie radzi sobie nie tylko z martwym naskórkiem, ale też z oczyszczaniem porów. Cera po jego użyciu jest widocznie odświeżona. :) Aplikacja jest szybka i bajecznie prosta (kremowa konsystencja sprawia, że produkt nie spływa nam z dłoni i twarzy), a cały zabieg zajmuje mniej niż pięć minut. Na plus zaliczam również przyjemny skład i piękne opakowanie, w których firma Sylveco chyba nie ma sobie równych. :) Jedyne co może przeszkadzać to ziołowy zapach (ja akurat takie lubię, ale wiem że nie wszyscy za nimi przepadają), bo wyraźnie czuć tutaj olejek z drzewa herbacianego i delikatna, jakby olejkowa warstwa, którą pozostawia po sobie peeling już po zmyciu. Nie mniej jednak jeśli lubicie peelingi mechaniczne, albo wręcz przeciwnie, do tej pory nie mogłyście się do nich przekonać to mogę Wam ten produkt śmiało polecić. Odradzam go natomiast jeśli macie problem z wykwitami i ropnymi zmianami na skórze, może wyrządzić więcej złego niż dobrego.


3) Szminka Rimmell Apocalips w odcieniu #100 Phenomenon- sięgałam po nią za każdym razem kiedy nakładałam w ostatnich dwóch miesiącach jakikolwiek makijaż. To idealny, lekko brzoskwiniowy nudziak dla wszystkich bladziochów. Wygląda na ustach super naturalnie, dobrze współgra z każdym makijażem oczu i naprawdę nieźle się trzyma. Co prawda lubi przesuszać usta, ale zwykła wazelina załatwia sprawę. Jeżeli tak jak ja nie lubicie mocnych kolorów na ustach, nawet latem i jeszcze tego produktu nie znacie, to koniecznie przyjrzyjcie mu się bliżej.

4) Maskara VML So Couture L'Oreal- to już moje drugie opakowanie tej maskary. Pierwsze recenzowałam Wam w TYM poście, ale nie byłam nim jakoś szczególnie zachwycona. Na drugie skusiłam się z uwagi na dobrą cenę i stale rosnącą popularność w blogosferze. Z racji tego, że cały czas używam odżywek stymulujących wzrost rzęs i widzę w ich wyglądzie sporą różnicę, postanowiłam dać temu produktowi jeszcze jedną szansę. I nie żałuję! Wydłużenie i pogrubienie, którego brakowało mi poprzednim razem, tym razem bardzo mnie satysfakcjonuje. Doceniłam tę maskarę szczególnie w czasie upałów, bo jest naprawdę bardzo trwała i nie straszna jej żadna temperatura. Jeśli macie krótkie i ledwo widoczne rzęsy, to może Was nie zachwycić, ale jeśli matka natura obdarzyła Was niezłym wachlarzem, to gorąco polecam, bo na pewno będziecie zadowolone. Po więcej szczegółów odsyłam do wyżej wspomnianego posta.

A Was co zachwyciło w ostatnim miesiącu?
Na dziś to już wszystko. Czeka mnie dość intensywny tydzień, więc nie mam pojęcia jak będzie z moją obecnością tutaj, ale na pewno jeszcze odezwę się do Was przed moim wyjazdem. Gdybyście tęsknili, to cały czas działam na instagramie. Ściskam ciepło!
https://instagram.com/soonnaaillee/

17 sie 2015

Mini haul wakacyjny- SheIn, House, Medicine.

Wybieram się do Was z tym postem jak przysłowiowa sójka za morze. ;) Przez ostatnie półtora tygodnia uskuteczniam prawdziwe wakacyjne lenistwo (w końcu!). Nie rozróżniam dni tygodnia od weekendu, ani śniadań od obiadów. Nie wyczekuję beztroskiej soboty już od ósmej rano w poniedziałek, bo całe przedpołudnia spędzam w piżamie i w końcu nigdzie się nie spieszę. Dzień zaczynam od spotkania z bohaterami ulubionego prawniczego serialu, który podobnie jak późniejsze kilkadziesiąt minut z książką, funduje mi codzienną dawkę wzruszeń. Popołudnia i wieczory upływają mi pod hasłem "we dwoje". Zawzięcie wypełniamy wszystkie luki, które pozostawiło po sobie ostatnie dziesięć miesięcy. A to wszystko w pokoju z oknem na zachód, w którym w godzinach wieczornych panuje iście afrykańska temperatura. Teraz też jest tu podobnie, więc zanim całkowicie się roztopię, zapraszam Was na nowy post. Poczyniłam ostatnio małe, ale za to bardzo wakacyjne zakupy, więc jeśli macie ochotę zobaczyć co ciekawego wpadło mi w ręce, to koniecznie zerknijcie dalej. :)


Oprócz wydatku pierwszej potrzeby jakim jest karta pamięci do aparatu, której potrzebowaliśmy, zaopatrzyłam się jeszcze w słomkowy kapelusz, japonki w kolorze starego złota, dwie pary aviatorek i komplet pół-przezroczystych kosmetyczek, których szukałam całe wieki. Koronkowe szorty, dzianinowy biały top i melanżowy T-shirt to moje pierwsze i ostatnie tegoroczne łupy z wyprzedaży. Czasami mam wrażenie, że jestem jedyną osobą, która za nimi nie przepada. Nigdy nie mogę znaleźć niczego co mi się podoba, bo moją uwagę całkowicie przykuwa nowa kolekcja. :P

Białą dresową sukienkę dostałam w prezencie od mojej mamy. Uwielbiam takie rzeczy. :)


W zeszłym tygodniu dotarło też do mnie zamówienie z SheIn, tym razem błyskawicznie, bo już po tygodniu! Znalazłam w nim biało-niebieski kombinezon, o którym wspominałam Wam w poprzednim poście i czarną, rozkloszowaną sukienkę dla mojej siostry, którą zamówiła z myślą o osiemnastkowej imprezie.

KOMBINEZON
Rozmiar S



Bardzo podoba mi się jego kolor, fason i krój, ale niestety materiał troszkę mnie zawiódł. Podobnie jak w przypadku sukienki z poprzedniego wpisu, jest sztuczny nie przepuszczający powietrza. Plus jest taki, że błyskawicznie wysycha, więc super sprawdzi się zarzucony na kostium kąpielowy, a ja właśnie w takim celu go zamówiłam. Gdyby nie fakt, że czuję się w nim pięć kilogramów grubsza niż jestem, to pewnie nosiłabym go również na co dzień. Jeśli chodzi o wymiary, to zgadzają się z tymi podanym na stronie. Ja zamówiłam S-kę i pasuje idealnie.

SUKIENKA 
Rozmiar S



O sukienkę obawiałyśmy się trochę bardziej, a okazało się że zupełnie niepotrzebnie. Jest przepiękna! Wykonana z dość grubego, ale bardzo elastycznego materiału, idealnie dopasowuje się do sylwetki. Jest delikatnie rozkloszowana i bardzo prosta, ale opuszczony na ramiona dekolt odwala tu całą robotę. :) O coś takiego nam właśnie chodziło. Skróciłyśmy jej jedynie trochę rękawy, bo w poprzednich nie dałoby rady wytrzymać przy takich upałach. Nie mniej jednak jeśli potrzebujecie małej czarnej w trochę innym wydaniu, to na pewno mogę ją Wam polecić!

Dajcie znać co myślicie, jestem ciekawa czy coś przykuło Waszą uwagę. :)
Miłego wieczoru!

https://instagram.com/soonnaaillee/

6 sie 2015

Kobiety lubią biel.


Minimalistyczna i wszechstronna biel jest od kilku wakacyjnych sezonów moim modowym numerem jeden, który legalnie (choć w nierozsądnych ilościach) przemycam do letnich stylizacji. Oprócz ażurowych bluzek, sportowych tenisówek i koronkowych akcentów, szczególnie upodobałam sobie białe sukienki. Są delikatne, do przesady romantyczne, pięknie podkreślają skórę muśniętą słońcem i wprost idealnie wpasowują się w moją wakacyjną wizję dobrze ubranej kobiety.
Właśnie z myślą o wakacjach, plażowaniu i spacerach brzegiem morza, wybrałam dla siebie dwie sukienki ze sklepu SheIn (KLIK), z którym współpracuję. Zależało mi na czymś wyjątkowo lekkim i zwiewnym, co z jednej strony bez problemu można będzie zarzucić na kostium kąpielowy, a co z drugiej sprawdzi się również na upalne lato w mieście.
Przesyłka dotarła do mnie jak zwykle po dwóch tygodniach. Czekam jeszcze na kombinezon (w podobnym stylu i klimacie), więc o nim opowiem Wam pewnie przy kolejnej okazji. :) Na zdjęciach na stronie wygląda przepięknie, więc mam nadzieję, że się nie zawiodę!

BIAŁA SUKIENKA Z AŻUROWYMI WSTAWKAMI 
Rozmiar S


Jej największym (i chyba jednym) minusem jest fakt, że gniecie się dosłownie w ręce... Nie wyobrażam sobie jak będzie wyglądać po wyjęciu z walizki. 
Długo marzyłam o sukience z dekoltem "na ramiona", ale nie jestem do końca pewna, czy taki krój mi pasuje. Mam wrażenie, że skraca sylwetkę i trochę poszerza...
Jeśli chodzi o jakość sukienki, to nie ma się do czego przyczepić. Jest bardzo porządnie wykonana, ma podszewkę, nie prześwituje, a wszyta u góry gumka sprawia, że wszystko trzyma się na swoim miejscu. Dajcie znać czy Wam się podoba (zdjęcie niestety nie oddaje jej uroku)!


SUKIENKA W KOTWICE
Rozmiar S


W tym przypadku niestety zawiodłam się trochę na materiale z jakiego wykonana jest sukienka. Jest sztuczny i nie najlepszej jakości. Na zdjęciach na stronie wyglądał trochę inaczej. 
Sam fason i wzór bardzo mi się jednak podoba, rozmiarowo również na mnie pasuje. Znosić na pewno ją znoszę, ale nie uważam, że jest to rzecz, którą warto zamawiać z drugiego kontynentu. Oceńcie same. 



Pierwsza czy druga? :)



Zostawiam Was z tym pytaniem i życzę dobrej nocy :*


MÓJ INSTAGRAM

https://instagram.com/soonnaaillee/

4 sie 2015

Perfect Beauty- Say Yes...

Wakacyjne tygodnie to czas, kiedy sakramentalne "tak" pada znacznie częściej niż w pozostałych miesiącach w ciągu roku. Być może dlatego w lipcu ekipa Shiny postanowiła wyjść na przeciw przyszłym Pannom Młodym (ale nie tylko) i razem z serwisem TwojaSuknia.pl stworzyła pudełko, które ma być pierwszym krokiem w drodze do perfekcyjnego wyglądu. Choć ja w najbliższej przyszłości na ślubnym kobiercu nie stanę, muszę przyznać, że najnowsza edycja pudełka całkiem przypadła mi do gustu. Wszystkie produkty, które znalazłam w środku przetestuję z przyjemnością, a część z nich na pewno super sprawdzi się w czasie wakacyjnych wyjazdów. Jesteście ciekawe co najbardziej przykuło moją uwagę? Zapraszam do czytania!


Muszę przyznać, że lipcowa szata graficzna całkowicie trafia w mój gust. Z przyjemnością wykorzystam pudełko na kosmetyczne drobiazgi. :)

Wisienką na torcie jest cytat, który znalazł się po wewnętrznej stronie opakowania:


W środku znalazłam siedem produktów, z czego cztery są produktami pełnowymiarowymi.


Cosmoderma - Sweet Skin - Pasta Cukrowa (produkt pełnowymiarowy 170g/29 zł)
Jeśli chodzi o depilację to do tej pory byłam wierna wyłącznie maszynkom, pastę cukrową znam jedynie ze słyszenia, jest to dla mnie kompletna nowość, dlatego bardzo się cieszę, że znalazła się w pudełku. Sama prawdopodobnie nigdy bym się na nią nie skusiła. Duży plus!

Silcatil - Sztyft Ochronny (produkt pełnowymiarowy opakowanie/19 zł)
Produkty Silcatil robią ostatnimi czasy prawdziwy szał w aptece, w której odbywam praktyki, więc marka nie jest mi obca. Co prawda nigdy nie używałam tego typu produktów (zawsze szkoda mi było na nie pieniędzy i też nie miałam takiej potrzeby), ale myślę że w starciu z melissami, które lubią mnie czasami obcierać, może się sprawdzić. Opinie ma całkiem niezłe, zobaczymy. :)

Sheefoot - Krem odżywczy (produkt pełnowymiarowy 75ml/20 zł)
Kończę właśnie krem Dr Stopa marki Floslek i potrzebowałam czegoś nowego do pielęgnacji stóp. Shiny trafiło z tym produktem idealnie. :) Jestem na tak!

Dove - Beauty Finish - Antiperspirant (produkt pełnowymiarowy 150 ml/12 zł)
Zdecydowanie najsłabszy produkt z całego pudełka. Po pierwsze nie przepadam za antyperspirantami w formie sprayu (są szalenie niewydajne), a po drugie zapach tego produktu niestety mi nie odpowiada... Ale zużyć zużyję.

Norel - Krem hialuronowy (miniatura 25 ml; 50ml/49 zł)
Powala składem, jest go strasznie ciekawa, ale zostawię go sobie na okres jesienno-zimowy, na razie mam co zużywać.

Etre Belle - Sun Care - Sun Cream SPF 30 (miniatura 40 ml; 75 ml/105 zł)
Na pewno wrzucę go do wakacyjnej kosmetyczki. Marka EB do tej pory kojarzyła mi się wyłącznie z produktami do makijażu, jestem ciekawa jakie wrażenia pozostawi po sobie ten pielęgnacyjny debiut.
Produkt nie zawiera parabenów, silikonów i olejów mineralnych, więc zapowiada się nieźle. Mam nadzieję, że się nie zawiodę, tym bardziej że cena nie należy do najniższych.

Farmona - Tutti Frutti - Peeling do ciała (miniatura 100 ml/5 zł)
Peelingi z owocowej serii Farmony też nie są dla mnie nowością. Lubię je, bo są małe, poręczne i biorąc pod uwagę ich niską cenę, odwalają całkiem niezłą robotę. Moim ulubieńcem jest wersja malinowo-jeżynowa (pachnie jak mamba), ta którą znalazłam w pudełku (wiśnia-żurawina) nie pachnie już tak genialnie, ale mimo to na pewno się u mnie nie zmarnuje.

Podsumowując, wszystkie produkty z wyjątkiem dezodorantu Dove przypadły mi do gustu. A jakie jest Wasze zdanie na temat lipcowej edycji pudełka ShinyBox? Zamówiłyście je, jesteście zadowolone? :) 

MÓJ INSTAGRAM

https://instagram.com/soonnaaillee/

3 sie 2015

Kosmetyczne odkrycie roku- Effaclar Duo [+] & Effaclar K

Nieśmiało przymierzam się do kolejnej próby nadrobienia wszystkich blogowych zaległości, które przelane na kartki papieru, zamieszkują w moim kalendarzu razem z innymi (mniej lub bardziej) ambitnymi planami, za których realizację się kiedyś zabiorę (obiecuję :P).
Kiedy w torbie ze zużytymi produktami znalazłam czwarte opakowanie kremu Effaclar Duo [+] marki La Roche Posay, doszłam do wniosku, że to najwyższy czas, żeby w końcu poświęcić mu oddzielny post i opowiedzieć Wam o tym, jak bardzo ten produkt poprawił stan mojej cery i jak strasznie żałuję, że tak późno po niego sięgnęłam. Jeśli zmagacie się z problemem niedoskonałości i z jakiegoś powodu nadal zastanawiacie się nad jego kupnem, to nie mogłyście trafić lepiej! Zapraszam do czytania. :)


Nie mam zamiaru zanudzać Was obietnicami producenta ani kilkunastowersowymi przemyśleniami na temat opakowania, konsystencji, składu czy różnic między starą, a nową wersją, bo o tym zostało powiedziane już chyba wszystko (jeśli czujecie niedosyt, odsyłam Was na wizaż KWC -> TU oraz TU)
Skupię się na informacjach, które dla mnie były najbardziej istotne i najbardziej pożądane zanim zdecydowałam się na kurację produktami LRP.

Swoją przygodę z serią Effaclar zaczęłam w połowie sierpnia zeszłego roku, zaraz po tym gdy w blogosferze pojawiła się fala postów na temat kremu Duo [+], który dziewczyny wychwalały pod niebiosa. To właśnie na niego skusiłam się w pierwszej kolejności.
Nie ukrywam, miałam niemałe obawy, szczególnie dotyczące początkowego wysypu niedoskonałości (będącego normalną reakcją oczyszczającej się skóry), który w moim przypadku absolutnie NIE MIAŁ MIEJSCA. 


Kremu używałam codziennie wieczorem, po demakijażu oraz w dni kiedy nie wychodziłam z domu, nie nakładałam makijażu i nie miałam kontaktu ze słońcem (pamiętajcie o ochronie przeciwsłonecznej stosując produkty z kwasami). Zanim przejdę do plusów, muszę zaznaczyć że przez pierwsze trzy tygodnie stosowania, krem mnie niestety trochę podrażniał, szczególnie w okolicach nosa... Czułam delikatne szczypanie, czasami było ono na tyle uciążliwe, że miałam ochotę zmyć to "cholerstwo" i zwyczajnie dać sobie spokój. Kilka razy właśnie tak się to skończyło. W pozostałych przypadkach szczypanie mijało po kilkunastu minutach, nigdy nie towarzyszyło mu żadne zaczerwienienie ani rumień. Z czasem skóra najwyraźniej przyzwyczaiła się do substancji aktywnych i przestała reagować na nie w ten sposób.

Warto wspomnieć też o tym, że w moim przypadku krem zupełnie nie sprawdził się pod makijaż. Nie znalazłam w swojej kolekcji podkładu ani kremu BB, który dogadałby się z tym produktem. Za każdym razem skóra była przesuszona, a kosmetyk tępo się rozprowadzał i bardzo brzydko wyglądał.

To wszystko jest jednak nieważne biorąc pod uwagę fakt, że ten produkt rzeczywiście działa i bardzo poprawia stan skóry! Ja zauważyłam poprawę już po dwóch tygodniach codziennego stosowania kremu, a po miesiącu praktycznie pozbyłam się wszystkich grudek z okolicy żuchwy, policzków i czoła, z którymi walczyłam długi, długimi czas przy pomocy wszelkiego rodzaju dermokosmetyków marki Pharmaceris, Dermedic i produktów z Biochemii Urody. Nie mogłam napatrzeć się na swoją cerę, serio. :)


Teraz od czasu do czasu coś się tam jeszcze pojawia (choć myślę, że jest to bardziej spowodowane wahaniami hormonalnymi/ stresem/ brakiem snu/ jedzeniem dużej ilości słodyczy), ale Effaclar Duo pozwala mi bardzo szybko się z tym uporać i najzwyczajniej w świecie utrzymuje moją cerę w dobrej kondycji. Wierzcie lub nie, ale nie wyobrażam już sobie codziennej pielęgnacji bez tego produktu i aż boję się pomyśleć co się stanie, gdy moja skóra przyzwyczai się do niego na tyle, że zwyczajnie przestanie on na mnie działać...

Między innymi dlatego wprowadziłam do swojej pielęgnacji drugi produkt: krem Effaclar K, który z kolei ma przeciwdziałać nawrotom niedoskonałości, wyrównywać blizny, likwidować ślady po niedoskonałościach i walczyć z zaskórnikami, z którymi ja osobiście całe szczęście nie mam problemów. Używam go w dni, kiedy moja skóra "ma się lepiej" i co tu dużo mówić, sprawdza się. :)
W moim odczuciu jest delikatniejszy (choć skład na to nie wskazuje), w tym przypadku nie miała miejsca żadna reakcja alergiczna, nie uwrażliwił mojej cery. Lepiej też współgra z makijażem i szybciej się wchłania.


Kiedy sięgnę po niego wieczorem, rano skóra ma ładniejszy koloryt, jest rozjaśniona i jakby "spokojniejsza". Mam wrażenie, że krem reguluje wydzielanie sebum i trzyma moją skórę w ryzach. Nie jest to w mojej ocenie produkt, który pozwoli Wam uporać się z niedoskonałościami (tak jak Effaclar Duo), ale super sprawdzi się w celu podtrzymania dobrego stanu skóry. Dla mnie jest czymś w rodzaju kropki nad "i",  idealnym dopełnieniem kuracji Effaclarem Duo.

Jestem w trakcie drugiego opakowania i póki co nie zauważyłam niestety większej poprawy jeśli chodzi o przebarwienia czy blizny, ale być może to jeszcze za wcześnie. Cały czas mam z tym problem i jeśli Wy znacie coś, co mogłoby się sprawdzić, to będę wdzięczna za Wasze rekomendacje!

Biorąc pod uwagę regularną cenę (studencki budżet i fakt, że oba kremy kończą mi się zazwyczaj w tym samym czasie), kuracja serią Effaclar nie należy do najtańszych, ale myślę, że mimo wszystko warto w nią zainwestować. Oba produkty są bardzo wydajne i przy codziennym stosowaniu wystarczają mi na około trzy miesiące. Bardzo często można je też dorwać w aptekach w ciekawej promocji, więc warto polować. :)

Jestem bardzo ciekawa czy macie jakieś doświadczenie z tymi produktami? Który z nich sprawdził się u Was lepiej? A może macie inny numer jeden w kategorii pogromca trądziku? Czekam na Wasze komentarze!


MÓJ INSTAGRAM

https://instagram.com/soonnaaillee/
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...