Zmieniła się nie tylko częstotliwość z jaką tu bywam. Całe to miejsce ewoluuje razem ze mną. Jedynie kontakt z Wami, odbiorcami, cały czas pozostaje taki sam. To wspaniała współzależność... Wszystkie ciepłe komentarze i listy, które od Was dostałam, napisane pod wpływem chwili lub po kilku dniach wahań (Beata, pozdrawiam! :*), dają mi nie tylko dużo radości, ale też sprawiają, że pomimo tego iż mój organizm wystawia mi naganę za brak snu i odpoczynku, chcę tutaj wracać.
Dzisiaj, z niemałą przyjemnością, zapraszam Was na pogadankę o kosmetykach, po które sięgam wyjątkowo chętnie przez ostatnie tygodnie. Część z nich pojawiła się już w ulubieńcach całego roku, ale to tylko dowód na to, że naprawdę je lubię. Miłego czytania!
Lotion do rąk z panthenolem i masłem shea Isana- niepozorne opakowanie o pojemności 300 ml mieści w sobie naprawdę niezły kosmetyk o bardzo dobrym składzie, w którym znajdziemy nie tylko wspomniane wcześniej masło shea i pantenol, ale również masło kakaowe i olej z awokado. Produkt nie zregeneruje bardzo suchej i zniszczonej skóry dłoni, ale w przypadku codziennej pielęgnacji tej mniej problematycznej, sprawdza się naprawdę bez zarzutu. Przypomina lekką emulsję, szybko się wchłania, ale pozostawia na skórze delikatny film ochronny, który sprawia, że nie musimy ponawiać aplikacji kremu po kilkunastu minutach. Na plus zaliczam genialne, praktyczne i higieniczne opakowanie z pompką, a także niską cenę i bardzo dobrą wydajność. Mieszka na mojej szafce nocnej już kawał czasu, a końca nadal nie widać. Krem dorwiecie w każdym Rossmannie za mniej niż 7 zł, także jeśli tak jak ja macie bzika na punkcie częstego mycia dłoni i ich nawilżania, bardzo Wam ten produkt polecam. :)
Szarlotkowe masło do ciała Farmona- nie mam problemów z regularnym balsamowaniem się, ale kiedy produkt, którego aktualnie używam pachnie tak, że dosłownie chce się go zjeść, tym bardziej nie trzeba mnie do tego namawiać. ;) Nie będę pisać Wam, że to masło pachnie genialnie. Wystarczy chyba komentarz mojego chłopaka, który za każdym razem kiedy go użyję mówi, że "przyszło ciastko". ;) Wbrew pozorom nie jest to produkt, który poza tym, że zostawia na skórze ładny zapach, nie robi nic. Masło przy regularnym stosowaniu bardzo fajnie dba o moją skórę i pozostawia ją nawilżoną przez cały dzień. Przyjemnie się rozprowadza, nie ma najgorszego składu, a do tego jest niedrogie i każda z nas może sobie taki smakołyk bez kalorii bez problemu pozwolić. Nie wiem jak Wy, ale ja jestem kupiona!
Masło do ciała z olejkiem arganowym The Body Shop- moje pierwsze spotkanie z masłami TBS nie było nazbyt udane. Miałam okazję używać masła grejpfrutowego i wcale nie ukrywam, że zupełnie nie rozumiałam o co tyle hałasu. ;) Muszę jednak przyznać, że masło z olejkiem arganowym bije grejpfrutowego poprzednika na głowę i gdybym miała na zbyciu trochę gotówki, na pewno skusiłabym się na nie ponownie. Jest bardzo gęste i treściwe, ma genialny skład, jeszcze lepszy zapach, a do tego naprawdę bardzo dobrze nawilża. Używam go głównie do pielęgnacji dłoni i stóp przed snem, bo opakowanie jest niewielkie i zwyczajnie mi go szkoda. Nie mniej jednak, jeśli szukacie świetnie nawilżającego mazidła i macie ochotę przeznaczyć na nie trochę więcej pieniędzy, to bardzo Wam ten produkt polecam.
Korzenny płyn do kąpieli Organique- Organique to moje odkrycie ubiegłego roku. Nie trafiłam do tej pory na produkt tej marki, który by się u mnie nie sprawdził. :) Korzenny płyn do kąpieli do jeden z najładniej pachnących kosmetyków jakie miałam okazję używać. Pachnie jak coca-cola z przyprawami, a zapach ten bardzo długo utrzymuje się na skórze. Nie zawiera slsów i parabenów, nie przesusza skóry i nieziemsko poprawia mi humor. To moja mała dawka luksusu i relaksu po ciężkim tygodniu, a przy tym niezły przywoływacz sylwestrowych i około-noworocznych wspomnień.
Perfumy Jimmy Choo- chorowałam na nie jakiś czas temu, po czym narodziła się we mnie chęć posiadania La Vie Est Belle, a Jimmy odeszło trochę w zapomnienie. Mój chłopak stwierdzając jednak że LVEB to "waniliowy shit" (?!) sprezentował mi na święta to cudo i muszę Wam powiedzieć, że od tego czasu używam ich dosłownie codziennie. To zapach słodki, uwodzicielski i prowokujący, ale nie ulepkowaty. Jest bardzo oryginalny i ciężki do opisania. Nie można jednak odmówić mu uroku, bo cudownie rozwija się na skórze. Początkowo promieniuje słodko-kwaśnymi nutami owoców (ja wyraźnie czuję w nim gruszkę i dojrzałe, czerwone pomarańcze) ale z minuty na minutę robi się coraz bardziej drapieżny, ciepły i bliskoskórny. Wszystko za sprawą toffi i paczuli, które stanowią nuty bazy. Mówią, że jest strasznie trwały i intensywny (ja go na sobie nie czuję, ale podobno to znak, że zapach do nas pasuje. ;)), dlatego tym bardziej nie polecam zamawiać go w ciemno, jestem więcej niż pewna że może nie spodobać się każdemu. Jeśli jednak jesteście fankami słodkości w stylu zapachów Lancome czy słynnego (genialnego zresztą) Flowerbomb V&R to koniecznie powąchajcie Jimmy przy najbliższej wizycie w perfumerii.
Odżywka przyspieszająca wzrost rzęs Revitalash- ten produkt rzeczywiście działa! ;) Już po miesiącu codziennego stosowania moje rzęsy stały się dłuższe i gęściejsze, co zresztą mam zamiar pokazać Wam na zdjęciach w oddzielnym poście. Nie uzyskałam efektu wow (bo moje rzęsy z natury są cienkie, rzadkie i ledwo widoczne), ale zdecydowanie jest on zauważalny i zadowalający. Teraz stosuję ją co drugi, trzeci dzień dla podtrzymania efektu. Nie rozgaduję się zbytnio, bo więcej o tym produkcie opowiem Wam w podsumowaniu całej kuracji już niebawem.
Czysta wazelina kosmetyczna Vaselline- nie pomyślałabym, że tak polubię się z tym produktem, ale ostatnio się z nim nie rozstaję. Super sprawdza się nie tylko do pielęgnacji ust, ale również innych przesuszonych partii skóry twarzy i ciała. Warto ją mieć!
Gąbeczka Konjac- nie wiem jaki cudem nie znalazła się jeszcze w ulubieńcach miesiąca, bo używam jej non stop od połowy wakacji. Poświęciłam jej oddzielny post, dlatego wszystkich zainteresowanych odsyłam TUTAJ.
Maskara Maybelline the Colossal Volum- wróciłam do swojego ulubieńca z okresu liceum i tylko przypomniałam sobie dlaczego tak bardzo lubiłam ten tusz. :) Świetna, duża szczoteczka, która przepięknie pogrubia rzęsy, unosi je u nasady i nadaje im objętości. Tusz utrzymuje się na rzęsach cały dzień, nie kruszy się i nie rozmazuje. Lubię go za to, że ładnie rozczesuje rzęsy, ale jednocześnie nie skleja ich i nie tworzy na nich grudek, nawet kiedy nakładamy drugą czy trzecią warstwę. Przy jednej daje bardzo delikatny efekt, przy trzech wręcz teatralny. Na pewno poświęcę mu oddzielny post, bo ten tusz zdecydowanie zajmuje miejsce na podium w rankingu moich ulubionych maskar. ;)
Bardzo polecam!
Revlon Color Stay #150 Buff (wersja do skóry tłustej) + Rimmell Wake Me Up #100 Ivory- połączenie tych dwóch podkładów daje mi idealny kolor, dobre krycie i świetną trwałość. Taka mieszanka wygląda na twarzy bardzo naturalnie, nie ma mowy o podkreślaniu suchych skórek i efekcie maski, a przy tym trzyma się bardzo dobrze przez cały dzień. Jeśli macie któryś z tych podkładów i z jakiegoś powodu nie lubicie go solo, koniecznie spróbujcie takiego połączenia!
Lakiery Miss Sporty- używam ich zamiennie dosłownie na okrągło, wszystkie inne lakiery odeszły w odstawkę. Śliczne, stonowane kolory (niestety numery całkowicie mi się starły, ale są dostępne w regularnej ofercie i znajdziecie je w Rossmannie), idealne na okres zimowy. Lakiery nie są super trwałe i nie utrzymują się na paznokciach zbyt długo, ale biorąc pod uwagę ich niską cenę i dużą gamę kolorystyczną, jestem na tak. Mają szeroki pędzelek (który ja akurat lubię), a do pełnego krycia potrzebują tylko dwóch warstw. Jedyne co mogę im zarzucić to fakt, że szybko gęstnieją, ale mają nieduże pojemności, więc istnieje szansa, że uda nam się je zużyć, zanim aplikacja stanie się bardziej problematyczna.
Gąbeczka do podkładu Syiss- znalazłam ją jakiś czas temu w ShinyBoxie i odkąd zaczęłam jej używać, mój flat top poszedł w odstawkę. Gąbeczka nie jest niestety dostępna w sprzedaży, a ja nie jestem w stanie porównać jak ma się do oryginalnego Beauty Blendera i jego tańszych odpowiedników, bo to pierwszy tego typu produkt w mojej kosmetyczce, ale muszę Wam powiedzieć, że jestem zachwycona efektem jaki daje. Podkład nakładany tą gąbeczką wygląda dużo naturalniej i paradoksalnie- dużo lepiej się trzyma. Jeśli używałyście gąbeczek innych marek i możecie polecić mi coś w przystępnej cenie, to będę bardzo wdzięczna za Wasze rekomendację, bo moje cudo niestety wieczne nie jest. ;)
I to już wszystko na dziś. Dajcie znać co Was zachwyciło w ostatnich tygodniach i czy wśród moich ulubieńców znaleźli się i Wasi. :) Miłego wieczoru!
MÓJ INSTAGRAM
Wazelinka u mnie sprawdza się doskonale :D
OdpowiedzUsuńColorstaya uwielbiam <3
OdpowiedzUsuńja mam pytanko, gdzie mozemy kupic ta gabeczke Konjac?
OdpowiedzUsuńJa zamawialam na allegro marki yasumi, kosztuje 19 zł a przesyłka jest gratis. :) stacjonarnie jest na pewno w hebe.
Usuńto arganowe masełko z TBS pachnie obłędnie :)
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem tego kremu do rąk :-) Taka opcja z pompką jest znakomita. Mam kilka kremów więc się na pewno póki co nie zdecyduje :-)
OdpowiedzUsuńZ tej firmy Farmona mam cały zestaw, trufle i migdały, zapach jak dla mnie trochę za mocny i cała seria czeka na półce, w pudełku :D Ale niedługo ruszę z testowaniem, tym bardziej, że dostałam od chłopaka to aż głupio tak długo zwlekać :D
Zapach płynu z Organique jest cudowny:)
OdpowiedzUsuńchyba się skuszę na to masełko :)
OdpowiedzUsuńMiałam fioletową wersję tego kremu do rąk wypuszczoną jesienią, była troche wodnista i długo zajęło mi zużycie całego opakowania ale jednak żałuję, że nie kupiłam tej z masłem shea. Może jeszcze znajdę.
OdpowiedzUsuńZnam produkty z pierwszego zdjęcia i również je bardzo lubię. Szkoda tylko, że lotion Isana nie ma ładniejszego zapachu, bo poprzednia wersja pachniała super :)
OdpowiedzUsuńIsanę muszę sobie kupić :) Lubię kosmetyki z pompką :) To masełko z TBS miałam i bardzo lubiłam, na podkład Revlona się czaję od jakiegoś czasu :)
OdpowiedzUsuńNie miałam żadnego z pokazanych przez Ciebie kosmetyków. Poza tym ostatnio drażnią mnie "jedzeniowo" pachnące kosmetyki.
OdpowiedzUsuńarganowe masło TBS uwielbiam
OdpowiedzUsuńSporo przyjemnych zapachów widzę :)
OdpowiedzUsuńKończę właśnie to masło szarlotkowe, ale zupełnie nie lubię tego produktu. Lotion do rąk Isany dopiero trafi w moje rączki :)
OdpowiedzUsuńMialam Revitalash - jejku, on byl swietny :) jak Ty mam z nautry cienkie rzesy, ale efekt mi sie podobal :)
OdpowiedzUsuńKrem z Isany jest świetny. Ten kosmetyk pojawił się u mnie w ulubieńcach lutego :)
OdpowiedzUsuńMam inną wersję zapachową tego masła do ciała i jak dla mnie zapach jest zdecydowanie za mocny i chemiczny ciekawe czy ten by mi podszedł
OdpowiedzUsuńChodzi o szarlotkowe masło :)
UsuńMega kosmetyki ! Do tego tuszu do rzęs polecam super odżywkę BodetkoLash. Naprawdę to połączenie daje efekt. Ja tej odżywki używam już od kilku miesięcy i jestem bardzo zadowolona. Jeszcze nie miałam odżywki, która w tak krótkim czasie dałaby taki efekt ! Polecam gorąco wszystkim wymagającym dziewczyną https://www.bodetkolash.eu/
OdpowiedzUsuńDobrze, że przedmówczyni podała link do strony. Właśnie drugie opakowanie BodetkoLash zostało przeze mnie zamówione. Po korzystaniu z tego preparatu wszystkie koleżanki z byłej klasy zazdrościły mi rzęs na klasowym spotkaniu.
Usuń