29 lis 2011

Mleczna czekolada i soczysty koral od Golden Rose.

Od tygodnia próbuję pozbyć się wstrętnego choróbska. Domowe kuracje wszelkiego rodzaju nie przynoszą absolutnie żadnych rezultatów. Mam już po dziurki w nosie nieustannego bólu głowy, zatok i nieprzespanych nocy. Chyba jednak nie obędzie się bez lekarza. :( Ale do rzeczy!

Lakiery Golden Rose zna i lubi chyba każdy. Ja osobiście cenię je szczególnie za niesamowitą gamę odcieni, precyzyjny pędzelek i przyzwoitą trwałość. Szczególnie często daję się skusić na kolejny egzemplarz z serii proteinowej, która zdecydowanie jest moją ulubioną.

Tego lata dostałam niesamowitego fioła na punkcie wszelkich odcieni pomarańczu na paznokciach. Co stoi na przeszkodzie, aby fioł dał o sobie znać także jesienią? Przecież lakieromania rządzi się swoimi prawami.
Soczysty koral #326 idealnie komponuje się nie tylko z letnią sukienką, ale i z grubym szarym swetrem, nie uważacie? Ja go uwielbiam! Swoim urokiem przyćmi niejednego typowo jesiennego szaraczka.


Ale słodka mleczna czekoladka na paznokciach, jest równie urocza. I już typowo jesienna. Mowa o lakierze numer #266. Kupiłam go dawno temu z myślą o kremowych bluzkach i pudroworóżowych sweterkach. Zresztą jak się okazało, wygląda świetnie w każdym wydaniu. Skromnie, a jednocześnie elegancko. To mi się podoba! W dodatku aplikacja to czysta przyjemność. Lakiery nie smużą, ładnie kryją i szybką schną. Nic tylko malować! :)


Podsumowując:
* ogromny wybór kolorów,
* przyjemna aplikacja, lakiery to typowe dwuwarstwowce,
* precyzyjny pędzelek,
* przyzwoita trwałość, lakiery na moich paznokciach utrzymują się spokojnie trzy dni,
* cena- ok. 4-5 zł za sztukę.

Wybaczcie, że dzisiaj tak krótko, ale czeka na mnie jeszcze biologia i stos zadań z chemii. W weekend postaram się nadrobić zaległości. Tymczasem życzę Wam miłego popołudnia i uciekam zrobić sobie malinową herbatę. Polecam! W połączeniu z ciepłym kocem naprawdę działa cuda! :)



PS. Chciałam pozdrowić karcię2910 i podziękować za przemiły komentarz! Kochana, nie masz bloga, także pozwoliłam sobie tak bardziej publicznie. Buziak dla Ciebie. ;*

27 lis 2011

Uchylam rąbka tajemnicy.

Dostaję sporo wiadomości z prośbami o zdradzenie kolejnych szczegółów z serii "ściśle tajne". Wiem, że bardzo lubicie takie posty. W końcu są fajną odskocznią od codziennych, typowo kosmetycznych notek. I właśnie z tej racji, zdecydowałam się po raz kolejny uchylić rąbka tajemnicy i odsłonić przed Wami kolejną cząstkę siebie. Zainteresowani? Zapraszam do lektury.

Mimo, że okropnie podobają mi się wszelkiego rodzaju upięcia, warkocze i kucyki, praktycznie całe życie chodzę w rozpuszczonych włosach. Powód? Kompleks odstających uszu. Inni tego nie zauważają, ja mam na tym punkcie prawdziwą obsesję i właśnie dlatego naprawdę rzadko włosy związuję. Wiąże się to dla mnie ze złym samopoczuciem i wrażeniem, że wszyscy zauważają to, czego widzieć nie powinni. Kiedy je rozpuszczam, najzwyczajniej w świecie czuję się bezpieczniej.

Obsesja numer dwa to Filip Bobek. Żaden Johnny Depp, Robert Pattinson ani Justin Timberlake nie robią na mnie wrażenia. Za to Filipa uwielbiam za jego przeurocze dołeczki, niesamowity głos, uśmiech i poczucie humoru. Znam na pamięć wszystkie odcinki BrzydUli (w końcu od Marka Dobrzańskiego się zaczęło) i nie przegapiłam żadnego wywiadu z jego udziałem. Zdarzyło mi się nawet ustawić jego zdjęcie na tapetę telefonu. To się nazywa choroba.

Uwielbiam uprzytulniać sobie swoje cztery ściany. Zasłaniam rolety, zgaszam światło, zapalam świeczki albo kominek i relaks uważam za rozpoczęty. Do tego gorące kakao, albo para ukochanych ciepłych ramion obok i jestem w siódmym niebie. Wiecie o czym mówię? :)

Coraz częściej zastanawiam się nad podjęłam się wyzwania zaprojektowania sobie sukienki na studniówkę. Dochodzę do wniosku, że choćbym przejechała całą Polskę wzdłuż i wszerz, nie znalazłabym tej jednej, niepowtarzalnej i najpiękniejszej na świecie. Pobiegam jeszcze trochę po sklepach, a jeśli nic nie znajdę, to prawdopodobnie razem z krawcową rozpoczynamy pracę nad wprowadzaniem moich planów w życie. Szykuje się na prawdziwy paryski szyk!

Jeżeli wakacje, to koniecznie nad morzem. Nie pociągają mnie górskie wędrówki i zdobywanie szczytów. Zdecydowanie bardziej przemawia do mnie słońce, piasek, szum fal i zapach olejku do opalania. A wieczorami spacer brzegiem plaży albo nadmorskim deptakiem. Ech, tęsknię za tą beztroską, spaniem do południa i błękitnym niebem nad głową...

Mój mały głodomorek domaga się swojej kolacji, także na dzisiaj musi już wystarczyć zdradzania tajemnic. Jesteście bogatsi o kolejne pięć faktów o mnie. Mam nadzieję, że czujecie się usatysfakcjonowani. Przynajmniej trochę i przynajmniej na jakiś czas. Miłego wieczoru! :)

Zobacz także:
* Moje życzenia do Złotej Rybki
* Post z serii "poznaj mnie lepiej"
* Mała kosmetyczna spowiedź
* One Lovely Blog Award- czyli 7 faktów o mnie
* The Make up Blogger Award- makijażowe fakty

24 lis 2011

Wieczorne rytuały, czyli o pielęgnacji twarzy raz jeszcze.

Jakiś czas temu na blogu mogliście przeczytać o tym jak pielęgnuję swoją twarz zaraz po przebudzeniu (KLIK), dzisiaj pora na ciąg dalszy, mianowicie moje cowieczorne rytuały. Zapowiada się na post z serii tasiemców, także od razu przechodzę do rzeczy, a wytrwałych i zainteresowanych zapraszam do lektury. :)

Krok pierwszy to oczywiście DEMAKIJAŻ, którego szczerze nie znoszę. Na samą myśl o nim zalewa mnie krew. Nie mniej jednak, nie zdarzyło mi się położyć się spać w makijażu, o zgrozo! A więc chwila mamrotania pod nosem i do dzieła. Zaczynamy od oczu. Jestem wierną fanką micela Perfecty, ale jako że projekt Denko działa u mnie całym rokiem, aktualnie zużywam płyn micelarny z AA, który także przypadł mi do gustu. Jest bardzo wydajny, nie wysusza, nie podrażnia i co najważniejsze- robi robotę. Dobry produkt, pewnie jeszcze kiedyś po niego sięgnę. Jeżeli chodzi o demakijaż twarzy, to wystarcza mi najzwyczajniejsze w świecie mleczko. W tej kategorii nie mam swojego faworyta, kupuję to, co akurat jest w promocji. Na zdjęciu wyżej- mleczko z kolagenem i elastyną firmy Soraya.


Dalej może być już tylko lepiej, bowiem pora na OCZYSZCZANIE. Najpierw w ruch idzie żel do twarzy. Jak pewnie wiecie, jestem całkowicie zakochana w żelach BeBeauty. Moje serce skradł zarówno micel, jak i ten ze zdjęcia wyżej- nawilżający z drobinkami masującymi i ekstraktem z lotosu. Pachnie jak kosmetyki dla niemowlaków. :) Nie próbowałam jeszcze wersji peelingującej, ale póki co zdecydowanie jestem na tak!
Nie obyłoby się też bez toniku. Zazwyczaj używałam Ziaji, ale odkąd miałam przyjemność przetestować płyn z kwiatu pomarańczy firmy Fitomed, Ziaję zostawiam sobie "na dzień dobry". Fitomed po raz kolejny bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Ta seria kosmetyków do cery tłustej i mieszanej niesamowicie mi odpowiada i jestem przekonana, że tak szybko się z nią nie rozstanę. Recenzja już niebawem. :)

I na koniec coś, co tygryski lubią najbardziej. Uwielbiam wszelkiego rodzaju mazidła i nawilżacze. Do ciała, do twarzy i te pod oczy również. Dlatego krok trzeci i ostatni- NAWILŻANIE, należy do moich ulubionych. Buźkę na zmianę traktuję ukochanym masłem kakaowym Ziaji (recenzja TUTAJ) i kremem z wyżej wspomnianej serii Fitomed. Skład ma genialny, a przy tym ślicznie pachnie i naprawdę dobrze sprawdza się przy mojej mieszanej cerze. Jeżeli chodzi o okolicę oczu, to jestem zadowolona zarówno z luksusowego eliksiru z 22 aktywnymi składnikami Synesis (recenzja TUTAJ), jak i tańszego odpowiednika, najzwyklejszego kremu pod oczy Ziaji z ukochanej serii Kozie Mleko. Używam ich w zależności od nastroju, dnia i ochoty. :)

Trochę tego jest, wieczorem przeznaczam na pielęgnację twarzy zdecydowanie więcej czasu. A ten rytuał wygląda u Was? Jestem bardzo ciekawa. Z przyjemnością przeczytam Wasze komentarze.

Post dodany jest automatycznie. W tym momencie prawdopodobnie kartkuję zeszyty z biologii, aby jutro napisać przynajmniej na te marne 30%. Pamiętajcie o kciukach! Buziaki. ;*

22 lis 2011

M jak matura, Makbet i miłość na ekranie.

Miło, że jesteście. Nawet nie wiecie ile znaczą dla mnie Wasze komentarze ze słowami wsparcia, nie mówiąc już o nadsyłanych e-mailach. Dziękuję! Do wielu z Was miałam już okazję napisać, ale teraz tak oficjalnie- chyba wszystko powolutku zaczyna wracać do normy. Przynajmniej mam taką nadzieję. Jestem naiwna? Być może. Ale liczy się przecież to żebym była szczęśliwa. Bez siebie nie będzie nam lepiej. Ani łatwiej. I głęboko wierzę, chcę wierzyć, że rzeczywiście istnieją rzeczy, o które warto walczyć do samego końca.


To po pierwsze. Po drugie rozpoczęły się próbne matury z Operonem. Przed nami praktycznie cały tydzień wolnego. :) Dzisiaj pisaliśmy polski, jutro pora na matematykę. Przyznam szczerze, że chociaż wszyscy powtarzają mi, że urodzona ze mnie humanistka, przeraża mnie wizja pisania wypracowania, nie mówiąc już o stukocie długopisów wszystkich dookoła, podczas gdy ja od piętniastu minut dopiero zastanawiam się od czego zacząć.
Musiałam zmierzyć się z postaciami fantastycznymi w "Makbecie" i "Nie-boskiej komedii", gdyż "Przedwiośnie" jest mi zupełnie obce, nie mam pojęcia kto, co i dlaczego. W każdym razie nie było źle. Teraz już tylko piątkowa biologia spędza mi sen z powiek. :D Trzymajcie kciuki!


Najbliższe dni zapowiadają się bardzo obiecująco. Pomijając matury, czeka mnie farbowanie u fryzjera i conajmniej cztery wolne popołudnia. Zamierzam maksymalnie wykorzystać wolny czas, także spodziewajcie się nowych postów. A tak swoją drogą, oglądała któraś z Was "Listy do M."? Zamierzam wybrać się na to do kina. Warto? :)


Jeszcze tylko przypomnę Wam o swoim rozdaniu, w którym możecie wygrać zakupy w sklepie internetowym alledrogeria.pl (KLIK) i uciekam przygotować jakiś obiadek. Do zobaczenia!

19 lis 2011

I need him.

"Bo przecież każdy potrzebuję mieć kogoś obok. Kogoś, kto będzie, kiedy inni znikną, kto pomoże mi wstać albo spadnie razem ze mną. Kogoś, kto nie boi się być za blisko. Kto będzie czuły do bólu. Bez obietnic, sztucznych uczuć i nazywania wszystkiego na siłę."


"Kiedy wodór jest miłością, a chlor zazdrością, zawsze znajdzie się jakaś nadtleniona woda, która postanowi wszystko zobojętnić."

"Kiedyś pytałeś, co to znaczy „tęsknić za Tobą”. W przybliżeniu to taka hybryda zamyślenia, marzenia, muzyki, wdzięczności za to, że to czuję, radości z tego, że jesteś i fal ciepła w okolicach serca."

"Nagle tak cicho zrobiło się w moim świecie bez Ciebie..."




"Bez Ciebie dzisiejsze wzruszenia są tylko martwym naskórkiem dawnych uniesień."

"Już wiem, że upadek marzeń boli bardziej niż sny, po których nie ma słońca, a pora roku nigdy nie będzie odpowiednia, aby spokojnie odtwarzać historie pełne pocałunków i pragnień, które odeszły..."

PS. Wiem, że ten post niewiele ma wspólnego z tematyką bloga. I być może w ogóle nie powinien się tutaj pojawić. Wybaczcie... Po prostu bywają w życiu takie chwile, że człowiek przestaję wierzyć... Trzymajcie kciuki. Żeby się ułożyło. Jakoś.

16 lis 2011

Ach, ten Synesis!

Marki Synesis, nie trzeba przedstawiać chyba nikomu. Szlachetne kosmetyki od jakiegoś czasu robią na blogach prawdziwą furrorę. Ja miałam przyjemność testować dwa produkty: próbkę perfum Białe Molo oraz eliksir pod oczy z różą damasceńską z 22 aktywnymi składnikami. Kosmetyki dotarły do mnie naprawdę przepięknie zapakowane, w środku znajdowała się również ulotka-rulonik ze szczegółowym opisem produktu.
Luksus w najlepszym wydaniu. :)

Zacznijmy może od perfum, w których całkowicie się zauroczyłam. Sam producent opisuje ten zapach jako zamknięte w butelce wakacyjne wspomnienia. Mnie również przypomina on gorący piasek pod stopami, ciepły letni wiatr i zachód słońca. To trochę taki zapach beztroski i radości z życia. Dominuje w nim kwiatowo-owocowa nuta, w której najbardziej wyczuwalny jest jaśmin i brzoskwinia, a także odrobina piżma. Niezwykle delikatny, świeży, a jednocześnie słodki, kobiecy i zmysłowy. Niesamowicie trwały, przepięknie rozwija się na skórze. Kto raz go użyje, musi się w nim zakochać. Idealny. Nie tylko latem.
Nie omieszkam kupić pełnowymiarowego flakonika. Zapach naprawdę czaruje!


Zdjęcie pochodzi ze strony
synesis.pl
Białe Molo
Nuty głowy: porzeczka z Francji, wiśnie, brzoskwinia.
Nuty serca: jaśmin z Egiptu, róża z Turcji, lilia, ozon.
Nuty głębi: drzewo sandałowe z Indii, piżmo.

Cena: 190 zł [100ml]
Do kupienia  sklepie intetnetowym Synesis: KLIK













Przetestowanie drugiego kosmetyku, zajęło mi trochę więcej czasu. Zacznijmy może od tego, czym w ogóle jest owy eliksir.  Jak pisze producent "został wzbogacony w cenny organiczny olejek różany, pozyskiwany z róży damasceńskiej. (..) gwarantuje nie tylko właściwości antyrodnikowe, lecz także widoczne napięcie i wygładzenie skóry wokół oczu. (...) działa antybakteryjnie, antygrzybicznie i antywirusowo." 
Skład dla zainteresowanych: olej z róży damasceńskiej (organiczny), olej rycynowy, olej ryżowy, olej winogronowy, omega ceramidy, olej z orzechów macadamie, olej z awokado, masło pistacjowe, masło aloesowe, chamuolgra oil, olej z rokitnika, balsam cedrowy, masło shea, pochodne hydroksyproliny, fitosfingozynę, ceramidy III B, tokoferol, tokotrienol, witaminę C, witaminę E, koenzym Q10, nasiona konopii siewnej.


Zdjęcie pochodzi ze
strony synesis.pl
Co ja sądzę na jego temat? Przede wszystkim ogromny plus za wydajność. Producent twierdzi, że buteleczka o pojemności 10 ml, powinna wystarczyć na 2/3 miesiące, a ja myślę, że nawet na dłużej! Używam go codziennie, od dobrych kilku tygodni, a zużycie jest praktycznie znikome. Nie można też nie zwrócić uwagi, na prześliczne opakowanie. Malutka, szklana buteleczka z zakrętką przypominającą perłę, prezentuje się na łazienkowej półce bardzo elegancko i ze smakiem.
Eliksir jest praktycznie bezzapachowy, ma gęstą, oleistą konsystencję i co za tym idzie, dość wolno się wchłania i długo pozostaje na powierzchni skóry. Nie wysusza, nie powoduje zaczerwienień i co dla mnie istotnie ważne- nie podrażnił moich wrażliwych oczu. Chwała mu za to.
Pora na właściwości. Jeżeli chodzi o nawilżanie, to producent świetnie wywiązał się ze swojej obietnicy. Kosmetyk rzeczywiście dobrze nawilża, ładnie pielęgnuje skórę pod oczami. A także... brwi. Świetnie im służy! Spodziewam się pytań, co z cieniami pod oczami. W tej kwestii niestety nic się nie zmieniło. Ale obawiam się, że na to nie wynaleziono jeszcze żadnego leku-cud i jedynym produktem, który może nam pomóc jest korektor. Nie jestem również w stanie stwierdzić jak radzi sobie ze zmarszczkami, gdyż ten problem póki co (całe szczęście) mnie nie dotyczy.
Producent poleca również dodanie kropli tego kosmetyku do podkładu, by lepiej sie rozprowadzał i jednocześnie odżywił skórę. Jednak przy mojej tłustej cerze, nie jest to najlepszym rozwiązaniem- jeszcze szybciej niż zwykle zaczynam się świecić.
Ogólna ocena: Oczekiwałam od niego przede wszystkim nawilżenia i w tej roli sprawdził się świetnie. Duży plus za niesamowity skład i ogromną ilość bogatych składników.
Czy kupię go ponownie? Wydaje mi się, że nie, gdyż nie mam aż takich problemów ze skórą wokół oczu, a by nie mógł sobie z nimi poradzić zwykły, tańszy krem. Natomiast z czystym sercem mogę go polecić wszystkim tym, które potrzebują głębszego i bardziej intensywnego nawilżania. A także posiadaczkom cery skłonnej do zmarszczek. Przecież lepiej zapobiegać, niż leczyć. :)

Eliksir również dostępny jest w sklepie internetowym (KLIK), w cenie 78 zł za 10 ml.

Kochane, a Wy lubicie kosmetyki Synesis? Macie swojego ulubieńca wśród szlachetnych kosmetyków? :)

W tym miejscu dziękuję Pani Marii jak i firmie Synesis, za udostępnienie mi tych produktów w celu ich przetestowania i zrecenzowania i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na ich temat jest szczera i całkowicie obiektywna.

13 lis 2011

Niekosmetycznie.

Na płaczyk Japan Style <KLIK> nadal czekam. Czy to zawsze trwa tak długo? Zaczynam się martwić, że moja przesyłka zaginęła gdzieś w wielkim świecie i będę ją oglądać jak świnia niebo. Jednak paczuszka z Azji, nie jest jedyną na którą czekam. Kolejnej wyczekuję prosto z Londynu, zamówiłam bowiem czarny  kuferek atmosphere. Urzekło mnie w nim głównie to, że jest częściowo pikowany, w dodatku lakierowany i  będę mogła nosić go w ręce. Przy tym mieści A4 i ma masę przegródek w środku. Do szkoły będzie jak znalazł.

Razem z przesyłką wyniósł mnie 65 zł. Swoją drogą, bardzo lubię primarkowe torebki. Mimo, że ich jakość nie powala na kolana. Czemu? Bo za cenę jednej z sieciówki, mam dwie tańsze- równie ładne. Albo nawet ładniejsze! A to dla torebkoholiczki jest cholernie istotne. :D

Ale przecież nie byłabym sobą, gdyby na torebce się skończyło... Jakiś czas temu w moje łapki wpadły też dwa szaliczki. Ich nigdy za wiele, szczególnie jesienią. Pasują do sukienek, marynarek i najzwyklejszych cardiganów. Ja wybrałam te z motywem kwiatowym, który zresztą uwielbiam. Jest niezwykle kobiecy i potrafi ożywić nawet najzwyklejszą bluzkę.


Pierwsza to House- 39,90 zł, a drugą kupiłam w sklepiku w moim mieście, za około 20 zł z tego co pamiętam. Jak Wam się podobają? :) Mnie bardzo!

Obiecałam też, że podzielę się z Wami sklepem z butami, który ostatnio odkryłam. Mowa o FLEQ.PL. Zresztą nie tylko z butami, bo możecie tam znaleźć również torebki, a nawet biżuterię. Istna kopalnia skarbów. Właśnie trwa tydzień darmowej wysyłki, także spieszcie się Dziewczyny! Ja wzdycham szczególnie do szpilek! Mam zamiar wybrać tam coś na studniówkę, ale coś czuję, że na jednej parze się nie skończy! Zobaczcie same. Przykładowo:




Jako, że tatuś wspaniałomyślnie postanowił zabrać mnie dzisiaj na zakupy, notka ta jest jedynie przedsmakiem tego, czego możecie spodziewać się w najbliższych dniach. 
Tymczasem uciekam już i ściskam Was mocno. Szczególnie pewnego Pana, który uparacie domagał się buziaka w notce. A więc łap! ;*

11 lis 2011

Zakupów moc.

Po długim, za długim jak na mnie, odwyku od zakupów postanowiłam w końcu położyć kres głodowi zakupoholiczki. Nikogo chyba nie zdziwi więc fakt, że moja pełna ekscytacji wizyta w drogerii, nie mogła zakończyła się wyjściem z pustymi rękami. Szału nie ma, bo kupiłam jedynie lakiery do paznokci, szampon i odżywkę, ale przecież... Kto jak kto, ale Wy najlepiej powinnyście wiedzieć, że nawet takie drobiazgi potrafią perfekcyjnie poprawić humor. :) Zakupy zdecydowanie mają magiczną moc. Już przebieram nogami na następne!

Zacznijmy od lewej. Przyznam szczerze, że jeżeli chodzi o lakier Sensique Strong&Trendy Nails w odcieniu #123, to mam wobec niego mieszane uczucia. To nudziak o perłowym wykończeniu. Jednak jest dość słabo kryjący i na paznokciach daje raczej efekt złoto-beżowej poświaty niż cielistego koloru, do którego byłam przyzwyczajona w lakierach Golden Rose. Dam mu jeszcze jedną szansę, ale na chwilę obecną wydaje mi się, że raczej się z nim nie zaprzyjaźnię.
Następny w kolejności jest idealnie czekoladowy, szybkoschnący jak zapewnia producent, lakier essence #49 THE ONLY CHANCE, seria colour&go. Musicie przyznać, że wygląda przepięknie. :)
Podobnie zresztą jak brat bliźniak #79 VIVA LA GREEN, który musiałam od razu wypróbować. Zrobiłam już nawet zdjęcie i lada dzień będziecie mogły zobaczyć go w akcji. Strasznie żałuję, że dopiero teraz skusiłam się na lakiery z tej serii. Są naprawdę fajne i niedrogie.
Jako, że ostatnio na nową przeżywam fascynację wszelkimi odcieniami niebieskiego na paznokciach, stąd do mojej kolekcji musiał dołączyć lakier essence multi dimension- #75 TRYIN' TO BE COOL. Bardzo długo szukałam takiego morskiego koloru. I mimo, że jest bardziej letni, niż jesienny, to idealnie będzie komponował się z szarym, ciepłym sweterkiem. Czyż nie? :)


Przy okazji skusiłam się jeszcze na duecik Dove. Wychodzę z założenia, że kosmetyków do pielęgnacji włosów nigdy za wiele. Wybrałam szampon 2w1 z serii Daily Care do włosów narażonych na codzienne zniszczenia i odżywkę, która akurat była w promocji- Color Repair. Póki co jestem zadowolona. Włoski po ich użyciu są miękkie, pachnące i ślicznie się błyszczą. Nie zauważyłam też ani podrażniania skóry głowy, ani nadmiernego jej przetłuszczania się. Ale z doświadczenia wiem, że nie należy chwalić dnia przed zachodem słońca, także wstrzymam się jeszcze z wyrabianiem sobie opinii na ich temat. Zobaczymy jak będą sprawdzać się dalej.

Zamówiłam też torebkę i mam ochotę na kilka sweterków, ale o tym może następnym razem. Tym bardziej, że odkryłam genialny sklep internetowy z butami i grzechem byłoby się nim z Wami nie podzielić. Serducho boli jak przegląda się te wszystkie cudeńka! :)

8 lis 2011

Sonnaille rozdaje.

Moim sposobem na jesienną chandrę i zły humor jest zakupowe szaleństwo. Chcąc sprawić Wam mikołajkowy prezent i równocześnie podziękować za Waszą obecność na moim blogu, zdecydowałam się na kolejne, trzecie już rozdanie. Postanowiłam uciec jednak nieco od tradycyjnych nagród w postaci zestawów kosmetyków i dać Wam większe pole manewru. Tym razem to nie ja, lecz Wy zdecydujecie o swojej nagrodzie!

W rozdaniu można wygrać bowiem sponsorowane przeze mnie zakupy w sklepie internetowym alledrogeria.pl na kwotę 50zł!
A więc wybierać będziecie spośród produktów e.l.f, NYX, Everyday Minerals, Sleek i wielu innych.


Zasady są bardzo proste. Wystarczy zostawić pod tym postem komentarz wraz z nickiem pod jakim mnie obserwujesz i adresem e-mail. (1los) 
Będzie mi miło, jeśli dodatkowo podzielisz się ze mną swoją opinią i odpowiedzią na pytanie: co byś zmieniła na moim blogu, a co Ci się w nim podoba?

Można zwiększyć swoje szanse na wygraną:
* dodając mnie do blogrolla (+ 1 los)
* umieszczając na swoim blogu informację o moim rozdaniu wraz ze zdjęciem i bezpośrednim linkiem do niego (+2 losy)
Dodatkowym losem nagrodzę również osoby aktywnie uczestniczące w życiu bloga.

Pamiętajcie, że 1 osoba= 1 komentarz!
Do wzięcia udziału w zabawie zachęcam również osoby mieszkające poza granicami kraju.
Konkurs rusza już teraz, a na Wasze zgłoszenia czekam do 6 grudnia 2011r. do północy.

Powodzenia! :)

6 lis 2011

Kolorowe kredki w pudełeczku noszę!

Simple Beauty to dla mnie odkrycie roku. Na blogu mogliście przeczytać już o genialnych lakierach z serii pastelowej (KLIK) i równie dobrych wodoodpornych cieniach do powiek (KLIK). Dzisiaj czas na część trzecią, a mianowicie recenzję kredek do oczu. Zainteresowani? Zapraszam do czytania. :)

Firma ma w swojej ofercie zarówno kredki klasyczne, jak i perłowe, brokatowe, a także te przeznaczone do smoky eyes i stylizacji brwi. Do wyboru, do koloru! Każda z Was na pewno znalazła by coś dla siebie. Można je dostać w sklepie internetowym, a ich cena mieści się w granicach 3-4 zł. Czyli przysłowiowe grosze. :)

Ja miałam przyjemność testować dwie kredki o perłowym wykończeniu: srebrną i złotą, zieloną brokatową oraz czarną z aplikatorem, dzięki któremu możemy wykonać makijaż smoky. Oto one:

Kredki są hiperalergiczne, wzbogacone w wosk pszczeli o właściwościach pielęgnujących i witaminę E, która działa przeciw starzeniowo. Producent obiecuje ich wodoodporność, a ja z czystym sercem mogę potwierdzić, że obietnica ta została spełniona. Kredki są naprawdę bardzo trwałe, nie ruszy ich woda z mydłem. Radzi sobie dopiero płyn micelarny i to też nie bez wysiłku.
Oprócz trwałości, ich niewątpliwie największą zaletą jest doskonała pigmentacja. Kojarzycie kredki SENSIQUE z serii Trendy Colour? Ja posiadam fioletową i po pierwszym użyciu bylam załamana, że właściwie nie widać jej na powiecie. O czymś takim nie ma mowy w przypadku Simple Beauty. Zresztą zobaczcie same:

Jeżeli chodzi o trzy pierwsze: złotą, srebrną i zieloną to są średnio miękkie. Jednak na tyle, aby bez problemu można było narysować nimi kreskę. Na bazie trzymają się w nienaruszonym stanie praktycznie cały dzień. Perłowe/brokatowe wykończenie sprawia, że są idealne szczególnie do wieczornego, imprezowego makijażu. Złota i srebrna, sprawdzą się także świetnie w wewnętrznym kąciku oka.
Czarna z kolei jest bardzo mięciutka, niesamowicie łatwo się ją rozciera za pomocą dołączonego aplikatora. Wygodne i praktyczne dwa w jednym. :) Spokojnie można jej także używać na linię wodną, nie podrażnia i nie uczula. Nie jestem natomiast pewna czy sprawdzi się w roli eyelinera, gdyż jako że jest przeznaczona do smoky, dość łatwo i szybko się rozmazuje.

Ogólna ocena: Bardzo dobre i niedrogie kredki. Jedyny minus jaki jestem w stanie zauważyć to fakt, iż dość często trzeba je temperować, rysik szybko się zużywa. Nie jest to jednak na tyle uciążliwe, aby mogło powstrzymać mnie przed zakupem kolejnych. I Was też do tego zachęcam. Za 4zł naprawdę warto!
Czy kupię ten produkt ponownie? Na pewno. Mam ochotę szczególnie na tą czarną brokatową. :)

I tym postem kończę serię recenzji produktów Simple Beauty. Bardzo się cieszę, że miałam możliwość ich przetestowania, a tym utwierdzenia się w przekonaniu, że zawsze można znaleźć tańsze rozwiązanie, a niedrogie kosmetyki w wielu wypadkach są naprawdę godne uwagi.
Dziękuję więc zarówno Pani Dorocie jak i  firmie Achtel za okazane mi zaufanie i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na temat udostępnionych mi produktów jest szczera i całkowicie obiektywna.

Na dzisiaj to już wszystko. Tak jak obiecywałam w którymś z ostatnich postów szykuję dla Was małą niespodziankę. Lada dzień możecie spodziewać się więcej szczegółów. Tymczasem przyjemnej, słonecznej niedzeli Wam życzę! :)

PS. Zobaczcie, jaką niesamowitą nagrodę przygotowała Atqa w swoim rozdaniu! Do wygrania przepiękna paletka cieni Sleek, mianowicie Oh So Special. Grzechem byłoby nie powalczyć! Rozdanie trwa do 20 listopada, spieszcie się Dziewczyny! :)

3 lis 2011

Ulubieńcy ostatnich tygodni.

Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze z niecierpliwością wyczekuję na koniec miesiąca, wraz z którym nadchodzi wysyp postów z ulubieńcami. Pewnie nawet nie zauważyliście, ale nie robiłam takiego podsumowania we wrześniu, gdyż musiałabym właściwie skopiować notkę sierpniową (KLIK), co nie miałoby większego sensu. Ale jako, że mamy już listopad i moja kosmetyczka przez te dwa miesiące poszerzyła się o parę nowych produktów, nie ma mowy abym nie podzieliła się z Wami swoimi KWC. A więc, bez zbędnego przynudzania, przed Wami istne perełki we własnych osobach! :)

Nie chcę już zanudzać Was wychwalaniem pod niebiosa, po raz enty, micela Perfecty czy kremu Kozie Mleko, dlatego skupiłam się na produktach, o których do tej pory wspominałam rzadko, lub nie wspominałam wcale, a warto powiedzieć o nich co nieco więcej.

I takim produktem na pewno jest masełko do ciała Afryka z biedronkowej serii BeBeauty. O ile na początku nie byłam do końca do tego zapachu przekonana, to z każdym kolejnym użyciem kocham go coraz bardziej. Niesamowicie ciepły, otulający, idealny na jesienne wieczory. Jak dla mnie połączenie orzechów z waniliowym kremem, coś pięknego. Właściwości nawilżające również na plus, zdecydowanie numer jeden ostatnich tygodni!
W kategorii zapach na wysokiej pozycji ulokowały się również perfumy Beyonce Heat Rush. Kojarzą mi się z upalnym, letnim wieczorem i gorącym piaskiem na plaży. Bardzo słodkie i bardzo kobiece. Moja absolutna miłość. Czasami spryskuję się nimi tylko po to, aby poprawić sobie humor. :)
Nie mogę zapomnieć o ledwo widocznym na tym zdjęciu- jedwabiu do włosów Natura Silk firmy Marion. Jest bardzo wydajny i wygodny w użyciu. Niweluje puszenie, prześlicznie wygładza i nabłyszcza włoski. Używam go codziennie, od pół roku, a końca nadal nie widać. Rewelacja.

Jeżeli chodzi o pielęgnację twarzy, to w ostatnich tygodniach pierwsze skrzypce grają produkty firmy Fitomed: płyn z kwiatu pomarańczy i nawilżający krem z tej samej serii. Nie chcę jednak zbyt wiele mówić na ich temat, gdyż niebawem pojawi się ich dokładna recenzja. W każdym razie jestem z tego duetu niesamowicie zadowolona i polecam go wszystkim posiadaczkom cer tłustych i mieszanych. Na pewno się nie zawiedziecie!
Podobnie zresztą jak bionawilżający kremik z białą herbatą niezawodnej Ziaji. Skusiłam się na niego dzięki i recenzji Oli i nie żałuję. Jest genialny! Idealny pod makijaż. Bardzo ładnie nawilża, błyskawicznie się wchłania, ma przyjemny, lekko ziołowo-miętowy zapach. Na jednym opakowaniu się nie skończy, nie ma opcji, żeby nie został ze mną na dłużej. :)

Podkład Revlon Color Stay- mimo, że znam się z tym Panem dopiero dwa tygodnie, już wiem, że ubóstwiam go nad życie. Najlepszy podkład jaki miałam. Świetnie kryjący, mega trwały, idealnie stapiający się z cerą. Obawiałam się, że będzie podkreślach suche skórki i że nie dam sobie rady z jego aplikacją, ale na obawach się skończyło. Niebawem recenzja, a więc cierpliwości. :)
Czas na usta. Krok pierwszy- Carmex. Pokochałam od pierwszego użycia i już wiem, że nie zamienię na żaden inny. Bije na głowę pomadki Nivea, Bebe, a nawet Neutrogenę. Co tu dużo mówić, robi robotę. Lepiej być nie może.
Krok drugi- szminka. Ostatnio króluje u mnie nudziak essence z numerkiem #52 (in the nude). Uwielbiam nudziaki. A ten nie dość, że pięknie prezentuje się na ustach, to jeszcze niesamowicie pachnie. Aż chce się ją zjeść. Toffi, mniam. :)

I na koniec lakiery do paznokci, o których nie pisnę ani słowa, bo pojawiły się ich dokładne recenzje.  Zainteresowanych odsyłam właśnie tam.

Jestem cholernie ciekawa, czy wśród moich perełek znaleźli się i jacyś Wasi ulubieńcy. Czekam na Wasze komentarze i ściskam Was mocno! :*

PS. Blog przeszedł małą metamorfozę. Jak Wam się podoba?
PPS. Powolutku zbliżamy  się do setki, właśnie dobrnęliście do końca 51 posta!

1 lis 2011

DENKOmaniaczka.

Zużywanie zdecydowanie nie jest moją najmocniejszą stroną. Nie twierdzę, że to dobrze, że tak powinno być, ba! Ale próbuję. I jest mi z tym coraz lepiej! Ilość denek wrześniowo-październikowych co prawda nie powala na kolana, ale jak się nie ma co się lubi, to się lubi co się ma, czyż nie? :)
Oprócz produktów, o których pisałam TUTAJ,  w ostatnich tygodniach, udało mi się jeszcze zużyć:

* Dwa opakowania dwufazowego płynu do demakijażu Ziaji- od jakiegoś czasu jestem wierna Perfecie, ale zanim ją pokochałam, zrobiłam spore zapasy popularnej dwufazówki i z braku laku, byłam zmuszona do nich powrócić. Efekt jest taki, że to były dwa ostatnie opakowania jakie posiadam, także z Ziają się już żegnam. I wcale nie z bólem serca. Zła nie była, ale tak jak wielokrotnie już powtarzałam- Perfecta bije ją na głowę.
* Intensywna maseczka do włosów suchych i łamliwych Syoss- ładnie nawilża, włosy się po niej łatwo rozczesują, są miękkie i miłe w dotyku. Czasami niestety obciążone. Łamliwości eliminować nie eliminuje. Czy kupię ponownie? Szału nie robi, myślę że można znaleźć podobne, tańsze produkty.

I uwaga kochani, dwa balsamy! <3

* Bodymilk Passiflora i brzoskwinia Welness&Beauty (seria Rossmannowska)- bardzo podoba mi się zapach. Słodki i intensywny. Przy tym  mega trwały, naprawdę długo utrzymuje się na skórze. Jak dla mnie cudo. Jeżeli chodzi o właściwości, to na pewno nie są spektakularne. Ale właściwie to czego można oczekiwać za tą cenę? [5 zł/ 200ml] Na pewno jeszcze kiedyś do niego wrócę.
* Bodylotion Angel Star Nivea- bardzo przyjemne mazidełko. Ślicznie pachnie (maliny!), szybko się wchłania, przyzwoicie nawilża. Kupiłam, bo był w promocji i nie żałuję. Nie żegnamy się na długo. Latem jest idealny!

A jak tam Wasze zużycia? Znajdą się wśród Was DENKOmaniaczki? :)

Post dodany jest automatycznie. W tym momencie prawdopodobnie użeram się z prostownicą, no chyba że dopadł mnie leń i nie zdołałam jeszcze zwlec się jeszcze z łóżka. Tak czy siak życzę Wam miłego dnia i dużo, dużo słońca! :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...