A mowa o szczotce Tangle Teezer, którą już kiedyś posiadałam, ale po tym jak włosy zaczęły lecieć mi garściami, a włosomaniactwo całkowicie mi przeszło, oddałam ją siostrze. Teraz znowu zapragnęłam ją mieć. ;) Skusiłam się na wersję Orginal w fioletowo-różowym kolorze. Nie będę się zbytnio rozwodzić na jej temat, bo wieki temu poświeciłam jej oddzielny post na moim blogu, więc wszystkich bliżej zainteresowanych odsyłam TUTAJ. Moja opinia na temat tej szczotki jest cały czas taka sama. Muszę jednak przyznać, że wersja Orginal jest trochę mniejsza i jak dla mnie- wygodniejsza, zdecydowanie lepiej leży w dłoni. Zapłaciłam za nią 34,90 zł.
Do koszyka wrzuciłam również:
- lakier Essence w odcieniu #106 - słodki, cukierkowy róż, którego brakowało w mojej "kolekcji". Dawno nie używałam lakierów z essence, a swego czasu bardzo je lubiłam, mają fajne kolory i wygodny pędzelek, a do tego są niedrogie. Za swój egzemplarz zapłaciłam mniej niż 6 zł.
- maseczka Strawberry Souffle Montagne Jeunesse (truskawkowa maseczka głęboko oczyszczająca)- od zawsze chciałam spróbować tych maseczek (bardziej za sprawą przyciągających wzrok opakowań aniżeli ich popularności), ale cena (6 zł za opakowanie 15ml), trochę mnie jednak zniechęcała. Wzięłam jedną na próbę, jestem ciekawa jak się sprawdzi. Jestem prawie pewna, że pachnieć będzie genialnie. ;)
- Mleczna maska do włosów z proteinami Kallos - miałam swego czasu wielkie, litrowe opakowanie tej maski i bardzo fajnie mi się sprawdzała, a ostatnio trochę się za nią stęskniłam. Tym razem postawiłam na mniejsze. To jeden z najładniej pachnących kosmetyków, jakie miałam okazję używać. Wierzcie lub nie, ale dosłownie chce się ją zjeść. :)
- Krem do rąk z olejkiem arganowym Hand Sand- był w promocji za niecałe 5 zł, więc się skusiłam. Uwielbiam wszelkiego rodzaju mazidła do ciała, a kremy do rąk dosłownie idą u mnie jak woda, więc się przyda. Jeszcze go nie używałam.
Dwa żele pod prysznic w wielkich, półlitrowych opakowaniach (nie chcę już nawet liczyć ile ich mam w zapasach...):
- Kremowy żel pod prysznic mandarynka&imbir Fresh Juice- szczerze powiedziawszy trochę inaczej wyobrażałam sobie ten zapach i trochę się nim zawiodłam. (cena: 8,99 zł)
- Kremowy żel pod prysznic z olejkiem arganowym Joanna Sensual- tutaj dla odmiany zapach bardzo przyjemnie mnie zaskoczył, jest przepiękny. (cena: 5,99 zł)
Nowe owocowe peelingi z Farmony Let's celebrate:
Peelingów mi nie brakuje, ale kupiłam z ciekawości, bo malinowo-jeżynowy peeling z serii Tutti Frutti tej marki (recenzja TU) sprawdzał mi się bardzo dobrze. Jeszcze ich nie używałam, bo cały czas czekają na swoją kolej, ale muszę Wam powiedzieć, że podobnie jak ich poprzednik, zapachy mają obłędne. Z czterech dostępnych wersji skusiłam się na dwie:
- Sunrise (pachnie jak perfumy Beyonce Heat Rush :P)
- Pinacolada (ananas+kokos)
Na koniec chciałam pokazać Wam jeszcze cztery nowości makijażowe, które kupiłam w ostatnim czasie w Rossmannie.
- Poczwórne cienie do powiek Eveline #01- cieni do powiek mam pod dostatkiem, a tę mini paletkę kupiłam wyłącznie z myślą o studenckim półmetku i mojej błyszczącej, granatowej sukience. Następnym razem użyję jej może przy okazji jakiegoś wesela. ;)
W zestawie mamy kolor biały, średnią szarość, błyszczący granat i delikatnie połyskującą czerń. Generalnie nie mam tym cieniom nic do zarzucenia, dobrze się rozcierają i ładnie wyglądały na powiekach przez całą imprezę, ale nie jestem makijażowym frickiem i nie będę sięgać po nie zbyt często. Za paletkę zapłaciłam około 17-18 zł.
- Krem CC Bourjois w odcieniu #31- chorowałam na niego całe wieki i powiem Wam, że jest naprawdę całkiem fajny. :) Ma bardzo ładny, wpadający w żółć odcień, który teraz jest dla mnie jeszcze trochę za ciemny, ale na lato będzie jak znalazł (póki co mieszam go z Revlonem CS w odcieniu #150 Buff i kolor jest idealny, a przy tym uzyskuję większe krycie i lepszą trwałość). Lubię go, bo daje bardzo naturalny efekt, nie podkreśla suchych skórek i ładnie maskuje wszelkiego rodzaju zaczerwienienia czy drobne niedoskonałości nie tworząc efektu maski. Mógłby być trochę trwalszy, ale dobrze przypudrowany zdecydowanie daje radę. Potrzebowałam takiego produktu i muszę przyznać, że początki naszej znajomości zapowiadają się całkiem obiecująco. :)
- Żelowy eyeliner Scandaleyes Rimmel- w okresie liceum nie rozstawałam się z czarnym linerem, później przerzuciłam się na kredki, a przez ostatnie półtora roku na czarną kreskę stawiam dosłownie od święta. Studniówka mojej siostry była dobrym pretekstem to uzupełnienia luki w kosmetyczce. Żelowego linera nie używałam całe wieki i jakoś nie mogę się do niego przyzwyczaić. Bardzo odpowiada mi jego konsystencja i trzeba przyznać, że jest szalenie trwały. Na plus zaliczam również dołączony do niego pędzelek, o dziwo jest naprawdę całkiem przyzwoity i fajnie się z nim pracuje.
- Maskara pogrubiająca i stymulująca wzrost rzęs Wibo- w blogosferze zachwytom nad nią nie ma końca, a ja jakoś nie mogę dołączyć do grona fanek. Zdecydowanie lepiej sprawdzała się u mnie popularna żółta maskara Lovely (recenzja KLIK), ta według mnie jest bardzo, bardzo przeciętna. Może trafiłam na jakiś wadliwy egzemplarz? Średnio się trzyma, lubi się kruszyć i osypywać się w ciągu dnia, ale przede wszystkim mam wrażenie, że nie nie wyciąga z rzęs wszystkiego... Nie wydłuża ich i nie pogrubia tak jak robią to inne tusze. Zużyć zużyję, ale raczej nie skuszę się ponownie.
Miałyście do czynienia z którymś z bohaterów dzisiejszego posta? Lubicie drogerię Hebe? Na co polecacie zwrócić tam uwagę?
Czekam na Wasze komentarze i kończę już zanim wyprodukuję prawdziwego tasiemca. ;) Ściskam ciepło!
PS. Pytałyście co u mnie. Wróciłam z Zakopanego wypoczęta, cała i zdrowa i choć po powrocie zaliczyłam już pierwsze wejściówki, nadal nie mogę odnaleźć się w studenckiej codzienności. Chwilami nadal jestem 500 km stąd, w miejscu gdzie kilka lat temu między moimi stopami, a śniegiem pojawiły się narty. Latem zupełnie nie potrafię się tam odnaleźć, ale zimą nie ma dla mnie piękniejszego miejsca na ziemi. Co jeszcze? Po drodze skończyłam dwadzieścia dwa lata, a dzień moich urodzin, to kolejna dawka niezapomnianych przeżyć. Mam ochotę wykrzyczeć całemu światu jak jest dobrze. A potem powrócić chociaż na chwilę do białych chwil zasypanym po kolana beztroską. Piękny jest luty w tym roku, piękny...
MÓJ INSTAGRAM
Ile dobroci :)
OdpowiedzUsuńTeż mam ochotę na ten krem CC, Hebe niestety nie mam blisko, a szkoda.
OdpowiedzUsuńWszystkiego najlepszego z okazji urodzin! ;) Bardzo ciekawe zakupy, daj znać jak się sprawdzi maseczka ;)
OdpowiedzUsuńMiałam tę maskę Latte, ale zupełnie mi nie pasowała. Za to tusz Wibo uwielbiam :)
OdpowiedzUsuńFajne nowości :)
OdpowiedzUsuńMiłego używania!!!
Same wspaniałości:)
OdpowiedzUsuńMiłego testowania:)
Same świetne produkty ;))
OdpowiedzUsuńlubię te produkty!
OdpowiedzUsuńBardzo przyjemne zakupy :-)
OdpowiedzUsuńCieszę się, że pobyt w górach tak dobrze się udał :-)
O jak ja znam to wchodzenie do drogerii na 'tylko zerknięcie' ;)
OdpowiedzUsuńO, mam tę samą szczotkę, w tym samym kolorze :) udane łupy zakupowe! pozdrawiam i zapraszam :)
OdpowiedzUsuńznam ten ból - mijam Hebe codziennie w drodze do pracy i nie zawsze potrafię się powstrzymać od zakupów ;)
OdpowiedzUsuńmam ten eyeliner Rimmel i uwielbiam go - najlepsze ze wszystkich jakie używałam, a trochę już tego było ;)
Bardzo przyjemne zakupy :)
OdpowiedzUsuńMuszę sobie sprawić nowego Tangle Teezera, bo stary już niedomaga, cały się powyginał. Poza tym wreszcie muszę kupić jakąś maskę Kallosa. D.
OdpowiedzUsuńHebe wciąga ;-)) Ja jutro lecę po kolejne Essie z promocji ;-))
OdpowiedzUsuńUwielbiam Bourjois!
OdpowiedzUsuńTeż tak mam. Zawsze jak wchodzę do Rossmanna, to wychodzę z niego biedniejsza o kilkadziesiąt złotych :P
OdpowiedzUsuńTeż mam Tangle Teezer, jest genialna :)
http://sweet-crocodile.blogspot.com/
Miałam do czynienia z maską Kallos,bardzo ładnie wygładzała włosy, ale nie odpowiadał mi jej zapach.
OdpowiedzUsuńTen peeling piniacoladę również mam ale jak dla mnie zapach za mocny i taki chemiczny
OdpowiedzUsuńJa mam peeling z tej samej serii tylko, że Cosmo - świetny zapach. Aktualnie też mam żel pod prysznic z Fresh-Juice i szczerze mam podobnie odczucia co Ty, ten imbir chyba mi nie podpasował.
OdpowiedzUsuńhttp://dzikamysz.blogspot.com/
Zapraszam jeśli masz chwilę czasu ;)
Uwielbiam maskę z Kallosa, pachnie przez cały następny dzień po myciu;)
OdpowiedzUsuńlove shayari image
OdpowiedzUsuńmotivational story in hindi
OdpowiedzUsuń