31 maj 2014

Antybakteryjne cudo! Tonik Normacne Preventi Dermedic.

Wierzcie lub nie, ale nie pamiętam kiedy ostatnio byłam tak bardzo zakochana w jakimś toniku. Swego czasu używałam co prawda namiętnie toników z Ziaji (ogórkowy i bioaloesowy to moi faworyci), głównie z racji tego, że są śmiesznie tanie i ogólnie dostępne, i wracałam do nich za każdym razem, kiedy jednorazowe skoki w bok okazały się być pielęgnacyjną porażką. Byłam wtedy święcie przekonana, że nie ma na świecie drugiego tego typu kosmetyku w tak niskim przedziale cenowym, który mógłby z Ziają konkurować. Chyba mało wiedziałam jeszcze o świecie. ;) Dzisiaj przedstawiam Wam swojego ulubieńca ostatnich tygodni, który  jest co prawda odrobinę droższy i dostępny jedynie w aptekach, ale pod względem pielęgnacyjnym zdetronizował Ziaję, i razem z wodą termalną Uriage stanowi mój idealny duet do przywracania skórze odpowiedniego pH. Poznajcie antybakteryjny tonik z serii Normacne Preventi marki Dermedic!


Lubię proste, nieprzekombinowane i wygodne opakowania kosmetyków tej marki. Opakowanie, w którym zamknięto tonik jest otwierane "na klik", a sam dozownik już na pierwszy rzut oka wygląda na precyzyjny, dzięki czemu kosmetyk nie traci na wydajności. Co ważne- jest szczelny, czego nie można powiedzieć np o płynie micelarnym z Biedronki, w którym wykorzystano podobne rozwiązanie.

Jedyne do czego jestem w stanie się przyczepić to nieprzezroczystość opakowania. Mimo wszystko lubię kontrolować ilość produktu jaka została w środku. Pod tym względem płyn micelarny Dermedic wypada odrobinę lepiej (recenzja TU).


Co kryje w sobie ta dwustu mililitrowa buteleczka? Oprócz posiadania świeżego, bardzo przyjemnego zapachu, dość typowego dla aptecznych kosmetyków, tonik najzwyczajniej w świecie odwala kawał dobrej roboty. Oczyszcza, odświeża, nie podrażnia, nie ściąga. Po jego użyciu właściwie nie mam konieczności nakładania kremu, cera nie jest ani napięta, ani przesuszona, wrażenie komfortu, ukojenia i złagodzenia obiecywane przez producenta na odwrocie opakowania jest rzeczywiście niesamowicie wyczuwalne. Generalnie nie ma się do czego przyczepić. Byłam, jestem i pewnie jeszcze długo będę zachwycona tym kosmetykiem. Tonik jest po prostu dobry i świetnie daje sobie radę z tym, z czym powinien. Daje niesamowite uczucie oczyszczenia i odświeżenia, a oprócz tego zdecydowanie przyspiesza gojenie się niedoskonałości. Jest skuteczny, ale jednocześnie łagodny (nie zawiera alkoholu, jest hipoalergiczny), cera po jego użyciu nie jest zaczerwieniona, co dla nieszczęśliwej posiadaczki rozszerzonych naczynek na policzkach jest niesamowicie ważne. 



Tonik zawiera kwas salicylowy, będzie więc idealny dla cer borykających się z problemem trądziku. Kwas salicylowy posiada bowiem właściwości bakteriobójcze, antyseptyczne, przeciwzapalne, przeciwgrzybiczne, pomaga usuwać martwe komórki naskórka i likwidować zaskórniki, rozjaśnia powierzchowne przebarwienia oraz zmniejsza łojotok. 


W składzie znajdziemy również sok z brzozy i kompleks ACNET, który również wykazuje właściwości prezeciwłojotokowe. 


Używam go zarówno rano (świetnie przygotowuje twarz do nałożenia kremu) jak i wieczorem, stanowi taką kropkę nad "i" w mojej codziennej pielęgnacji, bez której dzisiaj ciężko byłoby mi się już obyć. Niektórzy uważają, że sięganie po tonik to zbędny krok w codziennej pielęgnacji, jesteście w błędzie! Tonik przywraca skórze jej naturalne pH, zwłaszcza po użyciu kosmetyków oczyszczających zawierających detergenty (SLS, SLES). Poza tym dodatkowo oczyszcza skórę z resztek makijażu i produktów, które nie wymagają spłukiwania (np maseczki, które pozostawiamy do wchłonięcia). Pamiętajcie tylko, że warto wybierać kosmetyki, które nie zawierają alkoholu. Przesusza on skórę, która w efekcie broni się i produkuje zwiększoną ilość sebum, błędne koło. ;) 

Opakowanie powoli dobija dna, zatem jutro wędruję do SuperPharm po kolejną buteleczkę. Do 2 czerwca wszystkie kosmetyki Dermedic znajdziecie tam o połowę taniej, więc to dobra okazja żeby przetestować coś nowego, albo uzupełnić zapasy. 

Znacie ten produkt? Używacie toniku w swojej codziennej pielęgnacji? Macie swojego faworyta w tej kategorii? :) 

O innych produktach marki Dermedic, które miałam okazję testować możecie przeczytać poniżej:

26 maj 2014

Let's be a woman! Majowy Shiny Box.

Widziałyście już majowe pudełko ShinyBox? Jeśli nie, zapraszam na krótką prezentację najnowszej edycji zatytułowanej LET'S BE A WOMAN. :)

"Nowoczesna kobieta czuje się świetnie w swoim ciele i jest świadoma swojego piękna. Bądź dla siebie najważniejsza - Let's Be A Woman! 
Pudełko z majowej edycji ShinyBox to klucz do Twojego własnego świata piękna. Jego zawartość sprawi, że poczujesz się zadbana i atrakcyjna jak nigdy dotąd!" 


Tym razem w pudełko znalazło się aż 6 produktów (z czego jeden jest produktem pełnowymiarowym) oraz próbka kremu Egyptian Magic (recenzja TU). Subskrybentki otrzymały dodatkowy kosmetyk- balsam do ust w kostce Balmi, który jest odpowiednikiem słynnego jajeczka EOS.


Mnie jako ambasadorce trafiła się wersja malinowa. :) Szkoda, że balsam nie znalazł się w każdym pudełku, uważam że to jeden z fajniejszych kosmetyków-gadżetów jakie pojawiły się w dotychczasowych pudełkach Shiny.

Wracając jednak to standardowej zawartości każdego boxa...


Cieszy mnie obecność płynu micelarnego Hydrain3 Hialuro marki Dermedic. Miałam okazję używać tego produktu już wcześniej i byłam z niego bardzo zadowolona. Dobrze radzi sobie z demakijażem, a oprócz tego świetnie zastępuje tonik. Małe poręczne opakowanie o pojemności 100 ml sprawdzi się idealnie w czasie wakacyjnych wyjazdów. :) Jeśli macie ochotę przeczytać na jego temat trochę więcej, odsyłam Was do TEGO posta.

Bardzo fajnie, że w pudełku znalazły się dwie miniatury od Clareny, z przyjemnością je przetestuję. Kremy do rąk i stóp to jedne z moich ulubionych kosmetyków, chyba nie wyobrażam sobie bez nich codziennej pielęgnacji.

Nawilżający balsam do włosów Schwarzkopf powędruje do siostry. Nie jestem fanką tego typu produktów, moje cienkie i łatwo przetłuszczające się włosy nie do końca się z nimi lubią. Zresztą po suszarkę sięgam dosłownie od święta. ;)

Kiedy na facebookowym profilu Shiny przeczytałam, że w majowej edycji pojawią się perfumy pomyślałam "w końcu!". Niestety, zapach wanilia&narcyz L'Occitane to zupełnie nie moje klimaty... Uwielbiam wszystko co waniliowe, ale te perfumy są dla mnie tak ciężkie, duszące i "babcine", że nie jestem w stanie ich nosić. Szkoda, że ekipa Shiny nie poszła w stronę czegoś lżejszego i bardziej uniwersalnego, w końcu mamy lato. ;)

Totalnym niewypałem jest moim zdaniem kolejny antyperspirant Rexony... W dodatku w identycznej wersji zapachowej co miesiąc temu. Z tego co przeczytałam na opakowaniu ma działać trochę jak bloker, producent zaleca aplikowanie go na noc. Nie mam problemów z nadmierną potliwości, więc dla mnie taki produkt jest totalnie nieprzydatny... Szkoda. Mógłby w to miejsce pojawić się jakiś lekki balsam, albo fajny lakier do paznokci.

Podsumowując: balsam do ust Balmi, duet z Clareny i płyn micelarny Dermedic jak najbardziej na plus, reszta produktów niekoniecznie przypadła mi do gustu. A jak Wasze wrażenia? Co sądzicie o majowej edycji pudełka ShinyBox? 

***
W czerwcu pudełko ShinyBox obchodzi swój drugi jubileusz. :) Jeśli miałybyście ochotę zamówić urodzinową edycję możecie skorzystać z 20% rabatu na hasło: SONNAILE20
Więcej informacji TUTAJ

24 maj 2014

Skuszona promocjami- Rimmel, Maybelline, Eveline.

Trzytygodniowe szaleństwo zakupowe w Rossmannie za nami! Kiedy wszyscy zdążyli już zapomnieć o wielkiej promocji -49%, a gorąca fala postów na ten temat powoli ucichła, na blogową scenę wkraczam ja i moje zakupy. ;)
Nie będę ukrywać, że promocja spadła mi trochę z nieba. I tak zamierzałam odświeżyć zawartość swojej toaletkowej szuflady i wprowadzić do niej trochę nowości. Skończyłam ostatnio dwa podkłady, korektory też powoli dobijają dna, poza tym wiosna jest zawsze dobrą okazją do szaleństw pomadkowo-paznokciowych. Kiedy nosić na ustach soczystą malinę, a na paznokciach rozbieloną miętę jeśli właśnie nie teraz? :)


Podobno kiedy kobieta widzi napis "zniżka 50%" jej racjonalne myślenie kurczy się dokładnie o tyle samo. ;) Przyznam Wam się szczerze, że sama jestem zaskoczona, ale tym razem moje zakupy były wyjątkowo przemyślane i zrobione z głową. Mało tego, ze wszystkich produktów jestem bardzo zadowolona i żadnego zakupu absolutnie nie żałuję. Jeśli jesteście ciekawe na co się skusiłam, to zapraszam do oglądania!

Wybaczcie, ale niestety nie pamiętam już cen produktów...


Najbardziej zależało mi na podkładzie Rimmel Wake Me Up, już dawno chciałam go przetestować. Używam go już jakiś czas i jestem bardzo zadowolona, o dziwo sprawdza się na mojej tłustej cerze lepiej niż niejeden matująco-kryjący podkład.  Jedyne zastrzeżenie jakie mam to kolor. Najjaśniejszy odcień (#100 Ivory) jest naprawdę dość ciemny i na pewno nie nada się dla osób z jasną karnacją. Lekka opalenizna jest jak najbardziej wskazana. ;)

Rimmel Stay Matte w odcieniu #091 Light Ivory, to trochę spontaniczny zakup, do którego skłoniły mnie bardzo pozytywne opinie na blogach i szalenie niska cena. W promocji zapłaciłam za niego trochę ponad 10 zł, więc żal było się nie skusić. Jeszcze go nie otwierałam.


Skusiłam się też na dwa korektory. Do koszyka wpadł Eveline Art Scenic w odcieniu #04 Light i Maybelline Affinitone #01 Nude Beige. Oba czekają jeszcze na swoją kolej. :)


Uwielbiam lakiery z serii 60 second's z Rimmella. Świetnie się aplikują i naprawdę nieźle trzymają. Skusiłam się na dwa piękne, pastelowe, bardzo wiosenne odcienie:

  • Pudrowy róż #203 Lose Your Lingerie 
  • Rozbieloną miętę #873 Breakfast in Bed
Oba pochodzą z nowej serii sygnowanej przez celebrytkę. Chciałam kupić jeszcze klasycznego nudziaka, ale trochę za późno się obudziłam, może innym razem. :) 

Na odżywkę Eveline paznokcie twarde i lśniące jak diament skusiłam się na kilka dni przed promocją, ale postanowiłam pokazać ją Wam przy okazji tego posta. Używam jej jako bazy pod lakier i nie zauważyłam póki co jej zbawiennego wpływu na moją płytkę paznokcia, ale zdecydowanie przedłuża trwałość lakieru, więc choćby dlatego uważam, że warto jej spróbować. 


Najbardziej cieszy mnie chyba zakup produktów do ust. :) Poszerzyłam swoją kolekcję o trzy produkty:

1) Szminkę Eveline z serii Aqua Platinum w odcieniu #480 - śliczny zgaszony odcień różu, bardzo zbliżony do mojego naturalnego koloru ust. Pomadka pięknie nawilża i jeszcze lepiej pachnie. Jest bardzo kremowa i całkiem nieźle się trzyma. 
2) Błyszczyk Eveline Colour Celebrities #591- kolor soczystej maliny, idealny na wiosnę i lato. :) Sam błyszczyk bosko pachnie, jest mocno kryjący i w ogóle się nie klei. Nie spotkałam się wcześniej z takim wykończeniem, jestem z niego bardzo zadowolona i na pewno skuszę się jeszcze na jakiś inny odcień. Ten bardzo pasuje blondynkom. :) 
3) Rimmel Apocalips #100 Phenomenon - niesamowicie trwały nudziak! Ale nie jest to odcień dla każdego, moja koleżanka stwierdziła, że wygląda w nim jak trup. Mnie pasuje i używam go ostatnio dzień w dzień. Nałożony na Carmex nie przesusza mi ust, jedyne do czego się przyczepię to zapach tego produktu, mnie się nie podoba, ale na szczęście jest wyczuwalny tylko w momencie aplikacji. 


I to już wszystko. :) Dajcie znać czy coś szczególnie Was zainteresowało i o czym chciałybyście przeczytać w pierwszej kolejności. 
Ja dopijam kawę i zabieram się do nauki. Miłego weekendu! :*

PS. Do 26 maja w SuperPharm -30% na kosmetyki do makijażu i kremy do twarzy, w tym również dermokosmetyki. :) 

22 maj 2014

Pielęgnacja włosów pozbawionych gęstości- Elseve Fibralogy.

Matka Natura poskąpiła moim włosom gęstości i objętości. Są cienkie, delikatne, szalenie łatwo je obciążyć. Trwająca od trzech lat, bezskuteczna walka z wypadaniem włosów i niedomagająca tarczyca też nie ułatwiają sprawy…  Może właśnie dlatego nie jestem wielką fanką kosmetyków do włosów, podejrzewam, że do włosomaniaka dalej mi niż niejednemu facetowi. ;)
Moja pielęgnacja włosów ogranicza się do absolutnego minimum i bardzo często uzależniona jest od aktualnego leczenia dermatologicznego. W mojej łazience próżno szukać olejków, masek i nawilżających specyfików na zniszczone końcówki. Swoje „włosomaniactwo” sprowadzam do używania  leczniczego, aptecznego szamponu i odżywki, o której  i tak nierzadko zdarza mi się zapomnieć.  Cenię sobie produkty lekkie, takie które nie obciążają moich i tak pozbawionych objętości włosów, ale jednocześnie ułatwiają ich rozczesywanie. Nienawidzę szarpania ich i mechanicznego wyrywania, kiedy gubi się je w zastraszającej ilości, każdy włos zdaje się być na wagę złota. 


Jakiś czas temu dane mi było przetestować odzywkę marki L’OREAL z serii Elseve Fibralogy, która według producenta przeznaczona jest do włosów takich jak moje: cienkich, osłabionych, pozbawionych gęstości, z tendencją do wypadania.

Obietnice producenta: Specyfika włosów pozbawionych gęstości. Sekret ekspansji gęstości. Pogrubienie struktury włosa: Filloxane wnika we włosy i rozprzestrzenia się wewnątrz włókien. Długotrwałe działanie: z każdym użyciem odżywki dodana struktura pozostaje we włóknie włosa. Efekt ekspansji gęstości kumuluje się przy każdym kolejnym użyciu.

Nie jestem szalenie wymagająca jeśli chodzi o produkty tego typu. Moje wymagania bardzo często ograniczają się do tego o czym wspominałam Wam wyżej: nie obciążania i ułatwiania rozczesywania. Jeśli o to chodzi- odżywka Elseve sprawuje się bez zarzutu.

Podoba mi się, bo ślicznie pachnie (trochę jak guma balonowa?), ma kremową konsystencję (określiłabym ją jako średnio gęstą) i ładnie wygładza włosy. Jest naprawdę wydajna, a opakowanie, które "stoi na głowie" ułatwia zużycie jej do samego końca, bez konieczności potrząsania. 

Używam jej zawsze od połowy włosów, po aplikacji są miękkie, sypkie i dobrze się układają. Nie są przyklapnięte, ani obciążone, ale nie zauważyłam też żadnej ekspansji objętości", którą obiecuje nam producent.

Być może gdybym używała jej z aktywatorem gęstości włosa z tej samej serii, efekty byłyby lepsze. Według mnie to jeden z tych kosmetyków, który po prostu jest w porządku. Nie powala na kolana swoim działaniem, ale jednocześnie nie sposób się do czegoś przyczepić. Jeśli tak jak ja nie oczekujecie od odżywki żadnych szalonych rezultatów, a Wasze włosy łatwo się przetłuszczają, wypadają na potęgę, albo zwyczajnie brakuje im objętości i mają tendencję do szybkiego obciążania się, sięgnijcie po ten produkt. Myślę, że będziecie zadowolone. :)

Odżywka jest bardzo wydajna i szalenie łatwo dostępna. Dostaniecie ją właściwie w każdej drogerii, bardzo często bywa na promocji. Opakowania o pojemności 200 ml używam razem z mamą i siostrą już kawał czasu, a w środku została jeszcze spora ilość produktu.


Plusy: 
+ wygodne opakowanie
+ dostępność, niska cena
+ przyjemny zapach i konstencja
+ odżywka wygładza włosy i ułatwia ich rozczesywanie
+ nie obciąża 
+ wydajność

Minusy:
- nie zauważyłam efektu "ekspansji gęstości" ani pogrubienia włosów

Jeśli byłybyście zainteresowane, w skład serii Fibralogy oprócz wspomnianego wcześniej aktywatora, wchodzi jeszcze szampon i maska do włosów. 

Miałyście styczność z tą serią? Jak radzicie sobie z problemem cienkich i łatwo obciążających się włosów? Macie jakieś sprawdzone kosmetyki, które pomagają Wam uporać się z tym problemem? Jestem bardzo ciekawa!

17 maj 2014

Przeciętniaki? Bourjois Healthy Mix & Maybelline Affinitone.

Drogie Panie, zapraszam Was dzisiaj na post, który powinien pojawić się tutaj już wieki temu, ale jakimś cudem jeszcze się to nie dokonało. ;) Wychodząc jednak z założenia, że lepiej późno niż później (albo wcale), uznałam, że wykończanie resztek dwóch podkładów
  • Bourjois Healthy Mix #51 Light Vanilla
  • Maybelline Affinitone #03 Light Sand Beige
jest dobrą okazją do odrobinę szerszej dyskusji na ich temat. Szczerze? Oba nie należą do kategorii moich wielkich ulubieńców, ale z drugiej strony muszę przyznać, że bywały dni, kiedy moja buzia wyjątkowo się z nimi lubiła... Kiedy i właściwie dlaczego? O tym właśnie zamierzam Wam dzisiaj opowiedzieć, zapraszam do czytania!


W ramach krótkiego przypomnienia: jestem posiadaczką cery mieszanej. Zmagam się z niedoskonałościami i przetłuszczającą się strefą T, a jako, że do głosu dochodzą jeszcze rozszerzone naczynka na policzkach, oczekuję od podkładu ładnego ujednolicenia kolorytu cery i średniego krycia. Nie znoszę nietrwałych podkładów i nie jestem w stanie znieść ich ważenia się po dwóch czy trzech godzinach. Czy dobry fluid musi matowić? Dla mnie niekoniecznie. :) W końcu od tego mam puder (a do poprawek w ciągu dnia bibułki). Bardziej niż efekt długotrwałego matu cenie sobie takie podkłady, po nałożeniu których cera wygląda na nawilżoną, zdrową i które nie podkreślają mi wszystkich suchych skórek, nawet tych o których wcześniej nie miałam pojęcia... Niestety, bohaterowie dzisiejszego posta mają do tego tendencje... Ale o tym za chwilę!

Na pierwszy ogień podkład Bourjois Healthy Mix, który z założenia jest podkładem nawilżająco-rozświetlającym.


Doceniam fakt, że podkład wyposażony został w praktyczną pompkę. Dzięki temu dozowanie jest przyjemnością, a i kosmetyk niepotrzebnie się nie marnuje. Jeśli chodzi o samą zawartość- specjalnie nie powaliła mnie na kolana. Zachowuje się dość dziwnie i zauważyłam, że w bardzo dużym stopniu zależy od stanu mojej cery. Kiedy nie jest przesuszona (np po zabiegach złuszczających), produkt dobrze się rozprowadza, stapia z cerą i zwyczajnie wygląda na niej ładnie, problem zaczyna się w momencie kiedy mojej cerze zaczyna coś doskwierać. ;) Potrafi niemiłosiernie podkreślić suche skórki (z założenia to podkład nawilżający!), wyglądać nieestetycznie, niezależnie od tego czy zaaplikuję go za pomocą pędzla, gąbeczki czy palców. Nie jest też jakoś szalenie trwały, producent grubo przesadził z tymi szesnastoma godzinami. W moim przypadku Healthy Mix wygląda ładnie tak do trzech, maksymalnie czterech godzin, później cera zaczyna się świecić i zdecydowanie wymaga poprawek, a sam podkład staje się coraz bardziej widoczny. O ile wygląda ładnie w momencie aplikacji, to mam wrażenie, że wraz z upływem czasu jaki gości na mojej skórze, coraz bardziej wybijają z niego pomarańczowe tony...


Chwilę po aplikacji kolor bardzo mi się podoba. Nie jest może jakiś super, hiper jasny, ale ma ładny żółty odcień i nie wpada w róż, co przy naczynkowej cerze jest dużym plusem. 
Healthy Mix należy zdecydowanie do podkładów lekkich (będzie fajny na lato), ale o całkiem sensownym kryciu. Ładnie maskuje drobniejsze niedoskonałości, zaczerwienienia i przebarwienia. Dobrze współgra z korektorem, natomiast zauważyłam, że nie do końca lubi się z pudrem, a przynajmniej nie z pudrem ryżowym Mariza, którego aktualnie używam. Przypudrowanie nie zwiększa jego trwałości, a jedynie psuje wykończenie, dając efekt maski.

Jestem w stanie zrozumieć stale szerzącą się falę dobrych opinii na jego temat. Jest dość lekki, ma pompkę, ładnie pachnie, zakrywa to co ma zakrywać. Jeśli nie macie dużych problemów skórnych, Wasza skóra nie jest ani bardzo sucha (do takiej według mnie się nie nada, naprawdę podkreśla suche skórki), ani szalenie przetłuszczająca się, to Healthy Mix będzie prawdopodobnie dobrym wyborem. W moim przypadku jest jednak trochę za mało trwały... i nie zawsze wygląda na mojej tak cerze ładnie, tak naturalnie i tak zdrowo jak o tym zapewnia producent. Szkoda!

 Ups, nie wspomniałam jeszcze o jednej, być może ważnej dla niektórych z Was kwestii: podkład szalenie odbija się na dłoniach i ubraniach, dosłownie jak pieczątka, jakby w ogóle nie trzymał się twarzy. Uważajcie więc na telefony, kołnierzyki i białe koszule swoich facetów. ;) 

Pora na drugiego bohatera dzisiejszego posta. Podkładu Maybelline Affinitone używałam dość namiętnie w okresie liceum i bardzo go wtedy lubiłam. Nie wiem czy zmieniły się moje kosmetyczne preferencje i wymagania, czy to moja cera przeszła jakąś wybitną metamorfozę, ale nie spisuje się już tak dobrze jak wcześniej. Ale po kolei!


Najpierw przyczepię się do opakowania. Tak lejąca się i rzadka konsystencja zdecydowanie nie powinna być zamknięta w tubce... Podkład jest bardzo wodnisty i duża jego część marnuje się przez to kiepskie opakowanie...
Aplikuję się raczej bezproblemowo, ale w tym przypadku zdecydowanie warto posłużyć się pędzlem, działając palcami można narobić sobie nieestetycznych smug i zmniejszyć jego krycie. A kryje naprawdę całkiem nieźle, dając lekko satynowe wykończenie. ;) W porównaniu do Helathy Mix, Affinitone według mnie lepiej maskuje niedoskonałości i trochę dłużej się trzyma, nie wymaga aż tylu poprawek w ciągu dnia. Nie jest to jednak kosmetyk, który utrzyma Wam się na skórze cały dzień, albo co lepsze- przetrwa taneczną imprezę.

Najjaśniejszy odcień w całej gamie, tj #03 Light Sand Beige jest bardzo zbliżony do #51 Light Vanilla z Bourjois, co zresztą możecie zobaczyć na zdjęciu powyżej. Po raz kolejny- nie jest to kolor dla rasowych bladziochów, ale ze względu na ciepłą, beżowo-żółtą tonację jestem w stanie mu to wybaczyć.

Producent określa ten podkład jako produkt, do każdego typu cery. Według mnie totalnie nie nadaje się do skóry suchej, bo tak jak w poprzednim przypadku- podkreśla suche skórki i mam wrażenie, że lekko przesusza cerę. Nie tworzy efektu maski, ale mimo wszystko jest też dość widoczny na twarzy, ma tendencje do wchodzenia w zmarszczki i nieestetycznego ścierania się po kilku godzinach.

Lubię go za to, że ładnie wyrównuje koloryt cery, stapia się z cerą i naprawdę świetnie maskuje to co wymaga zakrycia, ale chyba niewiele poza tym... Najbardziej wkurza mnie fakt, że mimo odpowiedniej pielęgnacji, buzia po jego aplikacji wygląda na przesuszoną i zmęczoną...

Podsumowując, w moim przypadku oba produkty sprawdziły się dość przeciętnie. Oba podkłady mają swoje plusy i minusy i choć zużyłam całe opakowania, chyba nie mam szczególnie ochoty na powtórkę z rozrywki, będę szukać czegoś innego. Z dwojga złego pewnie prędzej wróciłabym do Affinitone- jest tańszy, lepiej kryje i jednak trochę dłużej się utrzymuje.
Zbieram się jednak z zamiarem by wypróbować wersję Helathy Mix Serum, czy któraś z Was miała okazję używać obu i jest w stanie je porównać?

Na koniec tradycyjnie już pytam Was: znacie bohaterów dzisiejszego posta? Koniecznie dajcie znać co o nich myślicie. Jaki jest Wasz faworyt w tej kategorii?

Podziwiam wszystkich, którzy wytrwali do końca, miłego weekendu! :*

13 maj 2014

Dlaczego mnie nie ma? + wyniki konkursu!

Żyję i mam się całkiem dobrze, tylko jak się pewnie domyślacie, znowu brakuje mi czasu. Za mną kolejna z tych "gorszych" (czytaj zarwanych) nocy, powitałam dzień migreną i zrezygnowaniem, ale może to tylko zmęczenie? Druga kawa powinna postawić mnie na nogi, póki co przypominam stracha na wróble z ogromnymi workami pod oczami, a ze swoim deficytem energii mogłam konkurować chyba z niejednym sennym biurem w poniedziałkowy poranek...


1) Budzik zawsze dzwoni zdecydowanie za wcześnie...
2) Całe szczęście, że poranki są ostatnio takie słoneczne, przy takiej pogodzie nawet zajęcia o siódmej rano wydają się trochę bardziej "do zniesienia". 
3,4) Zabawa z ibuprofenem i oznaczanie zawartości kwasu salicylowego- to tak apropo tych zajęć o siódmej rano. ;))
5) Jak drugie śniadanie, to tylko owsianka! Nie wierzę, że to mówię, ale ostatnio udało mi się z nią polubić.
6) No chyba, że uśmiechną się do mnie Choco waffles... #słodyczoholik
7) Zajadam tęsknotę Michałkami.
8) O osiemnastej w szpitalu już pustki...
9) Fajnie mieć park pod nosem. Szkoda tylko, że dzisiaj wiosna trochę kaprysi... U Was też tak deszczowo?


10) OOTD- koronkowy sweterek i skórzane, czarne rurki.
11) Uporządkowałam swoje kosmetyczne zbiory i naliczyłam się ponad dwudziestu produktów do ust.  Od dziś nie patrzę na szminki!
12) Pierwsze w tym roku truskawki.
13) Nowa bluzka zawsze poprawi humor, nie ma innej opcji. ;) #bershka
Lakiery zresztą też... A przynajmniej do momentu kiedy w domu nie okaże się, że ma się niemal identyczne... :P 
14) Jeśli można zakochać się w torebce, to właśnie przeżywam ten stan. #house
15) A tak zapowiada się mój dzisiejszy wieczór... :P

****

Na koniec zamierzam poprawić humor jeden z Was i ogłosić w końcu wyniki konkursu z ShinyBox
Po przeczytaniu wszystkich odpowiedzi na pytanie konkursowe, postanowiłam wyróżnić...

Anię Malutką
 a.bialek@o2.pl

za wypowiedź z przymrużeniem oka. ;) 

 Mój idealny krem powinien być przeznaczony zarówno na dzień, jak i na noc (tylko student wie, co to znaczy, gdy noc staje się dniem, a dzień nocą ;-)). Musi koić nie tylko skórę, ale i emocje po (kolejnej) nieprzespanej nocy oraz łagodzić zazdrość (dlaczego muszę wstać, gdy inni przewracają się na drugi bok? życie nie jest sprawiedliwe). Byłby to krem, który dodaje sił (do walki z jakże wieloma studenckimi potworami - co semestr, to inny koszmar) i pewności siebie. Zakrywa naczynka, cienie pod oczami i rozdrapane... ( tak, wiem, miałam nie wyciskać itp., ale ten stres mnie dobija). Najlepiej, gdyby nie kosztował zbyt wiele - zaoszczędzoną pulę środków będzie można przeznaczyć na czekoladę :-) a skoro o czekoladzie mowa - mój idealny krem musi pachnieć słodko i mocno. Czekoladą, wanilią, pomarańczą, różami, konwalią - oczywiście nie wszystko na raz ;-) byłyby to bowiem kolejne warianty perfekcyjnie skomponowanego kosmetyku. Jedynego takiego na rynku!
Ps. wypowiedź oczywiście z przymrużeniem oka, efekt stanowczo zbyt wielu godzin spędzonych nad książkami ;-)
Pozdrawiam, Ania

Mail już poleciał, zgodnie z regulaminem na odpowiedź czekam pięć dni. 
Pozdrawiam Was serdecznie! 

PS. Potraktujcie ten wpis jako małe zastępstwo miesiąca w zdjęciach, który tym razem wyjątkowo się nie pojawił.

7 maj 2014

Przypominajka konkursowa!

Na typowo kosmetyczny post będziecie musiały jeszcze trochę poczekać, ale jeśli macie ochotę i jeszcze tego nie zrobiłyście, to zapraszam Was do udziału w konkursie:

http://sonnaille.blogspot.com/2014/04/wygraj-egyptian-magic-konkurs-z-shinybox.html
 Macie czas do piątku do północy, po szczegóły odsyłam Was TUTAJ. :) 
Ściskam i do napisania już niebawem! 

5 maj 2014

Normacne Preventi- antybakteryjny żel do mycia twarzy Dermedic.

Po raz pierwszy zetknęłam się z nim dzięki promocji 1+1 w SuperPharm, namówiła mnie na niego koleżanka, twierdząc że to tańszy odpowiednik i godny zastępca słynnego żelu do mycia twarzy Vichy Normaderm, który wysławiają pod niebiosa posiadaczki cery tłustej i mieszanej. Kolejne spotkanie z tym produktem, który tym razem mam przyjemność testować dzięki uprzejmości Pani Moniki, to idealny moment na to, żeby w końcu podzielić się z Wami swoją opinią na jego temat. Jeśli Wasza cera ma skłonności do zmian trądzikowych, a Wy szukacie właśnie dobrego, aptecznego żelu do jej oczyszczania, to to jest post dla Was. Zapraszam do dalszej lektury!


Kosmetyki marki Dermedic (wcześniej miałam okazję testować maseczkę i płyn micelarny z serii nawilżającej [recenzja]) już na samym wstępie uwiodły mnie prostotą i funkcjonalnością swoich opakowań. Są estetyczne, nieprzekombinowana i wygodne w użytkowaniu.
Antybakteryjny żel do mycia twarzy zamknięty jest w przezroczystej butelce z pompką, która dozuje odpowiednią ilość produktu i pozwala nam kontrolować ilość jaka została w środku. Opakowanie zawiera 200 ml produktu i w promocji możecie dostać go nawet za około 14-15 zł.


Kosmetyk jest antybakteryjny (ma właściwości antyseptyczne) i hipoalergiczny. Dobrze oczyszcza skórę (sprawdzi się również do demakijażu), jednak robi to na tyle delikatnie, że spokojnie można stosować go nawet dwa razy dziennie, z powodzeniem sprawdzi się również przy porannej pielęgnacji twarzy i zastąpi nam łagodne oczyszczanie skóry tonikiem. Podczas jego stosowania nie zauważyłam podrażnienia ani przesuszenia mojej cery. Pozostawia ją fajnie oczyszczoną, odświeżoną, lekko napiętą i przyjemną w dotyku.


Żel ma dość rzadką konsystencję, co może niekorzystnie wpływać na jego wydajność (200 ml ostatnim  razem wystarczyło mi na miesiąc codziennego używania).

Nie zauważyłam szczególnej poprawy stanu swojej skóry w czasie stosowania tego produktu, nie zmniejszył ilości pojawiających się wyprysków, natomiast mam wrażenie że przyspiesza proces ich gojenia się.W połączeniu z tonikiem z tej samej serii, o którym opowiem Wam za jakiś czas, tworzy naprawdę fajny pielęgnacyjny duet. Nie zapycha skóry, nie powoduje wysypu niedoskonałości, a przy tym spełnia swoje podstawowe zadanie- dobrze, a jednocześnie łagodnie ją oczyszcza.


Produkt nie zawiera alkoholu, ma charakterystyczny ogórkowo-herbaciany zapach, a w jego składzie znajdziemy m.in cynk i wyciąg z zielonej herbaty. Zielona barwa wynika z zastosowania naturalnego barwnika- chlorofilu, który według producenta ma właściwości pielęgnujące skórę.

Skład: Aqua, Sodium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Coco-Glucoside, Cocamidopropyl Hydroxysultaine, Glycerin, Camelia Sinensis Leaf Extract, Zinc PCA, Iodopropynyl Butylcarbamate, PEG-120 Methyl Glucose Trioleate, Parfum, Citric Acid, Cl 75810.

Podsumowując: antybakteryjny żel do twarzy Dermedic to jeden z przyjemniejszych produktów do oczyszczania twarzy jakich miałam okazję używać. Lubię go za to, że radzi sobie zarówno z demakijażem, jak i z codziennym, delikatnym, porannym oczyszczaniem twarzy. Nie przesusza mojej cery, nie podrażnia jej i przyspiesza gojenie się niedoskonałości. Duży plus za wygodne opakowanie z pompką i brak alkoholu w składzie. Mógłby być trochę bardziej wydajny.

Dostaniecie go w aptekach, polecam polować na promocję. :)

Znacie ten produkt? Jaki jest Wasz numer jeden z codziennym oczyszczaniu twarzy? Lubicie sięgać po apteczne dermokosmetyki? 

* Produkt otrzymałam od marki www.dermedic.pl
  Moja opinia na jego temat jest szczera i całkowicie obiektywna. 

Zobacz także: 

2 maj 2014

Moje zakupy z drogerii Natura. Co jeszcze warto kupić?

Skorzystałyście już z promocji w Naturze? Jeśli nie, to dobrze trafiłyście! Ja zakupy mam już za sobą i nie planuję kupić niczego więcej, ale jeśli są wśród Was osoby, które jeszcze się wahają, to mam nadzieję, że szybka prezentacja moich kosmetycznych nabytków pomoże Wam w podjęciu decyzji.

W drogerii Natura do 5 maja obowiązuję - 40% na wszystkie kosmetyki kolorowe. Uważam, że zdecydowanie warto tam zajrzeć, bo kosmetyki cenowo wypadają często korzystniej niż z większą promocją w Rossmannie. Warto też przyjrzeć się bliżej markom, których w Rossmannie nie znajdziemy, m.in Essence i Catrice, a już koniecznie ich różom i szminkom. Zresztą za chwilę wszystko Wam opowiem. :) To co, zaczynamy? :)

1) Lakier Sensique #180 Wild strawberry dreams --> cena z rabatem: 3,59 zł
2) Lakier Sensique #154 --> 3,59 zł
3) Lakier My Secret #145 Fuschia  (kupiłam go tydzień wcześniej, cena bez promocji to ok. 5-6 zł)
4) Róż w kremie Maybelline Dream Touch Blush #02 Peach --> 22,19 zł
5) Kredka do brwi Catrice #040 Don't let me brow'n --> 6,29 zł
6) Zestaw cieni do brwi Essence --> 6,59 zł
7) Pomadka Catrice Pure Shine Lip Balm #030 Don't think just pink --> 12,59 zł
8) Szminka Catrice Ultimate Colour #240 Hey Nude... --> 10,19 zł



Róż z Maybelline miałam kupić w Rossmannie, ale kiedy w końcu się na niego zdecydowałam, to wykupili mój odcień... Dzień później dorwałam go w Naturze i to trochę taniej. Jak widać nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. :)
Odcień jest piękny, ale jestem ciekawa jak będzie utrzymywał się przy mojej tłustej cerze...
Róży mam co prawda pod dostatkiem, kupiłam go bardziej z myślą o wakacjach i wyjazdach, głównie ze względu na łatwość aplikacji i delikatne drobinki.

Produkty do brwi poczekają jeszcze trochę na swoją kolej, za to w szminkach i lakierach już się zdążyłam zakochać. Popatrzcie na te kolory...


Odcień # noszę na paznokciach od wtorku, tak wyglądają dwie warstwy lakieru bez żadnego top coat'u (lekko zdarte końcówki):



Pomadko-balsam z Catrice podobnie jak jeden z lakierów, kupiłam już trochę wcześniej, bez promocji, ale uznałam, że nie będę się rozdrabniać i pokażę Wam go przy okazji tego posta, tym bardziej, że jest zdecydowanie wart uwagi! Na ustach daje delikatny, naturalny różowy kolor i naprawdę je nawilża. :) W dodatku genialnie pachnie, a forma wysuwanej kredki dodaje mu jeszcze więcej uroku. To jeden z tych produktów, którego możemy używać bez lusterka. Nie utrzymuje się zbyt długo, ale jestem w stanie mu to wybaczyć. ;)


Na koniec chciałam powiedzieć Wam na co jeszcze warto zwrócić uwagę robiąc zakupy w Naturze, a konkretniej skupić się na tych produktach, które posiadam od jakiegoś czasu i bardzo, bardzo polecam.


O ile nie przepadam za lakierami Essence, bo szybko gęstnieją (Catrice jeszcze nie miałam okazji używać), to bardzo polecam Wam lakiery My Secret i Sensique. Są niedrogie, mają piękne kolory i na moich paznokciach całkiem ładnie się utrzymują. Odcień Lavender mam już ponad dwa lata, a nadal świetnie się go używa! Kryją przy dwóch warstwach, dość szybko wysychają, aplikacja nie sprawia większych problemów, warto się nimi zainteresować.



Bardzo kremowe, kryjące, dość długo się utrzymują i nie przesuszają ust. Oprócz ostatnio zakupionego odcienia #240 posiadam też #010, który zdecydowanie bardziej wpada w beż. To jedna z moich ulubionych szminek nude, będzie pasować chyba każdemu. :) Fanki bardziej wyrazistych i odważnych odcieni też na pewno znajdą coś dla siebie!



Wszystkie trzy bardzo lubię i bardzo polecam. :) Kolory są śliczne, ale nie na tyle intensywne żeby zrobić sobie nimi krzywdę. Pigmentacja jest całkiem dobra, a efekt można stopniować, co jest ważne szczególnie dla tych z Was, które dopiero zaczynają przygodę z różem. Sama długi czas po niego nie sięgałam i produkty z Essence pozwoliły mi się do niego przekonać. :) Dawno temu poświęciłam im osobny post, do którego Was odsyłam (KLIK). O cudownym, bardziej subtelnym odcieniu z Catrice możecie z kolei przeczytać w TYM poście. Ich cena w promocji powinna zamknąć się w granicach 10 zł. Warto spróbować!

  • Korektor Essence Stay all day 16h [recenzja]- kiedyś bardzo go lubiłam, teraz uważam, że można znaleźć lepsze produkty, ale jeśli nie macie dużego budżetu, to warto się tym korektorem zainteresować. Jak za cenę 10 zł (a w aktualnej promocji 6 zł!!!) to naprawdę przyzwoity pogromca cieni pod oczami. Ładnie kryje, przyzwoicie się utrzymuje, można mieć zastrzeżenia co do tego, że ciemnieje, ale pod oczami nie jest to widoczne tak jak na dłoni, nie zrażajcie się więc. :) Według mnie ładnie stapia się ze skórą i zwyczajnie spełnia swoje zadanie.
  • Cień do powiek Essence #35 Party all night [recenzja]- jeden z ładniejszych kolorów cieni do powiek jaki miałam okazję używać. Piękne metaliczne wykończenie, bardzo dobra trwałość, genialna pigmentacja. Cudownie podkreśla zielone oczy, wszystkie posiadaczki takowych- musicie go mieć. :) Odcień do złudzenia przypomina On and on bronze Maybelline Colour Tattoo, może być jego tańszym, prasowanym odpowiednikiem. Ostatnio nie widziałam go w Naturze, wiecie coś o tym? :( 

  • Kredka do brwi Essence (odcień blonde)-  nie podkreślam zbyt często brwi, ale jeśli już to robię, to sięgam po tą kredkę, bardzo dobrze się sprawdza. Kolor jak najbardziej mi pasuje, do trwałości też nie mogę się przyczepic. Wygląda na to, że kredka z Catrice będzie sprawować się bardzo podobnie, kolor ma niemal identyczny: 

To już koniec tego posta tasiemca. ;) Dajcie znać jakie są Wasze ulubione kosmetyki z drogerii Natura, na co jeszcze warto zwrócić uwagę? 

Jeśli bardziej interesuje Was promocja w Rossmannie, to odsyłam Was do poniższego posta, który napisałam już jakiś czas temu: 
Co warto kupić w Rossmannie?
Swoje zdobycze pokażę Wam kiedy promocja dobiegnie końca, albo będę miała pewność, że do mojego koszyka nie wpadnie już nic więcej. ;)

Miłego weekendu!

1 maj 2014

Gotowa na wiosnę! Ubraniowy haul zakupowy.

Ostatni ubraniowy haul zakupowy pojawił się chyba jeszcze w wakacje. Wiem, że bardzo lubicie te posty, ale ja ewidentnie nie potrafię pisać ich regularnie. Nie chodzi już nawet o brak czasu, ale o to moje kupowanie "na raty", rzadko kiedy chodzę na większe zakupy, a nowa bluzka czy spódniczka są najczęściej efektem gorszego dnia i humoru. Mieszkanie o krok od centrum handlowego też nie ułatwia sprawy. :P Oduczyło mnie za to robienia nieprzemyślanych zakupów. Potrafię wracać się po coś pięć razy, przymierzać kolejne pięć, a w razie czego po prostu oddać, rzadko kiedy jestem z czegoś niezadowolona. Są zatem jakieś plusy! :)

Pokażę Wam dzisiaj trochę nowości z ostatnich tygodni. Wybrałam tylko te, które widziałam jeszcze w sklepach i które powinnyście jeszcze dostać bez większego problemu. Mam nadzieję, że wypatrzycie dla siebie coś ciekawego, zapraszam!


Na małą jasną torebkę polowałam od dłuższego czasu, o tym, że planuję jej zakup wspominałam Wam nawet przy okazji wiosennej listy życzeń (KLIK). Okaz idealny udało mi się znaleźć w New Yorkerze. Kupiłam ją z rabatem -20%, ale cały czas są jeszcze dostępne, cena regularna to około 60 zł.  

Biało-złoty gumowy zegarek kupiłam w Housie. Jest naprawdę fajnej jakości i pasuje prawie do wszystkiego. Z tego co pamiętam zapłaciłam za niego 35 zł. :) 

Torebka- New Yorker
Zegarek- House 


Gdybyście dwa miesiące temu powiedziały mi, że ja, odwieczna fanka sukienek i spódniczek, wrócę do domu z takimi szortami, to chyba puknęłabym się w głowę. Do tej pory do końca nie wiem dlaczego je kupiłam, ale muszę przyznać, że na sylwetce (nawet przy moim niskim wzroście) wyglądają nie najgorzej. Są co prawda dość mocno wycięte, ale nie skracają mi nóg i ładnie się układają. 


Szorty- House
Bluzka w szare paski- House 

Jeszcze bardziej pokochałam ostatnio biel i szarość. A połączenie jednej i drugiej to już dla mnie totalny odlot. :) Dowód macie poniżej:


Biało szary pasiak ma rękawy 3/4 i dorwałam go za jakieś grosze w Housie. 
Cienki szary sweterek z koronkowymi wstawkami znajdziecie w Bershce. Gdybym mogła, to nosiłabym go chyba codziennie, jest prześliczny. :) 

Sweterek z koronkowymi wstawkami- Bershka 

PS. Śliczne aksamitne wieszaki w kolorze butelkowej zieleni dorwałam w Biedronce,  do dziś żałuję, że nie wzięłam ich więcej. :D 

A to kolejny dowód na to, że kocham biel i koronkę. Bluzkę dostaniecie również w innych kolorach w New Yorkerze. Z tego co pamiętam były jeszcze czerwone, czarne i chabrowe. 

Koronkowa bluzka- New Yorker 


Lubię łączyć ją ze spódniczką na guziki z New Look'a. Była dość droga, bo z legitymacją kosztowała 90 zł, ale pasuje mi do wielu rzeczy, zresztą uwielbiam taki krój i bardzo dobrze się w nim czuję.


Zdjęcie nie oddaje jej uroku... :(

Kolejny spódniczkowy nabytek pochodzi z Pull&Bear. Najpierw wybrałam ją siostrze, ale szybko jej tego cuda pozazdrościłam i koniec końców kupiłam sobie taką samą. :P
Pokażę Wam ją w jakimś stroju dnia, bo na zdjęciu poniżej wygląda jakoś mało atrakcyjnie... 


Spódniczka na guziki- New Look
Szara, dresowa spódniczka- Pull&Bear


O torbę pytałyście mnie już przy okazji ostatniego miesiąca w zdjęciach (KLIK). 
Kupiłam ją w Butiku z kuponem rabatowym, bez promocji kosztuje 79 zł. Jest bardzo ładna, duża i naprawdę pojemna, ma też długi pasek, więc możecie nosić ją na ramieniu, albo przez ramię. :) Niestety jej jakość pozostawia trochę do życzenia... To raczej zakup na jeden sezon. 

Torebka- Butik


Jeansowa sukienka na guziki to mój ulubiony zakup z ostatnich tygodni. Jest idealna,za każdym razem kiedy mam ją na sobie zbiera masę komplementów. Można nosić ją na różne sposoby i chyba właśnie za to najbardziej ją lubię. 
Jak Wam się podoba? 


 Jeansowa sukienka- Cropp Town

Powoli zbliżamy się już do końca... 


Biało-granatowy pasiak zdążył Was zachwycić w jednym z wcześniejszych postów. Wygląda się w nim wyjątkowo świeżo, nawet po nieprzespanej nocy z wielkimi worami pod oczami. 


Ozdobny suwak na plecach dodaje mu jeszcze więcej uroku. :) 
Zastanawiam się czy nie wrócić jeszcze po biało-miętowy... Kosztował mniej niż 50 zł. 


Sweterek w granatowe paski- House


Kolejny sweterek, który przy moim metr pięćdziesiąt kilka spokojnie może robić również za sukienkę. 
Szczęśliwym posiadaczkom kilkunastu dodatkowych centymetrów polecam go do legginsów, albo szarych rurek. :)

Zakochałam się w tym kolorze...


Szaro-brzoskwiniowy sweterek- House

Zostały jeszcze dwie bluzy i kończymy tą zakupową rozpustę. ;)


Pierwsza jest znowu... szara i kupiłam ją już jakiś czas temu w Bershce, ale w Bydgoszczy te mniejsze rozmiary cały czas są jeszcze dostępne. 
Z tego co pamiętam kosztowała 40 zł, więc żal było się nie skusić. 


Bluzka w groszki- Bershka 


Na to cudo namówiła mnie koleżanka i chociaż początkowo nie byłam przekonana, to teraz ją uwielbiam. Połączenie bieli, granatu (mój ulubiony zaraz po bieli i szarości) i kwiatowego motywu mówi zresztą samo za siebie. :) 


Bluza z kwiatowym motywem- Bershka 

Co myślicie? :) 

Dajcie znać czy coś przykuło Waszą uwagę, czy może wręcz przeciwnie, nie znalazłyście dla siebie nic ciekawego? 
Życzę Wam udanego weekendu majowego i dużo, dużo słońca, a maturzystom "trochę" zapału do nauki, sama wiem jak ciężko było się do niej zmobilizować. :P 
Do napisania niebawem!

PS. Pytacie mnie kiedy będzie kolejny miesiąc w zdjęciach, ale jeśli chodzi o kwiecień, to chyba odpuszczę sobie taki post, bo oprócz sterty książek nie miałabym Wam nic ciekawego do pokazania. :(
PS2. Krem Egyptian Magic cały czas czeka na którąś z Was --> KONKURS
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...