29 wrz 2013

O lodach truskawkowych w niedzielne popołudnie.

Czy tylko mnie najprzyjemniej pisze się w niedzielę? :) Mam dzisiaj jakiś podejrzany przypływ pozytywnej energii i zamierzam się nim z Wami podzielić. Trochę co prawda przeraża mnie środowy powrót na uczelnię i perspektywa zarwanych nocy, mnóstwa okienek i codziennego zakuwania, ale w gruncie rzeczy trzymam się ostatnio całkiem nieźle i oby tak zostało. ;) Samopoczucia w stylu "mogę góry przenosic" i chwilowego (bo zazwyczaj jestem realistko-pesymistką) patrzenia na świat przez różowe okulary, dopełnia równie różowe i optymistyczne opakowanie jogurtu do ciała marki Fennel, o którym chcę Wam dzisiaj trochę opowiedzieć. Ostrzegam przed ślinotokiem! ;)


Opakowanie jest urocze i niewątpliwie zdobi naszą łazienkową czy sypialnianą półkę. Zawiera aż 300 ml produktu i zabezpieczone jest dodatkowo sreberkiem, po którego usunięciu ukazuje nam się bajecznie różowa, lekka, trochę galaretowato-żelowa konsystencja określona przed producenta jako jogurt.


Założę się, że tak jak i ja przed otwarciem opakowania, najbardziej jesteście ciekawe zapachu. Mnie on trochę rozczarował. Nie, nie jest brzydki! Jest po prostu inny niż się spodziewałam. ;) Oczekiwałam słodyczy prosto z lodziarni, tymczasem produkt ten pachnie jak... jogurt. Znacie truskawkowy Danone? To dokładnie ten zapach! Jest świeży, lekki, może trochę kwaśny, ale na pewno nie chemiczny. Jestem pewna, że znajdzie swoich zwolenników. :)


Co oprócz tego? Jogurt niewątpliwie bardzo fajnie dba o nasze ciało. Jest lekki, szybko się wchłania, lecz mimo to bardzo dobrze nawilża. Skóra jest miękka, gładka, przyjemna w dotyku i pachnąca, zapach lodów truskawkowych (a według mnie truskawkowego Danone :D) utrzymuje się na niej jeszcze jakiś czas po aplikacji, która swoją drogą nie sprawia najmniejszych problemów. Produkt łatwo i szybko się rozsmarowuje, bez problemu wydobywa z opakowania i jest też dość wydajny, myślę że spokojnie wystarczy na półtora miesiąca codziennego używania. W składzie nie znajdziemy zdradzieckiej parafiny, olejów mineralnych i parabenów.


Minusem może być cena, bo w zależności od miejsca zakupu, opakowanie 300g kosztuje od 25-35 zł. Jednak mimo wszystko myślę, że warto spróbować, zarówno konsystencja jak i zapach tego produktu są bardzo ciekawe. :)  Polecam, szczególnie fankom lodów i owocowych jogurtów i szczególnie w chłodne, jesienne wieczory, kiedy rozgrzewa nas kakao, a pucharki i lodowe desery odeszły trochę w zapomnienie. Warto sobie o nich przypomnieć, przynajmniej w łazience! ;)

Informacje o dostępności i możliwości zakupu tego produktu jak i jego zapachowych braci znajdziecie na stronie producenta (KLIK). Dla bliżej zainteresowanych dodam, że dostępna jest jeszcze wersja Kremowe ciasto z kokosem, Ciasteczka z czekoladą oraz nowość- Lawendowa babeczka. Polecam zajrzeć!

W tym miejscu dziękuję firmie Fennel, za udostępnienie mi tego produktu w celu jego przetestowania i zrecenzowania i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na jego temat jest szczera i całkowicie obiektywna.

PS. Wybaczcie jakość zdjęć, wiem że są szare bure i jakieś niemrawe, ale dopiero przed chwilą wyłączyłam autokorektę... :(

27 wrz 2013

Jesienna lista życzeń.

Nie ma się co oszukiwać- lato odeszło, czas przywitać kolejną porę roku. Jesień! Sezon na długie wieczory w towarzystwie kubka ciepłej herbaty i ulubionej książki albo nowego sezonu serialu uważam za otwarty. Przyznam Wam się szczerze, że nie lubię jesieni... Jest smutno, szaro, mokro, zimno, ponuro i szybko robi się ciemno... Staram się rozpieszczać sama siebie, by sobie ten czas jak najbardziej uprzyjemnić, bądź jak kto woli- uczynić go znośnym. Jak? Na przykład planując zakupy! ;) Moja jesienna lista życzeń mieszka sobie grzecznie na pulpicie już od dobrych dwóch tygodni, w końcu wieczory pod kocem sprzyjają grzebaniu w internecie, przeglądaniu katalogów, kolorowych magazynów i... inspirowaniu się. ;)

Wracam więc do Was już rozpakowana i (nie)gotowa na rozpoczęcie nowego semestru, by podzielić się z Wami swoimi zakupowymi planami na najbliższe dwa/trzy miesiące. Mam nadzieję, że uda mi się je zrealizować! Kilka pozycji już skreśliłam. ;) Zgadniecie które? 
 

Jeżeli obstawiłyście torebkę, kalendarz i kubek termiczny to intuicja Was nie zawiodła. ;) Oprócz tego kupiłam też nowy podkład, bo letnia opalenizna już całkowicie odeszła w zapomnienie, pora wrócić do jaśniejszych odcieni (na podkładzie się nie skończyło, ale o tym może innym razem). Jutro wyruszam na dalszy zakupowy podbój. ;) Nie wiem jak Wy, ale ja jestem jeszcze totalnie nieprzygotowana na jesienne przymrozki, w szafie cały czas pełno sukienek i topów, a ja non stop pomykam w balerinkach.

Rozgadałam się... wybaczcie ;) Pewnie dlatego, że nie piszę takich postów zbyt często, bo uważam, że nie mają one większego sensu, ale myślę że taka sezonowa wersja może Was zaciekawić i zainteresować. Kto wie, może właśnie upatrzyłyście dla siebie coś ciekawego? ;) Dajcie koniecznie znać i podzielcie się swoimi zakupowymi planami na jesień. Może stworzycie taki wpis u siebie? Zachęcam! Mnie sprawił on bardzo dużo frajdy!

Ściskam ciepło i przesyłam trochę słonka, w Bydgoszczy dzisiaj całkiem ładnie! :) 

26 wrz 2013

Po pomoc do Dr Stopa.

Wspominałam Wam, że mam prawdziwego hopla na punkcie kremów do stóp? Jeśli nie, to robię to teraz. :) Uwielbiam dbać o swoje stopy, ich nawilżanie stało się moim cowieczornym rytuałem. Cenię sobie kosmetyki, które działają skutecznie i na dłużej niż jedyne pierwsze dziesięć minut po aplikacji. Nie mam nic przeciwko, aby krem do stóp był gęsty, treściwy czy pozostawiał po sobie lekki film. W tym wypadku im tłuściej tym lepiej!

Przedstawiam Wam dzisiaj swojego faworyta, który od jakiegoś czasu mieszka w mojej kosmetyczce i zdążył zawładnąć już nie tylko moimi stopami, ale i sercem. ;) Przed Wami Dr Stopa!


Krem mieszka sobie w standardowej tubce, której pojemność jest całkiem spora, bo zawiera aż 100 ml produktu. Nawet przy częstym, codziennym stosowaniu produkt ten jest bardzo wydajny i spokojnie wystarczy nam na kilka dobrych tygodni. Wszystko za sprawą dość gęstej konsystencji, pomimo której krem dobrze się rozprowadza i całkiem nieźle się wchłania, choć pozostawia na stopach delikatną warstewkę ochronną, którą ja osobiście w produktach tego typu bardzo sobie cenię, szczególnie jeśli używam ich na noc. Rano moje stopy są mięciutkie, gładkie i wyraźnie nawilżone, choć trzeba tutaj zaznaczyć, że nie mam większych problemów ze skórą stóp ani ze zrogowaceniami. Warto też pamiętać, że krem to tylko krem i sam nie zdziała cudów, ale w połączeniu z dobrym peelingiem i tarką, a jeszcze lepiej z kąpielą z dodatkiem soli i nawilżającego olejku, którą zafundujecie od czasu do czasu swoim stopom, może dać całkiem fajne rezultaty. ;)


Krem zawiera 15% mocznik i to już na drugim miejscu w składzie, za co ogromny plus! Pachnie delikatnie i bardzo przyjemnie, a jeśli chodzi jeszcze o nawilżenie, to szczególnie dobrze spisuje się w połączeniu z bawełnianymi skarpetkami, które warto założyć na noc. :) Cena kosmetyku to około 14 zł, znajdziecie go w większości drogerii.

Jestem z niego bardzo zadowolona i bardzo go Wam polecam!


PLUSY:
+ krem przy codziennym stosowaniu dobrze nawilża, wygładza, zmiękcza stopy
+ dobrze się rozsmarowuje i całkiem szybko wchłania
+ 15% mocznik na drugim miejscu w składzie
+ wydajność
+ gęsta, treściwa konsystencja 
+ cena 

MINUSY:
- pozostawia delikatny film, który nie wszystkim może odpowiadać (ja bardzo go lubię) 

 Podzielicie się ze mną swoimi patentami na piękne i gładkie stopy? :) 

PS. Post dodany jest automatycznie, teraz najprawdopodobniej rozpakowuję swoje manatki w Bydgoszczy i urządzam wielkie sprzątanie. Pozdrawiam więc wraz z mopem i dziesiątkami kartonów. ;)

25 wrz 2013

Pomożesz?



Szukam osoby, która zna się trochę na kodzie html i miałaby ochotę pomóc mi wprowadzić na blogu zmiany, o których myślę i marzę od jakiegoś czasu. Nie ukrywam, że jestem w tej dziedzinie totalnym beztalenciem i potrzebuję pomocy i rady fachowca. ;)

Na zachętę dodam, że nie gryzę, nie wybrzydzam jakoś bardzo i (chyba) wiem czego chcę.

To jak? Mogę liczyć na Waszą pomoc? ♥
Z góry pięknie dziękuję za każdy odzew i obiecuję się odwdzięczyć!

kasyl@onet.eu

Buziaki!

24 wrz 2013

Przygotuj się na jesień...

... z ShinyBox! ;)
Wczoraj popołudniu dotarła do mnie wrześniowa edycja i choć miałam dzisiaj zupełnie inny plan na post, przychodzę do Was z jej zawartością. Jesteście ciekawe co znalazłam w środku? Wszystkich, którzy pokiwali twierdząco głową zapraszam do czytania! :)


Pudełko po raz kolejny w klasycznej, białej wersji. Z tego co wiem, Shiny pracuje właśnie nad nowym designem pudełek, jeśli macie ochotę, możecie zagłosować w tej ankiecie (KLIK), a tym samym dorzucić swoje trzy grosze i wybrać wersję, która podoba się Wam najbardziej. Jeśli chodzi o wersję standardową pudełka, która trafiła do mnie w tym miesiącu- to nie marudziłabym jakoś bardzo, gdyby nie to, że było ono uszkodzone... :( 


W środku z kolei znalazłam pięć marek i pięć produktów, z czego dwa są pełnowymiarowe... Po całkowicie pielęgnacyjnej edycji sierpniowej, we wrześniu Shiny postawiło na trochę kolorówki. Całe szczęście w zdecydowanie bardziej uniwersalnych i trafionych kolorach niż to miało miejsce w lipcu, czy czerwcu. Jeśli o to chodzi, jestem na tak! Żałuję natomiast, że wszystkie produkty pielęgnacyjne są tak niewielkie i niestety nie grzeszą pojemnością...


Toni&Guy Shine Gloss Serum- to trochę powtórka z rozrywki, w poprzednim pudełku również znalazło się serum do włosów, tyle że marki Indola... Czy tylko ja czuję przesyt produktów do włosów?

Scottish Fine Soaps Au Lait Mleko do ciała- jestem na tak, bo uwielbiam wszelkiego rodzaju mleczka i balsamy, to w dodatku ślicznie pachnie (jak oliwka Hipp!), ale 50 ml w połączeniu z baaardzo rzadką i lejącą konsystencją wystarczy mi góra na dwa użycia... Szkoda.

Glazel kredka do oczu z aplikatorem- potrzebowałam właśnie czarnej kredki, więc jak dla mnie super, że znalazła się we wrześniowym pudełku. Marka Glazel do tej pory była dla mnie kompletną nowością, więc podwójny plus. Pierwszy test mam już za sobą i muszę Wam powiedzieć, że zapowiada się świetnie! 

Phenome Szampon do włosów przywracający równowagę skóry głowy- no i znowu produkt do włosów... nie jestem włosomaniaczką, nie cieszy mnie ten szampon... ale wypróbuję, zobaczymy. Trzeba przyznać, że pachnie genialnie, jak miętowe orbitki. ;)

Paese róż z olejkiem arganowym- trafił mi się odcień #43- piękny kolor, z którym już czuję, że się polubię. :) Myślę, że róż do policzków w pudełku to strzał w dziesiątkę!


W telegraficznym skrócie-  odczuwam przesyt produktami do pielęgnacji włosów, natomiast pozostałe kosmetyki jak najbardziej mnie cieszą. Ogólnie pudełko uważam za całkiem udane.

Zabieram się za testowanie i za jakiś czas podzielę się z Wami swoimi wrażeniami. Jestem strasznie ciekawa jakie są Wasze odczucia co do edycji wrześniowej Shiny. Uważacie, że z takimi produktami można przygotować się na jesień? Trafione pudełko? Czy może wręcz przeciwnie? 

23 wrz 2013

czekolada + karmel = DROPS ♥

Jeżeli istniałby ranking osób kochających słodkie, jadalne zapachy, to na bank znalazłabym się w pierwszej dziesiątce. :)) Uwielbiam kosmetyki, które pachną tak, że dosłownie chce się je zjeść! Czekolada, kakao, wanilia, kokos, to zdecydowanie moje klimaty. Ja i mój nos wprost je kochamy, i to miłością bezgraniczną! Nikogo nie zdziwi więc chyba fakt, że sobie do przetestowania balsam do ciała czekoladowy karmel z serii Drops, którą możecie dostać na stronie kosmetyków naturalnych Flax (KLIK). Używam go od blisko dwóch miesięcy, a to chyba dobry moment na recenzję i podzielenie się z Wami swoimi wrażeniami. Ostrzegam, będzie słodko i smakowicie, ale na szczęście bez kalorii! :)


Przyznajcie, że opakowanie jest urocze. Do złudzenia przypomina mleko smakowe albo jogurt, nie bez powodu więc producent umieścił na opakowaniu informację, że produkt nie nadaje się do spożycia. Oprócz tego, że wygląda schludnie, estetycznie i cieszy oko, jest też wygodne w użytkowaniu: plastik nie jest zbyt twardy, nie ma problemów z wydobyciem produktu ani konieczności rozcinania butelki, gdyż spokojnie można postawić ją na nakrętce. Opakowanie łatwo się otwiera, zamyka, a dozownik wydobywa odpowiednią ilość produktu. Choć przyznam, że wcale nie pogardziłabym pompką. ;)


Bardzo podoba mi się też konsystencja tego produktu. Mimo, że nie straszne mi gęste, treściwe mazidła, to lubię również lekkie, szybko wchłaniające się balsamy/mleczka. I ten dokładnie taki jest! Bardziej rzadki niż gęsty, błyskawicznie się wchłania i nie pozostawia na skórze tłustego, lepiącego się filmu. Od razu po aplikacji bez obaw można wskakiwać w piżamę. :)

Zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy zapachu. Niewątpliwie jest słodki i niewątpliwie mi się podoba, choć chyba nie do końca przypomina połączenie czekolady i karmelu, osobiście bardziej wyczuwam w nim lekko orzechowe, może kakaowe nuty. Zapach nie jest jakoś szalenie intensywny i nie utrzymuje się też na ciele zbyt długo, szkoda, bo chciałabym żeby zostawał ze mną na dłużej. ;)


Rozwodzę się na temat opakowania, zapachu i konsystencji, a nie powiedziałam jeszcze nic o działaniu, które bądź co bądź jest przecież ważną kwestią. ;) Co tu dużo mówić- mnie odpowiada sposób w jaki ten balsam dba o moją skórę. Przy regularnym stosowaniu jest ona ładnie nawilżona, miękka, przyjemna w dotyku. Aplikując ten produkt wieczorem po kąpieli, rano nie mam uczucia ściągnięcia czy przesuszenia skóry, za co duży plus. Nie jest to może jakieś spektakularne nawilżenie i odżywienie, ale jak dla mnie zupełnie wystarczające, moja skóra nie jest bardzo sucha, nie wymaga jakiegoś szczególnego traktowania. Jeśli Wasza jest podobna, z czystym sercem mogę ten produkt polecić, jestem więcej niż pewna że sprawdzi się i u Was.


W składzie znajdziemy co prawda parafinę, ale jak wielokrotnie Wam już powtarzałam- mnie ona krzywdy nie robi. Możemy dopatrzyć się również oleju sojowego, masła SHEA i kwasu glicerynowego. Produkt nie zawiera parabenów i phenoxyethanolu.

Podsumowując- balsam oceniam na piątkę z plusem. Podoba mi się nie tylko zapach i opakowanie, ale również fakt, że produkt szybko się wchłania, nie pozostawia tłustego filmu, a przy tym ładnie nawilża moją niezbyt wymagającą skórę.


PLUSY:
+ opakowanie- wygodne, estetycznie wykonane
+ zapach- słodki, jadalny, poprawiający humor
+ produkt szybko się wchłania, łatwo rozsmarowuje
+ nie pozostawia tłustego, lepiącego się filmu
+ przyzwoicie nawilża 
+ brak parabenów i phenoxyethanolu w składzie

MINUSY:
- przez rzadką konsystencję spada wydajność tego produktu
- żałuję, że zapach nie utrzymuje się dłużej

Jeżeli jesteście zainteresowane, produkt jest do kupienia w sklepie internetowym producenta, bo więcej informacji odsyłam Was TUTAJ.

Lubicie słodkie zapachy w kosmetykach? Macie w tej kategorii swoich ulubieńców? Chętnie poczytam o Waszych typach!

22 wrz 2013

Wyniki rozdania Sleek&Real Techniques.

Nie będę dłużej trzymać Was w niepewności i ogłoszę dzisiaj szczęściarę, która zgarnia nagrodę w moim rozdaniu.

Na początku jednak chciałam podziękować Wam za wszystkie zgłoszenia i odpowiedzi! Frajdę z ich czytania miałam nie małą, jak zwykle zafundowaliście mi niezłego kopa motywacyjnego, a przy okazji masę pomysłów, których o ile czas pozwoli, nie omieszkam się zrealizować. :)

Niestety, nagroda jest tylko jedna....


... i wędruje do...
weronikaandrzejewska@gmail.com

Gratulacje! :)

A oto odpowiedź na pytanie konkursowe: 

"Bardzo spodobal mi sie twoj post '50 faktow o mnie', pomyslalam ze skoro ty dalas rade napisac tyle rzeczy o sobie, to ja dam rade napisac conajmniej polowe tj 25 pomyslow na nowe posty. :)
1. produkty ktore sie u ciebie nie sprawdzily
2. ulubiency niekosmetyczni
3. top 10 ulubionych ksiazek
4. kosmetyki za ktorymi plakalabys gdyby przestali je produkowac
5. mobilemixy
6. twoja przygoda/historia z blogowaniem
7. room tour!!!
8. przepisy na szybkie obiady dla studentow np. do 10, 15 zl
9. inspirujace cytaty, zdjecia, linki
10. jedna sukienka, 5 stylizacji
11. ulubione blogi, jakis maly ranking
12. jakies OGOLNE wskazowki dla osob walczacych z wypadaniem wlosow, od czego zaczac, co zbadac, co stosowac, czego nie itp
13. swietne produkty kosmetyczne do 5, 10 i 15 zl (taka seria)
14. post o organizacji czasu
15. propozycje lakierow do paznokci na tegoroczną jesien oraz na zime
16. must havy w twojej szafie
17. bydgoszcz w obiektywie (slabo znam to miasto)
18. ranking ulubionych zapachów
19. pomysly na domowe maseczki
20. zestawienie drogeryjnych podkladów
21. przegląd mody jesienno-zimowej
22. jak szukać fajnych rzeczy w lumpeksach
23. poranna i wieczorna pielęgnacja twarzy
24. bardzo chętnie poczytalabym tez o twoim studiach
25. oraz twoich sposobach na ściąganie!!! :-)"

Właśnie napisałam do Ciebie maila, zgodnie z regulaminem na odpowiedź czekam 5 dni. Przy braku odzewu po tym czasie wyłonię kolejnego zwycięzcę.

Jeszcze raz dziękuję Wam za tak liczny udział i jednocześnie mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i z moim blogiem na dłużej. Nowy post już niebawem. :) Buziaki!

21 wrz 2013

Jak to jest studiować farmację? Odpowiedzi na Wasze pytania.

Pora na drugi i póki co ostatni post związany z moim kierunkiem studiów, w którym zgodnie z obietnicą odpowiem na najczęściej zadawane przez Was pytania. Wybrałam jedynie te, które nagminnie się powtarzały, z tego względu, że gdybym miała odpowiedzieć na wszystkie, ten post przypominałby prawdziwego tasiemca. Jeżeli nie znajdziesz w tym poście odpowiedzi na swoje pytanie, tzn że albo odpowiedziałam Ci na nie w komentarzu, albo mailowo, albo zwyczajnie gdzieś je przegapiłam, za co najmocniej przepraszam. W razie czego proszę się przypominać! :)

Wszystkich niezainteresowanych tą tematyką zapraszam na swoje kolejne posty. Zaczynamy!


Jak to się stało, że zaczęłaś studiować farmację? Czy składałaś też na inne kierunki studiów? Dlaczego taki wybór?

Wylądowałam na farmacji, bo nie dostałam się na lekarski, ani na stomatologię,
Brałam jeszcze udział w rekrutacji na analitykę medyczną i kosmetologię (tak w razie czego), ale ostatecznie nie złożyłam dokumentów, nie chciałam blokować innym miejsca.

Czy na farmacji jest dużo nauki? Czy to prawda, że nie ma na nic czasu?

"Dużo" to pojęcia względne i każdy będzie to odbierał inaczej. Ja uczyć musiałam się codziennie (lub prawie codziennie), weekendów właściwie nie miałam, ale też nigdy nie zarwałam nocy i nie zdarzyło mi się iść spać po dwunastej. No może poza czasem sesji. ;)
Według mnie dla chcącego nic trudnego, jeśli się chcę to wszystko można pogodzić i na wszystko znaleźć czas. To tylko kwestia dobrej organizacji, zapału i systematyczności. Ja miałam czas i na bloga, i na zakupy, i na życie towarzyskie. Można? Można. :)

Ile trwają zajęcia? Czy miałaś jakiś dzień wolny? Czy jest dużo okienek?

Wszystko zależy od planu, w I semestrze był on narzucony odgórnie i zajęcia miałam cały tydzień, czasami od 8 do 20. W drugim zapisywaliśmy się sami i ustaliłam sobie wszystko tak, żeby piątek mieć wolny. A okienka są, nie sposób żeby ich nie było, całe szczęście ja mam bardzo blisko na uczelnię. ;)


Co możesz powiedzieć o samej uczelni, o poziomie nauczania? Jak na Twoim wydziale traktuje się studentów?

Po pierwszym roku chyba ciężko jest mi cokolwiek powiedzieć... Miałam zajęcia tylko w kilku katedrach, a co katedra to inne zasady, inni wykładowcy, inne wymagania. Dużo zależy też od samego kierunku.
Jeśli natomiast chodzi o stosunek do studenta- wcale nie ukrywam, że nie raz zmieszano nas tutaj z błotem, ale taki urok studiowania, trzeba zdawać sobie sprawę z tego, że to nie podstawówka, tutaj nikt się z nikim nie szczypie i nikogo nie głaszcze po głowie. 

Biorąc pod uwagę tematykę Twojego bloga: nie myślałaś, żeby iść na kosmetologię? Czy ciężko jest się tam dostać?

Złożyłam, dostałam się, ale nie poszłam, bo jakoś nie ciągnie mnie szczególnie do tego kierunku i prawdę mówiąc nie chciałabym takiego zawodu wykonywać. Po farmacji są dużo większe możliwości, mam u siebie na roku sporo dziewczyn po kosmetologii, które nie mają pracy i żałują zmarnowanych  3 czy 5 lat. Tak jak na farmaceutę mówi się "sprzedawca w fartuchu", tak kosmetolog dla wielu zawsze będzie "panią od tipsów" i nic się na to nie poradzi. Z dwojga złego, wybieram sprzedawcę. :P
Progi są niskie i dostaję się właściwie każdy kto chce, a czy jest ciężko? Nie wiem, nie studiowałam, ale z opinii koleżanek wynika, że nie szczególnie.

 Czy to prawda, że pierwszy rok jest najgorszy, a potem jest już tylko lepiej?

Najgorszy może w takim sensie, że trzeba się przestawić z licealnego systemu, przyzwyczaić do nowej sytuacji, miasta, ludzi, wymagań. Ale pod względem nauki jest podobno najłatwiej. Przynajmniej tutaj na CM, słyszałam takie opinie, że pierwszy rok farmacji to rozgrzewka, dalej jest coraz gorzej, z roku na rok jest więcej nauki, przedmiotów, ostatnio przeczytałam też "zabieraj się stąd póki możesz, te studia są chore". :D

Wiesz już jakie przedmioty będziesz miała na drugim roku?

Przyznam szczerze, że na razie ogarnęłam tylko pierwszy semestr:
chemia fizyczna, organiczna, analityczna, fizjologia człowieka, biochemia, język obcy, zajęcia fakultatywne.

Jakie rzeczy warto zakupić na pierwszy rok, co będzie potrzebne? 

Pomijam takie oczywistości jak zeszyty czy książki, bo to u każdego wygląda indywidualnie, jeden chce mieć swoje, drugi korzysta z biblioteki, trzeci kseruje, a czwarty nie ma wcale. :D Na pewno warto zaopatrzyć się w minimum dwa fartuchy, bo będą wiecznie potrzebne i wiecznie brudne. ;) Przyda się też opakowanie rękawiczek jednorazowych, maseczki (ewentualnie czepek, w zależności od wymagań asystenta) na anatomię, kalkulator naukowy i dobry kalendarz, no chyba że macie super pamięć do wszystkich terminów kół, planu, zwrotów książek itp. Warto mieć też w torbie zapas gumek do włosów, bo praktycznie wszędzie wymagają związanych, płaskie buty na laboratorium/prosektorium jeśli  na co dzień chodzicie w obcasach i koniecznie kubek termiczny na kawę, żeby nie zasypiać o siódmej rano na wykładach!


Jak to jest z przepisywaniem przedmiotów? Czy będąc np. na analityce i przenosząc się na farmację mam szansę być z czegoś zwolniona?

Oczywiście, że tak. :) Trzeba w tym celu napisać podanie do odpowiedniej osoby, ewentualnie zdać jakieś różnice programowe, przyjść na kilka ćwiczeń, wszystko zależy od asystenta, wykładowcy i oceny jaką mieliście z zaliczenia/egzaminu z danego przedmiotu.

Czy na farmacji jest czas na przygotowywanie się do matury? 

Jeśli się chce, to oczywiście się go znajdzie, drugi semestr jest lżejszy niż pierwszy, ale trzeba mieć świadomość, że coś kosztem czegoś. Ja narobiłam sobie tym sposobem sporo zaległości na studiach i na przykład nie zdałam egzaminu z chemii ogólnej, do której uczyłam niecały tydzień, a nadrobić taki ogrom materiału w kilka dni, to właściwie niewykonalne, no chyba że ktoś jest alfą i omegą, a ja nią zdecydowanie nie jestem. ;)

Jakie masz rady dla pierwszoroczniaków? :)

Uzbroić się w dużą dawkę cierpliwości i pokory, bo nie raz zmieszają Was z błotem i publicznie ośmieszą, ale nie przejmować się, robić swoje, jednym uchem wpuszczać, a drugim wypuszczać. ;) Przygotować się na ciągle wejściówki, koła, odpytki i dużą ilość materiału do opanowania w krótkim czasie, nie nastawiać na czwórki i piątki, bo na studiach liczy się tylko czy coś się zaliczyło, czy nie (przynajmniej ja mam takie podejście, ocena jest dla mnie zupełnie nieważna, może dlatego że nie staram się o żadne stypendium), a nie na ile. No i uczyć się systematycznie! To naprawdę ważne, bo potem ciężko jest zaległości nadrobić, nadgonić materiał, szczególnie jeśli nakłada się na siebie kilka zaliczeń tygodniowo. Tutaj sesja trwa całym rokiem. :(
Fajnie też jest mieć kogoś znajomego rok, czy dwa wyżej, żeby wiedzieć co nieco o prowadzących i o tym, na które wykłady warto chodzić, a które można sobie olać, skombinować sobie giełdy i materiały, albo podbudować się psychicznie, kiedy wywalą Was z zajęć albo oblejecie trzecie koło pod rząd. :)


Jakie są perspektywy pracy po studiach? 

To akurat nie mnie oceniać, ja wiem tylko tyle ile udało mi się przeczytać, usłyszeć. Ze swojej strony mogę polecić kilka stron i  facebookowych profili odnośnie studiowania farmacji i późniejszej pracy: 
  • https://www.facebook.com/farmacja.net?ref=ts&fref=ts
  • http://e-farmacja.net/
  • http://www.farmacjapraktyczna.pl/
  • https://www.facebook.com/Pharmassistant?ref=ts&fref=ts
  • https://www.facebook.com/YoungPharmacyPoland?ref=profile
  • https://www.facebook.com/pages/M%C5%82oda-Farmacja-Bydgoszcz/180659058618097?ref=profile
  • https://www.facebook.com/pages/Being-a-Pharmacist/181272194152?ref=profile
  • http://kierunkistudiow.pl/farmacja
I trochę bardziej na wesoło. :) 
  • https://www.facebook.com/FarmacjaToStylZycia?ref=profile
  • https://www.facebook.com/MedycznePociski?ref=profile
  • https://www.facebook.com/pages/Farmaceutyczne-Zagadki/228400730556995?ref=profile
  • https://www.facebook.com/JestemNaStudiachMedycznychOdpoczywamWTrakcieSesji?ref=profile
  • https://www.facebook.com/CzegoNieMowiaStudenciFarmacji?ref=profile

Czy trudno według Ciebie przestawić się na inny tryb nauki? Czy mit dotyczący zakuwania w nocy to faktycznie mit, czy może nie?

Według mnie to bardzo indywidualna sprawa, w moim przypadku przyszło to jakoś samo. :)
Co do zakuwania w nocy- tak jak wspominałam wyżej, mnie nie zdarzyło się uczyć dłużej niż do północy, poza czasem sesji, bo wtedy wiadomo, każdy ostro zakuwa. Moja koleżanka jedną noc spała uwaga, aż 15 minut, ale to raczej bardzo ekstremalny przypadek. :D Jeśli ktoś uczy się na bieżąco, to nie ma szans żeby siedział później całe noce, po prostu nie ma takiej potrzeby. :)


Nie martwią Cię niepochlebne ostatnio komentarze dotyczące perspektyw? Czy faktycznie ciężko dostać się na inną specjalizację oprócz aptecznej? 

Przyznam szczerze, że jakoś szczególnie się nad tym nie zastanawiam i o to nie martwię... Przyjdzie czas, będzie rada, póki co priorytetem jest dla mnie zaliczyć kolejny semestr.  Zresztą w ciągu czterech lat zanim ja te studia skończę (o ile w ogóle skończę albo nie będę miała jakiegoś poślizgu :D), wszystko może się jeszcze tysiąc razy zmienić. Moje zdanie jest takie, że jeśli ktoś nie oczekuje Bóg wie czego i nie ma przerośniętych ambicji, to pracę znajdzie. Bardziej czy mniej satysfakcjonującą, ale znajdzie. Nie od razu Kraków zbudowano, wiadomo że ciekawsze stanowiska wymagają dodatkowych szkoleń, praktyk, kwalifikacji itd. To jest temat rzeka i na pewno na osobny post, farmacja w Polsce cały czas się rozwija, pojawiają się nowe projekty ustaw, perspektyw jest wiele, trzeba po prostu wiedzieć co zrobić w tym kierunku. Z tego co się słyszy, źle nie jest, ale nie jest też tak dobrze jak kilka lat temu. Ja o tym na razie nie myślę, nie widzę też dla siebie lepszego kierunku, który mogłabym studiować, poza medycyną na którą się nie dostałam.

Pisałaś, że nie miałaś nawet zbyt wiele czasu na przygotowanie się do poprawienia matury, a co w takim razie z jakąkolwiek rozrywką? Co możesz na ten temat powiedzieć ze swojej perspektywy?

Uczyłam się dużo, ale nie uważam, żeby z tego powodu mnie coś ominęło. :) Znalazł się czas na wyjście na imprezę/zakupy/kawę może nie w światek, piątek i niedzielę, ale się znalazł. Kwestia dobrej organizacji. Ludzie uczą się i pracują jednocześnie i też dają radę, więc można. :)

***

Póki co nie przewiduję kolejnych postów w tej tematyce, zapewne wrócę do tej serii jeszcze pod koniec trzeciego (albo czwartego) semestru, mam też w planach zrobić Wam mały "spacer po uczelni", ale zobaczymy czy coś w ogóle z tego wyjdzie.

Tymczasem pozdrawiam Was serdecznie i zachęcam do dyskusji w komentarzach. Jeżeli masz jakieś pytania, to pisz śmiało, postaram się odpowiedzieć i rozwiać Twoje wątpliwości. Chciałam jeszcze tylko zaznaczyć, że wszystko co napisałam jest MOJĄ SUBIEKTYWNĄ OPINIĄ, opartą na moich (niewielkich) doświadczeniach i tym co usłyszałam od swoich rówieśników, wykładowców, bądź znajomych mi osób, które pracują w zawodzie. Nie musisz się z nią zgadzać! Zachęcam również wszystkie studentki/farmaceutki do dzielenia się swoimi wrażeniami, może zechcecie dodać swoje trzy grosze, będzie mi bardzo miło!

Zobacz także:
  • Petycja studentów farmacji do Ministra Zdrowia ---> KLIK
  • Jak to jest studiować farmację? Wrażenia po pierwszym roku. (znajdziesz tu dokładny opis wszystkich przedmiotów i zajęć) ---> KLIK

19 wrz 2013

Niech żyje róż!

Lubicie róże do policzków? Ja bardzo, ale przyznaję, że muszę mieć na nie dzień. :) Potrafię nie używać różu przez miesiąc i zdradzać go każdego dnia z bronzerem, po czym wrócić z podkulonym ogonem i znowu zachwycać się efektem zdrowej, promiennej buzi. :)
W czerwcu w mojej kosmetyczce zamieszkał nowy egzemplarz, a mowa o różu marki Catrice z serii Multi Colour Blush, który mogłyście zobaczyć już m.in w poście z moim codziennym makijażem (KLIK) czy ulubieńcach (KLIK). Przez ten czas zdążyliśmy się bardzo polubić!


Odcień, który posiadam to 070 Iced Caramel Macchiatto. Jest to kompozycja stonowanych, zgaszonych odcieni różu, zdjęcie niestety trochę przekłamuje kolory i zdecydowanie je ociepla, w rzeczywistości wpadają one w chłodne, pudrowe tony. Nie mniej jednak jest to odcień bezpieczny, z którym ciężko przesadzić, naprawdę nie sposób zrobić sobie nim krzywdę. :)
Najjaśniejszy pasek zawiera delikatne drobinki, których na twarzy właściwie nie idzie dostrzec, pozostała część jest matowa i daje lekko satynowe wykończenie.


Opakowanie jest plastikowe, ale solidne, łatwo się otwiera i zawiera osiem gram produktu. Jestem typową niezdarą, zdarzyło mi się upuścić ten róż na podłogę, ale jak widać- nadal jest cały i zdrowy. :)
Sam róż jest dość twardy, co jednak nie przeszkadza w jego aplikacji, nie pyli się, dobrze współpracuje z pędzlami, świetnie rozciera. Ogromny plus za wydajność, katuję go od kilku tygodni, a jak widzicie zużycie cały czas jest praktycznie niewidoczne, starczy mi chyba na wieki. :)

Jeśli chodzi o trwałość, to nie jest jakaś rewelacyjna, róż utrzymuje się  na policzkach około pięciu/sześciu godzin, później trochę się ściera, na szczęście równomiernie, nie tworząc nieestetycznych plam.


Pigmentacja też nie jest jakaś szalona, ale mnie to nie przeszkadza, nie lubię produktów z którymi muszę obchodzić się jak z jajkiem i uważać, żeby nie zrobić sobie na buzi efektu rosyjskiej matrioszki. ;)

Naprawdę bardzo polubiłam się z tym różem! Lubię go za to, że ładnie wtapia się z cerą, nie odcina się i nie tworzy wyraźnej granicy. Daje naturalny, delikatny efekt, cera wygląda zdrowo, promiennie i świeżo, dobrze się rozciera, przyzwoicie trzyma i nie zapycha. Baaaardzo podoba mi się też wizualna strona tego produktu, zdecydowanie cieszy oczy za każdym razem kiedy po niego sięgam. Zgodzicie się ze mną, że estetyka też jest ważna? ;)

PLUSY:
+ stonowane, chłodne odcienie różu
+ matowo-satynowy efekt na twarzy
+ bezproblemowa aplikacja, dobrze się rozciera, nie tworzy plam i smug
+ nadaje skórze zdrowego, delikatnego, naturalnego rumieńca
+ nie zapycha
+ opakowanie 
+ cena (18zł/8g)
+ wydajność

MINUSY:
- mógłby być trochę trwalszy


Polecam dziewczynom, które szukają delikatnego różu w chłodnych odcieniach (świetnie sprawdzi się bowiem przy jasnej porcelanowej cerze), wszystkim początkującym i zaczynającym przygodę z tego typu produktami, a także posiadaczkom naczynkowych cer, które ze względu na naturalne rumieńce, mają obawy przed ich używaniem. :) Zakochałam się w nim od pierwszej aplikacji, aktualnie jest to mój zdecydowany ulubieniec, wszystkie inne róże poszły w odstawkę. :) Spróbujcie koniecznie! 

I tym optymistycznym akcentem kończę dzisiejszy post, tym bardziej że wydaje mi się tak chaotyczny i nieskładny, jak już dawno żaden. Proszę o wyrozumiałość, ściskam i do napisania niebawem! ;)

Lubicie róże Catrice? A może znacie ten konkretny egzemplarz? 

17 wrz 2013

Chroń się przed słońcem z Floslekiem!

Choć w powietrzu i za oknem czuć już jesień, a słońce nie grzeje i nie opala tak jak jeszcze miesiąc temu, to kalendarz wciąż pokazuje  lato, a niektóre z Was, podobnie jak ja, nadal mają wakacje. Moje tak naprawdę dopiero co się zaczęły! :)) Sezon wyjazdowo-urlopowy nie dla wszystkich dobiegł więc końca, są jeszcze osoby, którym szczęśliwie uda się w tym miesiącu odpocząć, pozwiedzać, poleniuchować i złapać jeszcze trochę słonka i opalenizny. To ostatni moment na recenzję Ochronnego kremu do opalania z SPF 15 marki Floslek.

Produkt ma konsystencję gęstszego mleczka i jak na produkt do opalania, to całkiem dobrze się rozprowadza, wchłania i nie bieli jakoś bardzo. Według producenta wydłuża możliwość bezpiecznego przebywania na słońcu, doskonale zabezpiecza skórę przed szkodliwym działaniem promieni UV, chroni skórę przed foto-starzeniem, zabezpiecza przed działaniem wolnych rodników oraz delikatnie zmiękcza naskórek. Produkt jest wodoodporny i zawiera średni faktor, który według mnie na takie codzienne stosowanie i lato w mieście jest jak najbardziej wystarczający. Tym bardziej jeśli ktoś (tak jak ja :P) nie przepada za wylegiwaniem się na słońcu, nie wystawia się zbytnio na jego działanie, a upały najzwyczajniej w świecie cholernie go męczą. Nie ma się tutaj co rozwodzić- krem chronić, chroni. Robi to co do niego należy, nie wyrządzając przy tym skórze żadnej krzywdy. Producent zapewnia, że można stosować ten produkt również na twarz, ja używałam go tylko na ciało, nie nabawiłam się żadnego poparzenia słonecznego, przebarwień, podrażnień. Właściwie nie mam temu kremowi nic do zarzucenia. :)  Tubka, w której jest zamknięty, jest miękka i wygodna w użytkowaniu. Zawiera 100 ml produktu, za który płacimy około 18-20 zł.  

Skład dla zainteresowanych:
Aqua, Caprylic/Capric Triglyceride, Ethylhexyl Methoxycinnamate, Paraffinum Liquidum, Ethylhexyl Stearate, Titanium Dioxide, Trimethoxycaprylylsilane, Polymethyl Methacrylate, Glycerin, Propylene Glycol, Aloe Arborescens Leaf Extract, Cetyl PEG/PPG-10/1 Dimethicone, Butyrospermum Parkii Butter, Tocopheryl Acetate, Synthetic Beeswax, Cera Alba, Sodium Chloride, Panthenol, Parfum, Cetyl Dimethicone, Imidazolidinyl Urea, Methylparaben, Propylparaben.

Pamiętacie o stosowaniu kremów ochronnych latem? Znacie produkt Floslek? A może macie innych ulubieńców w tej kategorii?  

16 wrz 2013

B jak bubel!

Seria Pokochane odkupione (KLIK) została przyjęta przez Was z dużym entuzjazmem, postanowiłam więc pójść o krok dalej i stworzyć na blogu cykl postów, w których dla odmiany zamierzam opowiadać Wam o bublach kosmetycznych, czyli produktach które z jakichś powodów niezbyt się u mnie sprawdziły.


Mimo, że z reguły staram się robić zakupy w miarę przemyślane i czytać recenzje zanim wrzucę coś do koszyka, to pewnie jak i Wam, zdarzyło mi się trafić na totalne niewypały, zarówno makijażowe jak i pielęgnacyjne. W końcu nie ma produktów, które sprawdzają się u wszystkich bez wyjątku, każda z nas jest inna, ma inne potrzeby, oczekiwania i wymagania. To oczywiste. ;)
Widzę, że zaczynam już przynudzać, więc zanim ode mnie uciekniecie, zapraszam na mini recenzje produktów, które polecam... omijać szerokim łukiem!

  • Matujący krem nawilżający + lekki podkład Matt Beauty Nivea Visage- robiłam do tego kremu chyba milion podejść, ale nie jestem w stanie się do niego przekonać. Raz- kolor, jest naprawdę fatalny i mocno za ciemny. Dwa- smugi, rozprowadzić go w miarę przyzwoicie dosłownie graniczy z cudem. Próbowałam znaleźć dla tego kremu inne przeznaczenie i zużyć go w połączeniu z balsamem jako coś alla rajstopy w sprayu, ale i to zakończyło się totalną klapą. Niesamowicie się rolował i smużył... Odradzam, odradzam i jeszcze raz odradzam! 
  •  Maskara Rimmel Scandaleyes- to też jakieś nieporozumienie. Lubię, naprawdę bardzo lubię duże szczotki, ale ta jest ogromna i nie sposób, przynajmniej na moich rzęsach, uzyskać nią zadowalający efekt, nie mówiąc już o jakimś spektakularnym... Skleja je, nie wydłuża, robi owadzie nóżki, a przy tym niesamowicie brudzi powieki. Czyżbym była aż taką niezdarą? Sam tusz jest jeszcze do zniesienia, ale ta szczoteczka.... to jakaś pomyłka. 
  • Dwufazowy płyn do demakijażu Ziaja- nie udał się Ziaji ten produkt, a szkoda! Powiek krótko- okropnie podrażnia mi oczy, przeciętnie radzi sobie z demakijażem i zostawia nieprzyjemny, tłusty film oraz zamglone spojrzenie. Wolę płyny micelarne! 
  • Szampon wzmacniający do włosów osłabionych i wypadających Radical Farmona- pomijam już fakt, że szampon według producenta powinien wzmacniać włosy i hamować ich nadmierne wypadanie- tego oczywiście nie robi, ale nie robi tego w moim przypadku też żadny inny szampon, więc jestem w stanie mu to wybaczyć. Gorzej, że spowodował u mnie łupież! Myślałam, że zadrapię się na śmierć. Do tego plącze włosy i bardzo je przesusza. Nie polubiliśmy się, oj nie polubiliśmy...
  • Mleczko do ciała Wellness&Beauty Vanille&Macadamie- nie wiem czy trafiła mi się jakaś felerna sztuka, albo stary egzemplarz, ale o ile ten produkt w opakowaniu pachnie słodko i przyjemnie, to na skórze zwyczajnie śmierdzi... Do tego koszmarnie tępo się rozprowadza, długo wchłania i nie nawilża jakoś szczególnie... Zostanę przy żelach pod prysznic tej firmy, mleczkom już podziękuję, nie mam ochoty na ewentualną powtórkę z rozrywki!
I to tyle z mojego dzisiejszego narzekania. ;) Jeśli macie ochotę, to za jakiś czas przybędę z kolejną piątką bubli, a tymczasem chętnie poznam Wasze kosmetyczne niewypały. Powiecie mi czego się wystrzegać? :)

15 wrz 2013

Przypominajka rozdaniowa + zapowiedzi.

Jeżeli macie ochotę zgarnąć paletkę Sleek Face Form oraz pędzel do różu Real Techniques,
to zostało Wam dokładnie sześć dni na wzięcie udziału w moim rozdaniu, zabawa trwa do 20-go września! :) 
Wszystkich zainteresowanych odsyłam TUTAJ


A sama uciekam, czas się ogarnąć i zjeść jakieś śniadanko. 
Na iście kosmetyczny post zapraszam Was jutro rano. W najbliższym czasie pojawi się też uzupełnienie wyczekiwanego postu o moich studiach oraz trochę zaległych recenzji. Opowiem Wam m.in czym chroniłam się przed słońcem, jak ratuję przesuszone stopy i o tym jak nacieszyć się słodkościami bez kalorii, czyli o kosmetykach które dosłownie chce się zjeść. Pochwalę się Wam też swoimi nowymi zapachami, zdobyczami ubraniowymi i razem stworzymy jesienną listę życzeń.
Miłej niedzieli! ;)

14 wrz 2013

O sierpniowym ShinyBox- recenzja zbiorcza.

Jak ten czas leci! Dopiero co otrzymałam sierpniowe pudełko Shiny, a już lada moment trafi do mnie edycja wrześniowa. Tak to jest jak człowiek żyje z dnia na dzień, a słysząc pytanie "który dzisiaj?" nerwowo odlicza w głowie dni do egzaminu. Po serii kiepsko przespanych nocy i niekończącego się ślęczenia nad książkami, wrzesień przynosi mi odpoczynek. Powiem Wam jednak w sekrecie, że lenistwo wydaje mi się być w tym momencie cholernie nienaturalne i za kilka dni pewnie zacznie mnie męczyć. Miewam wyrzuty sumienia, że śpię do dziesiątej! Mówcie mi pracoholik. ;)
Wracając jednak do tematu dzisiejszego posta, bo nie o pracoholizmie miałam pisać- jeśli śledzicie mojego bloga regularnie to wiecie, że pierwsze wrażenia po otwarciu sierpniowego ShinyBox nie były najlepsze. Zawartość przypadła mi do gustu szczerze mówiąc średnio...


W środku znalazłam co prawda aż pięć produktów pełnowymiarowych, za co duży plus, bo miniaturki zawsze pozostawiają po sobie mniejszy lub większy niedosyt, przynajmniej u mnie. Ale co z tego, skoro z tej piątki tak naprawdę ucieszyły mnie tylko dwa kosmetyki? Miałam przeczucie że mogą się u mnie sprawdzić i co tu dużo mówić- nie pomyliłam się. :) I może od nich zacznijmy!



Odżywczy krem DeBa BioVital pokochałam miłością bezgraniczną, bo pachnie czekoladowymi Grześkami, ma treściwą konsystencję, bardzo fajny skład i proste, ale jakże urocze opakowanie w postaci miękkiej, srebrnej tubki, na których punkcie wręcz wariuję. :) Ten krem jest genialny! Aż szkoda mi go używać. :) Bardzo fajnie nawilża dłonie i dba o ich dobrą kondycję, a przy tym dość szybko się wchłania i pozostawia na dłoniach lekką warstewkę ochronną, którą ja osobiście bardzo lubię. No nie mam się do czego przyczepić! Jak tylko dorwę gdzieś te kremy stacjonarnie, to zrobię sobie ich zapas na cały rok, poważnie. :)


Zacznijmy od tego, że bardzo lubię maseczki w tubkach. Są bardziej ekonomiczne i wbrew pozorom tańsze niż wersje w saszetkach. Choć moja cera nie jest sucha i odwodniona, a do takiej według producenta przeznaczona jest ta maseczka, to bardzo fajnie się u mnie spisała. Ma gęstą, lekko żelową konsystencję, ale praktycznie całkowicie wchłania się w skórę i nie wymaga spłukiwania. Jako, że moja cera ma tendencje do zapychania, wolałam nie igrać z ogniem i po upływie 20-25 minut usuwałam jej pozostałości z twarzy za pomocą wody lub wacika nasączonego tonikiem. Mimo to moja cera była bardzo fajnie nawilżona, gładka, miękka i lekko napięta. Używałam jej raz w tygodniu, nie zauważyłam, żeby mnie zapchała czy podrażniła. Dobry produkt, polecam spróbować. :)

Serum do zniszczonych końcówek włosów marki Indola w moim przypadku wydawało się być trochę niewypałem... Nie używam prostownicy ani suszarki, moje włosy nie są zniszczone, a do tego jest ich bardzo mało, nie lubię obciążać ich tego typu produktami...


Nie będę jednak ukrywać, że zdarzyło mi się po ten produkt sięgnąć. Trzeba przyznać, że bardzo fajnie włosy wygładza i wizualnie poprawia ich stan, bo staja się miękkie i błyszczące. Przy odpowiedniej, rozsądnej aplikacji nie przetłuszcza ich i nie obciąża. Nie jest to jednak produkt, który przyprawił mnie o szybsze bicie serca, albo byłby mnie i moim włosom niezbędny do życia. Według mnie cena jest trochę zawyżona, a ja najzwyczajniej w świecie nie potrzebuję Indoli do szczęścia. ;) Ze swojej strony ani nie polecam, ani nie odradzam. To jeden z tych produktów, który jest ok, ale szału nie robi, po prostu.


Ponad połowa już za nami! :)


Płyny micelarne bardzo lubię, schodzą u mnie jak woda i pewnie dlatego w domu mogłabym otworzyć z nich drogerię. :) Bielendę w sierpniowym Shiny przyjęłam może bez większego "wow", ale w gruncie rzeczy byłam tego produktu ciekawa, bo wcześniej nie miałam z nim styczności. Ba, nawet nie widziałam go na drogeryjnych półkach. Jakie wrażenia po pierwszych użyciach? Niestety szczypie mnie w oczy. :( O ile podczas samej aplikacji nie jest tak źle, to później są niestety mocno podrażnione... Nie mniej jednak płyn zmywa makijaż bardzo dobrze, bez problemu radzi sobie z tuszem, cieniami czy kredką, podkład również mu nie straszny. Fajnie spisuje się również jako tonik do porannego oczyszczenia twarzy. Gdyby mnie nie podrażniał, pewnie skusiłabym się na kolejne opakowanie. Tymczasem... chyba jestem na nie.

Ostatni produkt, który znalazłam w pudełku i który niestety totalnie do mnie nie przemówił, to koncentrat antycellulitowy marki Marion.


Nie dość, że nie mam cellulitu, więc i tak nie byłabym w stanie docenić ewentualnego działania tego produktu, to długa lista przeciwwskazań skutecznie zniechęciła mnie do próbowania... Nie odważyłam się go użyć, zwyczajnie. Być może za jakiś czas spróbuję i wtedy podzielę się z Wami opinią na temat tych kapsułek, na dzień dzisiejszy pozostają dla mnie niewiadomą, która wcale mnie nie kusi. A Wy próbowałyście? Jakie macie zdanie na ich temat? Osobiście uważam, że taki koncentrat antycellulitowy w boxie to trochę powtórka błękitno-różowych cieni Wibo  i zwyczajnie niewypał... Produkty powinny być bardziej uniwersalne, tak jak nie każda z nas lubi mocne kolory na oczach, tak nie każda ma cellulit. Ale to oczywiście moja subiektywna opinia. ;)

W pudełku znalazłam również próbkę peelingu organicznego marki BioPlasis, jednak ze względu na jego niewielką pojemność nie mogę powiedzieć o nim zbyt dużo.

Podsumowując- plus za aż pięć produktów pełnowymiarowych w pudełku, z których krem do rąk DeBa Biovital i maseczka Dermedic to moi faworyci i powiedziałabym- strzał w dziesiątkę. Naprawdę bardzo przypadły mi do gustu! Serum Indola trochę nie do końca wpasowuje się w moje potrzeby, nie mniej jednak nie można powiedzieć, że jest to produkt zły; płyn micelarny byłby fajny, bo dobrze radzi sobie z demakijażem, ale niestety szczypie i mnie w oczy i to go dyskwalifikuje...  Natomiast koncentrat antycellulitowy Marion... to według mnie totalna klapa. Pozostaje jeszcze pytanie: ile wspólnego ma zawartość sierpniowego pudełka z hasłem przewodnim tej edycji, którym jest wakacyjny relaks? ;)

A Wy co sądzicie na temat edycji sierpniowej? Który produkt najbardziej Was zaciekawił?

12 wrz 2013

Krem BB do cery tłustej i mieszanej od Garnier.

Jestem z powrotem! Jeszcze nie do końca wyspana, odstresowana i wypoczęta, ale jestem. :) Na dobry początek i rozkręcenie się po małej przerwie od blogowania, zapraszam Was na recenzję, która czekała na dopieszczenie i dokończenie już dobrych kilka dni. Zakasałam rękawy, uzupełniłam, poprawiłam i jest- moja opinia o kremie BB marki Garnier. Zapraszam!

Szał na kremy z "BB" w nazwie cały czas trwa w najlepsze, a drogeryjne marki wręcz prześcigają się w wypuszczaniu kolejnych tego typu nowości na sklepowe półki. Skusiłam się i ja! :) W końcu lato i okres wakacyjny to najlepszy czas na zrezygnowanie z ciężkiego podkładu i zastąpienie go lżejszym, przynajmniej z założenia, odpowiednikiem. Bardziej odpowiedniego momentu nie będzie. :)
Przez ostatnie tygodnie miałam okazję używać i testować Beauty Balm Perfector od Garnier przeznaczony do cery tłustej i mieszanej.


Produkt zamknięty jest w podłużnej, smukłej, zakręcanej tubce, którą bez problemu możemy postawić na nakrętce. Opakowanie jest małe i poręczne, spokojnie zmieści się w naszej wyjazdowej kosmetyczce. Dodatkowo zabezpieczone w kartonik, który daje pewność, że nikt nie otwierał tego produktu przed nami i na którym tradycyjnie już, znajdziemy informacje o składzie oraz obietnicach producenta. Wszystko ładnie, pięknie, ale pozwólcie, że przyczepię się jednak do dozownika, który sam w sobie może i nie jest złym rozwiązaniem, natomiast w połączeniu z wodnistą i lejącą się konsystencją tego kremu, nie wypada najlepiej... Krem wręcz ucieka nam z opakowania, wydobywa się go za dużo, spływa po dłoni i sporo się go marnuje, przez co spada również wydajność tego produktu.


Załatwiliśmy już opakowanie i konsystencję, więc zatrzymajmy się jeszcze przez chwilę przy zapachu i kolorze, który bądź co bądź, jest sprawą bardzo istotną. Wybrałam sobie odcień Light, który teraz, w okresie letnim jak najbardziej mi pasuje, przypuszczam jednak, że za miesiąc, dwa będzie już dla mnie zdecydowanie za ciemnny. Bladoholice raczej nie będą zadowolone... Odcień jest żółty, w opakowaniu wygląda wręcz na pomarańczowy, co początkowo mnie przeraziło, natomiast zupełnie niepotrzebnie, bo produkt fajnie stapia się z cerą i na twarzy wygląda całkiem naturalnie. Szczególnie jeśli wcześniej złapiemy trochę słonka. :)


Zapach jest lekko alkoholowy, natomiast szybko się ulatnia i nie utrzymuje na skórze. Co jeszcze z spraw czysto "technicznych"? Krem bardzo łatwo się rozprowadza i aplikuje przy pomocy pędzla, nie pozostawia smug, myślę że bez problemu można by poradzić z nim sobie za pomocą palców, za co duży plus. Podoba mi się również efekt jaki daje na skórze. Jak na lekki krem BB, produkt bardzo dobrze kryje i maskuje niedoskonałości, ujednolica koloryt, a przy tym (oczywiście przy odpowiedniej aplikacji) wygląda całkiem naturalnie. Czy matuje? Zdecydowanie tak! Nie jest to jednak mat długotrwały, poprawki w ciągu dnia są konieczne. Trwałość tego produktu określiłabym jako średnią. Krem nie utrzyma się nam na twarzy od rana do wieczora w nienagannym stanie, ale 5-6 godzin spokojnie daje radę.

Minusem tego produktu jest jednak fakt, że przy częstym, codziennym stosowaniu ma tendencję do zapychania... :( Czepiam się tym bardziej, że z założenia przeznaczony jest do skóry tłustej i mieszanej, więc  nie powinien zatykać porów...
Krem nie podrażnił mnie i nie przesuszył, ale moja cera nie jest ani sucha, ani bardzo wrażliwa, posiadaczkom takiej radziłabym podejść do niego nieco ostrożniej, albo skorzystać z innej wersji tego kremu BB, bo są ich aż cztery. :)


Podsumowując- mam mieszane uczucia co do tego produktu. Odpowiada mi krycie i efekt jaki daje na twarzy, krem fajnie maskuje niedoskonałości i ujednolica koloryt, a przy tym jest lekki i łatwo się aplikuje.  Zawiera spory filtr przeciwsłoneczny, za co również plus, a do tego jest niedrogi i łatwo dostępny. Na minus zaliczam natomiast fakt, że przy częstym stosowaniu ma tendencje do zapychania, przeszkadza mi również bardzo rzadka konsystencja, a także kolor, który w chłodniejsze pory roku może być dla mnie za ciemny. Latem, kiedy jestem trochę opalona i nie zależy mi na super trwałości makijażu, sięgam po niego stosunkowo często, natomiast na dłuższą metę ten produkt, chyba jednak nie do końca spełnia moje oczekiwania. Mimo wszystko polecam Wam wypróbować, opinie są skrajnie różne, jedni ten krem BB kochają i uważają za hit, inni tak jak ja dostrzegają w nim jakieś minusy, najlepiej po prostu przekonać się na własnej skórze, czy Beauty Balm jest dla Was!

PLUSY:
+ niewielkie, poręczne opakowanie
+ lekki
+ dobrze kryje i maskuje niedoskonałości
+ ujednolica koloryt cery
+ SPF 20
+ matuje
+ łatwa aplikacja
+ nie pozostawia smug
+ cena
+ dostępność
+ nie podrażnił mnie

MINUSY:
- rzadka, wodnista konsystencja (a co za tym idzie wydajność)
- dozownik, który wydobywa za dużo produktu
- alkoholowy zapach
- kolor może być za ciemny
- średnia trwałość
- zapycha :(


Używałyście kremu BB marki Garnier? Jakie są Wasze odczucia i wrażenia? Zapraszam do dyskusji w komentarzach!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...