29 cze 2013

Co nosi Sonnaille? (5)

Jestem ostatnio jakaś taka niespokojna i nieswoja, że dosłownie nie mogę znaleźć sobie miejsca. Wakacje zaczęły się na dobre, a mnie albo brakuje ochoty na cokolwiek i potrafię cały dzień przeleżeć w łóżku oglądając filmy, kończąc książkę czy zwyczajnie przekładając się z boku na bok, albo wręcz przeciwnie- nadmiar myśli nie daje mi wyleżeć w spokoju i na siłę szukam sobie jakiegoś bardziej sensownego zajęcia, żeby nie krzątać się z kąta w kąt- najpierw piekłam babeczki, chwilę później robiłam porządek w folderach ze zdjęciami (ile tego jest!) i znalazłam coś czego zapomniałam pokazać na blogu, a miałam to zrobić jeszcze przed gorącym czasem sesji.

To jeden z moich ostatnich zestawów jaki miałam na sobie na uczelni w tym roku, kiedy nie było jeszcze plus trzydziestu w cieniu i oszczędzał nas żar lejący się z nieba.


Zapraszam Was na kolejny post z serii Co nosi Sonnaille. :)


Nie jest to żadne wyszukane połączenie, zwykła czarna bandażowa spódniczka z beżowym pasiakiem, jeansową kurteczką i torbą w kolorze nude, którą można również przerzucić przez ramię.

Spódniczka- H&M
Bluzka- H&M
Kurteczka- House
Torba- House 
Bransoletki- Rossmann

Co myślicie? :) Za banalnie? 

Mam nadzieję, że już ostatni raz raczę Was zdjęciami sprzed lustra, mamy wakacje, więc postaram się o jakiegoś operatora kamery i lepsze tło. Słowo harcerza. :)

Oderwiecie mnie od tysiąca złych myśli na sekundę i polecicie jakąś fajną komedię? :)

28 cze 2013

Mój codzienny makijaż.

Moja "blogowa kariera" trwa już ponad dwa lata, a w tym czasie post z codzienną makijażową rutyną pojawił się tylko jeden raz i w dodatku był to pierwszy post na moim blogu. Pomyślałam, że niedawno obchodzona druga rocznica blogowania i istnienia Sonnaille.blogspot.com to fajna okazja, aby pokazać Wam jakich produktów do codziennego makijażu używam aktualnie.

Oczywiście nie są to wszystkie kosmetyki kolorowe jakie posiadam, pokażę Wam te które ostatnimi czasy katuję najczęściej i po które sięgam jako po taki swój zestaw awaryjny kiedy się spieszę, albo zwyczajnie brakuje mi weny i ochoty na kombinowanie z makijażem.

Mam nadzieję, że podpatrzycie coś ciekawego!


Na oczyszczoną skórę twarzy nakładam krem (Ziaja Kozie Mleko [1]), a następnie sięgam po podkład. Jak wiecie odstawiłam Revlon CS, moja cera nie potrzebuje ostatnio aż takiego krycia i przerzuciłam się na lżejsze podkłady. Bardzo przypadł mi do gustu żelowy Rimmel w słoiczku (zostało mi go dosłownie na jedno/dwa użycia), który niestety został wycofany i aktualnie używam kremu BB z Eveline, o którym opowiem Wam więcej w czerwcowym haulu zakupowym. To jeden z moich najnowszych kosmetycznych nabytków. :) Wybrałam odcień do cery jasnej, który niestety wcale taki jasny nie jest...


Pod oczy obowiązkowo korektor i baza pod cienie, o ile oczywiście je nakładam (bo przy  trzydziestostopniowym upale najczęściej je sobie odpuszczam). Płynny korektor z witaminami A i E z Miss Sporty (odcień Light) sprawdza się u mnie super, dobrze maskuje cienie pod oczami, ładnie rozświetla spojrzenie, przyzwoicie się trzyma i kosztuje naprawdę niewiele. Lada moment pojawi się jego osobna recenzja oraz porównanie z innymi drogeryjnymi korektorami z niższych półek cenowych.
Baza pod cienie z elfa lada moment również dobije denka, jest ok choć szału nie robi.


Pora na oczy! Jestem ogromną fanką naturalnych kolorów na powiekach, więc nikogo nie zdziwi fakt, że właśnie w kremowych, beżowych i brązowych cieniach się lubuję. Ostatnio katuję wręcz cień z Essence 58 Cappuccino, please! oraz Maybelline Color Tattoo 35 On and on Bronze, który nakładam albo solo, albo w połączeniu z tym jaśniejszym. Do tego koniecznie cienka czarna lub brązowa kreska wzdłuż linii rzęs (żelowe kredki Avon Super Shock) i tuszujemy. :)) Cały czas używam maskary Curling Pump Up z Lovely, jest naprawdę świetna!
Na linię wodną nakładam cielistą kredkę z Max Factor 090 Natural Glaze, działa cuda, szczególnie po nieprzespanej nocy. :)


Na policzki róż lub bronzer (nigdy nie nakładam ich razem, jak dla mnie co za dużo to niezdrowo). Aktualnie testuję nowości- bronzer Astor SKINMATCH w odcieniu 002 Brunette i kolejny najnowszy nabytek- róż Catrice z serii MULTICOLOUR BLUSH 070 Iced Caramel Macchiato. Z obu produktów jestem naprawdę zadowolona. :)


Jeśli chodzi o usta to cały czas jestem wierna pomadkom w kolorze nude. Na lato sięgam po te o bardziej błyszczykowym niż kryjącym wykończeniu- Essence 52 In the nude, Celia Nude 606 lub tak jak na zdjęciu powyżej po pomadkę z Rimmella 070 Airy Fairy, którą kupiłam na promocji -40% w Rossmannie. Uwielbiam ją!


Tak prezentują się z bliska:


Zrobiłam osobny post o swojej kolekcji cielistych pomadek, co prawda od tamtej pory przybyło mi kilka egzemplarzy, ale jeśli mimo wszystko jesteście zainteresowane, to odsyłam Was do TEGO posta.


I to by było chyba na tyle. Jeśli miałabym w kilku słowach opowiedzieć o swoim makijażu na co dzień, to powiedziałabym, że zależy mi głownie na ujednoliceniu kolorytu skóry, zamaskowaniu cieni pod oczami i podkreśleniu oczu. Usta pozostawiam naturalne bez względu na porę roku, a policzki w zależności od dnia ożywiam różem, albo konturuję bronzerem. Nie potrafię przekonać się do kolorowych cieni do powiek, ani mocniejszego akcentu na ustach. Rzadko używam też pudru, moja skóra ostatnio zupełnie go nie potrzebuje.

Ciekawa jestem jak wygląda Wasz codzienny makijaż, jeśli zrobiłyście taki post na swoim blogu, to koniecznie zostawcie linka w komentarzu. Stawiacie na dobry podkład, mocno podkreślone oczy, usta czy może w ogóle się nie malujecie? 

Na koniec chciałam przypomnieć Wam, że możecie obserwować mojego bloga na BlogLovin'. Będzie mi bardzo miło! :))

26 cze 2013

Miniaturki L'OCCTIANE - mini recenzja zbiorcza.

Chyba jestem jednak typem pracoholika, bo bezczynność i obijanie się cały dzień zdecydowanie mnie męczą. A lenię się na całego. :) Wstaję po dziesiątej (ja ranny ptaszek!), dużo czytam, nadrabiam zaległości w kinematografii, oglądam Ugotowanych (nie wiem czy już Wam wspominałam, ale uwielbiam kulinarne programy) i subskrybowane kanały na YT. Ładuję baterie, uwalniam głowę od "muszę..." i znajduję czas na inne, przyjemniejsze zajęcia. Na przykład na blogowanie. :) Mam masę pomysłów i wszystkie je skrupulatnie zapisuję w swoim notatniku. Mam nadzieję, że pojawiające się w najbliższym czasie wpisy przypadną Wam do gustu!

Dzisiaj natomiast przychodzę do Was z postem, który zaczynałam pisać już co najmniej trzy razy i za każdym razem się poddawałam. Od kilku tygodni chcę podzielić się z Wami swoją opinią na temat miniaturek L'OCCITANE, których niewielka pojemność nie pozwoliła mi jednak na wyrobienie sobie o nich porządnej opinii... Będą to zatem takie mini recenzje, głównie pierwsze wrażenia z ich stosowania. Zapraszam do czytania!


Na początku chciałam jeszcze zaznaczyć, że sam przebieg i charakter współpracy z bloggerkami pomijam milczeniem, gdyż wszystko w tej sprawie zostało już powiedziane. Mimo, że podejście firmy do współpracy pozostawiało wiele do życzenia, to nie miało to żadnego wpływu na moją recenzję i opinię na temat tych produktów. Chciałam rzetelnie wywiązać się ze swojego zadania.

1. Nawilżające mydło z masłem Shea (50g; 32zł/250g)- jest to właściwie jedyny produkt, który mogłam jako tako przetestować i który rzeczywiście przypadł mi do gustu. Mimo, że porzuciłam mydła na rzecz żeli pod prysznic, to to spisało się u mnie naprawdę fajnie. Przyjemnie pachniało, dobrze oczyszczało, nie przesuszało skóry, było bardzo wydajne. Mimo wszystko za tę cenę nie pokusiłabym się o kupienie pełnowymiarowego produktu.

2. Immortelle Precious Night Cream, krem na noc (15ml; 250zł/50ml)- krem ma gęstą, treściwą konsystencję i dziwny, według mnie nie najprzyjemniejszy zapach. Stosowany na twarz zupełnie się u mnie nie sprawdził, już po dwóch pierwszych użyciach podrażnił mnie w okolicach nosa i zapchał, dlatego aktualnie używam go pod oczy i w tej roli sprawdza się fajnie. Nie mniej jednak ta cena...

3. Woda toaletowa Pivoine Flora (5ml; 179zł/75ml)- wiadomo, że zapach to kwestia gustu, ale jeśli chodzi o mnie to ta kwiatowa nuta zupełnie mi nie podeszła. Dusi, męczy, nie lubię takich zapachów, to totalnie nie moje klimaty, w dodatku w Pivoine Flora bardzo wyczuwam alkohol, trwałością również zdecydowanie nie grzeszy. Jestem na nie.

4. Krem do rąk z 20% masła Shea (5ml; 29,90zł/30ml)- wychwalany pod niebiosa krem również mnie nie zachwycił. Nie wiem czy 5ml nie zdążyło mnie w sobie rozkochać, czy po prostu nie mam takich problemów z dłońmi, żeby docenić jego dobroczynne działanie, ale zwyczajnie nie widzę w tym produkcie nic fenomenalnego... Ładnie pachnie, podoba mi się opakowanie, dobrze nawilża, ale bez żadnego och i ach. Po raz kolejny- nie za taką cenę.

5.  Żel pod prysznic Werbena (50ml; 59zł/250ml)- a to razem z wodą toaletową jest dla mnie chyba największym bublem z całej piątki. Nie jestem w stanie znieść tego zapachu. :( Dla mnie przypomina on wypisz wymaluj olejek Sesa, którego również nie byłam w stanie zdzierżyć. Zapach jest bardzo intensywny, duszący, dla mnie nie ma nic wspólnego z cytrusową, orzeźwiającą werbeną. Do tego słabo się pieni, a jeśli miałabym go ocenić pod względem konsystencji i właściwości pielęgnacyjnych, powiedziałabym po prostu- żel jak żel.

Podsumowując: produkty L'OCCITANE najzwyczajniej w świecie mnie nie zachwyciły, przede wszystkim uważam, że są zdecydowanie za drogie biorąc pod uwagę ich działanie i według mnie zwyczajnie przereklamowane. Nie wiem, może zbyt dużo od nich oczekiwałam? Jak myślicie? Ciekawa jestem jakie Wy macie zdanie na ich temat.

Produkty L'OCCITANE dostępne są TUTAJ oraz w sklepach stacjonarnych w większych miastach w Polsce.

Na tym kończę dzisiejszy post i zwlekam się w końcu z łóżka. Miłego dnia Wam życzę!

23 cze 2013

Urodzinowy Shiny BOX.

Nie macie jeszcze dość wpisów z prezentacją urodzinowego Shiny BOXa? Swój publikuję chyba już jako ostatnia, a wszystko dlatego, że pudełko otworzyłam dopiero po swoim powrocie z Bydgoszczy. Przyznam Wam się szczerze, że nie wytrzymałam do piątku, moja ciekawość wzięła górę i zerknęłam do innych dziewczyn na urodzinową zawartość zanim zobaczyłam swoją. Wielkiej niespodzianki co prawda nie miałam, ale frajda była nie mała. :) Jeśli jesteście ciekawe co myślę o swoim pierwszym Shiny BOXie, to zapraszam do czytania!


Będę szczera- nigdy nie rozumiałam fenomenu pudełek typu Shiny, czy Glossy, uważałam, najzwyczajniej w świecie szkoda było mi wydać 50 zł na kota w worku, kiedy za tę cenę mogłam kupić sobie inne kosmetyki, albo zwyczajnie te pieniądze odłożyć i za 3/4 miesiące mieć za nie np. nowy flakon perfum. Tym bardziej, że nie dysponuję jakimś szalonym budżetem.

Kiedy jednak Pani Agata napisała do mnie z propozycją współpracy, chcąc przekonać się na własnej skórze o co w tym wszystkim tak naprawdę chodzi, zgodziłam się bez wahania i po otwarciu pierwszego pudełka muszę Wam powiedzieć, że coś w tym rzeczywiście jest!


Zajrzyjmy do środka!

Urodzinowa edycja zawiera cztery produkty pełnowymiarowe, jedną próbkę i prezent w postaci pilniczka do paznokci z polerkami, w sam raz do torebki. :)


 Oprócz tego w moim Shiny BOXie znalazły się:
  • Nawilżająco-odświeżający krem do stóp Organique - super, ostatnio mam "fazę" na kremy do stóp, chętnie przetestuję, tym bardziej że o tej firmie słyszałam wiele dobrego.
  •  HAIRPLAY spray odświeżający do włosów- w moim przypadku jest to trochę niewypał, bo ze względu na wypadanie włosów, nie bardzo mogę i chcę takich produktów używać, ale myślę że wiele dziewczyn bardzo się z tego produktu ucieszyło. 
  • Maska kompres 4D Efektywna regeneracja i wygładzenie- maseczek nigdy za wiele, tej nigdzie nie widziałam, także zobaczymy jak się sprawdzi, w każdym razie jestem na tak. :)
  • Cukrowy peeling do ciała Miód i Rooibos Green Pharmacy- cieszę się, że trafiła mi się wersja cukrowa, a nie solna, jestem bardzo ciekawa tego produktu! 
  • Szminka w płynie Manifesto Paese #907- koralowo-pomidorowy odcień czerwieni, strasznie chciałam znaleźć w SB wersję różową, bo nie czuję się dobrze w czerwieniach i ich nie noszę, no ale zobaczymy.

Pierwsze wrażenia? Z peelingu, kremu do stóp i maseczki cieszę się bardzo, spray nie do końca trafił w moje oczekiwania i gust, podobnie jak kolor pomadki, która sama w sobie jest moim zdaniem mimo wszystko fajnym pomysłem.
Mimo, że po urodzinowej edycji spodziewałam się chyba czegoś więcej, to ogólnie rzecz biorąc pudełko mi się podoba, żadnego z tych produktów nie znałam wcześniej i bardzo chętnie je przetestuję, a potem podzielę się z Wami swoimi wrażeniami na ich temat. :)

Macie swojego urodzinowego Shiny BOXa? Jakie wrażenia po otwarciu? Z czego jesteście najbardziej zadowolone? 

21 cze 2013

Kosmetyki kupione w maju.

Sesja, sesja i po sesji! W końcu! Bo ile można sypiać po cztery godziny na dobę? Brak snu i zmęczenie to jedno, ale tonąc w książkach narobiłam też sobie strasznych zaległości w blogowaniu. Dużych do tego stopnia, że nowości majowe publikuję w drugiej połowie czerwca, denka w maju nie było wcale, a z ulubieńcami zwlekam chyba jeszcze od marca! Będę miała o czym pisać. :) 

Publikowanie zaległych postów zaczynam od majowego haulu zakupowego. Nie będą to wszystkie produkty, które kupiłam w tym miesiącu. Część z nich pokazywałam Wam już przy okazji  -40 % obniżki w Rossmannie, jeśli przegapiłyście ten post to odsyłam Was TUTAJ. Dzisiaj ciąg dalszy. :)


1) Pianka do golenia ISANA (wersja aloesowa)- lubię obie wersje zapachowe tych pianek i zawsze do nich wracam. Moim zdaniem nie odbiegają niczym od tego typu produktów z wyższych półek. Polecam jeśli jeszcze nie próbowałyście.
2) Oliwka pielęgnacyjna HiPP- w końcu postanowiłam spróbować nawilżania ciała oliwką i muszę Wam powiedzieć, że jest to coś genialnego! Oliwka cudnie nawilża, jeszcze piękniej pachnie, łagodzi podrażnienia i starczy mi chyba na wieki, jest naprawdę mega wydajna. Żałuję, że tak późno po nią sięgnęłam.
3) Krem do stóp FussWohl z 10% mocznikiem- szukałam dobrze nawilżającego kremu do stóp, a ten był akurat w promocji. Cały czas go testuję, dam Wam znać za jakiś czas czy i w jakim stopniu się spisał.
4) Antyperspirant  w kulce Dove Go fresh! z grejpfrutem i trawą cytrynową - nie jestem wymagająca jeśli chodzi o antyperspiranty, właściwie wszystkie dobrze się u mnie sprawdzają, ten ma ładny zapach i na promocji kosztował niecałe 8 zł, więc super. :)

5) Aksamitne mleczko nawilżające hipoalergiczne Nivea Baby- bardzo dobrze nawilża, szybko się wchłania i  ma śliczny, delikatny zapach. Skład może nie jest najlepszy, bo zawiera parafinę, ale mnie w kosmetykach do pielęgnacji ciała ona zupełnie nie szkodzi. Plus za wygodne opakowanie z pompką.
6) Delikatny żel do mycia ciała i włosów Nivea Baby- z tej samej serii, niestety nie sprawdza się już tak dobrze jak mleczko, odrobinę przesusza, jest mniej wydajny i słabo się pieni. Zużyć zużyję, ale o kolejne opakowanie się nie pokuszę.
7) Ochronny płyn do higieny intymnej z kwasem mlekowym Ziaja Intima- uwielbiam Ziaję za te produkty i nie szukam innych.

8) Pomadka ochronna NONI CARE Garden of Eden- ładny, owocowy zapach i smak, jeśli chodzi o właściwości pielęgnacyjne, to nie odznacza się niczym szczególnym. Po prostu jest ok. :)
9) Serum wzmacniające A+E BioVax- moje włosy są trochę przesuszone i pozbawione blasku przez lecznicze szampony, których używam, dlatego szukałam czegoś, co wizualnie poprawi ich wygląd. Serum sprawdza się fajnie, robi dokładnie to o co mi chodziło, a do tego pięknie pachnie. Dorwałam je na promocji w SP. 

Dołączając do tego moje Rossmannowe zdobycze uczciwie stwierdzam, że POLEGŁAM. Z zakupami i z wczorajszą chemią też... :( Ale oficjalnie zaczęłam wakacje!!! Wieczorem uczciłam zakończenie sesji, a dzisiaj zamierzam w końcu porządnie odespać. Wszystkim siedzącym jeszcze w książkach- powodzenia!

Zobacz także:
* Rossmann skusił i mnie (promocja -40% moje zdobycze)

19 cze 2013

Sonnaille na blogLovin i Google+

Wszystkich czytelników, którzy chcą być na bieżąco z nowymi postami na moim blogu zapraszam do obserowania sonnaille.blogspot.com przez Bloglovin oraz konto na Google +.
Istnieje również możliwość subskrybowania przez email (opcja po prawej stronie bloga).

Od lipca wygasa usługa czytnik google i nie będzie możliwości obserwowania blogów w ten sposób. :(



Pozdrawiam i do napisania niebawem! 

15 cze 2013

Sonnaille w kuchni- domowy placek z owocami.

Miał być haul zakupowy, ale karta pamięci w aparacie jakimś cudem nie zapisała mi zdjęć. Stwierdziłam, że to znak, żeby zabrać się ostro za chemię i wstrzymać się z blogowaniem aż do przyszłego weekendu. Dzisiejsze przedpołudnie przyniosło mi jednak nowy pomysł na post, a na nauce i tak nie mogłam się skupić... Zaszyłam się w kuchni, upiekłam ciasto i nieskromnie mówiąc wyszło mi całkiem nieźle. Jest godzina 19, a po moim wypieku praktycznie nie ma już śladu. Ciasto? W środku sesji? Tata miał urodziny, a ja najzwyczajniej w świecie potrzebowałam na chwilę oderwać myśli od natłoku problemów i kłopotów.

Domowy placek z owocami 


SKŁADNIKI na ciasto:

  • Kostka masła
  • 4 jajka
  • szklanka cukru
  • szczypta soli
  • ok 200 g mąki pszennej
  • jedno opakowanie budyniu śmietankowego lub waniliowego
  • jedna łyżeczka proszku do pieczenia
  • owoce (truskawki/maliny/borówki)
Zaczynamy od zmiksowania masła, do którego dodajemy powoli cukier, sól i po kolei jajka cały czas miksując. 
Kiedy powstania nam rzadka, jasna masa, wsypujemy wcześniej przesiane sypkie składniki- mąkę, budyń i proszek do pieczenia. Mieszamy do momentu połączenia się wszystkich składników już nie za pomocą miksera, a zwykłej drewnianej łyżki. 

Wylewamy ciasto do wyłożonej papierem blachy i wykładamy owoce. Ja użyłam truskawek, wyszło lekko kwaśne, następnym razem na pewno spróbuję z malinami i borówkami.

Posypujemy kruszonką. 

KRUSZONKA:
  • pół kostki  margaryny
  • 200 g mąki pszennej
  • ćwierć szklanki cukru pudru
Pieczemy około 50 minut w 175 stopniach, posypujemy cukrem pudrem. I gotowe!

Mimo że ogarnięcie materiału z całego roku w cztery dni wydaje się być wręcz niemożliwe (utwierdzam się w tym przekonaniu za każdym razem kiedy patrzę na stertę książek, zeszytów i kserówek w swoim pokoju i nie wiem o czym czytam) i właściwie nastawiłam się już na kampanię wrześniową, to mimo wszystko wracam do tej nieszczęsnej chemii... A nóż trafi się coś, co akurat będę umieć, a Wasze kciuki (miejmy nadzieję!) mi w tym szczęściu pomogą. Oby do końca tygodnia!

Przepis z którego skorzystałam pochodzi ze strony mojewypieki.com

13 cze 2013

♥ Dwa lata blogowania! ♥

Moje miejsce w sieci obchodzi dzisiaj drugie urodziny!!!
Nie chcę zamęczać Was zbędnymi cyferkami i statystykami, po prostu 

że czytacie, komentujecie, wspieracie, radzicie i wracacie. :) 
A sobie życzę niesłabnącego zapału, dużo pomysłów i jeszcze więcej radości z pisania do Was! 
Blogowanie to super sprawa! ♥ 

10 cze 2013

Matowa cera bez niedoskonałości? Poproszę!

Po koszmarnym dniu, zakończonym na szczęście nie małym sukcesem przychodzę do Was z recenzją produktu, który testuję od miesiąca, a mowa tu o kremie do twarzy NORMALIZANTE DE NOYLE'S.
Jest on przeznaczony do skóry tłustej, z niedoskonałościami, także jeśli jesteście posiadaczkami takowej, to zapraszam do czytania. :)


Zacznijmy od obietnic producenta: 
"Lekki krem nawilżający na dzień i na noc z olejkiem z drzewa herbacianego i tioxolone. Reguluje pracę gruczołów łojowych, działa antybakteryjnie i przyspiesza regenerację naskórka. Nawilża skórę, posiada także działanie matujące. Krem wzbogacony jest wyciągami z łopianu, chmielu, rumianku, grzybów Shiitake oraz alantoiną i kolagenem, pomagającymi utrzymać jędrną, zdrową skórę."

Krem przychodzi do nas w tekturowym kartoniku, na którym znajdziemy informację o składzie i obietnicach producenta, a w środku oczywiście sam słoiczek- prosty, bez specjalnych efektów wizualnych, zawierający 50 ml produktu.

Na plus zaliczam wieczko ochronne pod nakrętką, fajna sprawa. :)


Skupmy się jednak na działaniu!
Producent obiecuje efekt zmatowionej cery i muszę przyznać, że krem rzeczywiście matuje. Wchłania się błyskawicznie, przez co świetnie sprawdza się pod makijaż i przedłuża jego trwałość. Przyjemnie "chłodzi", szczególnie po nieprzespanej nocy, kiedy twarz jest szara, opuchnięta i zmęczona.
Mimo bardzo lekkiej konsystencji, nie przesusza skóry i zapewnia jej odpowiednie nawilżenie. I o ile na dzień sprawdza się świetnie, to na noc mimo wszystko sięgnęłabym jednak po coś bardziej treściwego.


Zdarzało się niestety, że krem mnie podrażniał, a skóra po jego użyciu zwyczajnie szczypała... Szczególnie w okolicach nosa, gdzie mam najwięcej niedoskonałości i suchych skórek. Dyskomfort na szczęście jest tylko chwilowy.

Nie do końca odpowiada mi też zapach produktu. Jest typowo ziołowy, drażniący, nie utrzymuje się jednak zbyt długo i jest wyczuwalny właściwie jedynie podczas aplikacji.


Jeśli chodzi o ogólny stan mojej cery podczas stosowania tego produktu, to muszę stwierdzić, że uległ on poprawie. Niedoskonałości pojawiało się dużo mniej, a te które miałam szybciej się goiły. Działanie kremu nie jest jednak długotrwałe, po wykończeniu całego słoiczka i powrocie do kremu, którego używałam wcześniej moja cera znowu płata figle.

Wydajność oceniłabym jako dobrą, opakowanie 50 ml wystarczyło mi na miesiąc stosowania rano i wieczorem.

Skład dla ciekawskich: 


Podsumowując- obietnice producenta zostały spełnione, krem rzeczywiście matuje cerę i zmniejsza częstotliwość pojawiania się wyprysków, nie przesuszając przy tym skóry. Na plus zaliczam również konsystencję, wydajność i opakowanie z wieczkiem ochronnym. Nie do końca odpowiada mi za to zapach tego produktu oraz fakt, że zdarzało mi się odczuwać dyskomfort w postaci szczypania w okolicach nosa po jego użyciu. Czy polecam? Tak, jeśli zależy Wam na zmatowionej cerze i przedłużeniu trwałości makijażu, nie macie wrażliwej skóry oraz nosa i nie przeszkadza Wam dość wysoka cena tego produktu.

Krem dostępny jest na stronie producenta (KLIK KLIK) w cenie 115 zł.


Znacie ten produkt? Macie swój ulubiony krem do skóry tłustej i mieszanej? Podzielcie się swoimi perełkami!

***

Ja już uciekam, robię sobie dzisiaj małe święto z okazji zaliczonej botaniki i egzaminowego półmetku i nadrabiam youtubowe zaległości, a od jutra starcia z sesją ciąg dalszy. Przede mną jeszcze dwa egzaminy! Trzymajcie kciuki. :)

PS. Dziękuję za wszystkie pozytywne komentarze pod dwoma ostatnimi postami i przemiły odzew na maila, staram się na wszystko odpisywać w miarę na bieżąco, ale z czasem niestety u mnie kiepsko dlatego proszę o cierpliwość. Buziaki! :*:*

Dziękuję firmie ABACOSUN za udostępnienie mi tego  produku w celu jego przetestowania i zrecenzowania i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na jego temat jest szczera i całkowicie obiektywna.

7 cze 2013

Sesja :(


Od kilku dni całodniowo i (prawie) całonocnie pochłania mnie stos kserówek z surowcami farmakopealnymi i słynna Broda, która prześladuje mnie po nocach.
Egzamin z botaniki lada moment, a ja cały czas jestem jeszcze daleko w lesie. Czarno to wszystko widzę! :(
Kawy pić mi nie wolno, więc żeby wytrwać ratuję się słodkościami. :(

Trzymajcie kciuki, oby wszystko poszło zgodnie z planem!

Są tu jakieś studentki? Jak tam Wasza sesja? Ile macie egzaminów? Chwalić się i żalić! 

2 cze 2013

To juz rok... - o moim wypadaniu włosów.

Zapraszam Was dzisiaj na jeden z najbardziej wyczekiwanych postów na moim blogu. Chcę opowiedzieć Wam o moich ostatnich 6 miesiącach walki z wypadaniem włosów.


Cały proces trwa już u mnie rok, wypada mi ponad 200 włosów dziennie, wszystko zaczęło się pod koniec maja 2012 i od tego czasu nie zdołałam poradzić sobie z tym problemem. O wszystkich preparatach, które stosowałam i moim wcześniejszym leczeniu dermatologicznym możecie przeczytać TUTAJ.

Co się zmieniło u mnie od ostatniego postu na ten temat? (KLIK)

* Zmieniłam dermatologa, przez jakiś czas leczyłam się w Bydgoszczy. Przeszłam 1,5 miesięczną kurację Ketokonazolem.
* Za namową Pani doktor zdecydowałam się spróbować mezoterapii laserowej, jednak po jednym (nie tanin dodajmy) zabiegu zrezygnowałam... Moja skóra głowy się zbuntowała i zmieniła w jedną wielką łuskę.
W ruch poszedł Belosalic i Cerkogel. 
* Mimo całej sympatii do Pani doktor, u której się leczyłam (podejście do pacjenta na 6+)- nie zdołała poradzić sobie z moim problemem, dosłownie załamała ręcę... A ja się poddałam.

W między czasie stosowałam też plastry Dermastic (KLIK), później miałam czas totalnej olewki jeśli chodzi o moje włosy, nie szukałam pomocy, "leczyłam się" na własną rękę łykając zwykłe witamin i myłam włosy w szamponie do skóry łojotokowej i przeciwłupieżowym. Efektów oczywiście cały czas nie było. 

Pod koniec marca podjęłam decyzję o rozpoczęciu leczenia w stolicy. Nie czytając żadnych opinii, zaufałam jednej z Wizażanek i zapisałam się na wizytę, na którą czekałam ponad miesiąc. 

W gabinecie spędziłam prawie godzinę zegarową, miałam wykonaną trichoskopię, przeprowadzony szczegółowy wywiad, po którym padła diagnoza- zaburzony cykl włosa, włosy za szybko się wymieniają.
Miesięczne leczenie, któremu zostałam poddana, co tu dużo mówić- było mocne. Selen, witamina D3, a do tego doustne sterydy (dostępne jedynie na receptę) i szampon- również sterydowy. 
Poprawa miała być szybka, nie było jej wcale. Wykonałam dodatkowe badania krwi, które mi zlecono i właśnie wczoraj wróciłam z drugiej wizyty.

Diagnoza całkowicie uległa zmianie, wyniki trichoskopii (na które czeka się 3 tygodnie) wniosły nowe światło do sprawy, o którym nie chcę jeszcze mówić, a badania krwi wykazały niedobór żelaza. Moja ferrytyna wynosi niewiele ponad 21. Cały czas zastanawiam się czemu nie zbadałam jej wcześniej...
Mam ustawione leczenie na 6 miesięcy, w ruch znowu poszły sterydy + preparat z żelazem.

Nie będę ukrywać- mam ogromne obawy, wątpliwości i po kilku nieudanych już próbach leczenia boję się, że i to może nie przynieść skutku. Jednak gdzieś w środku głęboko wierzę w tej kobiecie, dała mi 90% szansy na znaczną poprawę po półrocznym leczeniu, a liczba ludzi przed gabinetem, po których gołym okiem widać, że zmagają się z tym samym problemem co ja i urywające się telefony, chyba też o czymś świadczą...

Dziewczyny- trzymajcie kciuki! 
Potrzeba mi teraz dużo siły i cierpliwości...

Wiem, że jest wiele z Was zmaga się z podobnym problemem. Jak sobie radzicie? Trafiłyście na dermatologa, który wzbudził Wasze zaufanie i wykazał się profesjonalizmem? Miałyście robioną trichoskopię? Co wykazała? A może leczycie się na własną rękę? 
Czekam na Wasze komentarze! 

PS. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca, mam wrażenie, że o wielu ważnych rzeczach nie napisałam, ale za jakiś czas pojawi się pewnie kolejny post na ten temat, mam zamiar pokazać Wam w jakim stanie są moje włosy... Pozdrawiam!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...