26 kwi 2013

Nowości w szafie- H&M ♦ RESERVED ♦ House

Wczorajsza szybka wizyta w centrum handlowym zmobilizowała mnie do zrobienia drugiej części haulu zakupowo-ubraniowego. Jeżeli przegapiłyście pierwszą, odsyłam Was TUTAJ, a sama przechodzę już do rzeczy, bo czas mnie goni. :)

Pamiętacie mój post z planem zakupów na wiosnę? (KLIK) Wspominałam Wam, że marzy mi się nowa jeansowa kurteczka. Śniłam po nocach o takiej z motywem koronki z New Yorkera, ale a- była za droga na mój studencki budżet i b- zniknęła ze sklepu szybciej niż się pojawiła i tyle ją widziałam.
Całe szczęście, że wstrzymałam się z zakupem, bo dwa tygodnie później trafiłam na promocję kurtek w Housie i kupiłam bardzo podobną (no ok- może bez koronki przy rękawach) za połowę mniej. :)

Zdjęcie nie oddaje jej uroku...

Kurteczka kosztowała mnie niecałe 90 zł. Jest fajnie dopasowana, krótka (taką chciałam :)) bo sięga mi tylko do talii i ma bardzo ładny, żywy kolor jeansu. Już widzę ją w połączeniu z letnimi sukienkami. :)

Na mojej chciejliście znalazła się również jeansowa koszula. Znalezienie takiej z koronką graniczyło z cudem, więc pocieszyłam się zwykłą, którą dorwałam w Reserved. Za to z -30% rabatem na który miałam kupon. :)


Plus za urocze łatki na rękawach i guziczki w formie perełek. :)


Jeśli chodzi o torebkę, kupiłam ją w Housie zupełnie nieplanowanie już jakieś dobre półtora miesiąca temu i choć na początku odczuwałam wyrzuty sumienia z tego powodu, to teraz nie mam ich wcale- będzie na wiosnę jak znalazł, tym bardziej że moja primarkowa dokończyła ostatnio swojego żywota. :(
Kolor nude w połączeniu ze złotymi detalami to połączenie wprost idealne, nie uważacie?

Zapłaciłam za nią 99 zł, ale absolutnie nie żałuję, bo tak mi się podoba, że wręcz szkoda mi jej nosić. :D Na pewno zobaczycie ją jeszcze nie raz na blogu przy okazji moich codziennych stylizacji.

Na koniec mój wczorajszy zakup- balerinki, po które wracałam się dwa razy i które do złudzenia przypominają te, które pokazywałam Wam jako inspirację w poście z planem wiosennych zakupów. Zresztą zobaczcie same. :)

Nie mogłam się w nich nie zakochać. :) Pochodzą z aktualnej kolekcji H&Mu, więc jeśli Wam się podobają, to jeszcze na pewno je dorwiecie.

Wczoraj kupiłam jeszcze sukienkę na chrzciny, ale cały czas odczuwam z tego powodu małego kaca moralnego, bo nie była mi wcale niezbędna (ach ten zakupholizm :)), także pokażę ją Wam dopiero przy innej okazji.

A teraz już uciekam, robię sobie herbatkę i zbieram się na te nieszczęsne zajęcia terenowe. Balerinki czas zamienić na kalosze. :(
Ściskam Was mocno i życzę Wam miłego weekendu. Mnie czeka ważny wyjazd, także trzymajcie kciuki, żeby wszystko poszło w końcu dobrze!


ZOBACZ TAKŻE:

23 kwi 2013

Lista zakupów na kwiecień + trochę narzekań i drobiazgi niekosmetyczne.

Właśnie wróciłam z wykładów i z botaniki i dosłownie padam na twarz. Czy tylko dla mnie te ćwiczenia są takie wyczerpujące? Po 3,5 siedzenia przed mikroskopem i rysowania tkanek nie mogę nawet słuchać (ani myśleć) o floemach i ksylemach, nie mówiąc o tym żeby się tego uczyć, a w piątek czekają mnie jeszcze zajęcia terenowe. :( Weekend przesuwa mi się o jeden dzień, wcześniej jeszcze kilka zaliczeń, w sobotę wyjazd, w skrócie mówiąc- koszmarny tydzień.

Nie, nie uczę się na studiach o kosmitach, to tylko wiązka przewodząca. :D
Zanim zabiorę się znowu za naukę (od mikroskopu, do książek, nie wiem co gorsze) postanowiłam odrobinę osłodzić sobie popołudnie i poświęć chwilę czasu na blogowanie. Dzisiaj w programie przewiduję dla Was listę zakupów na kwiecień, a na koniec pokażę Wam jeszcze drobne nowości niekosmetyczne. :)
Tonik i płyn micelarny to moje stałe comiesięczne wydatki i chyba przestanę je uwzględniać na swoich listach, bo ich zakup jest dla mnie tak oczywisty jak poranna kawa. :)
Oprócz tego mam w planach zainwestować trochę w kolorówkę, uzupełnić zapasy ulubionych kremów i spróbować jak sprawdzi się w kąpieli Luksja. Mam nadzieję, że w kwietniu obejdzie się bez nadprogramowych kosmetycznych zdobyczy...

... bo te niekosmetyczne już zaliczyłam:


Miedziana bransoletka z imieniem pochodzi ze strony SheBijou i dostałam ją w prezencie od mamy. Czarną z serduszkiem dorwałam w Housie i mogliście zobaczyć ją już w TYM stroju dnia. Noszę je praktycznie dzień w dzień. 

Poniżej kosmetyczka w groszki kupiona za pięć zł w Pepco i czarny, klasyczny pokrowiec na telefon, który znalazłam na stoisku biżuteryjnym w Rossmannie. Był przeceniony z dwudziestu kilku na 10 zł, żal było nie wziąć. :)

Wypatrzyłyście coś ciekawego dla siebie? Jakie macie plany na zakupy w kwietniu? :)
Czekam na Wasze komentarze!

20 kwi 2013

Sonnaille w kuchni- domowe tosty.

Za każdym razem obiecuję sobie, że będę pisać dla Was częściej i za każdym razem kiepsko mi to wychodzi... Mimo, że wstaję jako pierwsza i kładę się spać jako ostatnia z domowników, to i tak na wszystko brakuje mi czasu. Jestem zmęczona, chwilami zdołowana i tak potrzebuję wolnego weekendu jak chyba jeszcze nigdy dotąd. Wczoraj swój nastrój określiłabym delikatnie mówiąc jako nienajlepszy, dziś wstałam i z worami pod oczami powtarzam sobie od rana "będzie dobrze". Na razie skutkuje. :) Zaraz serwuję sobie kawę, śniadanie i zabieram się "ochoczo" do pracy. Jeśli mowa już o śniadaniu- lubicie tosty? :)


Ja uwielbiam! To nie tylko fajna alternatywa na śniadanie (na które w tygodniu zresztą nigdy nie mam czasu), ale również na kolację czy przekąskę w ciągu dnia.

Pełnoziarnistą bułkę dyniową (może by właściwie każda inna, wedle upodobań) kroimy na pół i z plasterkami ulubionego żółtego sera zapiekamy w piekarniku. Na wierzch wykładamy świeże warzywa i polewamy sosem. Ja preferuję niezbyt zdrowy majonezowo-ketchupowy. :D

Składniki można oczywiście dowolnie zmieniać i modyfikować. Żółty ser można zastąpić mozzarellą, sałatę rukolą itd. :)


Lubicie takie tosty? Macie jakieś inne pomysły na szybkie przekąski warzywne? Ostatnio staram się jeść ich więcej, także na pewno przetestuję!

Bon appetit!

PS. Właśnie przeczytałyście 250 post. :):)

17 kwi 2013

Co nosi Sonnaille? (3)

Korzystając z przerwy między zajęciami, która mimo że w środę jest ciut dłuższa niż zwykle, to i tak nie opłaca się zrobić w tym czasie nic szczególnie ambitnego, przychodzę do Was z kolejnym postem z serii tych codzienno ubraniowych.

Po raz kolejny prezentuję Wam połączenie czerni z jasnym kolorem, w tym wypadku akurat kremowym. Jestem strasznie ciekawa Waszych opinii, bo przyznam Wam się szczerze, że nie do końca dobrze czułam się w tym zestawieniu...

KLIKNIJ aby powiększyć

Sweterkowa-sukienka z delikatnymi bufkami na rękawach to dzieło mojej mamy. Zestawiłam ją z czarnym, cienkim paskiem ze złotymi elementami do podkreślenia talii, prostą apaszką i ulubioną torebką Mizensa, którą pokazywałam Wam już co najmniej kilka razy. Do tego gładkie, kryjące rajstopy i najzwyklejsze czarne balerinki, których niestety nie zdążyłam ująć na zdjęciu, bo aparat postanowił paść w najmniej odpowiednim momencie.

Sukienka- handmade
Pasek- Bershka
Szaliczek- H&M
Torebka- etorebka.pl 

+ czarne balerinki

W tle otwarta szafa z bałaganem i fragment moich mebli z Ikei. Właśnie, apropo Ikei- mam w planach zrobić Wam post o drobiazgach i duperelach, które moim zdaniem warto tam kupić i pokazać Wam te, w które ja się zaopatrzyłam przy okazji swoich ostatnich (i przedostatnich) zakupów. Trochę tego jest, także pewnie pojawi się kilka części takiego haulu.

To tyle w ramach małe offtopu, o ikeowych zdobyczach więcej wkrótce, a póki co opuszczam Was i lecę się "edukować". Dużo słoneczka Wam życzę, w Bydgoszczy dziś ciepło, choć niestety pochmurnie. :(

ZOBACZ TAKŻE:
* Co nosi Sonnaille? (2)

14 kwi 2013

Zakupoholiczka zakupoholiczkę zrozumie. :))

Z maseczką na twarzy i DD TVN w tle, wprawiam się w dobry nastrój i staram się w miarę możliwości pozytywnie nastawić na niedzielę spędzoną z botaniką. Mam nadzieję, że pójdzie mi w miarę szybko i znajdę jeszcze czas na popołudniowe leniuchowanie.

Tymczasem przychodzę do Was z nowym postem. Będzie szybko, zwięźle i na temat nowości kosmetycznych. :) Tym razem nie tych, które kupiłam, ale dostałam od koleżanek w ramach prezentu-niespodzianki. Tak to jest jak się zagląda do Rossmanna między wykładem, a wykładem i przy każdej innej możliwej okazji, zakupoholiczka zakupoholiczkę rozumie. :)


Tusz do rzęs Clump Defy Max Factor- wzdychałam do niego przeglądając gazetkę promocyjną i kosmetyczne marzenie się spełniło. :) Tym sposobem mam zapas maskar na cały rok!

Podkład Bourjois Healthy Mix- również bardzo chciałam go wypróbować, z kolorem trafiły idealnie (#51 Light Vanilla). Potestujemy, zobaczymy. :)

Lakier do paznokci Wibo New Trend #482-chabrowo-atramentowy kolor, który pięknie wygląda z czerwienią i jeansem. Oczywiście musiałam go już wypróbować. :) Kryję niestety dopiero przy trzech warstwach, ale całkiem fajnie się trzyma i ma ładne, lekko żelowe wykończenie.


Chyba nie muszę dodawać, że cieszyłam się z prezentu jak głupia? :) 

Słonecznej, udanej niedzieli Wam życzę! 

***

PS. Zobaczcie jakie cuda można wygrać u Smyrgotki:

10 kwi 2013

O marcowych zakupach.

Dziś o marcowym zakupach. Niestety nie do końca zgodnych z planem. Apropo planu- nie wiem czy pamiętacie, ale dokładnie trzy tygodnie temu pokazywałam Wam na blogu swoją listę kosmetycznych zakupów na marzec, jeśli jesteście ciekawe co kupiłam i jak bardzo nie wytrwałam w swoich postanowieniach, to zapraszam do czytania.

Od razu przechodzę do prezentacji nowości. :)


  • Tusz do rzęs Curling Pump- Up Lovely- chciałam czegoś z niższej półki cenowej, a ten nie dość że kosztował mnie mniej niż 10 zł, to jeszcze ma genialne opinie na wizażu i jest polecany przez wiele bloggerek, które lubię. Testuję go zawzięcie i muszę Wam przyznać, że podoba mi się efekt jaki daje na rzęsach. Niestety dość ciężko się zmywa i zauważyłam, że wypadają mi po nim rzęsy. :( Może trafił mi się jakiś felerny egzemplarz.
  • Lakier do paznokci Lovely seria NUDE #3- oprócz trójeczki dostępne były jeszcze dwa, albo trzy inne odcienie. Wszystkie śliczne i nie mogłam się zdecydować, który wybrać. O trwałości i aplikacji na razie się nie wypowiem, bo jeszcze go nie testowałam. Czeka aż zapuszczę paznokcie. :) Cena to około 5-6 zł.


  • Maseczka do twarzy Ziaja Anty-stress z glinką żółtą- bardzo lubię maseczki Ziaji, są nie drogie i fajnie działają na moją cerę. Tej użyłam już dwa razy i myślę, że wystarczy mi jej jeszcze na trzecie. Fajnie zmiękcza, wygładza, lekko nawilża. Polecam. :)
  • Masełko do ust Nivea Vannilla&Macadamia- nowość, której musiałam spróbować. Używam namiętnie i zakochuję się coraz bardziej. Świetne działanie, a zapach wprost nieziemski. :) 


  • Szampon przeciwłupieżowy (łupież tłusty) do skóry łojotokowej Pharmaceris- potrzebowałam nowego szamponu, który choć trochę poradziłby sobie z moim łupieżem i łojotokowym zapaleniem skóry do czasu wizyty u dermatologa, Pharmaceris polecono mi w aptece. Ładnie pachnie, dobrze się pieni, jest dość wydajny (przy moim dwukrotnym myciu głowy kilka razy w tygodniu mam go nadal prawie połowę), dobrze oczyszcza skórę głowy, jednak z moim łupieżem sobie nie poradził. :( Chyba jednak jestem trudnym przypadkiem...
  • Masło do ciała kokosowo-czekoladowe (ujędrniające) Perfecta SPA- to zakup zupełnie nieplanowany, typowy kaprys, który nasilił się pod wpływem promocji w Rossmannie na te masełka. Zapach jest trochę inny niż go sobie wyobrażałam, nie mniej jednak bardzo przyjemny, słodki i choć wydawałoby się że za ciężki na wiosnę, to ja sięgam po to masło z dużą przyjemnością. W składzie znajdziemy co prawda parafinę, ale jest też olejek kokosowy i masło kakaowe.

Na koniec stali bywalcy w mojej kosmetyczce, o których wspominałam Wam już dziesiątki razy:


  • Płyn micelarny BeBeauty
  • Tonik Bioaloesowy Ziaja

Podsumowując: Skreśliłam prawie wszystkie produkty z listy, odpuściłam sobie jedynie lakiery bloggerek Wibo, zamiast których trafił mi się lakierowy nudziak. Pojawił się też jeden nadprogramowy zakup w postaci masełka do ciała. Jednak ogólnie rzecz biorąc, chyba nie poszło mi aż tak źle. :)


To już wszystko na dziś. Ściskam Was mocno i wracam do nauki- kolokwium goni kolokwium. :( Trzymajcie się i dajcie znać na dole jak tam Wasze zakupy w marcu. Wszelkie linki mile widziane. :)

8 kwi 2013

Plastry DERMASTIC na wypadanie włosów- recenzja po 8 tygodniach stosowania.

W minionym tygodniu minęły dwa miesiące od kiedy używam plastrów na wypadanie włosów Dermastic, o których szerzej pisałam Wam w TYM poście. Zużyłam całe opakowanie i zgodnie z obietnicą przychodzę dzisiaj do Was z recenzją tego produktu, na którą czekało wiele z Was.

Po 56 dniach kuracji NIE ZAUWAŻYŁAM ABSOLUTNIE ŻADNYCH EFEKTÓW. W moim przypadku nie ma mowy nie tylko o zmniejszonym wypadaniu, które obiecywał producent, ale również o zmniejszonym przetłuszczaniu się włosów czy przyspieszonym poroście.
Jestem niesamowicie zawiedziona, wyrzuciłam pieniądze w błoto, a rezultaty po ośmiotygodniowej kuracji są dokładnie takie same, jakbym naklejała sobie zwykłą taśmę klejącą, albo plaster z opatrunkiem...

 Z takich spraw czysto technicznych warto jeszcze wspomnieć, że aplikacja plastrów wbrew pozorom wcale nie jest taka prosta jakby się mogło wydawać, szczególnie kiedy nakleja się je na karku, albo za uszami. Łatwo skleić sobie włosy, albo nakleić plaster w złym miejscu i przy okazji wyrwać sobie sporo cebulek.


Nie wiem czy to ja jestem takim trudnym przypadkiem, czy ten produkt po prostu nie działa...
W internecie cały czas jest bardzo mało opinii o tej metodzie walki z wypadaniem włosów, a te które są- są raczej pozytywne. Jeżeli chcecie Dziewczyny, to spróbujcie, być może Wam ten produkt pomoże, ja jednak po swoich doświadczeniach uważam, że NIE WARTO, a te 100 zł lepiej wypadać na jakiś szampon i suplement, albo po prostu na wizytę u dermatologa...

Jeśli macie jakieś doświadczenie z tym produktem, to koniecznie podzielcie się swoją opinią. Chętnie poczytam również o Waszych niezawodnych sposobach na wypadanie włosów.

PS. Wszystkich tych, którzy nie są zainteresowani tematyką wypadania włosów proszę o cierpliwość, w następnych postach wracam już do typowo kosmetycznych postów, lada dzień pojawi się haul i lista zakupów na kwiecień. Ściskam i pozdrawiam!

ZOBACZ TAKŻE:
* Nowość w walce z wypadaniem włosów- plastry DERMASTIC.
* Moja walka z wypadaniem.

3 kwi 2013

Ulubione w marcu!

Jak minęły Wam święta? Moje były w tym roku wyjątkowo pracowite, w dodatku zima za oknem działała (nadal działa) na mnie jak płachta na byka. Najchętniej zaszyłabym się w domu i nie wychodziłabym z łóżka dopóki nie przyjdzie wiosna. Dobija pogoda, ale dobija też brak czasu, z niczym się nie wyrabiam, doba jest dla mnie zdecydowanie za krótka, jestem zmęczona, niewyspana i zła na cały świat.

Poprawiam sobie humor blogowaniem. :) Dzisiejszy post z ulubieńcami marca będzie super krótki i zwięzły, oszczędzę Wam zbędnej gadaniny, a sobie spóźnienia się na łacinę. :)

Zaczynamy!


1. Żelowy podkład w słoiczku Rimmel Match Perfection #103 True Ivory
Powoli zabierałam się za recenzję tego produktu, aż w końcu znalazłam na blogach informację, że zostaje wycofywany... Akurat gdy zdążyłam się z nim polubić. :(
Kupiłam go, bo szukałam czegoś lżejszego, ale dość dobrze kryjącego, w następstwie Revlona CS, który zaczął mnie przesuszać. Miałam z nim lepsze i gorsze dni, ale ogólnie rzecz biorąc przypadł mi do gustu. Podkład ma bardzo fajną konsystencję, super stapia się z cerą, wyrównuje jej koloryt i ma całkiem dobre krycie. Właściwie nie mam mu do zarzucenia nic oprócz trwałości. Nie wytrzymuje całego dnia i nie najlepiej reaguje też na śnieg czy deszcz. Nie mniej jednak kupiłabym kolejne opakowanie... gdybym tylko znalazła gdzieś swój odcień. :( Najjaśniejsze zniknęły już z półek. :(

2. Korektor w płynie z witaminami C i E Miss Sporty # Light 
Po raz kolejny trafiłam na świetny korektor pod oczy w niskiej cenie. Pokuszę się nawet o stwierdzenie, że najlepszy jaki do tej pory używałam. :) Kolor dla mnie idealny, super radzi sobie z cieniami pod oczami, ładnie rozświetla tą okolicę, jednocześnie jest lekki, wydajny i tani jak barszcz. Polecam Wam go serdecznie!

3. Celia NUDE #602
Mam w swojej kolekcji dwa szminko-błyszczyki z Celii i przez długi czas nie mogłam zrozumieć ich fenomenu. Problem tkwił jednak nie w samym produkcie, ale w moich ustach, które były w dość kiepskim stanie przez leki, które przyjmowałam. Po ich odstawieniu mają się lepiej, a ja z Celią się nie rozstaję.


Cudny zapach, śliczny kolor i bardzo fajne wykończenie. Mam jeszcze jeden odcień, wpadający bardziej w beż- 606, ale aktualnie katuję ten. Niestety mimo trzymania w lodówce pomadka mi się połamała w połowie długości. :(

I jedyny ulubieniec pielęgnacyjny z marca:

4. Krem do rąk z alantoiną do rąk zniszczonych Garnier
Bardzo przyzwoity kremik, używałam go przez cały miesiąc. Bardzo ładnie nawilża i nie jest to nawilżenie które utrzymuje się tylko do kolejnego mycia rąk. Dość długo się wchłania i pozostawia na dłoniach taką ochronną, trochę lepką warstewkę, co mnie osobiście nie przeszkadza. Zimą lubię kremy o takiej gęstej konsystencji, ten ma w dodatku ładny zapach i gdyby nie miał jeszcze odkręcanej nakrętki to już w ogóle byłoby super. :) Na pewno przyjrzę się innym kremom do rąk z Garniera.

Jeśli chodzi o niekosmetycznego ulubieńca, to miałam tutaj nie lada problem, typów było całkiem sporo i długo zastanawiałam się, co Wam pokazać. Może zrobię o nich oddzielny post? Zobaczę jak będę stała w tym tygodniu z czasem. :) 

Ostatecznie wybór padł na syrop malinowy. Dar lata kupiłam akurat w Biedronce.


Super do herbatki, piwka, naleśników, lodów, deserów i miliona innych rzeczy, które znajdziemy w kuchni. W marcu namiętnie osładzałam sobie nim życie. :)

I to już wszystko na dziś. Uciekam zmagać się z nielubianą przeze mnie łaciną, a Wam życzę jak najmniej bolesnego poświątecznego powrotu do rzeczywistości, pracy, szkoły, obowiązków.  Do napisania niebawem! :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...