31 sty 2012

Garść zimowych inspiracji.



 Kochane, prosiłyście o nowy post, a więc zostawiam Was dzisiaj z garścią zimowych inspiracji. W sam raz na taką pogodę jaką mamy za oknem. Na typowo kosmetyczną notkę będziecie musiały poczekać pewnie do weekendu. Powód jest jeden i ten sam co zwykle- brak czasu...
Przepraszam i ściskam Was mocno. Do napisania! :*

PS. Dzisiaj o północy mija czas na wzięcie udziału w konkursie. Wszystkich spóźnialskich zachęcam do zabawy. Szczegóły znajdziecie klikając na banner u góry po prawej stronie.

27 sty 2012

Już są!

Nie jestem zwolenniczką kupowania butów przez internet, bo już nie raz się na tym sparzyłam. Obiecywałam sobie- nigdy więcej i podziwiałam dziewczyny, które miały odwagę zamawiać kolejne pary. Ale kiedy rozejrzałam się po wszystkich sklepach w okolicy, doszłam do wniosku że będzie naprawdę strasznie ciężko znaleźć szpilki, które odpowiadałoby i kolorem i fasonem i rozmiarem... I postanowiłam zaryzykować. Ale właściwie tylko dlatego, że sklep gwarantował wysyłkę w 24 godziny, a także wymianę lub zwrot. Chociaż i tak nie byłam do końca przekonana czy dobrze robię... Buciki dotarły wczoraj, dosłownie błyskawicznie, bo już dzień po zaksięgowaniu wpłaty i całe szczęście pasują jak ulał. Nie będzie potrzeby ich odsyłać. Nawet nie wiecie jak się cieszę!


Nie dajcie się zmylić zdjęciu, one na szczęście nie są aż tak błyszczące. Przyznam szczerze, że nie za bardzo podobają mi się lakierki, ale nie miałam zbyt dużego wyboru, bo naprawdę nic nie mogłam znaleźć... Wszystkie były za ciężkie albo zupełnie kryte. W dodatku cholernie ciężko o jasny kolor i mały rozmiar... Z czarnymi jest o niebo łatwiej! Wybór jest przeogromny. Ale niestety ciemnych mieć nie mogę...

Teraz w końcu mogę zdecydować o odpowiedniej długości sukienki i zanieść ją krawcowej do podłożenia, bo wiadomo że ze szpilkami wszystko wygląda zupełnie inaczej. Pozostało jeszcze tylko kupić torebkę i ozdoby do włosów. Mam nadzieję, że w niedzielę mi się uda! I studniówkowy zestaw będzie w końcu spokojnie czekał na 11-go. Nie mogę się doczekać! :)

PS. Podwiązka też już dotarła. :)

25 sty 2012

Zgrane duo w wersji dla blondynek.

Post dodany jest automatycznie. Skorzystałam z Waszych rad i zaczęłam hurtowo tworzyć nowe notki w czasie weekendu, w tygodniu niestety zazwyczaj nie ma na to wolnej chwili. Zresztą same doskonale wiecie jak to jest.
Dzisiaj krótko o kosmetyku typu "dwa w jednym", mianowicie brązującym różu essence z serii sun club. Jako, że jestem bladziochem posiadam wersję jaśniejszą dla blondynek #01 good morning sunshine.

Przyznam szczerze, że nie mam zbyt dużego doświadczenia z tego typu kosmetykami i jeszcze do niedawna w ogóle po nie nie sięgałam. Ale z tym duo naprawdę się polubiłam!
Produkt zamknięty jest w prostym, wygodnym, dziesięcio-gramowym opakowaniu.
Część ciemniejsza jest zupełnie matowa, róż natomiast posiada bardziej perłowe wykończenie. Ja zazwyczaj korzystam tylko z bronzera, bo jednak nie do końca przepadam za drobinkami. Ale podejrzewam, że ciekawy efekt możemy uzyskać także mieszając oba kolory. Wszystko zależy od tego co kto lubi.
Teraz trochę o działaniu. Kosmetyk jest dobrze napigmentowany,  łatwo się rozprowadza, nie zostawia plam ani smug, daje naprawdę naturalny efekt. W dodatku przyzwoicie się utrzymuje. Bronzer jest naprawdę idealny do jasnej cery, bo nie jest ani zbyt pomarańczowy ani ceglasty. Duży plus za to, że efekt można stopniować w zależności od tego jak bardzo chcemy wykonturować twarz czy podkreślić kości policzkowe. No i zapach! Przepiękny- trochę czekoladowy, trochę kokosowy. Jeżeli chodzi o wydajność, to również zasługuje na piątkę z plusem. Mam go od czerwca, a końca nadal nie widać.

Właściwie to nie tylko dwa, ale właściwie trzy w jednym: róż, bronzer i rozświetlacz. Zaoszczędzamy nie tylko pieniądze, ale także czas i miejsce- w kosmetyczce, w szufladzie i w walizce podczas letnich wyjazdów.
Czy kupię ten produkt ponownie? Chętnie, bo naprawdę się u mnie sprawdził. W dodatku jest niedrogi (niecałe 12 zł/ 10 g). Ale czytałam gdzieś, że w tym roku ma być wycofany z produkcji. A może już został? Wiecie coś na ten temat? Będę wdzięczna za informację.

A Wy znacie to duo? Lubicie? A może macie inne KWC w tej kategorii? Koniecznie dajcie znać na dole. :)

PS. Uwaga! To już ostatnie dni na wzięcie udziału w konkursie. Wszystkie informacje znajdziecie klikając na banner u góry po prawej stronie. Zachęcam do wzięcia udziału!

22 sty 2012

Bo raz kozie śmierć!

Któregoś dnia, bodajże jeszcze w listopadzie, wróciłam ze szkoły, chwyciłam za aparat i trochę z nudów, a trochę szukając pretekstu do odłożenia nauki na później, uwieczniłam swoją naprawdę niewyszukaną stylizację. Kiedy słabej jakości zdjęcia (wybaczcie!) znalazły się już na komputerze, długo zastanawiałam się czy wstawić je na bloga. Po pierwsze- jakość jest naprawdę okropna, po drugie- outfit jak outfit, niczym nie zaskakuje i aż bije od niego codzienność, a po trzecie- jak Wy w ogóle zareagowałybyście na taki post? I biłam się z tymi wątpliwościami aż do teraz. Bo właściwie to czemu nie? W końcu żyje się raz, a co nas nie zabije to nas wzmocni, tak mówią.

Nadmiar kolorów może przyprawić o zawrót głowy, także postawiłam na stonowane i współgrające ze sobą barwy- odcienie niebieskiego, granatu i klasyczną czerń. Spódniczki bandażowe uwielbiam, mam ich kilka w swojej kolekcji, ale wiecznie mi mało. Tak to już właśnie ze mną jest. Kardiganów również mam mnóstwo, a to dlatego że są wygodne, idealne każdą porą roku i pasują praktycznie do wszystkiego. Wypadałoby by jeszcze wspomnieć o rajstopach. Swego czasu zakochałam się w wszelkiego rodzaju groszkach, serduszkach i kwiatkach na nogach. Moim zdaniem wyglądają dużo ładniej niż zwykłe, beżowe rajstopy, ożywiają nawet najzwyklejszą stylizację. Są przeurocze! Zobaczcie same.


Spódniczka bandage- H&M
Sweterek- Cropp Town
Czarny top- H&M
Rajstopy- Calzedonia

Wybaczcie te skarpetki na stopach, ale tak jak powiedziałam zdjęcia robione były naprawdę spontanicznie i bez zamiaru ich upubliczniania. 
Już nie mogę się doczekać kiedy zimowe buty zamienię na balerinki, a wyjście ze szkoły nie będzie wiązało się z założeniem płaszczyka i szalika. Nie lubię zimy... I choć tak naprawdę jeszcze na dobre się nie zaczęła, już mam jej po dziurki w nosie. 

Dajcie znać czy post Wam się podobał i czy chcecie ich więcej. Udanej niedzieli Kochani, odpoczywajcie i łapcie siły na cały tydzień! :)

21 sty 2012

Pierwsze wrażenia po pierwszym olejowaniu.

Kiedy wczoraj listonosz przyniósł mi niewielką paczkę niemal podskoczyłam z radości- OLEJE! Jako, że moja niecierpliwość nie zna granic, oczywiście musiałam je od razu wypróbować. Zostawiłam więc w połowie nietknięty makaron, zagotowałam wodę i wsadziłam magiczną buteleczkę Vatiki do kubka, aby olej zmienił konsystencję. Kilka minut i gotowe.

Schody zaczęły się później. Szczerze powiedziawszy nie wiedziałam jak się za to olejowanie zabrać, mimo że tak wiele o nim wcześniej czytałam. Ale przecież praktyka czyni mistrza! Odkręciłam więc butelkę i wyjęłam takie plastikowe coś- zabijcie mnie, ale naprawdę nie wiem jak to nazwać, brakuje mi słowa (swoją drogą nie pomyślałam, żeby przebić to gwoździem! Wtedy aplikacja byłaby o wiele łatwiejsza i wygodniejsza i mniej oleju by się marnowało). Potem pozostało już tylko zdecydować czy olej nałożyć na mokre, czy na suche włosy. Zdania w internecie były podzielone i miałam cholerny mętlik w głowie. Myślę sobie- żeby nałożyć olej na mokre, musiałabym je najpierw zmoczyć... I po raz kolejny moje niedoczekanie i niecierpliwość zwyciężyły. Nakładam na suche, raz kozie śmierć! Gdzieś też przeczytałam, że wystarczy łyżka stołowa oleju na całą głowę. Ja nałożyłam go zdecydowanie więcej, a mimo to ciągle miałam wrażenie, że jeszcze za mało. Hmm, ale mniejsza o to. W każdym razie takim o to sposobem siedziałam z cudownie pachnącym (ciastka kokosowe, dosłownie!) olejkiem na włosach przez ponad 5 godzin.

Zdaję sobie sprawę, że efekt byłby lepszy, gdybym zostawiła olej na całą noc, ale czekać na efekty aż do rana? To nie dla mnie. Na pewno nie przy pierwszym użyciu, kiedy jestem tak strasznie ciekawa rezultatów.
Wieczorem zmyłam więc olej szamponem Babydream, tak jak mi radziłyście. Ale miałam na głowie tak straszne siano, że musiałam jeszcze zastosować odżywkę. Bez niej chyba bym włosów nie rozczesała. I stąd moje pytanie- czy tak musi być? Czy u Was też tak to wygląda?
Byłbym zapomniała! Kochane, koniecznie musicie mnie pochwalić, bo ja sama jestem z siebie dumna! Po raz pierwszy od ponad pół roku nie wysuszyłam włosów suszarką, tylko pozwoliłam im naturalnie wyschnąć! Walczę z uzależnieniami! :)

 Wrażenia po wyschnięciu? Włoski są odżywione, mam wrażenie, że takie mocniejsze. I faktycznie się błyszczą, a przy tym fantastycznie pachną. Ale powiem szczerze, że chyba spodziewałam się lepszych rezultatów. Miękkości, sypkości, większego blasku. Wydaje mi się też, że jednak trochę źle spłukałam ten olej, bo włosy przy skórze głowy są trochę przetłuszczone i obciążone.
Ale przecież nie od razu Kraków zbudowano. Moja przygoda z olejowaniem dopiero się zaczyna. Tym razem spróbuję nałożyć olej na całą noc, później na mokre włosy i będę szukać najlepszej dla siebie opcji. Naprawdę pokładam w tym kosmetyku dużą nadzieję i wierzę, że rzeczywiście pomoże mi poprawić kondycję i wygląd moich włosów.

No cóż, a Wy trzymajcie za mnie kciuki! :)

19 sty 2012

Wrzosowo mi! :)

Zanim usiądę do chemii i na dobre pochłonie mnie rozwiązywanie pakietów, przybywam do Was z nowym postem. Wczoraj było kulinarnie, ale dziś wracamy już do dawnego stanu rzeczy. Pamiętacie lakiery Eveline Colour Instant, które swego czasu były dostępne w Biedronce? Ja zakupiłam (niestety!) tylko jedno sztukę, mianowicie pastelowy, wrzosowy fiolet z numerkiem #623. Jest idealny szczególnie na tę porę roku. Cudownie współgra z szarymi czy beżowymi cieplejszymi sweterkami, dlatego dość często po niego sięgam. Pora, abyście i Wy się z nim zaznajomiły. :) Tadam!

Przyjazna dla oka buteleczka mieści 12 ml produktu. Producent zapewnia, że lakier jest szybkoschnący i długo utrzymuje się na paznokciach. Jeżeli chodzi o pierwszą część obietnicy, to rzeczywiście mogę potwierdzić, że została ona spełniona. Aplikacja jest przyjemna i szybka, nie musimy czekać piętnaście minut zanim wolno nam będzie czegokolwiek dotknąć. Pędzelek dość cienki, ale precyzyjny. Lakier dobrze się rozprowadza i zazwyczaj nie tworzy smug. Krycie również w normie, bowiem to taki typowy dwuwarstwowiec. Myślę, że jak na taki jasny odcień, dwie warstwy to naprawdę dobry wynik. Gorzej jest niestety z trwałością. Końcówki szybko się ścierają, po dwóch dniach lakier odpryskuje. :(
Mimo to nie żałuję, że kupiłam ten lakier, dla samego koloru chociażby warto było. Tym bardziej, że kosztował jedyne 3,50.  Nie wiem czy zapłaciłabym za niego regularne 7-8 zł w drogeriach, ale jeżeli jeszcze kiedykolwiek pojawią się w Biedronce, w takiej cenie jak wcześniej, na pewno zgarnę jeszcze przynajmniej miętę i granat. :)

Zostawiam Was z jeszcze jednym zdjęciem, zerknijcie jak prezentuje się na paznokciach. Ja tymczasem uciekam do nauki, bo do matury coraz bliżej!

Do napisania! :)

18 sty 2012

Niebo w gębie!

Gdy po raz już któryś z kolei zostałam zapytana przez jedną z Was o ulubione potrawy i przekąski, pomyślałam- czemu by nie napisać takiego posta i nie podzielić się z Wami wszystkimi tym na czego widok cieknie mi ślinka? Przyznam się bez bicia, że jestem strasznym niejadkiem i mało co mi smakuje, ale za to mam przeokropną słabość do słodyczy! Wszelkiego rodzaju żelki, czekoladki i ciasteczka mogłabym pochłaniać w każdej ilości. Najlepiej conajmniej trzy razy dziennie- zamiast śniadania, obiadu i kolacji. Wiecie o czym mówię? :)

Hmm. Zacznijmy od śniadania. Nie przepadam za masłem, ani mlekiem. Jajecznicą również. Dlatego jeżeli chodzi o pierwszy posiłek jestem w stanie zaakceptować właściwie wyłącznie dżem i... nutellę! Tatuś stara się mi dogodzić jak może, ale bardzo często i tak z marnym skutkiem, bo rano zazwyczaj po prostu nie mam apetytu...


 W weekend bardzo często zjadam też tosty z serem i popijam je kubkiem gorącego kakao. Pycha!


Pora na obiad. Nienawidzę pomidorowej, krupniku i schabowych. Gdybym mogła to codziennie jadłabym pizzę z pieczarkami, spaghetti z sosem pomidorowym, albo naleśniki! Wszystko jedno czy z serem, kremem czekoladowym czy truskawkową marmoladą. Ważne, żeby były na słodko. Uwielbiam, uwielbiam, uwielbiam!


Kolacji właściwie już nie jem. Za to pozwalam sobie na deser. Najczęściej są to po prostu słodycze: tabliczka czekolady, albo opakowanie biszkoptów. Ale zdarza się, że rozkoszuję się lodami, sałatką owocową, albo pysznym, choć kupnym ciachem. Na przykład ulubioną szarlotką. Chociaż sernikiem mojej również nie pogardzę. :)


I jak, narobiłam Wam ochoty na coś słodkiego? Podzielacie moje gusta kulinarne? A może przepadacie za zupełnie czymś innym? Chętnie poczytam Wasze komentarze.

PS. Ostatnio przeglądając statystykę i źródła ruchu sieciowego, natknęłam się na niezłe kwiatki. Mój blog został wyszukany chociażby pod takimi słowami kluczowymi jak: "przyjemność w łóżku", "sposoby na ściąganie", a nawet "fryzury Filipa Bobka"! Dacie wiarę? :D

16 sty 2012

Ziołowy duet doskonały.

Przeglądając listę produktów, których recenzje planowałam napisać w najbliższym czasie, natrafiłam na duet Fitomedu i własnym oczom nie mogłam uwierzyć! Jakim cudem ja jeszcze nie zrecenzowałam tych produktów, skoro są już dawno zużyte i zdążyłam zakochać się w nich na zabój? To wszystko chyba przez ten nadmiar obowiązków i cholerny brak czasu. Doba i weekendy zdecydowanie trwają za krótko...


 To nie jest moje pierwsze podejście do ziołowych kosmetyków. Jakiś czas temu na blogu mogliście przeczytać o szamponie i odżywce przeznaczonej do włosów ciemnych. Wszystkich bliżej zainteresowanych, ceniących sobie naturalną i delikatną pielęgnację skóry głowy odsyłam TUTAJ.

Dzisiaj natomiast w roli głównej płyn z kwiatu pomarańczy oraz krem nawilżający z tej samej serii. Kosmetyki zamknięte są w prostych, wygodnych w użytkowaniu opakowaniach. Stosowałam je codziennie wieczorem po demakijażu i oczyszczeniu twarzy (o mojej wieczornej pielęgnacji możecie przeczytać TU) i mogę z ręką na sercu powiedzieć, że jestem nimi naprawdę totalnie oczarowana! Płyn ma przyjemny ziołowy zapach, świetnie sprawdza się jako tonik (ale można go również używać jako mgiełki do odświeżenia makijażu i nawilżenia twarzy w ciągu dnia). Daje uczucie ukojenia, łagodzi, nie podrażnienia i nie ściąga skóry. Ja używałam go nasączając nim wacik, jakoś nie sprawdziła się u mnie forma aplikacji bezpośrednio na skórę za pomocą tej pompeczki. Dałam mu chwilkę, aby się wchłonął, a następnie stosowałam krem. Ma cudowną, gęstą, treściwą konsystencję. Gruba warstwa na noc sprawia, że rano buźka jest gładka i nawilżona niczym pupa niemowlęcia. Nawilża naprawdę idealnie. A przy tym nie zapycha i podobnie jak płyn- nie podrażnia. Minus właściwie jest tylko jeden- krótki termin ważności, bo tylko 3 miesiące. Mimo, że używałam go codziennie, zostało jeszcze prawie pół opakowania i jako, że termin minął, zużyłam go na stopy. W tej roli również wypadł rewelacyjnie. Koniecznie muszę zamówić kolejne opakowania tych produktów. U mnie sprawdziły się naprawdę GENIALNIE.

Dla zainteresowanych podaję składy:
*Płyn: Aqua, Orange Flower Water (20%), Gliceryn, Peg-40 Hydrogenated Castor Oil, Tinctura Auranti amara, Allantoin, Panthenol, Orange Flower Oil, Vinegar, C.I.15985, Methylchloroisothiazolinone (and) Methylisothiazolinone.
*Krem: Aqua, Citrus aurantium dulcis flower water, Panax ginseng root extract, Macadamia ternifolia seed oil, Ethylhexyl stearate, Caprylic/capric triglyceride, Isopropyl palmitate, Glycerin, D-panthenol, Citrus aurantium dulcis peel cera, Cetearyl alcohol, Cetearyl glucoside, Propylene glycol, Tocopheryl acetate, Hippophae rhamnoides fruit oil, Lecithin, Glucose, Sodium hyaluronate, Magnesium PCA, Calcium lactate, Trilaureth-4 phosphate, Hydroxyethyl acrylate, Sodium acryloyldimethyl taurate copolymer, Phenethyl alcohol, Caprylyl glycol, Pelargonium roseum leaf oil, Parfum.

Kosmetyki dostępne są w sklepie internetowym firmy Fitomed. Tam też możecie znaleźć więcej informacji na ich temat.
***

A tymczasem uciekam pod kocyk. Czeka na mnie zeszyt z biologii i powtórka biochemii. Mam nadzieję, że szybko zakończę tę randkę z aminokwasami i innymi tego typu, bo muszę jeszcze pomalować paznokcie i zastanowić się co jutro na siebie włożę, a to przecież nie lada problem!

"Nie dość, że nie mam się w co ubrać, to jeszcze szafa mi się nie domyka!"

Buziaki Kochani! :*







W tym miejscu dziękuję Fitomed, za udostępnienie mi tych produktów w celu ich przetestowania i zrecenzowania i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na ich temat jest szczera i całkowicie obiektywna.

13 sty 2012

To i owo.

Kochani, na początku bardzo dziękuję za wszystkie przemiłe komentarze pod ostatnią notką i tak ogromną liczbę wyświetleń w ciągu ostatnich kilku dni. Szalenie się cieszę! W końcu nic tak nie mobilizuje do działania jak Wasza obecność. :*

***
W tym tygodniu dokonałam kolejnej już w swojej karierze, kosmetycznej wymianki z przesympatyczną Zoilą. W zamian za szminkę essence z limitki, otrzymałam od niej przepiękną paletkę cieni Hean #405 Hot Chocolate, która śniła mi się po nocach. Nie zdążyłam jeszcze co prawda pstryknąć jej zdjęcia, ale użyć i owszem i muszę Wam powiedzieć, że prezentuje się jeszcze piękniej niż na zdjęciach! Coś czuję, że zaprzyjaźnię się z nią na dobre, Zoila dziękuję! Mam nadzieję, że moja paczuszka dojdzie do Ciebie szybko i cało. :)
Ale paletka cieni, to nie jedyna rzecz jaka powiększyła ostatnimi czasy moją kosmetyczną kolekcję.
Jako że przygodę z olejowaniem chciałam zacząć już dawno, postanowiłam w końcu zaopatrzyć się w dwie (na początek!) buteleczki kokosowego cudotwórcy. Przyznam szczerze, że już nie mogę się doczekać! Ale mam też w związku z tą nową pielęgnacją kilka pytań: czy olej lepiej stosować na mokre czy suche włosy? Macie jakiś godny polecenia szampon poradzi sobie z jego zmyciem? Z góry dziękuję za wszystkie rady! :*

Wysyłając wcześniej wspomnianą paczkę dla Zoilii, wstąpiłam też do pobliskiej drogerii. Właściwie to nie potrzebowałam żadnych kosmetyków, zapasów mam pod dostatkiem, a projekt denko cały czas trwa, ale nie mogłam się oprzeć tym pięknym lakierom i smakowitemu płynowi do kąpieli. Przecież małe zakupy, jeszcze nikomu nie zaszkodziły! No chyba, że portfelowi...

Od lewej: płyn do kąpieli Joanna Naturia truskawki z bitą śmietaną, Soleil lady Gel, dezodorant Nivea Invisible, lakier wibo express growth #328, lakier miss sporty (niestety nie mogę znaleźć numerka :<), krem Garnier intensywna pielęgnacja skóry suchej i normalnej.

Złożyłam też zamówienie u koleżanki w Avonie, a więc produktów wciąż będzie przybywać! Wniosek z tego wszystkiego może być tylko jeden- w końcu zbankrutuję!

PS. Przypominam o konkursie, w którym możecie zgarnąć jeden z dwóch zestawów kosmetyków essence, catrice i kobo. Wystarczy tylko zostawić komentarz z pytaniem. Zresztą wszystkie szczegóły znajdziecie TUTAJ. Zachęcam do wzięcia udziału! :)

10 sty 2012

Jak zrodził się pomysł, czyli moje studniówkowe inspiracje.

Chyba każda kobieta marzy o pięknej, zupełnie niepraktycznej sukni, której przeznaczeniem jest mieć swoje pięć minut na bajkowym balu i zachwycić wszystkich na nim zebranych. Jako, że do księżniczki mi daleko, a o północy jestem już dawno w łóżku, okazja na zaprezentowanie się w bajkowej sukience i pantofelkach jest tylko jedna- STUDNIÓWKA!
~ EDIT ~
Od początku wiedziałam, że ze znalezienie idealnej dla mnie sukienki będzie graniczyło z cudem. Ta za lśniąca, ta zbyt pospolita, a ta zginie w tłumie. Po cichu myślałam więc sobie, że najlepszym rozwiązaniem będzie po prostu ten ideał uszyć. Z pomocą przyszły mi marzenia i trochę internetowych inspiracji. Spójrzcie same.

Będzie kremowa i wykonana z koronkami. Marzył mi się też długi, wąski rękaw z delikatną bufką na ramieniu.

Do tego dekolt w kształcie serduszka. Od zawsze podobał mi się taki fason.

Ale żeby nie było tak nudno i monotematycznie, postanowiłam tą elegancką koronkę połączyć z trochę bardziej  zwiewnym, delikatniejszym materiałem. W ten sposób zrodziła się wizja tańczącego dołu sukienki niczym z Dirty Dancing.

A wisienką na torcie uczyniłam malutkie guziczki. Dokładnie 30 malutkich, obciąganych guziczków. Brzmi tajemniczo?

Jeszcze tylko jasne szpilki i jestem gotowa na podjazd karoty, w której czeka książe! :)

Miałam od razu wstawić zdjęcia gotowej sukienki, ale jako, że apetyt rośnie w miarę jedzenia postanowiłam potrzymać Was jeszcze chwilkę w niepewności. Tych wszystkich, którzy uważają że zwariowałam i że nic tutaj do siebie nie pasuję, zapewniam, że efekt końcowy "trzyma się kupy". Zresztą niebawem, mam nadzieję, sami się o tym przekonacie.

Mam świadomość tego, że część z Was może uzna ją za nudną, banalną, zbyt ślubną, albo jak to ostatnio przeczytałam w komentarzu- w stylu zakonnicy, ale najważniejsze jest to, że MNIE się podoba, że jest taka jak sobie ją wymarzyłam, w dodatku jedyna i niepowtarzalna. Ale krytyki się nie boję, dlatego chętnie przeczytam Wasze komentarze! :)

8 sty 2012

Mini internetowe zakupy.

Z racji tego, że brakuje mi wolnego czasu i o wizycie w centrum handlowym mogę póki co jedynie pomarzyć, a chęć kupienia czegoś nowego chodzi za mną krok w krok, postanowiłam zamówić co nieco przez internet. Ach, ten zakupoholizm! Jak to mówią- tonący brzytwy się chwyta. Poszperałam więc trochę na allegro i takim o to sposobem pozbyłam się ostatniej świątecznej gotówki.

Sukienka bandażowa zip H&M (59,90 zł)

Od dawna na mojej wishliście. Chociaż jak się teraz tak zastanawiam, to sama nie wiem czemu ją kupiłam i gdzie ja ją założę. Coś czuję, że przeczeka w szafie aż do wakacji, bo na żadną imprezę w najbliższym czasie się nie zapowiada. Ale mniejsza z tym. Liczy się to, że w końcu jest moja! Bo znalezienie tej sukienki w kolorze czarnym, rozmiarze XS i znośnej cenie naprawdę graniczyło z cudem. Jak Wam się podoba?









Torebka PRIMARK, allegro- 59,90 zł + przesyłka

Od dawna mi się podobała, ale kolory nie do końca mi odpowiadały. Jak zobaczyłam tą brązową, to od razu wiedziałam, że musi być moja.
Nie dość, że śliczna to jeszcze pakowna. Do szkoły będzie jak znalazł. Już nie mogę się doczekać kiedy trafi w mojej łapki. :)
Swoją drogą uwielbiam primarkowe torebki. Może ich jakość nie jest idealna, ale za tą cenę?





Rozglądałam się też za butami na studniówkę, ale o nich może trochę później, przy okazji sukienki. Wczoraj zahaczyłam też o jeden sklep i sprawiłam sobie parę drobiazków, ale o nich też może innym razem. W najbliższym czasie możecie więc spodziewać się nie tylko kosmetycznych, ale także typowo ubraniowych postów.

Wybaczcie, że tym razem tak krótko, ale muszę jeszcze przeczytać streszczenie lektury zanim wybędę z domu. Udanej niedzieli kochani! :*


PS. Na koniec jeszcze jedno pytanie do Was: wiele z Was proponowało, aby założyła fanpage na facebooku. A co Wy o tym myślicie? Dajcie znać w komentarzach na dole. :)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...