29 sty 2014

Pierwsze zużycia w tym roku- noworoczne denko!

Wykorzystuję pierwszą w tym roku i jednocześnie ostatnią przed sesją chwilę oddechu i produkuję na potęgę. W bardzo dobrym nastroju, który tym razem sponsorują ostatnie, w dodatku zaliczone (!) ćwiczenia z fizjologii (znalazłam się w 1/3 szczęśliwców dopuszczonych do egzaminu, nie macie pojęcia jak się cieszę, że moja "przygoda" z tą katedrą dobiega już końca), zapraszam Was dzisiaj na noworoczne denko, czyli mini recenzje kosmetyków, które udało mi się zużyć przez ostatnie tygodnie. Powiem Wam, że nie jest wcale tak najgorzej! ;)

Na pierwszy ogień produkty pod prysznic:

  • Delikatny żel do mycia ciała i włosów Nivea Baby- nie wywarł na mnie jakiegoś większego wrażenia, mleczko do ciała z tej samej serii znacznie bardziej przypadło mi do gustu. Plus za pompkę, minus za wydajność. Nadzwyczajnych właściwości pielęgnacyjnych brak, ot taki przeciętniaczek. ;)
  • Żel pod prysznic Mediterranean Moments Turkey Palmolive- ten produkt zdążyłam Wam już przedstawić, po szczegółową recenzję odsyłam Was zatem do TEGO posta. Polubiłam serię żeli Mediterranean Moments, głównie za sprawą ich kremowej konsystencji i faktu, że nie przesuszają skóry. Wersja z różą i konwalią jest co prawda przeze mnie najmniej lubianą, ale jeśli lubicie takie świeże, kwiatowe zapachy, to jak najbardziej polecam. Tym bardziej, że cena jest bardzo korzystna.
  • Żel do mycia twarzy Mythos- poświęciłam mu cały osobny post i właśnie tam Was odsyłam (KLIK). Całkiem fajny produkt o bardzo przyjemnym składzie. :) 
  • Płyn micelarny BeBeauty- uwielbiałam go i kupowałam opakowanie za opakowaniem dosłownie tonąc w zachwytach, ale ostatnio zaczął mnie podrażniać... :( Nie wiem czy trafiłam na jakiś felerny egzemplarz, czy moje oczy nagle przestały go tolerować, ale nie sprawdza się tak dobrze jak wcześniej... 
  • Płyn do demakijażu  oczy i cery naczynkowej Arnica Floslek- super sprawdzał się jako tonik, do porannego oczyszczania twarzy, ładnie koił i łagodził moją naczynkową cerę, natomiast dla odmiany z moimi oczami nie dogadywał się najlepiej... Więcej na jego temat przeczytacie TUTAJ.
  • Sól do kąpieli brzoskwinia&mango Tutti Frutti Farmona- ten produkt również zaliczył już na moim blogu swój debiut (KLIK). ;) Soli do kąpieli używam rzadko, głównie do pielęgnacji stóp, ale jeśli Wy sięgacie po produkty tego typu częściej niż ja, to jak najbardziej polecam. Pięknie pachnie, kosztuje grosze i sprawdza się nie tylko w wannie, ale również ... w szafie albo szufladzie z bielizną. :) Pomysł na woreczki zapachowe podpatrzyłam u Zielonego Serduszka, zobaczcie same! (KLIK)
  • Odżywka do włosów morela&olejek migdałowy Garnier Ultra Doux- do włosomaniaczki mi daleko, ale po odżywki sięgać lubię. ;) Ta miała piękny zapach, ale nie zachwyciła mnie jakoś szczególnie swoim działaniem. Może dlatego, że moje włosy, oprócz tego że sypią się z głowy na potęgę, są naprawdę w dobrej kondycji i nie potrzebują żadnej regeneracji i specjalnego nawilżenia. Jeśli tak jak ja, nie macie dużych wymagań i zwyczajnie szukacie czegoś co nie obciąży Wam włosów, a jednocześnie ułatw ich rozczesywanie, to polecam Wam ten produkt. ;) 
  • Rumiankowy krem do rąk Kamil- podkradłam do mamie, bo zalegał na łazienkowej półce. Powiem Wam szczerze, że był naprawdę ok! O ile nie przepadam za ziołowymi zapachami w kosmetykach, to ten krem pachniał delikatnie, przyjemnie a i nawilżał całkiem nieźle. Zdenkowałam go z dużą przyjemnością, być może kiedyś jeszcze zagości w mojej torebce. Naprawdę szybko się wchłania! :)
  • Krem redukujący trądzik kuracja antybakteryjna Ziaja- za każdym razem, kiedy pokazuję Wam ten produkt w denku obiecuję sobie, że w końcu poświęcę mu osobny post i ... na obietnicach się kończy. Tym razem będzie inaczej, trzymajcie mnie za słowo! 
  • Hipoalergiczny żel do higieny intymnej Biały Jeleń- całkiem w porządku, ale moim numerem w tej kategorii cały czas jest Ziaja. I to właśnie Ziaję Wam polecam. :)

+ krem bio nawilżający do cery tłustej i mieszanej Mythos (całkiem niezły, zużyję jeszcze pozostałe próbki i zastanowię się nad jego zakupem), chusteczki Facelle (standard), maseczka truskawkowo-waniliowa Rival de Loop (przyjemna maseczka o bardzo przyzwoitym działaniu i genialnym zapachu, w dodatku jest śmiesznie tania, najprawdopodobniej jeszcze po nią sięgnę), delikatny fluid intensywnie kryjący Pharmaceris- posiadam pełnowymiarowe opakowanie tego podkładu i niestety nie za bardzo lubię się z tym produktem... Dlaczego? O tym opowiem Wam w osobnym poście, już niebawem. :)

Jak Wam poszło zużywanie w styczniu? Ja jestem z siebie zadowolona, coraz lepiej walczę z nałogiem otwierania miliona kosmetyków, jest nadzieja, że kiedyś oduczę się też robienia zapasów i kupowania na potęgę, ale najpierw muszą zamknąć drogerie, które mam pod nosem. :P Znacie któryś z pokazanych przeze mnie produktów? 

PS. Wszystkich, którzy jeszcze się wahają, albo przegapili wczorajszy post, w którym można wygrać archiwalne pudełko Shiny odsyłam tutaj:

http://sonnaille.blogspot.com/2014/01/styczniowy-shinybox-konkurs-wygraj.html

28 sty 2014

Styczniowy ShinyBox + KONKURS! Wygraj pudełko! :)

Zapraszam Was dzisiaj na ekspresowy post, który czeka na dokończenie już od zeszłego weekendu. :) Pokażę Wam szybko co znalazłam w styczniowej, karnawałowej edycji ShinyBox, a później zaproszę Was na mały konkurs, w którym będziecie mogły wygrać swoje pudełko-niespodziankę. Kubek herbaty w dłoń i zaczynamy! ;)


Gdybym miała w dwóch słowach opisać styczniową zawartość boxa powiedziałabym, że bywało lepiej. Bardzo cieszy mnie obecność automatycznej kredki do oczu Linea marki Paese. Noszę ją na powiekach już trzeci dzień z rzędu i powiem Wam szczerze, że jestem naprawdę pod wrażeniem! Trzyma się w nienarudzonym stanie przez cały dzień, a piękny, brązowo-czekoladowy kolor świetnie podbija zieloną tęczówkę. Pokuszę się o stwierdzenie, że będzie niezłą rywalką dla uwielbianych przeze mnie żelowym kredek Avon Super Shock. ;)

Obecność nawilżającego kremu pod oczy Bioliq w boxie również oceniam pozytywnie. Produktów pod oczy nigdy za wiele, zresztą krem pod oczy to jeden z moich ulubionych rodzajów kosmetyków, chętnie testuję wszystkie nowości w tej kategorii. Na razie go nie otwieram, czeka na swoją kolej.

Baz pod makijaż co prawda nie używam, ale marka jako, że Dermika chodzi za mną już od dawna, jestem skłonna spojrzeć na ten wygładzająco-rozświetlający produkt trochę bardziej przychylnym okiem. ;)

Jeśli chodzi o peeling do stóp Evree to zużyć go zużyję, ale nie uważam, żeby jego obecność w styczniowej edycji była jakimś super rozwiązaniem... Oliwka do paznokci Delwell już poleciała do siostry, nie dla mnie takie wynalazki, za dużo z tym paprania się. ;) Ale pachnie pięknie, to trzeba jej przyznać!

***

Tym razem pudełko ShinyBox będzie miała okazję otworzyć również któraś z Was! Ekipa ShinyBox wysłała mi jeszcze jedno, tym razem archiwalne pudełko, które będziecie mogły zgarnąć w dzisiejszym konkursie. Jakie? O tym przekonana się zwyciężczyni! ;)


Zasady są bardzo proste!
Jedynym koniecznym warunkiem jest wypełnienie formularza, polubienie profilu ShinyBox na fb (KLIK) i odpowiedź na pytanie konkursowe. Na Wasze zgłoszenia czekam do przyszłej niedzieli (do 09.02.2014). Do zabawy zapraszam również wszystkie anonimowe czytelniczki, obserwacja mojego bloga nie jest obowiązkowa. ;)




Powodzenia!

25 sty 2014

Lubię to! Masło do ciała Papaya & Avocado Macrovita.

Jeśli czytacie mnie regularnie to wiecie, że nie mam problemów z regularnym balsamowaniem się i sięganiem po kąpieli po wszelkiego rodzaju smarowidła, czy jak kto woli nawilżające produkty do pielęgnacji ciała. Na punkcie balsamów i maseł mam wręcz małego fioła, uwielbiam je testować, a jeśli dobre właściwości pielęgnacyjne idą w parze z ładnym zapachem, to już w ogóle jestem w siódmym niebie. ;)

Dzisiaj opowiem Wam trochę o produkcie marki Macrovita, który łączy w sobie nuty zapachowe papai i awokado. To coś odpowiedniego dla tych z Was, które lubują się w słodkich, owocowych zapachach, tęsknią za latem, a przede wszystkim oczekują naprawdę dobrego nawilżenia. Masło fenomenalnie dba o naszą skórę, dlaczego? O tym za chwilę! Zapraszam do czytania.


Żeby uwierzyć, że masło naprawdę świetnie nawilża wystarczy spojrzeć na skład. Jest naprawdę genialny! Zaraz na początku znajdziemy masło shea, pełno olejków (m.in z awokado i słodkich migdałów), masło kakaowe, ekstrakt z aloesu i panthenol. Produkt nie zawiera olejów mineralnych, wazeliny, glikolu propylenowego i parabenów.

Opakowanie wykonane jest z matowego plastiku, zawiera 200 ml produktu i zabezpieczone jest dodatkowo wieczkiem, które przydaje się szczególnie w czasie podróży.


Wspominałam Wam już przy okazji ostatniego posta, że lubię produkty, które nie tylko nazywają się masłem, ale rzeczywiście nimi są. W przypadku masła Macrovita, konsystencja jest naprawdę gęsta i treściwa, jednak nie na tyle, żeby rozprowadzenie i rozsmarowanie produktu wiązało się z jakimikolwiek trudnościami. Przy aplikacji zdecydowanie czuć, że produkt zawiera w swoim składzie olejki- skóra jest wyraźnie nawilżona, gładka, miękka i bardzo przyjemna w dotyku. Przy regularnym, codziennym stosowaniu efekty są naprawdę świetne i myślę, że spokojnie zadowolą nawet posiadaczki bardzo suchej skóry.

Używam tego produktu również na stopy i dłonie (próbowałam nawet na usta, też spisuje się super), bardzo lubię delikatną warstwę ochronną, którą pozostawia na skórze. Zimą, przy minusowych temperaturach, jest ona w moim przypadku wręcz pożądana, choć latem pewnie niekoniecznie byłabym z niej tak bardzo zadowolona. 


Nie mogę nie wspomnieć też o zapachu- jest bardzo owocowy, może lekko słodkawy i naprawdę intensywny. Długo utrzymuje się na skórze, co dla jednych będzie zaletą, dla innych wadą, mnie osobiście bardzo to odpowiada. Sięgam po ten produkt głównie wieczorem, po kąpieli, nie ma więc obaw, że owocowe nuty będą gryzły się z moimi perfumami.

Wersja z awokado i papają nie jest jedyną jaką znajdziemy w ofercie producenta. Dostępne są jeszcze wersje z oliwką, z olejkiem arganowym, lilią wodną i wanilią, na którą nie ukrywam, mam olbrzymią ochotę. :)

Cena tych produktów waha się w granicach 50 zł. Biorąc jednak pod uwagę gęstą konsystencję, która idzie w parze z dużą wydajnością, świetny skład i naprawdę bardzo dobre właściwości pielęgnacyjne, mogę Wam ten produkt polecić. Szczególnie jeśli Wasza skóra jest wymagająca i szczególnie teraz, w okresie zimowym, kiedy szczególnie cenimy sobie treściwe, bardzo nawilżające kosmetyki.

Kliknij aby powiększyć

Znacie masła do ciała marki Macrovita? Borykacie się z problemem bardzo suchej skóry, czy może wręcz przeciwnie- sprawdza się u Was nawet najtańszy, drogeryjny balsam? 

Miłego weekendu! :)

22 sty 2014

O grudniowym ShinyBox- recenzja zbiorcza.

Grudniowe pudełko Shiny Box, podobnie jak listopadowe, bardzo przypadło mi do gustu.  Zapraszam Was dzisiaj na krótkie podsumowanie i moje pierwsze wrażenia po przeszło miesiącu używania kosmetyków, które znalazłam w środku. Miłego czytania! :)


1. Peeling enzymatyczny z ziołami ORGANIQUE 

Powiem Wam szczerze, że bardzo sceptycznie podchodziłam do wszystkich pozytywnych opinii na temat tego produktu, o którym wręcz huczało w blogosferze. Nie wiem czemu, ale wychodziłam z założenia, że peeling to tylko peeling i działa tak samo bez względu na to czy kosztuje 10, 20 czy 80 zł. Jakże się myliłam! Odkąd pierwszy raz użyłam tego cuda, nie mogę się z nim rozstać. :) Sięgam po niego non stop, a rozpoczęte wcześniej zapasy leżą i czekają... Peeling jest naprawdę świetny! Efekty zwalają z nóg już po pierwszym użyciu. Nie pamiętam żeby kiedykolwiek wcześniej, bo zmyciu jakiegoś kosmetyku, moja cera wyglądała tak świeżo, była tak oczyszczona i rozjaśniona. Dodatkowo produkt jest naprawdę delikatny i mimo niewielkiego uczucia mrowienia w trakcie zabiegu, o którym wspomina producent na opakowaniu (które swoją drogą jest bardzo ładne i bardzo praktyczne), skóra nie jest ani trochę podrażniona czy zaczerwieniona. Wręcz przeciwnie! Zaczerwienia są mniej widoczne, a niedoskonałości zdecydowanie szybciej się goją. Nie wspominając już o zwężonych porach. ;) Ideał, dosłownie ideał. Mimo wysokiej ceny (około 75 zł za 100ml) jestem pewna, że mój romans z tym produktem dopiero się rozpoczął. :) Bardzo go Wam polecam!

W składzie znajdziecie m.in: papainę, bromelainę, kaolin, prawoślaz, melisę, krwawnik pospolity, kwas cytrynowy, glikolowy oraz mlekowy

2. Rytualne masło do ciała zielona herbata i limonka Fresh&Beauty FARMONA

Nie do końca jestem fanką takich nut zapachowych, ale myślę że na lato takich świeżak będzie jak znalazł. Co oprócz zapachu? Świetna konsystencja! Uwielbiam kiedy produkt, nie tylko nazywa się masłem, ale rzeczywiście nim jest. Masło jest gęste, treściwe, ale mimo to naprawdę łatwo się rozprowadza i dość szybko wchłania. Pozostawia na skórze lekki film, ale jest on na tyle delikatny i przyjemny, że niemal od razu można wskoczyć w piżamę. Właściwości pielęgnacyjne również oceniam bardzo pozytywnie. Wszystkie posiadaczki niezbyt suchej skóry będą z tego produktu jak najbardziej zadowolone. :)

3. Balsam do ust Stop Cracking Up ANATOMICALS

Tutaj niestety się zawiodłam... Według mnie ten produkt w ogóle nie nawilża ust i bardziej niż balsam przypomina mi po prostu bezbarwny błyszczyk. Do tego niesamowicie się klei i nie pachnie jakoś szczególnie. Opakowanie jest ogromne, nie wiem czy uda mi się zużyć go do końca... Generalnie nie polecam, chyba że Wasze usta są wyjątkowo niewymagające. ;)

4. Bibułki matujące MARION

To moje pierwsze bibułki i niestety, nie wiem jak wypadają na tle innych firm. Powiem Wam jednak szczerze, że dla mnie to trochę niewypał... O ile rzeczywiście odświeżają makijaż i ściągają nadmiar sebum z twarzy, to niesamowicie podkreślają wszystkie suche skórki i rozszerzone pory... Efekt nie powala na kolana... Plus natomiast za małe, poręczne opakowanie i niską cenę. Czy skuszę ponownie? Nie, ale być może poszukam czegoś lepszego, macie swoich faworytów w tej kategorii?

5. Błyszczyk Glam Shine L'OREAL

Z marką L'OREAL jakoś nieszczególnie mi po drodze, ich produkty jak na markę drogeryjną są dość drogie, dlatego tym bardziej cieszę się, że znalazłam błyszczyk Glam Shine w grudniowym Shiny. Nie jest wielką fanką błyszczyków, a tym bardziej czerwonych, ale muszę Wam powiedzieć, że miło mnie ten produkt zaskoczył! Po pierwsze kolor jest półtransparentny, a to naprawdę świetna alternatywa dla tych z Was, które nie mogą przekonać się jeszcze do mocnego, wyrazistego koloru na ustach. Sama aplikacja produktu to dosłownie czysta przyjemność. :) Nie dość, że pięknie pachnie, ma wygodny i precyzyjny aplikator, to świetnie się rozprowadza i absolutnie nie podkreśla suchych skórek. Mam wrażenie, że wręcz nawilża usta. Wyglądają naprawdę ładnie, kolor zjada się równomiernie, a sam błyszczyk prawie w ogóle się nie klei. Jestem zdecydowanie na tak i chętnie rozejrzę się za jakimś nudziakiem, niech ja tylko zużyję to co mam. ;) Znacie, lubicie?


Podsumowując: peeling enzymatyczny totalnie mnie oczarował (to już kolejny pozytywne zaskoczenie od Organique), z masłem do ciała i błyszczykiem marki L'Oreal również się polubiłam, natomiast produkt Anatomicals to dla mnie niestety totalny niewypał... Do bibułek również mam dość mieszane uczucia...

Dajcie znać co Wy myślicie o grudniowej edycji pudełka. Niebawem przybędę do Was ze styczniowym Shiny i ... małym konkursem! :) Tymczasem ściskam ciepło i proszę o trzymanie kciuków! Bardzo mi się jutro przydadzą. Buzaki! :*

20 sty 2014

Sonnaille w kuchni: Szybki Obiad Studencki!

Nabrałam dzisiaj ochoty na zupełnie niekosmetyczny post i zamiast o kosmetykach, będzie o ... pomyśle na szybki studencki obiad! Temat jak najbardziej na czasie, szczególnie teraz w gorącym okresie sesji, kiedy czasu i snu jest jak na lekarstwo. ;) Można zarwać noc, odmówić sobie spotkania z przyjaciółką, czy przegapić najnowszy odcinek ulubionego serialu, ale samym tlenem (nauką :P) i miłością żyć się niestety nie da. Zwolenniczki zdrowego odżywiania i niskokalorycznej diety nie będą raczej zadowolone, ale mimo wszystko po cichu liczę, że przynajmniej jakiejś części z Was moja makaronowa (nie mogło być inaczej!) propozycja przypadnie do gustu. Jeżeli tak jak i ja cierpicie na znaczny deficyt czasu, doba wiecznie jest dla was za krótka, a czas na obiad ucieka Wam gdzieś w natłoku obowiązków i zapchanego po brzegi planu zajęć, to dobrze trafiłyście! Czytając ten wpis Ameryki co prawda nie odkryjecie, ale obiecuję że będzie pysznie, szybko i oczywiście śmiesznie tanio- jak na studencką kieszeń przystało. :)


W roli głównej makaron penne z sosem pieczarkowym, żółtym serem i pomidorami. Idę na łatwiznę i sięgam po sos Knor Fix, jednak przepis podany przez producenta, modyfikuję po swojemu, zastępując na przykład kurczaka warzywami. :) Najczęściej wybieram pomidory, ale możecie sięgnąć chociażby po paprykę, brokuły, czy nawet szpinak! Alternatyw jest wiele, wszystko zależy od tego co kto lubi i na co akurat ma ochotę. :)

Oprócz wspomnianego sosu Knor Fix potrzebować będziecie:
  • gęstą śmietanę 18%
  • dwa-trzy pomidory
  • kostkę żółtego sera
  • makaron rurki 
  • odrobinę masła (nie załapało się na zdjęcie)

Gotujemy makaron, kroimy pomidory w kostkę, ścieramy ser na tarce i przygotowujemy sos: połowę opakowania mieszamy z niewielką ilością wody i kilkoma łyżkami śmietany. Na patelni roztapiamy odrobinę masła, wrzucamy nasz ugotowany makaron, zalewamy sosem, sypiemy żółtym serem i gotowe!

Koniecznie podzielcie się ze mną swoimi pomysłami na obiad w pięć minut! Często sięgacie po dania "z paczki"? Ja niestety tak... :( Zdarza mi się jeść taki obiad nawet pięć razy w tygodniu, o ile nie zastąpię go princessą. A jak jest z Wami?

Dobrej nocy! :) I oby jak najszybciej do weekendu!

PS. Jeśli nie czujecie się do końca usatysfakcjonowane moim (i Knora :P) pomysłem, to koniecznie zajrzyjcie na SOS- Szybki Obiad Studencki (KLIK), albo ich facebookowy profil (KLIK) można tam znaleźć naprawdę sporo pyszności! :)

16 sty 2014

Kosmetyczne smakołyki, czyli o grudniowych nowościach! :)

Mam spory poślizg czasowy, nie da się ukryć. ;) Minęła pierwsza połowa stycznia, a ja dopiero zabrałam się za publikację posta z grudniowymi nowościami. Wszystko przez te studia... Pisałam to już pewnie z tysiąc razy, ale naprawdę mam sporo na głowie, za to czasu- jak na lekarstwo... Wcinam właśnie śniadanie (tak, wiem że jest prawie druga) i chcąc upiec dwie pieczenie na jednym ogniu, postanowiłam opowiedzieć Wam w końcu trochę o kosmetykach, które kupiłam w minionym miesiącu. Kosmetyczka i łazienkowa szafka z zapasami co prawda pękają w szwach, ale na swoje usprawiedliwienie dodam, że nie kupiłam wszystkiego za jednym razem. Jestem z siebie niejako dumna. :P Na zakończenie pokażę Wam też kosmetyki jakimi obdarował mnie w tym roku Św Mikołaj, wytrwajcie do końca!

  • Lactacyd Femina- słyszy się o nim tyle dobrego, że musiałam w końcu spróbować. Powiem Wam, że jest ok, ale nie widzę specjalnej różnicy między nim, a o połowę tańszym płynem do higieny intymnej z Ziaji... 
  • Żel pod prysznic Orginal Source Raspberyy&Cocoa- chodziłam wokół niego, chodziłam aż w końcu uległam. 8 zł to nie żadne wielkie pieniądze, ale i tak mam wyrzuty sumienia, bo w zapasach chyba z dwadzieścia żeli pod prysznic. :< 
  • Balsam do kąpieli BabyDream fur Mama- skusiłam się na niego pod wpływem wizażu i Waszych blogów, choć kupiłam go bardziej z zamiarem przelania do dozownika i używania jako mydełka do rąk, ale niestety nie sprawdza się w tej roli, jest zdecydowanie za rzadki. Za to pięknie pachnie i na pewno znajdę dla niego inne zastosowanie. ;) 
  • Krem do rąk z proteinami kaszmiru i masłem Shea Ziaja- nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. ;) Po prostu chciałam go przetestować... Cały czas czeka na swoją kolej.
  • Krem nawilżający matując 25+ - czwarty słoiczek wylądował w łazience. Cały czas pamiętam o recenzji, tylko czasu niestety brakuje...
  • Antyperspirant Garnier Mineral Extra Care- lubię go. :) Ale u mnie sprawdza się właściwie każdy produkt tego typu, nie mam problemów z nadmierną potliwością. 
  •  Suchy szampon ISANA- powiem Wam, że jest naprawdę niezły! Rzeczywiście odświeża włosy, nadaje im objętości i unosi je u nasady. Nie sięgam jednak po niego zbyt często, używam naprawdę sporadycznie w "kryzysowych sytuacjach", bo mam wrażenie że odbija się to na ilości wypadających włosów...
  • Szampon przeciwko wypadaniu włosów Seboradin z wyciągiem z drzewa oliwnego i cytrusowego- kupiłam go w promocji w SP za około 26 zł, jest w porządku, ale chyba nie tyle żebym wracała do niego regularnie. Mam w planach post o wszystkich szamponach przeciwko wypadaniu włosów, których używałam, więc tam opowiem Wam o nim więcej. Na razie jeszcze testuję. :)
  • Szampon przeciwłupieżowy Pirolam- sięgam po niego profilaktycznie co drugie mycie i za każdym razem kiedy zaczynam odczuwać świąd skalpu... Sprawdza się, póki co (odpukać!) łupież nie daje o sobie znać. I oby tak zostało, bo miałam już dość tej jednej wielkiej skorupy na głowie, z którą nie mogłam sobie poradzić... 
  • Lakier Rimmel 60 seconds #260 Funtime Fuschia- odkąd go mam, nie używam żadnego innego koloru. :) Trzyma się paznokciach prawie tydzień, na upartego kryje już przy jednej warstwie i za to go uwielbiam! Koniecznie muszę zaopatrzyć się w inne kolory. Polecicie coś szczególnego? 
  • Maskara Maybelline One by One- nie planowałam zakupu nowego tuszu do rzęs, ale Rimmel Scandaleyes doprowadza mnie już do szału, nie wiem czy dam radę w ogóle go zużyć... Natomiast One by One miałam już okazję używać wcześniej i byłam z niego całkiem zadowolona, teraz jestem chyba jeszcze bardziej, naprawdę podoba mi się efekt jaki daje na rzęsach- ładnie je wydłuża, pogrubia i dobrze pracuje się z nim właściwie od razu po otwarciu. Kupiłam go w promocji za niecałe 13 zł. Aż żal było nie wziąć! Jego recenzja pojawiła się na moim blogu wieki temu, jeżeli macie ochotę, odsyłam Was TUTAJ.
 Na koniec chwalę się jeszcze swoimi prezentami:

  • Płyn do kąpieli Orginal Source Raspberry&Vanilla- mój ulubiony zapach, dosłownie truskawkowy Chupa-Chups zamknięty w butelce. No cudo!
  • Mleczny płyn do kąpieli Organique- Organique to moje odkrycie tego roku, coraz bardziej zakochuję się w tych kosmetykach... Jak dobrze, że sklep mam właściwie pod nosem!
  • Kremy z 5% i 10% kwasem migdałowym Pharmaceris- opowiem Wam o nich po zakończeniu kuracji, po pierwszym tygodniu byłam zachwycona, teraz nie widzę żadnych większych rezultatów... Zobaczymy, na razie daję im czas. :) 
  • Calvin Klein Euphoria- zapach, który był na mojej liście życzeń od dłuższego czasu, jest przepiękny, bardzo kobiecy, idealny na tę porę roku. Dziękuję M. :* 

Na zdjęcie nie załapał się jeszcze jeden żel pod prysznic, zostawiłam go w rodzinnym domu. Macie ochotę zobaczyć resztę, tym razem niekosmetycznych prezentów? 

Dajcie znać co u Was! Jest tu ktoś kto też zarwał dzisiaj noc dla chemii fizycznej albo innego równie "przyjemnego" przedmiotu? ;) Łączę się w bólu! I tradycyjnie już pytam Was- znacie któregoś z bohaterów dzisiejszego posta?

13 sty 2014

Youth Radiance 25+: krem na noc marki Garnier.

Po przeszło tygodniowej przerwie od blogowania przychodzę do Was z nową recenzją! Bohaterem dzisiejszego posta jest po raz kolejny krem przeciwzmarszczkowy 25+ pochodzący z serii Youth Radiance marki Garnier. Tym razem przeskoczymy jednak o kilka godzin do przodu i skupimy się na wieczornej pielęgnacji, która z założenia powinna być bogatsza i bardziej odżywcza. Na tapecie krem na noc. ;) Jeśli jesteście ciekawe jakie wywarł na mnie wrażenie i jak wypada na tle swojego dziennego brata, o którym wspominałam Wam kilka postów wstecz (KLIK), to zapraszam do czytania!


Kwestie wizualno-estetyczne pozostają niezmienione. Po raz kolejny mamy doczynienia z odkręcanym zgrabnym, plastikowym słoiczkiem o pojemności 50 ml i dość typowym dla kosmetków Garniera zapachem. Różnicę da się zauważyć natomiast w konsystencji- krem na noc jest gęstszy niż krem na dzień, jego formuła nie przypomina już galaretowatego musu, jest jakby bardziej żelowa, co mnie osobiście odpowiada. Krem jest gęstszy, jednak cały czas na tyle lekki, że z powodzeniem można stosować go również na dzień, nawet pod makijaż. Szybko się wchłania, nie pozostawia po sobie tłustej, lepiącej się warstwy, a mimo to uczucie nawilżenia jest trochę lepsze niż w przypadku lżejszej wersji dziennej. 

Pokręcę jednak trochę nosem, bo... przy regularnym codziennym stosowaniu zauważyłam, że krem na tendencje do zapychania. Na policzkach pojawiło mi się sporo podskórnych grudek... Podejrzewam, że winna jest parafina znajdująca się mniej więcej po środku składu, z którą moja mieszana cera niestety za bardzo się nie lubi...


Gdyby nie fakt, że mnie zapycha prawdopodobnie byłabym z tego kremu bardziej zadowolona... Lubiłam efekt jaki dawał od razu po aplikacji. Cera wyglądała ładnie, świeżo i promiennie. Nie zauważyłam żadnego podrażnienia, zaczerwienienia i przesuszenia. Duży plus również za wydajność.

Aktualnie zaprzestałam jego stosowania, rozpoczęłam cowieczorną kurację kwasem migdałowym, liczę że poradzi sobie z moimi podskórnymi niespodziankami i rozszerzonymi porami, do których bądź co bądź Youth Radiance Night Care się przyczynił...

Czy polecam? Tylko jeżeli Wasza cera nie jest skłonna do zapychania i nie przeszkadza Wam parafina, która umiejscowiła się gdzieś po środku składu. Wersja na dzień jest pod tym względem zdecydowanie bardziej "bezpieczna", jednak w okresie zimowym, dla mnie osobiście trochę za mało nawilżająca. Rozważę jej ponowny zakup, gdy za oknem zrobi się cieplej, natomiast do wersji na noc raczej nie wrócę... Mimo iż odpowiada mi konsystencja tego produktu i efekt jaki daje od razu po aplikacji, to na dłuższą metę niestety nam ze sobą nie po drodze. Moja cera nie należy do najmniej wymagających, jeżeli Wasza też nie, to możecie być tym produktem odrobinę zawiedzione.


Na koniec tradycyjnie już wrzucam skład kremu na noc:

aqua/water, hydrogenated polyisobutene, dimethicone, glycerin, propylene glycol, aluminium starch octenylsuccinate, cetyl alcohol, peg-40 stearate, glyceryl stearate, butyrospermium parkii butter/shea butter, paraffinum liquidum/mineral oil, c13-14 isoparaffin, cera microcristallina/microcrystalline wax, paraffin, linalool, geraniol, sorbitan tristearate, camellia sinensis leaf extract, caffeine, phenoxyethanol, tocopherol, disodium edta, limonene, caprylyl glycol, laureth-7, citral, malus domestica fruit cell culture extract, polyacrylamide, benzyl salicylate, benzyl alcohol, parfum/fragrance.

Dajcie znać czy testowałyście te kremy, jeśli tak to jakie są Wasze odczucia? Która z wersji bardziej przypadła Wam do gustu? Macie swoich faworytów w kategorii krem przeciwzmarszczkowy dla młodej cery? Czekam na Wasze komentarze i rekomendacje!

                                                                                      ***

Wszyscy wokół zaczynają pisać o sesji, to i ja poproszę o trzymanie kciuków, żebym wszystko ładnie pozaliczała i w ogóle sesję miała, haha. I ♥ fizjologia... I już wiecie dlaczego mnie nie było. ;)
Ściskam!

4 sty 2014

Grudzień w zdjęciach.

Nie ma to jak wejść dobrze w Nowy Rok- dopadło mnie wstrętne choróbsko i od ponad dwudziestu czterech godzin pozbawia reszty sił. Wyglądam jak trup, a czuję się chyba jeszcze gorzej, męczy mnie gorączka, więc z nauki nici, ostatnia nadzieja na utarcie nosa bezczynności w nowym poście. Zapraszam więc na krótką zdjęciową migawkę z ostatniego miesiąca!

Grudzień to dla mnie zawsze magiczny czas oczekiwania na Święta. W tym roku wyjątkowo nie czułam tej całej okołoświątecznej atmosfery, dosłownie jakby rozpłynęła się gdzieś w grudniowym powietrzu... Dodatkowo (o czym wspominałam Wam już w listopadzie) uczelnia postanowiła zafundować nam "przedświąteczną gorączkę", w postaci niekończącej się liczby kół i wejściówek, kułam właściwie do ostatniego dnia. W między czasie odbyłam wizytę kontrolną u swojego dermatologa w Warszawie i rozpoczęłam nową kurację przeciwko wypadaniu włosów.
Ominęło mnie w tym roku co prawda świąteczne, zakupowe szaleństwo, ale spędziłam za to genialny (prawie wigilijny!) wieczór w towarzystwie przyszłych farmaceutek i Pań doktor i wypiłam chyba najlepszą gorącą czekoladę w swoim życiu. Wszyscy czekoladoholicy- koniecznie zajrzyjcie do Costa. ;) Później były już święta, delektowanie się zapachem sernika i objadanie wigilijnymi pysznościami. Mogłam wyglądać byle jak, leniuchować do woli i nadrobić w końcu blogowe zaległości... Czemu to co dobre zawsze musi kończyć się tak szybko? 


1,2. Przerwę świąteczną rozpoczęłam kubkiem nowej, pysznej herbatki w towarzystwie świeczek i III sezonu lekarzy. ;) (KLIK)
3. Wizyta u dermatologa w Warszawie przy ulicy Grójeckiej. Szczegółową relację znajdziecie TUTAJ.
4. Ostatnie kolokwium przed świętami i ostatnia zarwana noc dla redoksymetrii, zawsze to jakaś odmiana od fizjologii. ;P
5. Najpyszniejsza gorąca czekolada, smakuje jeszcze lepiej niż wygląda. Taaak, to możliwe!
6. Nie mogłam się oprzeć.... ;) Mini zakupy: krem z Ziaji to stały bywalec w mojej łazience, na tusz (One by One Maybelline) skusiłam się po tym  jak Scandaleyes Lycra Flex zaczął doprowadzać mnie do szału, a lakier... urzekł mnie swoim kolorem. Jest naprawdę genialny, trzyma mi się na paznokciach od Sylwestra! Więcej o nim niebawem w haulu. ;)
7. Jako jedyna z bloku udekorowałam balkon. Pierwsze święta "na swoim" zobowiązują. ;)
8. OOTD - w roli głównej czerwona sukienka H&M i torba większa ode mnie.
9. Medyczna wigilia. ;)



1,2,3. Moja mama ma bzika na punkcie świątecznych dekoracji, czego dowód widzicie powyżej.
4. Mój świąteczny makijaż! Kosmetyki, po które sięgnęłam w wigilijny wieczór możecie zobaczyć TUTAJ.
5. Wpadłam w szał przeglądania asortymentu drogerii internetowych, nie mogłam oprzeć się pokusie i w MintiShop wpadło kilka rzeczy do koszyka...
6. Poświąteczny wypad do kina i małe zakupy, część druga Igrzysk Śmierci mnie nie porwała...
7. Tygodniowe wyzwanie codziennego pisania postów zakończone sukcesem! :))) TUTAJ znajdziecie listę postów, które opublikowałam się w tym okresie.
8. Nadrabiam serialowe zaległości.
9. Szary powrót do rzeczywistości i porannego zakuwania, czyli kawa, fizjologia i ja. ;<

A Wam jak minął grudzień? Nadal cierpicie na poświąteczne lenistwo? 
Ja w poniedziałek niestety wracam już do Bydgoszczy, przeraża mnie wizja stycznia na uczelni, czas przed sesją jest zawsze masakryczny... Życzcie mi powodzenia i szybkiego powrotu do zdrowia!

PS. Macie ochotę na post z prezentami, które dostałam, czy odczuwacie już przesyt tą tematyką? ;)
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...