21 lut 2016

Nowości w kosmetyczce.

Pierwszy od dawna samotnie spędzany niedzielny poranek przyprawia mnie o złość i funduje nie najlepszy humor na resztę dnia. Chyba za bardzo przyzwyczaiłam się już do rodzinnego śniadania i zapachu kawy, który w niedzielę wydaje się być jeszcze bardziej wyjątkowy niż zwykle. Moja druga połówka, którą zwykle o tej porze doprowadza do szału mój dzwoniący od piątej rano budzik i wrodzone poukładanie, z którym stara się walczyć sprowadzając mnie na złą stronę mocy swoim "jeszcze piętnaście minut", też nie mogła być tu teraz ze mną... Bydgoszcz nie pachnie dziś szczęściem, a ja na samą myśl o jutrzejszej wejściówce, którą rozpoczynam nowy semestr (powiedzcie, że nie tylko u mnie sesja całym rokiem...) wkurzam się niemiłosiernie... Że też nie wymyślili jeszcze lekarstwa na tęsknotę. :P
Wyciągnęłam zatem nowy koc, opatuliłam się nim szczelnie i z kubkiem ciepłej wody z cytryną, którą od jakiegoś czasu zaczynam każdy dzień, nadrabiam zaległości w blogosferze. Przygotowałam dzisiaj dla Was krótki przegląd nowości, które jakiś czas temu powiększyły mój kosmetyczny zbiór. Mam nadzieję, że wypatrzycie dla siebie coś ciekawego. :)

Na początek może styczniowe Shiny, co do którego osobiście mam mieszane uczucia...


W środku znalazłam siedem produktów, z czego 5 jest produktami pełnowymiarowymi.

1) YASUMI EYES&LIPS CONTOUR CREAM (29zł/5ml)- miniaturka kremu pod oczy, który akurat bardzo przydał mi się na nasz wyjazd do Krakowa. Użyłam go kilkanaście razy i jest całkiem przyjemny, ma delikatną konsystencję, dobrze się wchłania i nie podrażnia oczu, ale chyba nie pokusiłabym się o zakup pełnowymiarowego opakowania, gdyż cena jest dość wysoka. Natomiast fajnie było go przetestować. :)

2) WIBO LAKIER DO UST (produkt pełnowymiarowy, 10,50zł/10ml)- trafiłam na odcień czerwony, który mam już w swojej kolekcji, ale w starszej, bardziej płynnej formule. Nowa jest według mnie dużo przyjemniejsza w aplikacji i trwalsza. Nie sięgam po ten produkt zbyt często, raczej od wielkiego dzwonu, bo nie noszę takich kolorów na co dzień, więc nieszczególnie cieszy mnie obecność drugiego egzemplarza w pudełku.

3) ADIDAS ANTYPERSPIRANT CLIMACOOL (produkt pełnowymiarowy)- upominek od Inspired by, mnie trafił się akurat produkt z pudełka Ewy Chodakowskiej, który według mnie jest najsłabszą opcją ze wszystkich dostępnych. W pudełku mogła pojawić się również maskara Rimmell, odżywka w piance Pantene, a także olejek kokosowy Efektima albo masło do ciała naszej polskiej marki Farmona. Antyperspirant zużyć zużyję, ale... mogło być lepiej. ;)

4) BIC golarka dla kobiet (produkt pełnowymiarowy, 7zł/szt)- podobnie jak w przypadku antyperspiranty- przyda się, ale bez szału. ;) Nie wiem jak Wy, ale ja niespecjalnie przepadam za produktami BIC jeśli chodzi o depilację... Zdecydowanie bardziej wolę Wilkinsona.
Zamiast maszynki w pudełku mógł pojawić się również produkt marki EQUALIBRA- nawilżająca odżywka zwiększająca objętość włosów. Szkoda, że na nią nie trafiłam.

5) BALNEOKOSMETYKI brokatowy lakier do paznokci (produkt pełnowymiarowy, 19,90zł/11ml)- od sierpnia nałogowo noszę hybrydy, więc osobiście jest mi zupełnie zbędny i nieprzydatny...

6) SILCARE lakier do paznokci (produkt pełnowymiarowy, 5,99zł/szt)- jak wyżej...


W tym miesiącu wygrały miniaturki, gdyż kolejnym produktem, który oprócz kremu pod oczy, bardzo mnie ucieszył i który swoją drogą okazał się być moim hitem, jest:

7) MONTIBELLLO Kuracja do włosów 12 w 1 (25zł/50ml)- zupełnie nie znam tej marki i mam z nią styczność po raz pierwszy, ale muszę Wam powiedzieć, że zakochałam się w tym produkcie już po pierwszej aplikacji. Używam go jako odżywki w sprayu, na umyte i prawie suche już włosy przed ich rozczesaniem. Jest świetny. :) Moje włosy nie są zbyt wymagające, odkąd przestałam je farbować, prostować i suszyć, są naprawdę w dobrej kondycji i niewiele potrzeba im do szczęścia, ale ta odżywka sprawia, że wyglądają jeszcze lepiej niż zwykle. Są miękkie, sypkie, lśniące i pięknie pachną. Nie mogłam przestać ich dotykać. :) Myślę, że zaopatrzę się w pełnowymiarowy produkt, gdyż w moim przypadku taka odżywka starcza na całe wieki. Bardzo Wam polecam!

W pudełku jako upominek-niespodziankę znalazłam również koszulkę ze sklepu internetowego Pewex:


Będzie super do spania. :)

Podsumowując, w tym miesiącu pudełko niezbyt przypadło mi do gustu... Być może gdybym nie trafiła na antyperspirant i maszynkę, a przy tym nie odzwyczaiła się od tradycyjnych lakierów i nie miała identycznego produktu do ust, moja opinia wyglądałaby trochę inaczej. Tymczasem uważam, że w porównaniu do grudniowej edycji, box styczniowy wypada wyjątkowo słabo...
ShinyBox grudzień 2015

W poprzednim miesiącu pojawił się m.in genialny krem pod oczy marki Vianek, peeling kawowy Body Boom o boskim cynamonowym zapachu i pomarańczowy olejek do ciała Mokosh, który umilał mi zimowe wieczory. Pudełko według mnie było dużo bardziej przemyślane i trafione.
Nie będę się jednak teraz na ten temat rozwodzić, opowiem Wam o tych produktach w ulubieńcach.










Lecimy dalej! Pokażę Wam teraz moje mini zakupy z Rossmanna, Biedronki i SuperPharm.


Piankę ISANA lubię i używam jej od dawna, natomiast zestaw do włosów z pokrzywą i zieloną herbatą Joanna Naturia, wrzuciłam do koszyka, bo akurat był w promocyjnej cenie, a ja potrzebowałam czegoś na już (tak to już jest z tymi niespodziankami ;)). Muszę przyznać, że pierwsze wrażenia są całkiem pozytywne, myślę że moje cienkie, pozbawione objętości włosy mogą ten duet polubić. :) Szamponu używałam już wcześniej, jest lekki i dobrze oczyszcza skórę głowy, natomiast odżywka jest dla mnie nowością, ale pamiętam że swego czasu robiła niezłą furorę w blogosferze. Potestujemy i zobaczymy. :)


Płyn micelarny BeBeauty- nie używałam go całe wieki, bo nigdzie nie mogłam go dorwać. A bardzo lubię. :)

Emulsja do higieny intymnej Intimea- zazwyczaj używam produktów Ziaji, ale do Rossmanna w sesji było nie po drodze. Jest całkiem, całkiem.

Aktywny żel głęboko oczyszczający do mycia twarzy Under 20- strasznie polubiłam się ostatnio z produktem do oczyszczania twarzy La Roche-Posay z serii Effaclar, ale zanim zdecyduję się na pełnowymiarowe opakowanie, chciałam spróbować jeszcze czegoś tańszego. Koleżanka poleciła mi ten produkt, bo u niej sprawdzał się tak samo dobrze, ale ja niestety widzę różnicę... Oczyszcza, ale lubi podrażniać skórę i ma tendencję do jej przesuszania. Nie wycisza też tak dobrze zmian, nie uspokaja skóry i generalnie raczej do niego nie wrócę. Na plus zaliczam cenę (dorwałam go za siedem złotych z kawałkiem) i wygodne opakowanie z pompką.


Emulsja do mycia twarzy z granatem Alterra- wrzuciłam ją do koszyka, bo pamiętam że wcześniej super się u mnie sprawdzała do porannego oczyszczania twarzy i tak zwanego "drugiego mycia" (do demakijażu według mnie totalnie się nie nadaje). Teraz nie sprawdza się w ogóle... Nie wiem czy przez rok tak zmieniły mi się upodobania kosmetyczne, ale strasznie denerwuje mnie uczucie, które ten produkt pozostawia na skórze... mam wrażenie, że skóra jest taka... niedomyta? Do tego lepka, klejąca... Drażni mnie też jakby lekko alkoholowy zapach, którego wcześniej zupełnie tu nie czułam. Dam jej jeszcze szansę, ale na dzień dzisiejszy jestem bardziej na nie niż na tak i zdecydowanie mam ochotę wrócić do miceli.

Oczyszczające plasterki na nos tea tree Beauty Formulas- plasterki jak plasterki, nie widzę między nimi większej różnicy. Są ok. :)

Oczyszczająco matująca maseczka z glinką termalną do cery mieszanej Perfecta- kupiłam ją, bo skończyła mi się glinka Organique i Mokosh, a chwilowo nie miałam możliwości ich zakupu. Powiem Wam, że dawno nie trafiłam na takiego bubla. Przede wszystkim ta maseczka w ogóle nie oczyszcza, mam wrażenie że mogłabym nie nałożyć jej wcale, efekt byłby dokładnie taki sam. Mało tego, strasznie podrażnia skórę... Zdecydowanie jej Wam nie polecam, nie jest warta nawet tych 11 zł, które zapłaciłam za nią w promocji.


Podkład Maybelline Affinitone- używałam go jakiś czas temu i nie był najgorszy. Od tamtej pory minęło trochę czasu, a kondycja mojej cery zdecydowanie się poprawiła, więc pomyślałam, że spróbuję, może tym razem może sprawdzi się lepiej. Pamiętam, że ubiłam jego efekt krycia i żółte tony, które ładnie maskowały zaczerwienienia. Jeśli macie ochotę przeczytać więcej na jego temat to odsyłam Was do TEGO posta. Nie był drogi, zapłaciłam za niego około 17-18 zł.

Korektor w płynie Miss Sporty #001 Light- w tej kategorii cenowej (mniej niż 10 zł) chyba nie ma sobie równych (lubię również korektor z Essence i Eveline, ale są ciut droższe). Jest lekki, rozświetlający, ładnie kryje delikatne zaczerwienienia i cienie pod oczami i na co dzień sprawdza się bez zarzutów. Po nieprzespanej nocy przydałoby się użyć coś bardziej kryjącego do tak zwanych zadań specjalnych, ale do codziennego, delikatnego, naturalnego makijażu jest jak najbardziej ok. To już moje kolejne opakowanie, nie widzę sensu, żeby przepłacać.

Konturówka Lovely Perfect Line #1- piękny, zgaszony odcień różu, idealny na co dzień. Świetnie współgra z większością szminek, które posiadam, ale lubię nakładać ją również na całe usta, bo daje piękny, matowy efekt. Może je co prawda trochę przesuszać, ale pomadka ochronna nałożona wcześniej spokojnie daje sobie z tym radę. :) Kredka nie jest bardzo trwała, utrzymuje się raczej do pierwszego posiłku, ale za taką cenę nie wymagałabym cudów. Za sprawą tego produktu zdecydowanie polubiłam kredki do ust i mam ochotę zaopatrzyć się w kolejne egzemplarze. Jeśli lubicie neutralne kolory na ustach i możecie mi coś polecić to będę bardzo wdzięczna!

Automatyczna konturówka Bell HypoAllergenic #03- zakochałam się w niej za sprawą mojej siostry, ale muszę przyznać, że ona wygląda w niej zdecydowanie ładniej (jak we wszystkim zresztą :D). Kolor jest piękny, ale bardzo intensywny i w moim przypadku jedynie na większe wyjścia. Nie lubię ciemnych ust na co dzień, nie podoba mi się taki look i toleruję go tylko u mojej siostry, która wydaje się być do czerwonych i wiśniowych ust, wręcz stworzona. Wracając jednak do samej kredki- jest trwała, ale bardzo przesusza usta, więc uważajcie. ;)


I ostatnie dwa produkty...


Maskara Mega Plush Maybelline- jeszcze jej nie używałam, ale bardzo  lubię tusze Maybelline, więc sądzę że i ten sprawdzi się u mnie dobrze.

Szminka Essence #02 All you need is red- kupiłam ją jeszcze w Zakopanem, chyba pod wpływem chwili i miałam na sobie aż... jeden raz. Nie mniej jednak kolor jest bardzo ładny, to trochę taka pomidorowa czerwień, która według mnie najbardziej pasuje blondynkom.



Na dziś to już wszystko. :)
Koniecznie dajcie znać czy miałyście styczność z którymś z bohaterów dzisiejszego posta i jakie macie zdanie na ich temat. Jest ciekawa co sądzicie o styczniowej edycji pudełka Shiny... jesteście zawiedzione zawartością tak jak ja, czy może wręcz przeciwnie? 

Czekam na Wasze komentarze, a sama uciekam wyczarować sobie jakieś pyszne śniadanie na poprawę nastroju, a później siadam już do tej nieszczęsnej farmakoekonomiki i walczę z materiałem na jutrzejszą wejściówkę.
Dzisiejszy post uświadomił mi jak bardzo chciałabym wrócić do regularnego blogowania... W kalendarzu czeka kilka pomysłów na nowe posty, trzymajcie kciuki, by mój zapał nie okazał się być słomiany i by czas pozwolił mi bywać tutaj częściej... :)

Ściskam ciepło!

INSTAGRAM

https://www.instagram.com/soonnaaillee/
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...