31 gru 2011

Sylwestrowa noc, noworoczne postanowienia.

Rok 2011 dał mi ogrom radości i przyniósł masę zmian, ku lepszemu. Stoczyłam niejedną walkę sama ze sobą, z których całe szczęście wyszłam silniejsza. Stworzyłam bloga, poznałam nowych ludzi, zaczęłam intensywnie pracować nad swoimi marzeniami. Nie wiem jak Wy, ale ja zawsze wraz ze zbliżającym się nadejściem stycznia, gdzieś podświadomie nastawiam się na nowy początek. Tak jakby lada moment miał nastąpić jakiś ważny przełom. Rozumiecie o czym mówię? Może to za sprawą refleksji na temat minionych miesięcy? A może to noworoczne postanowienia niosą ze sobą taką magię? Tak czy inaczej  głęboko wierzę, chcę wierzyć, że nowy, 2012 rok będzie pełen ambitnych wyzwań, przyniesie spełnione marzenia i dużo radości z każdego dnia. Oby był lepszy niż poprzedni, czego i Wam z całego serca życzę!

Ale to jeszcze nie koniec na dziś. Przy okazji tej końcoworocznej notki i krążącego ostatnio po blogach TAGu, postanowiłam jednak podzielić się z Wami swoimi planami, zamiarami i postanowieniami (kosmetycznymi i nie tylko). Co z nich wyjdzie, przekonamy się  dokładnie za rok. Nie mniej jednak już dziś trzymajcie kciuki, aby się udało! :)

1. Zadbam o włosy. Zniszczone farbowaniem, codziennym suszeniem i prostowaniem, zasługują na szczególną uwagę i solidną odbudowę. Mam zamiar rozpocząć przygodę z olejami, postawić na intensywne nawilżanie i bardziej naturalną pielęgnację. Musi się udać! Blog Anwen jest moją kopalnią wiedzy.
2. Będę częściej używać różu i bronzera. Kosmetyki te potrafią zdziałać prawdziwe cuda, a mimo wszystko ja cały czas sięgam po nie tak rzadko! Czas to zmienić, zdecydowanie.
3. Zainwestuję w profesjonalne pędzle do makijażu. Przynajmniej ten do podkładu, pudru i konturowania twarzy. Obiecuję to sobie już od dawna, a mimo wszystko cały czas wychodzi jak wychodzi. Mam dość zadowalania się gąbeczkami i innymi tego typu. Odpuszczę sobie niepotrzebny enty lakier czy balsam, ale pędzle w końcu mieć muszę!
4. A teraz bardziej prywatnie. Zrobię WSZYSTKO aby dostać się na wymarzone studia. To moje marzenie numer jeden. Będzie ciężko, cholernie ciężko. I być może, że się nie uda. Ale muszę mieć poczucie, że zrobiłam wszystko co mogłam, co było w mojej mocy, aby nigdy nie musieć pluć sobie w brodę z tego powodu.
5. A jeśli jakimś cudem jednak się uda i zostanę studentką Akademii Medycznej, to zafunduję sobie najlepsze wakacje w życiu. Albo pójdę do pracy. A za zarobione pieniądze kupię białą toaletkę i perfumy Fragile, na które do tej pory nie było mnie stać, a o których zawsze marzyłam.

Bawcie się dzisiaj dobrze. Nieważne czy w domu, na prywatce czy wielkim balu. Niech ta noc dostarczy Wam wielu wrażeń i pozostawi po sobie mnóstwo niezapomnianych wspomnień. Do zobaczenia w 2012! :*

29 gru 2011

W pogoni za zniewalającym spojrzeniem.

Tusze do rzęs zmieniam jak rękawiczki. Przetestowałam ich niezliczoną ilość, a mimo to cały czas szukam swojej maskary wszechczasów. Najbliżej ideału jest Maybelline Colossal Volum Express i to właśnie do niego wracam najczęściej. Ale dzisiaj nie o nim! Skuszona przyciągającym wzrok opakowaniem i duża szczoteczką zdecydowałam się sprawdzić, czy One by One rzeczywiście przepięknie pogrubia, rozdziela i wydłuża i czy nada moim krótkim i jasnym rzęsom oczekiwanej objętości i wyrazistego wyglądu. Jesteście ciekawi czy i w jakim stopniu obietnice producenta pokryły się z rzeczywistością? Zapraszam do dalszej lektury. :)


Maybelline One by One

Koralowe opakowanie zdecydowanie cieszy oko i zachęca do użytkowania. Ale to już zdążyliście zauważyć. Przejdźmy do szczoteczki. Chętnie sięgam po te duże, jednak nie do końca potrafiłam przekonać się do silikonowych. Pomyślałam: ryzyk fizyk. I stało się. Wrażenia? Jest elastyczna, ma fajny kształt i dobrze łapie rzęsy. Wydawałoby się więc, że aplikacja jest prosta i wygodna. Jednak nic z tych rzeczy! Sam tusz ma bowiem dziwną konsystencję, na początku jest dość rzadki i strasznie mokry. W rezultacie rzęsy są posklejane, a powieka cała upaćkana.
Jeżeli chodzi o działanie, to również bez fajerwerków. Tusz rzeczywiście wydłuża rzęsy, jednak o podkręcenie nie jest już tak łatwo. Nie mówiąc już o pogrubieniu. Jedna warstwa nie nadawała rzęsom praktycznie żadnej objętości, a przy kolejnej z kolei strasznie łatwo o efekt owadzich nóżek.



Niezadowolona wróciłam więc do sprawdzonego Colossala. A gdy ten się skończył, z braku laku byłam zmuszona sięgnąć po Pana ze zdjęcia. Jakież było moje zdziwienie, gdy po przeleżeniu dwóch miesięcy w koszyku, stał się kosmetykiem nie do poznania!
Zmieniła się jego konsystencja (zgęstniał), a co za tym idzie także działanie. Warto było dać mu drugą szansę, efekt był o niebo lepszy. Zresztą oceńcie same.

Podsumowując: Zaraz po otwarciu tusz kompletnie się u mnie nie sprawdził. Sklejał moje krótkie i rzadkie rzęsy. Jednak z upływem tygodni staje się coraz lepszy. Ładnie wydłuża i przyzwoicie pogrubia, nie pozostawiając grudek. Jest bardzo wydajny, nie podrażnia i łatwo się zmywa. Plus za intensywny czarny kolor. Minusy? Podczas aplikacji brudzi powiekę, zdarza się także, że po kilku godzinach się na niej odbija i osypuje.
Czy kupię ten produkt ponownie? Raczej nie. Będę szukała czegoś lepszego, albo po raz enty wrócę do Colossala.


A Wy znacie One by One? Podbił Wasze serducha? A może polecicie mi jakiś fajny, sprawdzony i lubiany przez Was tusz? Chętnie wypróbuję coś nowego. Czekam na Wasze komentarze! :)

27 gru 2011

Mała czarna.

Uniwersalna, elegancka, kobieca i zawsze na czasie. Świetna na każdą okazję i okoliczność, nadaje się do pracy, na rodzinny obiad, randkę czy imprezę. Sukienka, która nigdy nie wychodzi z mody, w której zawsze czujesz się dobrze. Zdecydowany must have w szafie każdej z nas.

29.12.2011r.
Z racji tego, że wczoraj wybrałam  się na imprezę, która zamknęła tegoroczny sezon osiemnastek, postawiłam właśnie na nią. Koronkowa mini na ramiączka, kupiona z myślą o moim wejściu w dorosłość, towarzyszyła mi w tym roku na niejednej zabawie. W połączeniu ze szpilkami i ładnym makijażem, prezentuje się naprawdę nieziemsko!

Najbardziej lubię zestawiać ją z czerwonymi szpilkami i prostymi, czarnymi dodatkami. Do tego na paznokciach lakier w kolorze bucików i voila!


Z fryzurą również nie kombinuję, stawiam na rozpuszczone, wyprostowane włoski. Nie ma co przesadzać, w końcu mniej znaczy więcej. Pozostało jeszcze tylko podkreślić oczy czarną kreską i mocno wytuszowanymi rzęsami, nałożyć nudziaka na usta i zaopatrzyć się w uśmiech i dozę dobrego humoru.


Tymczasem życzę wszystkim miłego popołudnia! Usiądźcie z kubkiem gorącej herbaty i dobrą książką, zapalcie świeczki, włączcie spokojną muzykę i delektujcie się chwilą wolnego czasu.

Ale wcześniej koniecznie dajcie znać czy też lubicie małe czarne i z czym najchętniej je zestawiacie. Czekam na Wasze komentarze!

26 gru 2011

W królestwie prezentów.

Leniwy, świąteczny poranek bez wątpienia ma w sobie coś magicznego. Nie ma to jak opychać się jogurtową milką w ciepłym łóżku, czekając na wołanie taty: "Kasiu, śniadanie!". Zero pośpiechu i zero biologii. Potrzebowałam takiego odrealnienia.
Planowałam wrzucić na bloga trochę zdjęć z wigilii, pokazać Wam choinkę i swojego kochanego brzdąca w towarzystwie Świętego Mikołaja, ale jak na złość po dwóch pierwszych pstryknięciach wysiadł mi aparat.  Dosłonie szlag mnie trafiał. To już jakaś plaga.
Tak więc fotorelacji z wigilii nie będzie, ale za to mogę pochwalić się Wam wszystkim tym, czym obdarował mnie w tym roku Pan Siwobrody. Chyba byłam wyjątkowo grzeczna.

Dobra, dość tego gadania. Wijtacie w królestwie prezentów! :)


"Samotność w sieci". Od dawna już pewien Pan próbował namówić mnie na przeczytanie, ale zniechęcona filmem, pozostawałam nieugięta. Mimo wszystko cieszę się strasznie, że J.L.Wiśniewski po raz kolejny trafia w moje łapki. Szykują się zarwane noce w jego towarzystwie. :)
Prezent numer dwa to zegarek na łańcuszku. Mam już jeden w kształcie serduszka, kolejny do kolekcji także się przyda. Tego typu dodatek jest świetnym uzupełnieniem nawet najzwyklejszej bluzki czy sweterka. Idealny na każdą okazję.
Nie obyłoby się też bez kosmetyków! Mikołaj dostrzegł we mnie kosmetykoholiczkę i podarował mi zestaw produktów z  ulubionej serii Kozie Mleko od Ziaji. Trafił w dziesiątkę, bo właśnie kończył mi się krem do rąk i twarzy.

A jakby tego było mało, dorzucił mi jeszcze zestaw avonowy. Seria Skin so Soft chodziła za mną już od dawna. Wreszcie będę mogła na własnej skórze przekonać się czy rzeczywiście tak dobrze nawilża i wygładza. Szykuje się wielkie testowanie i sporo nowych recenzji!
Dzięki starszemu braciszkowi stałam się też posiadaczką perfum DKNY Be Delicious. Delikatny, dziewczęcy zapach. Będzie idealny wczesną wiosną. No i ta butelka! Niczym jabłuszko. :)

I na koniec pomadka waniliowa bebe. Pachnie przepięknie! Nic tylko ją zjeść. :) Natomiast co do działania, to nie jestem zachwycona. Nie podoba mi się też błyszcząca poświata jaką pozostawia. Raczej zostanę przy sprawdzonych, ulubionym Carmexie.








Oprócz tego dostałam też przepiękną świeczkę (zapomniałam zrobić zdjęcia!), trochę gotówki i ubrań. Ale o nich może przy następnej okazji. :)
Ale i tak najpiękniejszym prezentem, są chwile spędzone z ukochanymi osobami. Wczorajsze popołudnie zdecydowanie upłynęło mi w magicznej atmosferze. Oby dzisiejsze nie było gorsze! Wam też tego życzę. Korzystajcie z tych ostatnich świątecznych, przepełnionych ciepłem rodzinnym i miłością chwil.

PS. Dziękuję za wszystkie życzenia. Zarówno te zostawione w komentarzach, jak i przesłane na maila. Po raz kolejny daliście mi dużo radości. Słodki buziak dla Was! :*
*zdjęcia nie są moją własnością. Znalazione zostały w grafice google.pl

24 gru 2011

Życzę Wam i sobie.


Kochane,
życzę Wam (i sobie samej) pięknie przeżytych, rodzinnych, spokojnych świąt. By były czymś więcej niż całodniową krzątaniną w kuchni i pucowaniem podłóg i okien. Zadumy nad płomykiem świecy, chwil roziskrzonych kolędą, nadziei i wiary. W siebie, w marzenia i w każdy kolejny dzień.
Pięknych wspomnień, dużo powodów do uśmiechu i jeszcze więcej miłości. Bo przecież ona jest najważniejsza.

Ściskam Was mocno i całuję,
Sonnaille


"Święta dlatego w takiej u nas cenie,
Że są nieliczne w różnych dni bezliku,
Jak te kosztowne, najgrubsze kamienie,
Z rzadka dzielące perły w naszyjniku. "
W. Szekspir

23 gru 2011

O serii przeciwtrądzikowej BioClin Acnelia słów kilka.

Wspominałam już, że jestem rannym ptaszkiem? Dzień wolny od szkoły, budzik nie zadzwonił, przed siódmą już na nogach. Podziwiam sama siebie.
Zrobiłam sobie pyszną malinową herbatkę i zanim zabiorę się za ostatnie porządki i tworzenie pyszności w kuchni, przybywam do Was z nowym postem. Postanowiłam w końcu podzielić się z Wami swoimi odczuciami na temat dermokosmetyków włoskiej firmy Istituto Ganassini, a ściślej mówiąc chodzi o serię przeciwtrądzikową BioClin Acnelia.

Dzięki uprzejmości Pani Beaty do testów otrzymałam próbki trzech produktów: 4 saszetki żelu oczyszczającego BioClin Acnelia C (razem 40ml), 3 małe tubki kuracji przeciwtrądzikowej BioClin Acnelia K (razem 9ml) i 3 tubki emulsji do cery trądzikowej BioClin Acnelia M (razem 15ml). Nigdy nie miałam jakichś poważnych problemów z cerą, nie mniej jednak tłusta cera T i niewielkie niespodzianki nie są mi obce. Nie mam jednak zbyt dużego doświadczenia z produktami tego typu. Do tej pory sięgałam po zwykłe drogeryjne kosmetyki przeznaczone do cery problematycznej, nie inwestowałam w droższe i bardziej profesjonalne.
Przyznam szczerze, że bardzo ciężko jest mi ocenić tę serię. Kilka/kilkanaście mililitrów produktu to naprawdę niewiele. Moim zdaniem zbyt mało, aby wypowiedzieć się na temat nie tylko wydajności, ale przede wszystkim działania. Mam mieszane uczucia.

ŻEL OCZYSZCZAJĄCY BIOCLIN ACNELIA C


Pojemność: 200 ml
Cena: 29,27 zł 
OD PRODUCENTA: Żel do codziennego oczyszczania skóry mieszanej, tłustej i skłonnej do zmian trądzikowych. Dzięki wyselekcjonowanym składnikom aktywnym skutecznie zapobiega powstawaniu zmian trądzikowych. Delikatny w działaniu. Nie wysuszając czyści skórę, dokładnie usuwając zanieczyszczenia, nadmiar sebum i pozostałości po makijażu. Dogłębnie oczyszcza pory sprawiając, że stają się one mniej widoczne. Delikatnie złuszcza zewnętrzne warstwy epidermy, stymulując odnowę komórkową. Reguluje i normalizuje produkcję sebum. Hamuje rozwój bakterii odpowiedzialnych za trądzik. Preparat pozostawia skórę dokładnie i głęboko oczyszczoną. Pory są mniej widoczne, a skóra jest wyraźnie wygładzona zyskując „efekt nowej skóry”.
Składniki: Aqua • Sodium Lauroyl Sarcosinate • Polysorbate 20 • Glycerin • Cocamidopropyl Betaine • Sodium Cocoamphoacetate • Lauryl Polyglucose • Sodium Methyl Cocoyl Taurate • PEG-120 Methyl Glucose Dioleate • Propylene Glycol • Coco-Glucoside • Xylitol • PEG-7 Glyceryl Cocoate • Sodium Salicylate • Sebacic Acid • 10-Hydroxydecanoic Acid • 1,10-Decanediol • Dipotassium Glycyrrhizate • Tocopheryl Acetate • Zinc PCA • Hydrolyzed Hyaluronic Acid • Allantoin • Bisabolol • Glyceryl Oleate • PPG-26-Buteth-26 • Citric Acid • PEG-40 Hydrogenated Castor Oil • C12-13 Alkyl Lactate • Glycine Soja Oil • Butylene Glycol • Imidazolidinyl Urea • Phenoxyethanol • Methylparaben • Ethylparaben • Propylparaben • Disodium EDTA • BHA • BHT • Parfum.
MOJA OPINIA: Jak dla mnie to najlepszy produkt z całej trójki. 40 ml pozwoliło mi się z nim polubić. Używałam go codziennie rano i wieczorem- po zmyciu makijażu. Bardzo przyjemnie się go stosuje, ładnie pachnie i dobrze się pieni. Działanie również na plus. Oczyszcza skórę z zanieczyszczeń, pozostawia ją wyraźnie odświeżoną, powiedziałabym że nawet lekko napiętą. Zastanawiam się nad zakupem pełnowymiarowego opakowania, żel naprawdę przypadł mi do gustu.

KURACJA PRZECIWTRĄDZIKOWA BIOCLIN ACNELIA K:

Pojemność: 30 ml
Cena: 38, 13 zł
OD PRODUCENTA: Kuracja przeciwtrądzikowa o działaniu mikro złuszczającym do skóry tłustej i skłonnej do wyprysków. Wygładza powierzchnię skóry. Minimalizuje niedoskonałości skóry. Zapobiega rozmnażaniu się bakterii odpowiedzialnych za trądzik. Niedoskonałości skóry zostają usunięte, zaczerwienienia zmniejszone, a skóra odzyskuje jednolity wygląd i blask. 
Składniki: Aqua • Hydrogenated Didecene • Di-C12-13 Alkyl Malate • Butylene Glycol • Dimethicone/divinyldimethicone/silsesquioxane Crosspolymer • Sorbitan Olivate • Glycerin • Cetearyl Olivate • Sodium Salicylate • Dimethicone • Propylene Glycol • Cetyl Palmitate • Triethanolamine • Zinc PCA • Copper PCA • Sebacic Acid • 10-Hydroxydecanoic Acid • Hydrolyzed Hyaluronic Acid • 1,10- Decanediol • Bisabolol • Dipotassium Glycyrrhizate • Tocopheryl Acetate • Allantoin • Tannic Acid • Sorbitan Palmitate • Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer • Cera carnauba • Xanthan Gum • Imidazolidinyl Urea • Methylparaben • Pentaerythrityl Tetra-di-t-Butyl Hydroxyhydrocinnamate • Propylparaben • Disodium EDTA • Parfum.

MOJA OPINIA: Po pierwszym użyciu byłam zachwycona. Niedoskonałości rzeczywiście zostały usunięte. Jednak z każdym kolejnym użyciem efekty słabły. Być może moja cera przyzwyczaiła się do działania tego produktu i dlatego nie przynosił on już oczekiwanych rezultatów. Po dwóch tygodniach zauważyłam również zdecydowane przesuszenie okolic nosa, miejscami policzków.

EMULSJA PRZECIWTRĄDZIKOWA BIOCLIN ACNELIA M:
Pojemność: 40 ml
Cena: 34, 93 zł
OD PRODUCENTA:  Emulsja do codziennej pielęgnacji skóry mieszanej, tłustej i skłonnej do zmian trądzikowych. Dzięki wyselekcjonowanym składnikom aktywnym nawilża, reguluje wydzielanie sebum i zapobiega powstawaniu zmian trądzikowych. Skóra jest idealnie nawilżona, jednolita, gładka i matowa.
Składniki:Aqua • Hydrogenated Didecene • Dimethicone/divinyldimethicone/silsesquioxane Crosspolymer • Butylene Glycol • Sorbitan Olivate • Glycerin • Cetearyl Olivate • Di-C12-13 Alkyl Malate • Dimethicone • Propylene Glycol • Cetyl Palmitate • Sodium Salicylate • Zinc PCA • Copper PCA • Hydrolyzed Hyaluronic Acid • Sebacic Acid • 10-Hydroxydecanoic Acid • Bisabolol • Dipotassium Glycyrrhizate • Tocopheryl Acetate • Tannic Acid • Allantoin • 1,10-Decanediol • Sorbitan Palmitate • Acrylates/C10-30 Alkyl Acrylate Crosspolymer • Cera carnauba • Xanthan Gum • Triethanolamine • Imidazolidinyl Urea • Methylparaben • Pentaerythrityl Tetra-di-t-Butyl Hydroxyhydrocinnamate • Propylparaben • Disodium EDTA • Parfum.

MOJA OPINIA: Emulsję stosowałam zgodnie z opisem podanym przez producenta, dopiero po zakończeniu kuracji przeciwtrądzikowej. Produkt nadaje się pod makijaż, szybko się wchłania, ładnie matuje, zmniejsza wydzielanie sebum. Po jego użyciu błyszczenie się strefy T opóźnia się w czasie. Jednak minusem jest to, że wysusza i daje nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Cały czas czułam, że skóra potrzebuje porządnego kremu nawilżającego.

Podsumowując: Żel zdecydowanie na plus, emulsja również sprawdza się dobrze, ale raczej u osób z typowo tłustą cerą. Moją mieszaną jednak za bardzo wysusza. Kuracja przeciwtrądzikowa najmniej przypadła mi do gustu. Być może gdybym zużyła całe pełnowymiarowe opakowanie, stan mojej cery widocznie by się poprawił.
Kosmetyki dostępne są wyłącznie w sklepie internetowym. Wszystkich zainteresowanych zachęcam do zakupu.

W tym miejscu dziękuję firmie Werner i Wspólnicy  za udostępnienie mi tych produktów w celu ich przetestowania i zrecenzowania i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na ich temat jest szczera i całkowicie obiektywna.

20 gru 2011

Przedświątecznie.

Wam też brakuje czasu na cokolwiek? Ja znowu muszę z przykrością stwierdzić, że obecnie moje życie ogranicza się do podróży szkoła- dom. Do tego dochodzą jeszcze nieprzespane noce i to znienawidzone przeze mnie uczucie ciężaru na serduchu. Oby było lepiej. Musi być. W końcu święta, magiczny czas...

Nawet nasza biologiczka poczuła przedświąteczny klimat i odpuściła nam dzisiejszy powtórkowy kolos z bezkręgowców. Cuda się jednak zdarzają!


Prezenty mam już właściwie prawie kupione. Swoją drogą uwielbiam tę bieganinę po sklepach w poszukiwaniu wyjątkowych rzeczy dla wyjątkowych osób. Strasznie żałuję, że w tym roku nie miałam czasu na prawdziwy przedświąteczny shopping. Ach, ta maturalna klasa.

I mimo, że z roku na rok czuje się te święta coraz mniej, to mnie nadal ogromnie cieszą sklepowe wystawy, kolorowe bombki, światełka i zapach ulubionego sernika w kuchni. Ta cała atmosfera ma w sobie naprawdę niesamowicie dużo uroku. Aż szkoda, że te magiczne dni tak szybko miną i na następne czekać będzie trzeba cały kolejny rok.


A aparat jak nie działał, tak nie działa. Chyba będę musiała zrobić maślane (lub jak kto woli w stylu kota ze Shreka) oczka do mojego starszego brata i pożyczyć od niego sprzęt, bo zamierzałam w świąteczno-sylwestrowym okresie zasypać Was postami. A bez zdjęć w kosmetycznym świecie przecież ani rusz!
I jako że na obecną chwilę znowu nie mam co wstawić, postanowiłam skorzystać z tego, że Jamapi  zachęciła wszystkie blogerki do zrealizowania TAGu: Ready for Christmas i wziąć udział w zabawie. :) A więc zaczynajmy!

TAG: Ready for Christmas

1. Ulubiony świąteczny film.
Zdecydowanie Kevin sam w domu! Któż go nie kocha? Kevin w święta to już tradycja, a święta bez niego to nie święta. Chociaż chętnie obejrzałabym też Holiday, Świąteczną historię czy Rudolfa Czerwononosnego.
2. Ulubiony świąteczny kolor.
Najbardziej ze świętami kojarzy mi się chyba czerwień i złoto. Pewnie dlatego, że moja mama od zawsze ubierała tak choinkę.
3. Ubierasz się odświętnie czy spędzasz święta w piżamie?
Zdecydowanie to pierwsze. Elegancka bluzka, spódniczka i wyższe buty to dla mnie obowiązkowy zestaw na wigilijną kolację czy świąteczny obiad.
4. Jeżeli w tym roku mogłabyś dać prezent tylko jednej osobie, to kto to by był?
Chyba mój piesuś. Nie umiałabym wybrać wśród najbliższych.
5. Otwierasz prezenty w wigilię czy świąteczny poranek?
Kurcze, strasznie podoba mi się gdy oglądam filmy, jak wszyscy zbiegają się rano i dopiero wtedy rozpakowują prezenty. Ale dla mnie to niewykonalne. Jestem strasznie niecierpliwa i z wrażenia chyba nie spałabym całą noc. Dlatego wigilia to mój czas. :D

7. Czy kiedykolwiek zbudowałaś dom z piernika?
Nie, szczerze mówiąc nawet nigdy nie przyszło mi to do głowy. Chyba nawet bym nie umiała.
8. Co lubisz robić podczas przerwy świątecznej?
Wszystko to na co nie mam czasu na codzień. Cieszę się wolnymi chwilami i wykorzystuję je najlepiej jak mogę. Spędzam czas z tymi, których kocham, leniuchuję, spaceruję, nadrabiam książkowe i filmowe zaległości, a jeśli pogoda sprzyja to zdarza mi się także wyjść na sanki. Zero biologii i chemii!
9. Jakie świąteczne życzenia?
Nadziei, wiary i miłości. W Święta i w każdy następny dzień.
10. Ulubiony bożonarodzeniowy zapach?
Mandarynki, sernik, pierniki i cynamon!
11. Ulubione bożonarodzeniowe jedzenie?
Zdecydowanie ciasta. Wszelkiego rodzaju. I pierogi z serem mojej babci. Pycha!

Kochane, i ja zachęcam Was do wzięcia udziału w tej zabawie. Jestem strasznie ciekawa jak Wy spędzacie święta i co w nich kochacie najbardziej. Do dzieła! :)

15 gru 2011

Micel wszechczasów, czyli za co kocham Perfectę.

Z zamiarem zrecenzowania płynu micelarnego Perfecty zbieram się i zbieram już od kilku dobrych tygodni i zebrać się coś nie mogę. Jak to mówią, obiecanki cacanki. I pewnie czekałybyście na tą recenzję jeszcze trochę, gdyby nie to, że chwilowy brak sprzętu i tym samym możliwości "zezdjęciowania" tego i owego, zmusił mnie do wygrzebania staroci. Przekopując foldery zapasowych (bądź jak kto woli- awaryjnych) zdjęć natrafiłam właśnie na swojego ukochanego micela. Pomyślałam: teraz, albo nigdy!

Jak pewnie wiecie, demakijaż to moja cowieczorna zmora. Nienawidzę go wykonywać i na samą myśl o nim robi mi się niedobrze. Gdyby nie ten produkt, to podchodziłabym do niego z jeszczę większą niechęcią!
Płyn zamknięty jest w wygodnym, mieszczącym 200 ml opakowaniu. Zawiera wyciąg z bławatka, minerały morskie i kojący d-panthenol. Można go dostać praktycznie w każdej drogierii za około 12-13 zł.
Zakochałam się w nim od pierwszego użycia i dobiłam niezliczonej ilości denek tego produktu. Za każdym razem kiedy się kończy, sięgam po kolejne opakowanie. Uwielbiam go. Ślicznie pachnie, idealnie zmywa makijaż i nie pozostawia na skórze tłustej warstwy. Świetnie radzi sobie z cieniami, maskarami i eyelinerami. Nie straszne mu wodoodporne kosmetyki. W dodatku nie podrażnia i nie wysusza. Skuteczny, a przy tym niezwykle delikatny. Opakowanie starcza mi przy codziennym stosowaniu na około dwa, dwa i pół tygodnia. Jest wydajny i zdecydowanie wart swojej ceny. Kosmetyk marzenie! Jeśli ktoś jeszcze nie miał przyjemności go używać, to zdecydowanie gorąco polecam. :)


Chciałam się Wam jeszcze pochwalić pierwszych frenchem, który udał mi się na tyle, że nadaje się aby ujrzało go światło publiczne. Przynajmniej tak mi się wydaje. Wykonywałam go bez pasków, przy użyciu lakiera Miss Sporty. Końcówki z kolei potraktowałam lakierem Ashanti firmy Butterfly. Efekt pozostawia wiele do życzenia, ale biorąc pod uwagę mój frenchowy antytalent i wieczne obgryzanie paznokci i tak jestem z niego bardzo zadowolona. A Wy jak sądzicie? Wyszło w miarę znośnie? :) Spójrzcie obiektywnym okiem. Z góry dziękuję za wszystkie rady!


No i  dzisiaj to by było na tyle. Wieczorem w Polsacie Titanic, nie zapomnijcie! Wyciskacz łez + kubek gorącej czekolady, to jest to. :)

12 gru 2011

Zaglądamy do wnętrza torebki.

Dziesiątki papierków, setki starych paragonów, walające się w każdej przegródce pomadki ochronne i inne tego typu. Mowa oczywiście o czeluściach damskiej torebki. Która z nas nie pakuje do niej połowy swojego świata? Począwszy od niezbędnego telefonu i portfela, poprzez stos kosmetyków, skończywszy na milionie (nie)potrzebnych duperelków. Jeden wielki bałagan! Ale przecież torebka nie jest po to, żeby cokolwiek w niej znaleźć, ale żeby wszystko w niej było. Czyż nie? :)

Przyznam szczerze, że ja staram się ograniczać do minimum. Nie bardzo mam ochotę  dźwigać przez osiem godzin w szkole dziesięcio kilogramową torbę, kiedy może ważyć o połowę mniej. A więc coś za coś. Szczerze powiedziawszy zrezygnowanie z połowy zawartości to dla mnie nie lada wyczyn, bo przecież wszystko wydaje się być niezbędne i potrzebne. Ale pracuję nad tym, z różnym co prawda skutkiem, ale pracuję!

Dobra, dość już tego przynudzania. Zerknijmy do środka.

1. Piórnik- bo przecież muszę gdzieś trzymać ulubione długopisy, zakreślacze, cienkopisy i kilka zapasowych zatemperowanych ołówków. No i ściągi oczywiście! Ten wyżej to ostatnio mój ulubiony, kupiony w H&Mie za 9,90 zł. Czyli jak barszcz. :)
2. Portfel- uwielbiam podłóżne portfele. Ten mam już jakiś czas i mam zamiar wymienić go na lepszy model, ale póki czegoś nie znajdę, zadowalam się tym co jest. Podoba mi się jego prześliczny, miętowy kolor i masa przegródek w środku. W sam raz na wyżej wspomniane stosy paragonów, kuponów, kart, zniżek i innych tego typu. Kupiony w SIX na wyprzedaży. Bodajże za 25 zł.
3. Kosmetyczka- stara jak świat, dostałam ją od bratowej. Oczywiście H&M. O zawartości za chwilkę.
4. Chusteczki higieniczne- na zdjęciu jedno opakowanie, ale zazwyczaj mam ich więcej. Dokładam z przyzwyczajenia kolejne paczki. :D
5. Carmex- na popękane usta, mój zdecydowany KWC.
6. Klucze- do samochodu i szkolnej szafki- z przepięknym breloczkiem z motywem Paryża, który dostałam od siostry. Przy tych od auta mam myszkę Miki i tablicę rejestracyjną, ale na zdjęciu komplet zapasowy.
7. Tabletki przeciwbólowe- z Apapem się nie rozstaję. To moja jedyna deska ratunku na ból głowy i gorsze dni.
8. Lusterko- niestety tutaj je słabo widać, ale uwierzcie na słowo, naprawdę jest urocze. Seledynowe ze srebrnym kwiatowym motywem. Aż żal je nosić, żeby się nie porysowało. Pamiątka z wycieczki z Torunia. Kupiłyśmy sobie z przyjaciółką takie same. Idealne to szybkiej poprawy makijażu.
9. Grzebień- podobnie jak z chusteczkami- wstyd się przyznać, ale też mam ich zawsze kilka. Na zdjęciu najmniejszy, wiecznie się gdzieś zawierusza.
10. Krem do rąk- bez kremu ani rusz! Niestety często o nim zapominam. Mam suche łapki i muszę mieć go zawsze przy sobie. Poza tym mam obsesję na punkcie mycia rąk, może dlatego, że wiecznie jestem pomazana od korektora albo żelowego długopisu. Aktualnie używam tego z ukochanej serii Kozie Mleko. Ma wygodne opakowanie i ślicznie pachnie.
11. Dokumenty- ubezpiecznie, dowód i prawo jazdy. Na wypadek kontroli drogowej. :D
12. Notes- trzeba mieć gdzie  pograć w kółko i krzyżyk na nudnej lekcji, albo zapisać pilne sprawy, szczególnie przy mojej sklerozie.
13. Gumy do żucia- jestem od nich uzależniona. Podobnie zresztą jak od lizaków i czekolady. W mojej torebce zawsze można znaleźć coś słodkiego. Cukierki, krówki, żelki, mentosy. Bez słodyczy nie funkcjonuję.

I wracamy do numerka trzeciego, czyli kosmetyczki (której podobnie jak kremu do rąk, często zapominam). A w niej (od lewej): puder- ratunek dla błyszczącej się strefy T, produkty do ust (ponownie Carmex i szminka Essence In the nude #52), perfumy (akturalnie próbka Białego Mola od Synesis KLIK), płatki kosmetyczne- na wypadek gdybym się rozmazała, gumki do włosów, kilka wsuwek- które zresztą wiecznie gubię i czarna kredka do oczu (na zdjęciu Simple Beauty KLIK).

Do tego oczywiście stos książek, zeszytów, woda mineralna i w zależności od dnia i potrzeb jeszcze parę innych zmieniających się drobiazgów.
Samej torebki Wam nie pokazuję, bo mam ich więcej niż jedną i często je zmieniam, dosłownie jak rękawiczki (właśnie, zapomniałam o rękawiczkach!). Ale planuję przygotować dla Was post z całą moją kolekcją torebek, które zresztą jak już wiecie szczerze uwielbiam. Co zakupy, to mogłabym mieć nową. Jesteście zainteresowani taką notką? :)
Dajcie znać. I napiszcie czy post Wam się podobał.

Ja już wracam do biologii i powtarzania pierścienic i pozdrawiam Was z ciepłego łóżeczka. Spokojnego wieczoru Kochani! :*
PS. To drugie zdjęcie wygląda jak jakiś kopnięty kwadrat, ale nic już na to nie poradzę. :( Chciałam je przyciąć, a jakoś tak się zniekształciło. Wybaczcie!

9 gru 2011

Buble i bubelki.

Dawno już zbierałam się z zamiarem napisania takiego posta. W końcu każdej z nas od czasu do czasu wpada w ręcę jakiś niewypał, kosmetyk który kompletnie się u nas nie sprawdza i nie spełnia naszych oczekiwań. Mowa oczywiście o bublach, przed którymi my- zakupoholiczki, musimy siebie nawzajem ostrzegać i chronić. Ja aktualnie w swojej kolekcji mam trzy produkty, z którymi w mniejszym lub większym stopniu się nie polubiłam i mówię im stanowcze NIGDY WIĘCEJ. Jesteście ciekawi co to za jedni? Zachęcam do dalszej lektury.

Zacznijmy od kolorówki i moich bubli wszechczasów. Zanim trafiłam na Revlona CS, testowałam niezliczone ilości podkładów w poszukiwaniu tego jedynego. Zdarzały się naprawdę dobre produkty- jak chociażby Lasting Performance (KLIK) albo Smooth Effect (KLIK) od Max Factor, ale nie tylko. W wakacje, szukając lżejszego odpowiednika, postanowiłam skusić się na krem nawilżający + lekki podkład w jednym Matt Beauty Nivea Visage Young. I to było wyrzucone w bloto 12 zł. Klapa, klapa i jeszcze raz klapa. Po pierwsze- fatalny odcień. Za ciemny dla większości z nas. Po drugie- smugi. Zasycha w eskpresowym tempie pozostawiając na twarzy nieestetyczne placki. Coś strasznego. Zerowe krycie, matowienie również. Nie ma co liczyć też na nawilżanie- w moim przypadku uczucie ściągnięcia gwarantowane przy każdym użyciu. Kolejnym minusem jest opakowanie- wiecznie brudne. Niby taki szczegół, ale zniechęca do używania. Krótko mówiąc: miałam wrażenie, że bez tego produktu na twarzy wyglądam lepiej niż z nim. Tubka leży gdzieś na dnie szuflady i przy pierwszej lepszej okazji wyląduje pewnie w koszu.

Podobnie zresztą jak opakowanie podkładu Maybelline Dream Matte Mousse. Kupiony z podobnego powodu- poszukiwałam czegoś lżejszego na upały i zachęciła mnie delikatna konsystencja musu. Zużyłam tyle ile widać na zdjęciu i to też z konieczności. Pierwszą i podstawową wadą tego produktu jest to, że daje efekt tapety. Wygląda niesamowicie nienaturalnie, wysusza i podkreśla suche skórki. A przy tym okropnie zapycha! A tego nie byłam w stanie mu wybaczyć. Uwydatnia wszystko co najgorsze i pogarsza stan cery. Zdecydowanie nie jest wart zakupu ani ceny (30zł/18ml). Na pewno przenigdy do niego nie wrócę.

I jeszcze kilka słów o lakierach Safari, które otrzymałam od firmy Quiz Cosmetics. Wybaczcie brak zdjęcia na paznokciach, ale walczyłam z nimi już tyle razy, że mam ich serdecznie dość i nie zamierzam próbować po raz kolejny. Kolory są piękne, ale aplikacja to jakiś koszmar. Niemiłosiernie smużą i długo wysychają. Jedna warstwa nie zapewnia praktycznie żadnego krycia, kolejna powoduje powstawanie nieestetycznych pęcherzyków. Trwałość równie kiepska. Odpryski i zdarte końcówki pojawiają się tego samego dnia. Próbowałam, naprawdę próbowałam się do nich przekonać, dawałam im szanse, ale za każdym razem efekt jest taki sam. Nie mam już siły męczyć się z malowaniem, tylko po to, żeby za moment używać zmywacza. Szkoda paznokci i czasu. Śliczne buteleczki, wąski pędzelek i  piękne kolory nie są w stanie sprawić, że się do nich przekonam i pokuszę się o ich kolejny zakup. Może trafiły mi się jakieś feralne sztuki, ale nie zamierzam ryzykować i sprawdzać ile jest w tym prawdy. Zamiast tego wolę zainwestować chociażby w sprawdzone Golden Rose.

Nie mniej jednak dziękuję firmie Quiz Cosmetics za udostępnienie mi tych produktów w celu ich przetestowania i zrecenzowania, a także za dotychczasową współpracę.

Zobacz także: Recenzja kolorówki od Quiz Cosmetics.

7 gru 2011

WYNIKI i małe podsumowanie mikołajkowego rozdania.

Kochani, zanim przejdę do samego sedna, pozwolę sobie na małe podsumowanie. Wczoraj po północy zakończyło się trzecie już rozdanie na moim blogu. Zgłoszeń była cała masa! O darmowe zakupy w internetowym sklepie alledrogeria.pl walczyło 200 osób, co dało blisko 300 losów. Bardzo dziękuję Wam za tak liczny udział. Cieszę się, że nagroda przypadła Wam do gustu!
Szczególnie dziękuję wszystkim tym, którzy poświęcili trochę więcej czasu na napisanie komentarza i podzielili się ze mną swoją opinią na temat bloga. Każda Wasza uwaga jest dla mnie niesamowicie ważna i cenna. Cały czas pracuję nad blogiem, dopracowuję go, ulepszam i z całego serducha staram się aby rozwijał się w coraz to lepszym kierunku, a Wy mi w tym pomagacie.
Jak to zwykle bywa, zdania były podzielone. Wiele z Was krytykowało prostą grafikę bloga, innym z kolei minimalistyczny styl przypadł go gustu. Pojawiły się też niepochlebne opinie na temat zdjęć nienajlepszej jakości. Mam tego świadomość, robię co mogę, ale brak odpowiedniego sprzętu i funduszy niestety też robi swoje. W Waszych komentarzach znalazło się też wiele rad i próśb- chociażby o większą częstotliwość pojawiania się postów, ale nie tylko. W każdym razie jeszcze raz bardzo dziękuję za każde szczere słowo i zapewniam, że będę robiła co w mojej mocy, abyście czuli się tutaj dobrze i wracali tu z przyjemnością.

Ale się rozgadałam! Miało być krótko, a wyszło jak zwykle. :) Nie trzymam Was już dłużej w niebewności.
Darmowe zakupy na kwotę 50 zł w sklepie alledrogeria.pl wygrywa...



Kochana, już wysyłam do Ciebie maila w celu ustalenia wszystkich szczegółów. Na kontakt czekam zgodnie z umową trzy dni, jeżeli do tego czasu nie otrzymam odpowiedzi, zwyciężczyni zostanie wylosowana ponownie.

Od przyszłej notki wracamy już do typowo kosmetycznych tematów. Szykuję dla Was post z bublami, kilka recenzji, a także kolejną wycieczkę po najciekawszych zakamarkach swoich czterech ścian. Także zaglądajcie! :)

4 gru 2011

Ostatni dzwonek!

Słoneczka, to już ostatnie dni na wzięcie udziału w moim rozdaniu. Zgłaszać możecie się do 6 grudnia do północy. Przypominam, że to Wy decydujecie o nagrodzie, darmowe zakupy w sklepie internetowym alledrogeria.pl czekają na którąś z Was. Powodzenia!

Szczegóły: KLIK

1 gru 2011

Skrzynia skarbów.

Powinnam wkuwać teraz słówka z niemieckiego, ale mam okropnego lenia i zamiast tego przybywam do Was z nowym postem. Przecież niemiecki nie zając, nie ucieknie. :)

Pamiętacie TAG dotyczący mieszkania naszych kosmetyków? Dzisiaj przygotowałam dla Was coś w ten deseń. W pokoju mam pełno pudełek i koszyków, w których przechowuję swoje cudeńka. Osobno perfumy, lakiery, kosmetyki do pielęgnacji, zapasy i kolorówkę. Postanowiłam zabrać Was w małą podróż i  oprowadzić po zakamarkach swoich czterech ścian, w których wszystko ma swoje miejsce. Spodziewajcie się stosów książek, dziesiątek świeczek i owieszonego torebkami krzesła. Zajrzymy nawet do szafy. :)
Gotowi? A w więc zapnijcie pasy i ruszamy!

Przystanek pierwszy to lewa część mojej ulubionej komody z lustrem. Taka mini toaletka. To właśnie przy niej spędzam pierwsze półgodziny każdego ranka i wykonuję demakijaż. Co na niej? Szklany słoiczek z kolorowymi wacikami pełniący funkcje czysto estetyczno-dekoracyjne, a obok niego pojemniczek na kredki, pędzelki i inne tego typu oraz moja prywatna skrzynia skarbów. Brzmi tajemniczo? Zaraz zajrzymy do środka.

Ale zanim, zobaczcie jak prezentuje się z góry. Dorwałam ją jakiś czas temu w Biedronce za bodajże 10-12 zł. Długo szukałam czegoś takiego! Nie dość, że pudełko ślicznie się prezentuje, to jest niesamowicie funkcjonalne. Wszystko co potrzebne, jest w jednym miejscu. Was też urzekł ten motyw Paryża? Ja go szczerze uwielbiam. :)

Nie będę trzymać Was dłużej w niepewności. Skrzynia skarbów, to nic innego jak moje ulubione kosmetyki do makijażu, których używam każdego dnia. Oprócz podkładu, pudru, różu i bronzera można znaleźć tam kilka szminek, maskar, korektor, balsam do ust i trochę próbek. Nie muszę grzebać po pudełkach i koszykach i nerwowo poszukiwać ukochanego tuszu do rzęs czy błyszczyka. Wszystko mam pod ręką i zaoszczędzam przy tym naprawdę sporo czasu. Jak Wam się podoba?

Zerknijcie jeszcze okiem na kubeczek, który mieści kredki i wszelkiego rodzaju akcesoria głównie do oczu i brwi, ale nie tylko, bo można też dostzec tam pilniczek i pęsetę.
Dużo tego nie ma, bowiem profesjonalnego zestawu pędzli nadal się nie dorobiłam, ale na codzień zdecydowanie wystarczy.

Wszystkiego wyciągać nie ma sensu, z zawartością bliżej zaznajomię Was przy okazji TAGu, który "wisi" nade mną od dawien dawna, a mianowicie kosmetycznej wyliczanki. Także cierpliwości! :)
Zapowiada się dla mnie naprawdę okropny weekend, przeraża mnie nadmiar obowiązków i materiału do powtórzenia. Dlatego z góry przepraszam za zaległości i brak postów. Odezwę się pewnie dopiero w niedzielę wieczorem, albo na początku tygodnia.
Trzymajcie się cieplutko i napiszcie mi czy podobał Wam się taki post i czy macie ochotę na ciąg dalszy. Buziaki! ;*
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...