29 lip 2015

Denkomaniczka- wiosenne zużycia.

Przyznaję się bez bicia- wraz z nadejściem wakacji zachorowałam na przewlekłego lenia, który wraz z nastaniem poranka, doszczętnie zabija wszystkie ambitne plany i zamiary, które zrodziły się w mojej głowie poprzedniego wieczoru. Lipcowe przedpołudnia spędzam w aptecznych murach, "bawiąc się" recepturą, przekładając z ręki do ręki setki opakowań leków, których nazwy handlowe jeszcze cały niewiele mi mówią i przyglądając się zaciekle relacji pacjent-aptekarz (nie jestem pewna, czy to aby na pewno do końca moja bajka, ale wrócę jeszcze do tego tematu na blogu). Popołudniami zawzięcie wędruję palcem po mapie i walczę z własną naturą perfekcjonistki, która doprowadza do szału mnie i moje marzenia. Nim się obejrzę nadchodzi wieczór, a migający na ekranie komputera kursor, zdradzam z ramionami swojego faceta, odcinkiem serialu czy kilkoma stronami wakacyjnej lektury. Czasami, tak jak dziś, dopadają mnie wyrzuty sumienia, że pomimo wakacyjnej beztroski, znowu dałam Wam od siebie odpocząć na ponad dwa tygodnie. Podejmuję więc działania leniobójcze i oto jestem. ;)


Przygotowałam dla Was garść mini recenzji produktów, które dzielnie zużywałam w przeciągu ostatnich kilku miesięcy. Nazwałam je wiosennym projektem DENKO, mam nadzieję, że wypatrzycie dla siebie coś ciekawego! Zapraszam do czytania. ;)


Kremowy żel pod prysznic z olejkiem makadamia i masłem kakaowym Palmolive- biorąc pod uwagę zależność jakość-cena muszę przyznać, że olbrzymia butla o pojemności 500 ml mieściła w sobie naprawdę niezły produkt. Na plus zaliczam gęstą, kremową i nieprzesuszającą skóry formułę i przyjemny, ciepły, ale jednocześnie bardzo delikatny i nienachalny zapach. Byłam z tego żelu naprawdę zadowolona i bardzo możliwe, że wrócę do niego w okresie jesienno-zimowym.

Kremowy żel pod prysznic pistacja i magnolia Dove- znalazł się w moich ulubieńcach, pachnie tak że dosłownie chce się go zjeść, a to chyba najlepsza rekomendacja do zakupu dla takich słodyczoholików jak ja. ;) Pod względem właściwości pielęgnacyjnych również nie można mu nic zarzucić. Na pewno jeszcze nie raz zawita w mojej łazience.

Płyn do higieny intymnej Ziaja Intima (brzoskwinia)- spisywał się bez zarzutów. Mam kolejne opakowanie tym razem innej wersji zapachowej. :)


Zmysłowy solny peeling do ciała DelaWell- również znalazł się w moich ulubieńcach. Jeden z najlepszych peelingów do ciała jakiego miałam okazję używać. Po pierwsze- zapach. Jest obłędny, przypomina dobre, markowe perfumy. To bardzo mocny zdzierak, drobinki które zawiera są ostre (i nie rozpuszczają się pod wpływem wody tak jak w peelingach cukrowych) dlatego nie używałam go na uda, na których mam problem z naczynkami. Wszędzie indziej sprawdzał się idealnie. :) Pięknie wygładzał skórę i świetnie ją nawilżał (ma genialny skład, zawiera masło shea, olej jojoba i makadamia), traktowałam go jako małą dawkę luksusu i relaksu po ciężkim tygodniu i jeśli i Wy potrzebujecie czegoś podobno, to strasznie go Wam polecam.

Szarlotkowe masło do ciała Sweet Secret Farmona-  nie będę pisać Wam, że to masło pachnie genialnie. Wystarczy chyba komentarz mojego chłopaka, który za każdym razem kiedy go użyłam mówił, że "przyszło ciastko". ;) Wbrew pozorom nie jest to produkt, który poza tym, że zostawia na skórze ładny zapach, nie robi nic. Masło przy regularnym stosowaniu bardzo fajnie dbało o moją skórę i pozostawiało ją nawilżoną przez większą część dnia. Przyjemnie się rozprowadzało, nie ma najgorszego składu, a do tego jest niedrogie i każda z nas może sobie taki smakołyk bez kalorii bez problemu pozwolić. :)

Pianka do golenia Isana (jabłko)- niedroga, całkiem wydajna i spełniająca swoje zadania. Lubię i polecam.


Szampon do włosów tłustych Ziaja- też już niejednokrotnie przewijał się na moim blogu. Używam go od ponad roku i jestem z niego bardzo zadowolona. Dobrze oczyszcza skórę głowy, nie podrażnia jej, nie przesusza, jest niedrogi, wydajny i super pachnie. Niczego więcej nie potrzebuję. :)

Odżywka do włosów lśniący blask z różą Jerycha Timotei- całkiem przyjemna odżywka, ale trzeba zaznaczyć, że ja nie wymagam od produktów tego typu zbyt wiele. Moje włosy są w bardzo dobrej kondycji, szukam jedynie czegoś co ułatwi ich rozczesywanie, a przy okazji ich nie obciąży. Produkt Timotei spełnił moje wymagania, a przy okazji bardzo ładnie pachniał i miał wygodne opakowanie, więc jestem na tak.


Regenerujący krem do rąk Dermedic Emolient Linum*- recenzja TUTAJ, moje zdanie na jego temat nie uległo zmianie
Balsam pod prysznic Nivea- należę do osób, które zupełnie nie rozumieją fenomenu tego produktu. Poza pięknym zapachem ten produkt nie ma według mnie żadnego pozytywnego działania...
Antyperspirant Rexona (wersja aloesowa)- był jak najbardziej ok, w przypadku antyperspirantów podobnie jak w przypadku odżywek do włosów, moje wymagania nie są szczególnie wygórowane, gdyż większość produktów sprawdza się u mnie dobrze. Jeśli chodzi o Rexonę, to wersje w kulce są moimi ulubionymi.
Mleczko do ciała Au Lait Scottish- zabrałam je ze sobą na jakiś wyjazd, ale powiem Wam szczerze, że strasznie mnie denerwowało. Pięknie pachnie, ale to chyba jedyny plus jaki jestem w stanie dostrzec w tym produkcie. Okropna, bardzo płynna konsystencja... mleczko dosłownie przelatuje przez palce. Nie nawilża też jakość specjalnie, nie powala składem, więc zupełnie nie rozumiem dlaczego pełnowymiarowe opakowanie kosztuje ponad 40 zł.


Krem pod oczy Dermedic Tolerans Sensitive*- mój ulubieniec, po szczegółową recenzję odsyłam Was TUTAJ
Lekki krem ochronny Dermedic Angio Preventi*- wcześniej uważałam, że mnie zapycha, ale kiedy stan mojej cery znacznie się poprawił, sprawdzał się naprawdę bardzo, bardzo dobrze. Myślę, że pomimo niezbyt pochlebnej recenzji (KLIK) wrócę do niego zimą.
Nawilżający krem pod oczy 25+ Bioliq- kolejny bardzo dobry krem pod oczy, muszę przyznać, że podobnie jak produkt Dermedic (który wygrywa jednak w kategorii konsystencja i opakowanie) bije na głowę wszystkie drogeryjne kremy pod oczy, których miałam okazję używać. Bardzo, bardzo go Wam polecam! Jest treściwy, robi to co ma robić, a przede wszystkim nie podrażnia oczu.


Płyn micelarny 3 w 1 Green Pharmacy (wersja rumiankowa)- bardzo, bardzo dobry i bardzo niedoceniany płyn micelarny. Miałam jeszcze wersję z owsem i obie sprawdzają się tak samo świetnie. Myślę, że z czystym sumieniem można postawić go obok słynnego płynu z Garniera, o którym huczy cała blogosfera. Jest bardzo delikatny, ale skutecznie radzi sobie z każdym makijażem. Duży plus za pojemność (500 ml) i niską cenę (mniej niż 10 zł). Niestety nie można dorwać go w Rossmannie. :( Jeśli jesteście zainteresowane, to zróbcie rundkę po aptekach albo supermarketach typu Leclerc, tam na pewno te płyny widziałam. :)

Energetyzująca pianka do mycia twarzy Youngy 20 Lirene- przyjemny zapach, fajna konsystencja i jeszcze fajniejsza aplikacja, ale jak dla mnie... nic poza tym. Mam wrażenie, że pianka jednak słabo oczyszczała skórę i zużyłam ją w czasie porannej pielęgnacji. Jeśli chodzi o demakijaż do była zdecydowanie za słaba.

Żel do mycia twarzy liście manuka Ziaja- ten produkt z kolei wspominam bardzo dobrze i na pewno jeszcze nie raz zawita w mojej łazience. Delikatny, ale skuteczny. A przy tym śmiesznie tani i dostępny tak naprawdę na każdym kroku. Skusiłam się na niego chyba jako ostatnia, mam wrażenie że każdy zna już te produkty, a ja jak zwykle jestem sto lat za murzynami. ;P

Płyn micelarny BeBeauty- lubię i ja. :)


Zmywacz do paznokci w chusteczkach NJ- na wyjazdy fajna sprawa, ale na co dzień zdecydowanie wolę tradycyjne zmywacze. Chusteczki są szalenie niewydajne i nie radzą sobie najlepiej z ciemnymi lakierami.

Maseczka Peel Off z wyciągiem z grejpfruta, papają i D-panthenolem Efektima- nie wiem co mnie podkusiło, żeby wrzucić do koszyka tego małego koszmarka. Maseczka jest tragiczna. Nie dość, że zwyczajnie nie działa, to zapycha i cholernie ciężko jest ją ściągnąć. Polecam trzymać się od niej z daleka. ;) Szkoda pieniędzy.


Udało mi się też zużyć podkład Revlon Color Stay do cery tłustej i mieszanej w najjaśniejszym odcieniu #150 Buff, który mieszam z kremami BB i uzyskuję idealne dla mnie połączenie pod względem koloru, trwałości i naturalnego efektu. Bardzo polecam Wam spróbować takiej kombinacji, jeśli CS solo się u Was nie sprawdza. :)

Wykończyłam dwie maskary: Wibo Growing lashes, nad którą zachwytów też niestety nie rozumiem (moim zdaniem żółta maskara Lovely bije tę na głowę) oraz Build Up Mascara Extra Volum marki Isadora z bardzo tradycyjną "włochatą" szczoteczką, której również daleko do moich KWC od Maybelline czy L'Oreala. :P

Pozostałe produkty: baza pod cienie Grashka (totalna porażka), szminka Paese (nie zużyłam, bo zupełnie nie czuję się w czerwonych pomadkach) i nudziak z Rimmella (kiedyś ją lubiłam, teraz mam w swojej kolekcji lepsze "nudne" egzemplarze) wyrzucam z powodu kończącej się daty przydatności.

Na deser zostawiłam sobie jeszcze dwa puste opakowania, do których wrócę przy następnej okazji. Najwyższy czas żeby doczekały się oddzielnej recenzji. :)

Dajcie znać czy miałyście okazję używać któregoś z bohaterów dzisiejszego posta. Jestem ciekawa Waszej opinii na ich temat.

Dobrej nocy :*

MÓJ INSTAGRAM

https://instagram.com/soonnaaillee/

* produkt otrzymałam w ramach współpracy

PS. Kończę właśnie nadrabiać zaległości w odpisywaniu na Wasze maile i mam prośbę do Moniki, która jeszcze nie dostała odpowiedzi (wiem, że to czytasz!): bardzo Cię proszę o ponowną wiadomość (albo komentarz) i podanie innego adresu mailowego, bo na ten wysłany przez Ciebie w ostatnim formularzu, niestety nie jestem w stanie odpisać. Wyskakuje błąd, którego nie mogę zweryfikować. :(

13 lip 2015

Sto procent zadowolenia.

Chyba w końcu mogę powiedzieć "mamy to"! Urodzinowa edycja ShinyBox rozłożyła na łopatki wszystkie wcześniejsze, które pojawiły się w tym roku i śmiem twierdzić, że pierwszy raz od dawna w stu procentach spełnia moje kosmetyczne oczekiwania. Od ponad dwóch tygodni mam okazję testować produkty, które pojawiły się w pudełku, więc to dobra okazja by podzielić się z Wami pierwszym wrażeniem na ich temat. Pudełko niestety zostało już wyprzedane, ale jeśli macie ochotę skusić się na edycję lipcową (która swoją drogą zapowiada się nieźle, mam nadzieję że ekipa Shiny i tym razem stanie na wysokości zadania), to odsyłam Was TUTAJ. A teraz nie przedłużając już, zaczynamy. :)


W środku znalazłam sześć produktów pełnowymiarowych, jedną miniaturkę i dwie próbki kremów BB.

1) Magiclash Serum stymulujące wzrost rzęs
To jedyny produkt, którego nie miałam okazji jeszcze używać z racji tego, że jestem w trakcie kuracji inną odżywką i ta musi poczekać na swoją kolej. Nie mniej jednak bardzo fajnie, że znalazła się w pudełku, produkty tego typu są teraz bardzo na topie i cieszą się dużą popularnością nie tylko w blogosferze. Opakowanie o pojemności 5 ml kosztuje 99 zł. Tym bardziej na plus!

2) Silcare Masełko do skórek Cuticle Butter Soft Touch
Przyznam szczerze, że nigdy wcześniej nie przywiązywałam większej uwagi do pielęgnacji skórek i to był błąd. ;) Masełko marki Silcare jest pierwszym w mojej kolekcji, ale muszę Wam powiedzieć, że jestem z niego naprawdę zadowolona. Bardzo fajnie natłuszcza i nawilża, pozostawia delikatny film ochronny, który całkiem nieźle regeneruje przesuszoną skórę.
Doceniłam jego działanie szczególnie odkąd zaczęłam praktyki w aptece i bez przerwy mam kontakt z substancjami drażniącymi, które nie działają zbyt korzystnie na delikatną skórę dłoni. Myślę, że fajnie sprawdzi się również zimą. :) Jego koszt jest niewielki, bo opakowanie kosztuje około 9 zł. Nie mam pojęcia gdzie możecie je dostać, ale jeśli gdzieś na nie traficie, to polecam, myślę że będziecie zadowolone!

3) Apis Mgiełka do twarzy i ciała
Fajna alternatywa dla wody termalnej. Super sprawdza się jako zastępca toniku, a także w czasie stosowania maseczek z glinki. Nie mam się do czego przyczepić, bardzo polubiłam się z tym produktem.
Jeśli chodzi o cenę, to 150 ml kosztuje mniej niż 25 zł.


4) The Secret Soap Store Shea Line Krem do rąk Limonka z miętą
Coś co już dawno chciałam przetestować i czym jestem naprawdę oczarowana! Uwielbiam gęste, treściwe i dobrze nawilżające kremy do rąk. Ten ma rewelacyjny skład, jest napakowany dobroczynnymi składnikami, a fakt że zamknięto go w aluminiowej tubce (na punkcie których też mam swoja drogąświra), jeszcze bardziej działa na jego korzyść. Wierzcie lub nie, ale dosłownie szkoda mi go używać. ;)
Wiecie gdzie można dorwać go stacjonarnie? Jest dość drogi, bo z informacji podanych na stronie Shiny wynika, że kosztuje około 40 zł, ale myślę że w okresie zimowym byłabym w stanie tyle za niego zapłacić. 

5) DOVE PEELINGUJĄCY ŻEL POD PRYSZNIC
Wiele osób oburzyła obecność drogeryjnego produktu w urodzinowej edycji (12 zł/250 ml), ale ja nie narzekam. Lubię kosmetyki Dove, a wersji żelu z peelingiem nie miałam okazji wcześniej używać. Fajny produkt, do którego na pewno jeszcze kiedyś wrócę.

6) Glazel cień do powiek wypiekany 
Kolejny produkt, który nie każdemu przypadł do gustu, a z którego ja osobiście jestem zadowolona. Może dlatego, że trafił mi się bardzo ładny, brzoskwiniowy odcień, który idealnie współgra z letnią opalenizną i wpasowuje się w moją wizję naturalnego, letniego makijażu. Nie miałam takiego koloru w swojej kolekcji, więc jestem na tak. Trwałość i aplikacja również bez zarzutów, na dobrą sprawę możemy nałożyć go nawet palcem, a na upartego zastąpi nam róż do policzków. Na wyjazdy idealny. :P
Dziewięciogramowe opakowanie to koszt około 30 zł.

7) Lila mai peeling algowy (miniaturka 50 ml)
Masło shea, masło kakaowe, zmielony koralowiec, olej winogronowy, olejek mandarynkowy, eukaliptusowy... same przyznajcie że zapowiada się nieźle. ;) Po pierwszym użyciu muszę stwierdzić, że to naprawdę mocny zdzierak, więc jeśli macie delikatną skórę, to może się nie sprawdzić. Ja mam zamiar używać go do pielęgnacji stóp, tym bardziej że pojemność nie jest zbyt duża. Pełnowymiarowe opakowanie (120 ml) kosztuje 51 zł.

8) Próbki kremów BB  
Skin79 Krem Hot Pink BB & Krem VIP Gold BB

A Wy co sądzicie o urodzinowej edycji ShinyBox? Skusiłyście się? A może czekacie na wydanie lipcowe? :)
 

MÓJ INSTAGRAM

https://instagram.com/soonnaaillee/

10 lip 2015

Rossmann haul.

Jakiś czas temu dostałam od mojej mamy kartę podarunkową do Rossmanna i kiedy w końcu wydałam z niej ostatnią złotówkę, postanowiłam pochwalić się Wam swoimi zdobyczami. Z góry założyłam, że nie wrócę do domu z wacikami i płynem micelarnym, czyli tak zwanymi produktami pierwszej potrzeby, a kupię jedynie to, co od dawna chciałam przetestować, a na co zawsze było mi szkoda pieniędzy. Żadnego z tych produktów jeszcze nie testowałam i poza jednym wyjątkiem (o czym za chwilę) są dla mnie totalnymi nowościami, dlatego chętnie poznam Waszą opinię na ich temat, jeśli Wy miałyście już okazję ich używać. Jestem strasznie ciekawa jak sprawdzą się u mnie. :) Zapraszam do oglądania!


Szampon i odżywka do włosów blond z serii OIL CARE Isana

Słyszałam o tym duecie dużo pozytywnych opinii i postanowiłam się skusić, tym bardziej że cena jest bardzo atrakcyjna. Nie wiem jak Wy, ale ja już na wstępie jest kupiona tymi tubkami, uwielbiam taki typ opakowań. :)


Odżywka w sprayu do włosów długich Aussie 
Trzyminutowa odżywka Aussie

Na te produkty skusiłam się z kolei za namową mojej współlokatorki, która jest w nich totalnie zakochana. Mnie do tej pory było z Aussie jakoś zupełnie nie po drodze. Nie ukrywam, że mam spore oczekiwania, tym bardziej że oba kosmetyki nie należały do najtańszych w swojej kategorii. ;)


Olejek do masażu migdał i papaja Alterra- wybrałam wygodniejsze opakowanie z pompką. Myślę, że będzie to fajny zamiennik oliwki Hipp i BabyDream, które uwielbiam. Mam zamiar zostawić go sobie na chłodne, jesienne wieczory.
Balsam pod prysznic z peelingiem olejek arganowy i wanilia Eveline- przyznaję, skusiło mnie opakowanie i waniliowy zapach oraz fakt, że poprzedni balsam pod prysznic Eveline spisywał się u mnie g-e-n-i-a-l-n-i-e :)
Mleczko nawilżające masło shea, słodki migdał, olejek arganowy La Petit Marseiliais- uwielbiam żele pod prysznic z tej serii, liczę na to, że mleczko będzie jeszcze lepsze, moja przyjaciółka kupuje je namiętnie od ponad pół roku zmieniając jedynie wersje zapachowe. Ta podobno jest najlepsza. ;) Zobaczymy.


Lakier do paznokci Rimmel #853 Pillow Talk - mam miętę i róż, przyszedł czas na błękit. Wiem, że wiele z Was nie znosi tych lakierów, u mnie sprawdzają się one bez zarzutu. Mają super kolory, nie sprawiają mi problemów przy aplikacji i całkiem przyzwoicie się trzymają. Nie mam się do czego przyczepić.
Lakier do paznokci Sally Hansen #340 Mint Sorbet- cukiereczek. :))) Uwielbiam takie kolory na lato!

To co, znacie, lubicie? :)

Nie macie pojęcia kiedy ostatnio tak bardzo cieszyłam się z weekendu, tydzień praktyk dłużył mi się niemiłosiernie... Lecę po zakupy, bo mam dzisiaj w planach upichcić coś pysznego na kolację, ale cicho, bo to niespodzianka. :P Miłego wieczoru i jeszcze milszego weekendu!

MÓJ INSTAGRAM 
/troszkę zmienił się adres/

https://instagram.com/soonnaaillee/

5 lip 2015

Wakacyjny haul zakupowy: melbymelissa, SheIn & New Yorker.

Ostatni miesiąc nie należał do najłatwiejszych, nie tylko dla mnie, ale i moich najbliższych. Sesja kończąca szósty semestr odcięła mnie od blogowego świata na ponad cztery tygodnie, wyssała ze mnie resztki sił i energii, ale przede wszystkim zmęczyła psychicznie. Nie pytajcie ile razy chciałam rzucić to wszystko w cholerę... Trzeci rok, choć najciekawszy, strasznie dał mi w kość, ale o tym opowiem Wam pewnie za jakiś czas, w osobnym poście...
Po tym całym czerwcowym maratonie (bo inaczej tego nazwać się chyba nie da) konieczna była choć kilkudniowa ucieczka od codzienności i naładowanie wyczerpanych doszczętnie akumulatorów, dlatego zaraz po moim ostatnim egzaminie, ruszyliśmy nad morze. Droga na północ jest dla mnie ścieżką do
mojego osobistego sacrum. Kocham polskie morze... Popijając zwycięskie piwo, czując zapach piasku, sosnowych lasów, wsłuchując się w świst wiatru i delektując się szumem morza, który na początku lipca nie jest jeszcze zagłuszony przez tłumy turystów, przez chwilę zapomniałam. O wszystkim.
Wróciłam z pijanym szczęściem na twarzy, pięknymi wspomnieniami, wyhodowanymi piegami i głową pełną nowych marzeń...

Wypoczęta i szczęśliwa,choć z małym niedosytem, że to co dobre, tak szybko się kończy, zapraszam Was na trochę spóźniony, wakacyjny haul zakupowy, który gdyby nie moja całkowita niechęć do komputera i nie najlepsze samopoczucie, pewnie pojawiłby się jeszcze przed wyjazdem. Dzisiaj więcej zdjęć niż tekstu, miłego oglądania!

Kombinezon w kwiaty
(rozmiar S)


Wybrałam go dla mojej siostry i muszę Wam powiedzieć, że strasznie jej go zazdroszczę, bo jest bardzo dziewczęcy, kobiecy, romantyczny i idealny na letnie, wakacyjne wieczory. Przyznaję, że trochę obawiałam się jego jakości i tego jak będzie wykonany, spodziewałam się "szmatki", ale jestem pozytywnie zaskoczona.
Jeśli jesteście zainteresowane, to koniecznie sprawdźcie jak wygląda na modelce, bo mnie niestety nie udało się w niego wbić. ;)


Biały blazer w stylu boyfriend
(rozmiar S)


Biała marynarka w stylu boyfriend jacket to mój kolejny hit z SheIn. Jest świetnie uszyta, dobrze skrojona i na tyle uniwersalna, że sprawdzi się idealnie zarówno na co dzień jak i na większe wyjścia. Według mnie  nie różni się niczym od marynarek tego typu, które widziałam i przymierzałam m.in w Mango i H&M, a jest ponad dwa razy tańsza, więc jeśli potrzebujecie czegoś takiego w swojej szafie, to śmiało polecam, na pewno będziecie zadowolone!


Zachorowałam na kombinezony, przyznaję się bez bicia. ;P

Kombinezon koronka
(rozmiar M)


Zakochałam się w nim od pierwszego wejrzenia, żałuję że zdjęcia nie oddają jego uroku... Musicie uwierzyć na słowo, cukiereczek! :))) 
Sugerując się wymiarami podanymi na stronie, zamówiłam rozmiar M i nie żałuję, bo pasuje idealnie.

Kombinezon w azteckie wzory
(rozmiar S)


Ten zamówiłam z myślą o wakacyjnych wyjazdach i plażowaniu. Jest cienki, zwiewny i super będzie podkreślał letnią opaleniznę, której póki co jeszcze nie mam. ;) 
Jest wykonany z dość sztucznego materiału, ale nie przeszkadza mi to jakoś szczególnie. Duży plus za kieszenie, które nie tylko są praktyczne, ale nadają mu jeszcze większego luzu i niezobowiązującego charakteru. Jestem zadowolona. 

MELISSA SHOES- butsklep.pl


Buty, o których słyszał już chyba każdy i na które ja osobiście choruję od ponad dwóch sezonów. Naczytałam się o nich w samych superlatywach i niestety trochę się rozczarowałam, bo po "pierwszym użyciu" zafundowały mi na stopach dosłownie odcisk na odcisku... Później dałam im jeszcze jedną szansę i było już znacznie lepiej, ale nadal nie idealnie... Nie wiem, na razie nie mam zdania... Z jednej strony szalenie mi się podobają, z drugiej mam przeczucia, że wbrew temu o czym huczy internet, nie będą to najwygodniejsze buty w mojej kolekcji. Jestem ciekawa jakie Wy macie zdanie na ich temat?

TOREBKA JELLY BAG- allegro



Torba inspirowana słynnymi OBAG. ;) Pokazywałam ją Wam już na instagramie i dostałam później bardzo wiele pytań o to, gdzie ją dorwałam, a więc odpowiadam- na allegro. ;) Jestem z niej bardzo zadowolona, była ze mną na wakacyjnym wyjeździe i pewnie posłuży mi jeszcze przez całe wakacje. Jest urocza, dziewczęca i bardzo pojemna. Zdecydowanie mogę ją Wam polecić! 

KORONKOWE SHORTY- New Yorker

Chodziły za mną już dobry kawał czasu. ;) Okaz idealny (czyt. nieprześwitujący, nieopinający sylwetki i niewyglądający infantylnie) znalazłam w New Yorkerze. Nie mogę się doczekać aż zaliczą swoją premierę. 

AŻUROWA SUKIENKA- New Yorker


Gdybym miała zostawić sobie tylko jeden rodzaj ubrań na okres wakacyjno-letni, bez wątpienia byłyby to białe sukienki. Koronkowe, ażurowe, szyfonowe, albo zwykłe bawełniane. Świetnie się w nich czuję i idealnie wpasowują się w moje modowe upodobania. Jeśli chodzi o egzemplarz ze zdjęcia, to po raz kolejny jestem miło zaskoczona New Yorkerem, bo właśnie tam ją znalazłam. Kupiłam ją nie tyle z myślą o wakacyjnych wyjazdach (choć to też), ale wakacyjnych praktykach w aptece, myślę że idealnie sprawdzi się pod fartuch. ;) 



ASYMETRYCZNA SPÓDNICZKA W PASKI-  Pull&Bear
MIĘTOWA KOSZULKA- Reserved


Nie pytajcie co podoba mi się bardziej. ;)
Aparat niestety przekłamał kolory, w rzeczywistości paski nie są czarne tylko granatowe. ;) 


Kupiłam jeszcze dwa kostiumy kąpielowe, które sama sobie skompletowałam, również w New Yorkerze. Jeśli nie macie szczególnych problemów z rozmiarem i nie chcecie wydawać dużo pieniędzy na nowe bikini, to koniecznie tam zajrzyjcie, bo można stworzyć sobie niezły zestaw za nieduże pieniądze, ja jestem bardzo zadowolona i jeśli w przyszłym roku będę potrzebować czegoś nowego, to też na pewno tam zajrzę. ;) 

Pisanie po takiej przerwie nie należało do najłatwiejszych, ale mam nadzieję, że następnym razem pójdzie  już łatwiej i lepiej. Jutro zaczynam praktyki wakacyjne i swoją pierwszą styczność z apteką, trzymajcie kciuki, żeby jakoś poszło, bo póki co czuję się jeszcze totalnie zielona i jakoś średnio to sobie wyobrażam. Mam nadzieję, że się nie zniechęcę! 
PS. Popołudnia mam wolne, więc wracam ze zdwojoną siłą i energią. Będziemy widzieć się częściej!
A jeśli macie ochotę śledzić na bieżąco moją codzienność, to zapraszam Was na
MÓJ INSTAGRAM
 
https://instagram.com/sonnaillee/
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...