30 gru 2014

W sylwestrowym nastroju... Grudniowy ShinyBox.

Z racji tego, że jutro rano wyjeżdżamy ze znajomymi witać Nowy Rok nad morzem, wytańczyć się za wszystkie czasy i zaczerpnąć trochę świeżej przestrzeni (a w moim przypadku również spokoju, którego mi ostatnio brakuje), postanowiłam odłożyć na chwilę patofizjologię, przez którą nieskutecznie próbuję przebrnąć od dwóch dni i wpaść na chwilę na bloga z nowym postem.

O świętach i około-świątecznym okresie opowiem Wam przy okazji najbliższego miesiąca w zdjęciach, a dzisiaj zapraszam Was na prezentację grudniowego pudełeczka ShinyBox. Problemy z internetem uniemożliwiły mi niestety jego wcześniejszą recenzję... Żałuję, bo pudełko ma naprawdę bardzo fajną zawartość (z jednym małym wyjątkiem, o którym za chwilę) i z powodzeniem mogłoby być udanym prezentem gwiazdkowym dla mamy, cioci czy koleżanki. Utrzymane jest w bardzo świątecznym klimacie, pachnie cynamonem i goździkami, a jego zawartość to rzeczywiście, zgodnie z zapowiedziami, spora dawka relaksu i odprężenia.

W tym miesiącu ekipa Shiny wypchała boxa produktami aż po same brzegi, pudełko naprawdę ledwo się domyka. ;) 


W środku znalazły się cztery produkty pełnowymiarowe, dwie miniaturki oraz gratis. Subskrybentki VIP otrzymały dodatkowo dwa produkty, które na zdjęciu oznaczyłam gwiazdką.


1) POSE organiczny krem do twarzy (produkt pełnowymiarowy, 50 ml, 100 zł/sztuka)
Trafiła mi się wersja odmładzająca, z czego bardzo się cieszę, ponieważ zawiera ona w swoim składzie kwasy, które sprawdzą się idealnie przy cerze z niedoskonałościami, czyli takiej jak moja. 
Krem ma genialny skład i przepiękne opakowanie z pompką typu airless, jest nietestowany na zwierzętach. Zabieram go ze sobą na wyjazd, jestem strasznie ciekawa jak się sprawdzi.

2) VASELINE wazelina kosmetyczna (produkt pełnowymiarowy, 6,50 zł/50 ml)
Powiem Wam szczerze, że początkowo niezbyt ucieszyłam się z obecności tego produktu w pudełku i byłam pewna, że oddam go chłopakowi, ale po pierwszych użyciach zastanawiam się czy sobie go nie zatrzymać. Naprawdę super sprawdza się do pielęgnacji ust. :) Carmex poszedł w odstawkę. :)

3) LIERAC płyn micelarny do demakijażu (miniaturka 50 ml, 65 zł/200 ml)
Dużo dobrego słyszałam o tym produkcie, dlatego bardzo się cieszę, że znalazł się w pudełku. Póki co użyłam go jeden raz i muszę Wam powiedzieć, że super poradził sobie z mocniejszym, wigilijnym makijażem oczu. Ze względu na cenę na pewno nie kupię pełnowymiarowego opakowanie, ale również zabieram go ze sobą na wyjazd, będę testować i dawać znać, może Was zainteresuje. :)

4) APC zestaw sypkich cieni + brokat (produkt pełnowymiarowy, cena zestawu około 41,50 zł)
Jeżeli czytałyście moją recenzję poprzedniego pudełka, to wiecie jakie mam zdanie na temat cieni tych marki... Dla mnie to totalna klapa, mają koszmarne opakowania, nie trzymają się nawet na bazie, nie rozumiem czemu ekipa Shiny po raz kolejny umieściła w boxie produkt tej marki... Jestem na nie, według mnie są zupełnie niewarte swojej ceny.

5) VASELINE balsam do ciała (produkt pełnowymiarowy, 14,50 zł/200 ml) 
Od dłuższego czasu miałam ochotę na jakiś produkt tej marki, ale jak na produkty drogeryjne, są one dość drogie, dlatego do tej pory się na nie nie skusiłam. Cieszę się z tego balsamu, ma bardzo poręczne opakowanie, przyjemnie pachnie, chętnie go wypróbuję. Nie powala składem, bo jest tam głównie parafina, gliceryna i wazelina, ale jeśli chodzi o pielęgnację ciała, to mnie nie robią one krzywdy, a w zimowych miesiącach takie natłuszczenie i warstwa ochronna na skórze są przeze mnie nawet pożądane. Jestem ciekawa czy miałyście styczność z tą marką i jakie macie zdanie na jej temat. :)

6) ORGANIQUE cynamonowe mydło glicerynowe (50 g, 14,90 zł/100 g)
Uwielbiam Orqanique, uwielbiam zapach cynamonu, więc jestem kupiona. :) Jeżeli nie lubicie mydeł w kostce, to polecam włożyć je do szuflady z bielizną, przepięknie pachnie!

GRATIS pasta do zębów White Now Gold Signal (13,50 zł/50 ml)
Nowość, której nie widziałam jeszcze na sklepowych półkach. Lubię produkty wybielające, więc nie zamierzam marudzić, tym bardziej że jest to gratis.

+ dwa produkty dla subskrybentek VIP:
* PAT&RUB rozgrzewający balsam do rąk (39 zł/100 ml)
* LOVE ME GREEN relaksujący olejek do masażu i kąpieli (39,90 zł/100 ml)
Z obu kosmetyków bardzo się cieszę, są idealne na okres świąteczno-zimowy i wręcz szkoda mi ich używać. ;)

OGÓLNA OCENA: 5,5/6

Gdyby nie te koszmarne cienie pewnie dałabym maksa, bardzo podoba mi się zawartość tego pudełka i liczę na to, że styczniowe będzie równie udane. :)

A Wy co myślicie o zawartości świątecznego boxa?

Czekam na Wasze komentarze i żegnam się z Wami w dobrym, przedsylwestrowym nastroju.
Pomimo nie najłatwiejszego startu w 2014 rok i kilku niewielkich potknięć po drodze, ostatnie dwanaście miesięcy to był zdecydowanie "mój czas". W 2015 chcę tylko być nie mniej szczęśliwa niż jestem obecnie. I tak jakoś w kościach czuję, że będzie jeszcze lepiej... Czego i Wam z całego serca życzę. :* Bawcie się dobrze, do napisania niebawem!

MÓJ INSTAGRAM:

http://instagram.com/sonnaillee

20 gru 2014

Rozterki małe i duże.

Na początku chciałam najmocniej przeprosić Was za błąd, który uniemożliwił Wam zostawianie komentarzy pod ostatnim postem, teraz już wszystko powinno być w porządku! Bardzo się cieszę, że "artykuł" przypadł Wam do gustu i że pomimo moich obaw, spotkał się z Waszym pozytywnym odbiorem. Dziękuję wszystkim, którzy z uwagi na brak możliwości komentowania pokusili się o kontakt mailowy ze mną, obiecuję odpowiedzieć na wszystkie Wasze wiadomości do końca weekendu. :*

 
Od wczoraj jestem już w domu. Z niemałą przyjemnością opuściłam szpitalno-uczelniane mury i w końcu mogę zacząć cieszyć się Świętami. Nie wiecie jak mi tego potrzeba! Moje zmęczenie sięgnęło już zenitu, a dołek w który wpadłam sprawia, że chyba nie wytrzymałabym tam jeszcze jednego dnia dłużej...
Lubię swoje studia, cholernie mnie cieszą i z miesiąca na miesiąc czerpię z nich coraz więcej satysfakcji, ale ostatnio (z chemią leków na czele) naprawdę okropnie dają mi w kość... Listopad i grudzień to dla mnie czas dosłownie (!) wyjęty z życiorysu, a styczeń zapowiada się chyba jeszcze gorzej. W czasie gdy wszyscy myślą o prezentach, piją świąteczne kawy w lokalnych kawiarniach i przystrajają mieszkania na nadejście Świąt, ja zarywam entą noc w miesiącu i nie wynurzam nosa znad książek. I tak dzień w dzień...


Cały czas pytacie mnie, kiedy pojawi się obiecany post o farmacji. Powiem Wam szczerze, że pomijając już brak czasu na jego napisanie, zwyczajnie czekam na odpowiedni moment, w którym nie będę na tyle zmęczona, zła i zdołowana, żeby nie przedstawić Wam wszystkiego w czarnych barwach. Wbrew pozorom to naprawdę piękny kierunek. Być może w Święta, kiedy podładuję odrobinę rozładowane doszczętnie akumulatory, odeśpię, odpocznę i złapię w kieszenie trochę więcej pozytywnego nastawienia, uda mi się odpowiedzieć na najczęściej zadawane przez Was pytania. Bardzo bym chciała!


Jak już tak marudzę, to powiem Wam jeszcze, że mam już serdecznie dość tej całej deszczowej pseudozimy. Czekam na śnieg i mróz, który nastroi do picia grzanego wina i idealnie dopełni stąpający cichutko po domu zapach cynamonowej szarlotki. Po cichu liczę na to, że jeśli nie w Wigilię, to przynajmniej w Sylwestra zima raczy w końcu sypnąć dla nas śniegiem. Szykuje Nam się fajny wyjazd, do pełni szczęścia oprócz śniegu, potrzebuję jeszcze nowych czarnych szpilek. ;) Nie mogę się doczekać!

Sobotni poranek rozpoczynający się ciszą, a nie znienawidzonym przeze mnie dźwiękiem budzika i wizja wieczoru zupełnie odmiennego od tych ostatnich, spędzonych pośród sterty notatek, też napawa mnie optymizmem. Życie na ten właśnie moment ograniczyło swoją zawrotną prędkość. Jest ciepło, czule i bezpiecznie. Tak jak lubię najbardziej.

A co u Was? Jesteście tu jeszcze? Jakie macie plany na Święta?

Ja pomimo kilogramów książek i materiałów, które zwiozłam do domu i z którymi będę musiała się zmierzyć czy mi się to podoba czy nie, zamierzam wykorzystać ten czas w stu procentach i wręcz nacieszyć się nim na zapas. Potrzebuję małej odskoczni od codzienności, która obdziera mnie z niepoważnym przekonań i złośliwie ściąga ku ziemi. Wam też jej życzę! Cieszcie się ciepłą, rodzinną atmosferą, odpoczywajcie, śmiejcie się i jedzcie same pyszności! W święta diety nie istnieją. ;)


PS. Z racji tego, że od dobrego miesiąca prężnie działam na instagramie i jeżeli tylko macie na to ochotę, możecie podglądać tam moją codzienność, zastanawiam się co z serią "miesiąc w zdjęciach". Wiem, że cieszyła się ona dużym zainteresowaniem, zresztą i ja sama strasznie lubiłam pisać dla Was te posty, ale z drugiej strony mam wątpliwości, czy dalej ma ona sens... Stąd moje pytanie do Was, czy nadal macie ochotę by comiesięczna migawka zdjęciowa pojawiała się na blogu? Piszcie śmiało, bardzo chcę poznać Wasze zdanie na ten temat. W końcu ten blog jest dla Was. :)

http://instagram.com/sonnaillee

10 gru 2014

Wypadanie włosów: terapia osoczem bogatopłytkowym.

Zapraszam Was dzisiaj na kolejny post dotyczący tematyki walki z wypadaniem włosów i łysieniem , który tym razem postanowiłam poświecić w całości terapii osoczem bogatopłytkowym, o której wspominałam Wam przy okazji ostatniego wpisu z tej serii (KLIK).
W październiku odbyłam kolejną wizytę u swojego dermatologa w Warszawie, po raz kolejny ustawiono mi leczenie na najbliższe trzy miesiące i jeśli i tym razem nie przyniesie ono oczekiwanych rezultatów, bardzo poważnie rozważę opcję przejścia na dietę bezglutenową i podjęcia się terapii osoczem bogato płytkowym (PRP).


Co to takiego? Terapia osoczem bogatopłytkowym to najnowocześniejszy rodzaj mezoterapii, w którym wykorzystuje się własną krew pacjenta. Po pobraniu próbki krwi (w ilości około 25 ml, co nie stanowi żadnego zagrożenia zdrowia i życia) podlega ona odwirowaniu, w celu  oddzielenia krwinek od osocza i otrzymania zwiększonej koncentracji płytek krwi, będących naturalnym rezerwuarem czynników wzrostowych. Otrzymanym w ten sposób osoczem bogato płytkowym ostrzykuje się skórę głowy pacjenta, ze szczególnym uwzględnieniem obszarów dotkniętych największych przerzedzeniem się włosów. Nie jest to co prawda zabieg bezbolesny, ale na szczęście trwa krótko (około 15-30 minut, w zależności od rozległości zmian i stopnia zaawansowania łysienia). Pierwsze efekty i rezultaty takiej terapii można zauważyć dopiero po około 3-4 miesiącach, czyli dokładnie tyle, ile trwa proces odrostu nowego włosa. Aby były one trwałe, zaleca się wykonanie serii minimum trzech zabiegów, w moim przypadku dermatolog sugeruje, że dwa zabiegi w odstępie półtoramiesięcznym byłyby zupełnie wystarczające. 


Terapia osoczem stymuluje własny potencjał organizmu do odbudowy tkanek, pobudza aktywność mieszków włosowych i indukuje ich komórki macierzyste do przejścia ze stanu uśpienia, do stanu aktywnego, co ma szczególne znaczenie przy łysieniu telogenowym, w którym mamy do czynienia z zaburzonym cyklem włosowym. 
 
Największą zaletą tego rodzaju mezoterapii jest fakt, iż jest ona w stu procentach biokompatybilna z Naszym organizmem i może być stosowana właściwie przy każdym rodzaju łysienia: telogenowym, androgennym, plackowatym, a także łysieniu polekowym i hormonalnym (ciąża, choroby tarczycy, menopauza). Wyjątek stanowi sytuacja, w której doszło już do całkowitego zniszczenia mieszków włosowych. 



Warto wspomnieć o tym, że nie jest to zabieg dla każdego. Istnieje szereg przeciwwskazań, które uniemożliwiają podjęcie terapii osoczem bogatopłytkowym. Wśród najważniejszych wymienia się: choroby autoimmunologiczne, ciążę, karmienie piersią, aktywną infekcję wirusem opryszczki, obecność na skórze głowy ognisk zapalnych, a także stosowanie leków zmniejszających krzepliwość krwi (w tym popularnej aspiryny i innych leków zawierających kwas acetylosalicylowy jako substancję czynną).
Bezpośrednio po zabiegu mogą pojawić się ślady po nakłuwaniu igłą, a także drobne krwiaki, zaczerwienienie i obrzęk.  W celu zmniejszenia ryzyka ich powstawania lekarze zalecają, by na kilka dni przed zabiegiem, rozpocząć przyjmowanie leków z escyną. Osoby mające problem z nawracającą opryszczką powinny także profilaktycznie przyjąć lek przeciwwirusowy (np. acyklowir czy heviran).


Mezoterapia osoczem bogato płytkowym staje się w Polsce coraz bardziej popularna i coraz łatwiej dostępna. Stopniowo zwiększa się liczba ośrodków, w których można poddać się temu zabiegowi. Na tę chwilę, pomocy możemy szukać nie tylko w specjalistycznych klinikach dermatologicznych, ale również gabinetach medycyny estetycznej, które znajdują się w każdym większym mieście. Minusem cały czas pozostaje cena, która oscyluje w górę i w dół, w zależności od położenia gabinetu oferującego mezoterapię i jego renomy: http://www.tourmedica.pl/kliniki/leczenie-wypadania-wlosow-osoczem-bogatoplytkowym-angel-prp-system/ 


Po rozmowie z moim lekarzem i przyjrzeniu się wynikom badań obrazującym skuteczność tego typu zabiegu (m.in. naukowców z Uniwersytetu w Brescii czy Uniwersytetu Hebrajskiego) jestem zdania, że mezoterapia osoczem bogato płytkowym to zdecydowanie metoda, która daje nadzieję i szansę na odzyskanie włosów i uporanie się z problemem łysienia. Trafiłam również na informację, że trwają prace i badania nad stworzeniem preparatu w formie emulsji, zawierającego osocze, który ze względu na formę aplikacji, mógłby być stosowany również przez pacjentów w domu. 

Jestem bardzo ciekawa czy macie jakieś doświadczenie z zabiegiem PRP? Słyszałyście o takiej metodzie walki z łysieniem i wypadaniem włosów? Może znacie kogoś, kto próbował leczenia osoczem bogato płytkowym? Co sądzicie o tej metodzie? Zapraszam do dyskusji w komentarzach!

6 gru 2014

Towar pierwsza klasa!

Mikołajkowe przedpołudnie to idealny moment na to, by pokazać Wam co znalazłam w listopadowym pudełku ShinyBox, które w tym miesiącu, ze względu na wysyłkowe zawirowania, dotarło do mnie później niż zazwyczaj.

Już na wstępie zachwyciła mnie oprawa graficzna. Listopadowy box cieszy oczy połączeniem świeżej mięty i słodkiego różu, moim zdaniem wygląda po prostu przepięknie. :) Pudełko jest efektem współpracy ekipy ShinyBox i sklepu internetowego Pewex, ma być zabawne, sentymentalne i przywrócić wspomnienia sprzed lat. Co znalazłam w środku i jak podoba mi się zawartość? Zapraszam do dalszego czytania!


1) NU pielęgnujący zmywacz do paznokci w chusteczkach (19 zł/opakowanie 10 chusteczek) produkt pełnowymiarowy

Pierwszy tego typu kosmetyk, który dba o zdrowy wygląd paznokci, delikatnie natłuszcza płytkę paznokcia, pozostawiając przy tym przyjemny zapach. Produkt ten pozwala od razu nałożyć nowy lakier.

Chusteczki nailnu są hypoalergiczne, ekologiczne, wygodne i wydajne. Doskonale nadają się do użycia zawsze i wszędzie, z uwagi na wygodną formę podania w pachnącej chusteczce.

Zmywacz w chusteczkach to trochę powtórka z rozrywki biorąc pod uwagę poprzedniego boxa... Początkowo nie byłam zadowolona, ale po pierwszych testach muszę Wam powiedzieć, że te chusteczki są zdecydowanie lepsze niż chusteczki Jelid, które znalazłam w pudełku październikowym. Są większe, bardziej wilgotne, lepiej usuwają lakier i bardzo dobrze natłuszczają płytkę. Zdecydowanie fajny produkt, ale mimo wszystko nie zapłaciłabym za niego 19 zł, wolę śmiesznie tani zmywacz z Rossmanna. ;) 

2) BANIA AGAFFI balsam do włosów (6 zł/100 ml) produkt pełnowymiarowy

Balsam odżywczo regeneracyjny oparty jest na organicznych olejach, bogatych w mikroelementy i witaminy, nadaje się idealnie do intensywnej regeneracji suchych i osłabionych włosów. Nawilża i przywraca włosom naturalną siłę, zdrowy blask i elastyczność.
Olej szarłatu ( amarantu) - zawiera skwalen (naturalna ochrona włosów) , sprzyja nasyceniu komórek tlenem, Olej z nasion żurawiny - intensywnie nawilża włosy.
Organiczne oleje pierwiosnka i żeń-szenia - bogate w mikroelementy i kwasy organiczne, odżywiają skórę głowy.
Olej miodunki plamistej – zawiera flawonoidy, alantoinę i składniki mineralne, sprzyja wzrostowi włosów.
Olej z orzechów cedrowych - zapobiega łamliwości i wypadaniu włosów.
Olej lnu syberyjskiego – bogaty w witaminy E i A, kwasami tłuszczowe Omega-3, intensywnie odżywia i regeneruje uszkodzoną strukturę włosów.

Mieszkam z włosomaniaczką z krwi i kości i chyba udzielił mi się jej entuzjazm po obejrzeniu zawartości pudełka, bo muszę Wam powiedzieć, że cieszy mnie obecność tego produktu. ;) Trafiła mi się wersja odżywczo-regenerująca, jeszcze jej nie używałam, ale na pewno dam Wam znać za jakiś czas jak sprawdza się przy cienkich i rzadkich włosach.


3) ORGANIQUE złoty peeling cukrowy z serii Eternal Gold (68 zł/200 ml) produkt pełnowymiarowy 

Wyjątkowy peeling o perfumowanym zapachu, z kryształkami cukru zatopionymi w olejku sojowym i maśle Shea, które delikatnie masują i złuszczają zrogowaciały naskórek. Po użyciu peelingu skóra odzyskuje blask i promienny wygląd, jest miękka, gładka, pachnąca i delikatnie rozświetlona. Produkt ten pochodzi z ekskluzywnej linii Eternal Gold.

Nawet nie wiecie jak cieszyła mi się buzia na widok tego peelingu. :))) Uwielbiam Organique, nie trafiłam do tej pory na produkt tej marki, który by się u mnie nie sprawdził. Organique, to dla mnie pielęgnacyjna dawka luksusu, idealna opcja na prezent, zdecydowanie jestem na tak!

4) JOKO baza pod cienie (23 zł/5 g) produkt pełnowymiarowy 

Bezparabenowa formuła bazy o neutralnym kolorze i delikatnej, kremowej konsystencji gwarantuje trwałość makijażu oka. Zawiera kompleks witamin A, E i F, oraz naturalny olej z krokosza barwierskiego, które skutecznie wygładzają, przeciwdziałają starzeniu się skóry i wyrównują koloryt. Skóra jest chroniona przed promieniowaniem UV i szybciej się regeneruje. Produkt zapewnia intensywny, głębszy kolor oraz eliminuje efekt zbierania się nadmiaru pigmentów w załamaniach powiek.

Shiny trafiło idealnie, bo właśnie planowałam zakup nowej bazy. Pierwsze wrażenie jest jak najbardziej pozytywne, póki co jestem z niej bardzo zadowolona. 

5) MARIZA peeling do ust (10 zł/10 ml) produkt pełowymiarowy 

Kosmetyk bogaty w odżywcze oleje roślinne peeling, zapewnia ustom miękkość, gładkość i doskonałą ochronę. Peeling do ust delikatnie złuszcza martwy naskórek, pozostawiając usta gładkie i miękkie. 
Składniki aktywne to cukier trzcinowy, olejek ze słodkich migdałów, olejek kokosowy, olejek awokado i witamina E.

Pięknie pachnie i ma bardzo przyjemny skład, ale nie jest to produkt, który koniecznie musiałabym mieć. Fajny pielęgnacyjny dodatek, ale w moim przypadku na pewno nie totalny must have. ;) Cieszę się, że znalazł się w pudełku bo sama prawdopodobnie nigdy bym się na tego typu produkt nie skusiła. Przetestuję i zobaczymy, być może się zakocham. :P 

6) APC cienie do powiek w kulkach (65 zł/5 sztuk) produkt pełnowymiarowy 

Cienie w kuleczkach są atrakcyjną formą cieni do makijażu oczu. Są bardzo łatwe w aplikacji, można je nakładać na powiekę opuszkiem palca, aplika torem lub pędzelkiem. Łatwo się rozprowadzają i dobrze trzymają na powiece. Za ich pomocą w wygodny i łatwy sposób wykonamy całodzienny makijaż oka. Można ich też używać do rozświetlenia części powieki lub kącika oka. Doskonała przyczepność cieni i pozwoli na wykonanie atrakcyjnego całodziennego makijażu nawet bez większej wprawy.

Powiem Wam szczerze, że nie chce mi się wierzyć, że TO COŚ kosztuje tyle kasy. ;) Dla mnie te cienie to totalna porażka, pomijając już koszmarne i totalnie niepraktyczne opakowanie, to cienie mają brzydkie, bardzo perłowe wykończenie, strasznie ciepłe tony i zwyczajnie kiepską jakość (rolują się na każdej bazie). Mnie kojarzą się z kosmetykami ze sklepów typu "wszystko po 5 zł" i uważam, że ich obecność w listopadowym boxie to jakieś nieporozumienie... 


W pudełku znalazłam również prezent ze sklepu internetowego Pewex w postaci lnianej torby na zakupy, która już poszła w ruch i koszulki z nadrukiem, w której zmierzam spać. :P 

Gdyby nie koszmarne cienie do powiek, pudełko uznałabym za bardzo udane, tymczasem oceniam je jako 4/6. A wy co myślicie o zawartości listopadowego boxa? 

OGÓLNA OCENA: 4/6 

Obiecałam sobie, że grudniowej, świątecznej edycji nie będę podglądać na fanpagu Shiny i PIERWSZY raz od kiedy otrzymuję pudełka, otworzę je nie znając zawartości. Trzymajcie kciuki, żeby mi się udało, bo moja ciekawość naprawdę nie zna granic. :P 

Miłego weekendu :*

INSTAGRAM (KLIK)
TWITTER (KLIK

29 lis 2014

Kosmetyczni ulubieńcy miesiąca.

Z tygodnia na tydzień coraz bardziej kurczy mi się przestrzeń czasu wolnego. Zafundowałam sobie i Wam przymusowy odwyk od blogowania i dziś, po zawstydzająco długiej przerwie, zapraszam Was z powrotem do mojego kosmetycznego świata. Mam nadzieję, że jeszcze tu jesteście, bo mam zamiar pokazać Wam kilka pielęgnacyjnych perełek, które sprawdzają się u mnie wyjątkowo dobrze i wiernie służą mi przez ostatnie tygodnie. Dawno nie było takiego postu, po cichu liczę na to, że moja październikowo-listopadowa dawka kosmetycznych ulubieńców przypadnie Wam do gustu. Miłego czytania! :)


Bez zbędnego przedłużania i przynudzania, zaczynamy!

Na początek dwa kosmetyki do włosów, czyli coś, o czym na moim blogu można przeczytać wyjątkowo rzadko:


Jeśli czytacie mnie regularnie to wiecie, że mam duży problem z wypadaniem włosów i przesuszającą się skórą głowy, która ma tendencję do nawracającego łupieżu. Zazwyczaj jestem wierna aptecznym szamponom (szczególnie Pharmaceris) i nie kusi mnie testowanie nowości, ale któregoś razu, nie wiedzieć czemu, skusiłam się na śmiesznie tani, drogeryjny SZAMPON DO WŁOSÓW TŁUSTYCH spod szyldu ZIAJI i przepadłam. Jest genialny!

Przede wszystkim- bardzo dobrze oczyszcza skórę głowy, nie przesuszając jej. Pozostawia włosy miękkie, sypkie i co ważne- nie obciążone (nie znoszę szamponów o kremowej konsystencji, zawsze sięgam po te przezroczyste). W dodatku pięknie pachnie miętą i jest szalenie wydajny. Trochę przypomina mi szampon z Phenome, który swego czasu pojawił się w ShinyBoxie, a jest od niego ponad 10 razy tańszy! Jeśli lubicie szampony Pharmaceris, a szukacie czegoś tańszego, to koniecznie musicie przyjrzeć mu się bliżej. :)

MASKA DO WŁOSÓW WYPADAJĄCYCH marki BIOVAX jest ze mną już od wakacji. Powiem Wam szczerze, że choć nie zauważyłam żadnego wpływu tego produktu na kondycję moich cebulek i zmniejszone wypadanie włosów, to nie potrafię mówić o nim inaczej niż w samych superlatywach. Nie pamiętam po którym kosmetyku moje włosy wyglądały tak dobrze, jak po tej masce! Staram się nakładać ją pod czepek raz w tygodniu (producent zaleca częściej, być może stąd brak u mnie efektów jeśli chodzi o zahamowanie wypadania), włosy po jej użyciu są mega miękkie, błyszczące i cholernie przyjemne w dotyku. Jeśli tak jak ja, macie pięć włosów na krzyż i bardzo często rezygnowałyście z maski, bo bałyście się efektu obciążenia, to spróbujcie tego produktu, jestem pewna, że będziecie zadowolone! Ma bardzo dobre opinie na wizażu, być może przy mniejszych zaburzeniach i bardziej regularnym stosowaniu rzeczywiście powstrzymuje w jakimś stopniu wypadanie włosów.


Jesień to czas, kiedy jeszcze chętniej niż zwykle sięgam po wszelkiego rodzaju nawilżacze do ciała, aktualnie trwa u mnie faza na mleczka. ;)

Namiętnie sięgam po WYGŁADZAJĄCE MLECZKO DO CIAŁA NIVEA, które pewnie u wielu z Was będzie skreślone już na wstępie ze względu na parafiny w składzie, ale tak jak wielokrotnie wspominałam, w produktach do ciała mnie ona nie szkodzi i nie przeszkadza. Uważam, że jeśli coś się sprawdza, to nie ma sensu popadać w paranoje. ;)
Mleczko jest bardzo lekkie, dobrze się rozsmarowuje i błyskawicznie wchłania. W dodatku pięknie pachnie. :) Nie wiem jak Wy, ale ja strasznie lubię zapach kosmetyków Nivea, jest dla mnie taki prosty, nieprzekombinowany i kojarzy mi się z dzieciństwem. Choć produkt nie grzeszy bogatym składem, moja skóra chyba go lubi, po każdej aplikacji wydaje się być nawilżona, gładka, miękka i przyjemna w dotyku.

Bardzo podobnie zachowuje się gdy sięgam po MLECZKO EMOLIENT LINUM od DERMEDIC*. To produkt typowo apteczny, bardzo lekki, ale intensywny nawilżacz, o znacznie lepszym składzie (masło shea, olej arganowy, olej lniany) i co za tym idzie, pewnie lepszych właściwościach pielęgnacyjnych. Mleczko jest bardzo delikatne, lubię używać go szczególnie po depilacji. Poświęciłam mu osobny post, więc jeśli macie ochotę przeczytać na jego temat coś więcej, odsyłam Was TUTAJ. 

Na deser zostawiłam Wam ZMYSŁOWY SOLNY PEELING DO CIAŁA od DELAWELL, który znalazłam w którejś z ubiegłorocznych edycji pudełka ShinyBox. Czekał w szufladzie na swoją kolej, a kiedy wreszcie go wyciągnęłam, po prostu się w nim zakochałam. Po pierwsze- zapach. Jest obłędny. :) Przypomina dobre perfumy i utrzymuję się na skórze jeszcze długo po aplikacji. To bardzo mocny zdzierak, drobinki są ostre (i nie rozpuszczają się pod wpływem wody tak jak w peelingach cukrowych) dlatego nie używam go na uda, na których mam problem z naczynkami. Wszędzie indziej sprawdza się idealnie. :) Pięknie wygładza skórę i świetnie ją nawilża (ma genialny skład, zawiera masło shea, olej jojoba i makadamia), to dla mnie taka dawka luksusu i relaksu po ciężkim tygodniu, strasznie go Wam polecam. Ja posiadam miniaturkę, ale trafiłam na informację, że jest dostępny w Hebe, gdzie pojemność 260 ml kosztuje około 40 zł. Dla mnie to dużo, ale jeśli macie ochotę zrobić komuś (lub sobie :)) kosmetyczny prezent na gwiazdkę, to myślę że warto przyjrzeć mu się bliżej.


Na sam koniec dwa produkty do pielęgnacji twarzy. O jednym z nich już Wam wspominałam, a mowa o SPECJALISTYCZNYM KREMIE POD OCZY I NA POWIEKI z serii TOLERANS od DERMEDIC*. Genialne opakowanie typu airless, które chroni kosmetyk przed dostępem powietrza i drobnoustrojów, mieści w sobie bardzo lekki, ale bardzo dobrze nawilżający krem, który świetnie sprawdza się zarówno na noc jak i na dzień, przed nałożeniem makijażu. Na moim blogu pojawiła się jego oddzielna recenzja, znajdziecie ją TUTAJ.

Krem EFFLACLAR DUO (+) LAROCHE POSAY to z kolei moje odkrycie całego roku. Nie mam pojęcia dlaczego tak długo zwlekałam z jego zakupem. On naprawdę działa, zwalcza trądzik i jest wart każdej złotówki! Wierzcie lub nie, ale moja skóra nigdy wcześniej nie wyglądała tak dobrze! Używam go już trzeci miesiąc (teraz rzadziej, zamiennie z innym produktem, by skóra się do niego zbytnio nie przyzwyczaiła, o którym wspomnę Wam na dniach), po około 6 tygodniach całkowicie pozbyłam się problemu kaszki na czole i grudek w okolicy żuchwy i prawego policzka, z którymi walczyłam długi czas. Całkowicie ominął mnie problem wysypu, o którym często wspominałyście. Zdarzało mu się natomiast podrażniać moją skórę, szczególnie w okolicach nosa, ale też nie zawsze. Nie przestaję się nim zachwycać, teraz wyskakują mi już tylko pojedyncze zmiany, zazwyczaj w okresie przedmiesiączkowym i dniach, kiedy nie dosypiam i cały czas mam jeszcze problem z bliznami i przebarwieniami... Jeśli możecie polecić mi coś, co sobie z tym poradzi, będę wdzięczna za Wasze rekomendacje. :)

Uff i to już wszystko. Miało być krótko, a jak zwykle wyprodukowałam niezłego tasiemca. :) Uciekam na śniadanie, a Wam życzę miłego weekendu i udanej imprezy andrzejkowej! Bawcie się dobrze!

PS. Jeśli macie ochotę podejrzeć trochę mojej codzienności w czasie gdy na blogu cisza, zapraszam Was na MÓJ INSTAGRAM, na którym aktywnie działam od prawie dwóch tygodni (KLIK). 
PS2. Znajdziecie mnie też na twitterze (KLIK). 

14 lis 2014

Październik w zdjęciach. Mój instagram.

Październik rozpieścił nas szeleszczącym szeptem polskiej, złotej i nadzwyczajnie ciepłej jesieni. Gdyby nie różnobarwna kołdra liści, którą przykryły się parkowe alejki i chodniki, można by pomyśleć, że na bydgoskim śródmieściu zasiedziało się lato. Ostatnie tygodnie, stanowiąc totalną przeciwwagę dla wakacyjnej beztroski, którą jeszcze niedawno się rozkoszowałam, nieźle dały mi w kość. Pomimo deficytu energii i braku nadziei na wynurzenie nosa znad książek przed świętami, październik pożegnałam z malinowym uśmiechem, motywacją i garścią ambitnych wyzwań. Dziś jest już trochę gorzej. Optymizm uleciał, zmęczenie bierze górę, a rozgrzebane pomysły leżą w kącie lekko przykurzone, a ja wciąż tylko obiecuję im spojrzeniem, że niedługo się za nie zabiorę. Póki co, przychodzę do Was ze zdjęciową migawką mojej październikowej codzienności. Miłego oglądania!


1) Jesienna wymiana garderoby jestem idealnym pretekstem do zakupu idealnej torebki. Miejski model w rozmiarze XXL dorwałam w Reserved i nie rozstaję się z nim od półtora miesiąca.
2) Babska kolacja w bydgoskim Manekinie, czyli nasz sposób na pozytywne rozpoczęcie tygodnia. Uwielbiam tę knajpę. :)
3) W poniedziałki o dwudziestej, po prawie dwunastu godzinach spędzonych w laboratorium i pracowniach recepturowych, uczelniane mury świecą już pustkami.
4) Syrop prawoślazowy, krople anyżowe i olejek kamforowy mojej roboty. ;)
5) Tonę w receptach...
6) Praca wre... będzie maść!
7) Nie wiem czy już Wam o tym wspominałam, ale ładna bielizna, to zaraz po dobrych perfumach druga rzecz na punkcie której mam prawdziwego świra.
8) Łazienka kosmetycznie pęka w szwach. ;) Dobrały się dwie zakupoholiczki! Nie chcecie wiedzieć jak mieszka reszta naszych zapasów. :P
9) Mieszkam na czwartym piętrze, ale cholernie boję się jeździć windą i zwykle wybieram schody. Czasem, w przypływie odwagi, zdarza mi się jednak do niej wsiąść (choć sekundy zdają mi się wtedy rokiem). Musiałam to uwiecznić. ;)


1) Nadal nie mogę w to uwierzyć, ale na początku października udało mi się zgarnąć główną nagrodę w konkursie Orange Muzyka Tu i Tam i trafił do mnie tablet Sony Experia Z.  :))))
2) Weekendowe perspektywy... Chemia leków, farmakognozja, antybiotykoterapia, leki przeciwnowotworowe...
3) Po raz drugi próbuję zaprzyjaźnić się z piciem wody. Co prawda idzie mi już lepiej niż za pierwszym razem, ale nadal tęsknię za Nestea i wiśniowym Tymbarkiem... Bycie fit chyba nie jest dla mnie.
4) Regularne jedzenie śniadań też szczerze mówiąc wychodzi mi średnio...
5) Moje pierwsze maści do oczu, pochwalę się, a co. :) Nieźle się nad nimi napracowałam!
6) Nowe wieszaki do szafy, spróbujcie tylko powiedzieć, że nie są piękne!
7) Jestem totalną herbaciarą i kubkomaniaczką. Moja kolekcja herbat liczy aktualnie osiemnaście egzemplarzy, a kubkozbiór już dawno przekroczył limit zdrowego rozsądku.
8) OOTD. :)
9) Tęsknię za wakacjami...

Najbliższe dwa tygodnie mam dosłownie wyjęte z życiorysu. Tylko czekam aż mój mózg włączy autoblokadę i przestanie chłonąć wiedzę i materiał, którego ilość z dnia na dzień coraz bardziej mnie przeraża. Zapowiada się na kolejny blogowy przestój, ale jeśli chcecie wiedzieć co u mnie słychać i być na bieżąco z moimi troskami i radościami, to zapraszam Was na mój profil na Instagramie. Tak, w końcu się zdecydowałam. ;) Cały czas stawiam tam jeszcze pierwsze kroki i obserwuję bardzo małą ilość osób, także jeśli macie ochotę, zostawcie mi swój nick w komentarzu. Chętnie podejrzę co u Was ciekawego!
Ściskam ciepło :*

***SONNAILLE NA INSTAGRAMIE***

PS. Zostały nam jeszcze wyniki konkursu! Wybór był ciężki, ale werdykt musiał paść. Mam przyjemność ogłosić, że Cold Krem z serii Angio marki Dermedic leci do CieszmySięZMałychRzeczy. Koniecznie zajrzyj na swoją skrzynkę mailową. :) Gratulacje!

8 lis 2014

Pozytywne zaskoczenie- krem pod oczy Tolerans Sensitive Dermedic.

Mój blog powoli zmienia działalność na weekendową, a i z tą, jak widać, bywa ostatnio różnie. Antybiotyki "usadziły" mnie w domu na cały miniony tydzień i nie zapowiada się na to, żebym w najbliższym czasie wytknęła nos znad książek. Nie chcąc dać Wam jednak o sobie zapomnieć, zapraszam Was dzisiaj na obiecaną wcześniej recenzję aptecznego kremu pod oczy, z którym wyjątkowo się polubiłam. Jestem pewna, że spodoba się i Wam! Zapraszam do czytania. :)


Skóra pod oczami jest bardzo cienka i o wiele delikatniejsza niż skóra na reszcie naszej twarzy, dlatego nie powinnyśmy traktować jej po macoszemu. Obalamy mit, że kremu pod oczy powinno zacząć się używać dopiero po 25 roku życia. Bzdura! Im wcześniej zadbamy o odpowiednie nawilżenie i wprowadzimy kremy pod oczy do naszej codziennej pielęgnacji, tym dłużej będziemy cieszyć się brakiem zmarszczek, a nasza skóra będzie promienna, świeża i pełna blasku.


Muszę przyznać, że moja okolica oczu nie jest wyjątkowo wybredna. Do tej pory sięgałam po typowe drogeryjne kosmetyki tego typu, które mieściły się w niskim przedziale cenowym (Ziaja, Floslek, Eva Natura) i skłamałabym gdybym powiedziała, że nie byłam z nich zadowolona. Delikatnie nawilżały skórę, nie podrażniały jej i dobrze sprawdzały się pod makijaż. Kiedy jednak w moje ręce trafił specjalistyczny krem z serii TOLERANS od Dermedic niemal natychmiast zauważyłam różnicę... i efekty!


To jeden z tych produktów, które już po pierwszym użyciu wróżą dobrą znajomość. Krem zamknięty jest w genialnym opakowaniu typu airless, które nie dość że pozwala zużyć produkt do ostatniej kropli, to jeszcze idealnie zabezpiecza go przed kontaktem z powietrzem i drobnoustrojami (po zajęciach z mikrobiologii i recepturze jałowych leków do oczu zaczęłam mieć na tym punkcie obsesję, czytaj zboczenie zawodowe).

Jest lekki, idealnie się rozprowadza ale naprawdę bardzo, bardzo dobrze nawilża skórę. Kiedy nakładam go wieczorem po demakijażu, jeszcze po przebudzeniu czuję że skóra jest nawodniona i nie ma mowy o jakimkolwiek uczuciu ściągnięcia. Wchłania się błyskawicznie, więc super sprawdza się też przy porannej pielęgnacji. Dobrze współpracuje z nałożonym później korektorem czy bazą pod cienie. Nie waży się i nie roluje, co zdarzało mi się przy tańszych, drogeryjnych kremach pod oczy.


Uwielbiam go nie tylko za efekt długotrwały efekt nawilżenia, ale również fakt, że jest naprawdę bardzo delikatny. Nawet kiedy nałożę go niezdarnie, albo zaraz po aplikacji potrę oczy i chcąc nie chcąc dojdzie do kontaktu z oczami czy workiem spojówkowym, nie czuję jakiegokolwiek podrażnienia i szczypania.

Nie wiem jak to opisać, ale w miarę regularnego używania tego kremu, okolica pod oczami wygląda po prostu... lepiej. Jest ukojona, miękka, lekko napięta, rozjaśniona i ładniej wygląda pod makijażem. Czasami pokuszę się o zostawienie kremu na noc w lodówce, wtedy daje jeszcze lepsze wrażenie ukojenia i nawilżenia.


Choćbym chciała, nie mam się do czego przyczepić. Opakowanie o pojemności 15 g kosztuje około 20 zł. W porównaniu do drogeryjnych kosmetyków tego typu to dużo, ale z drugiej strony nie na tyle dużo, by każda z nas nie mogła sobie na niego pozwolić. Jeśli jesteście zainteresowane, znajdziecie go w aptekach.

Znacie ten produkt? Macie swojego ulubieńca w kategorii krem pod oczy, czy nadal szukacie ideału? Sięgacie po drogeryjne czy apteczne kosmetyki? 


Zostawiam Was z przypominajką konkursową, a sama biegnę uskuteczniać małe sobotnie lenistwo. Raz kiedyś można. ;) Miłego weekendu!



31 paź 2014

SB THINK PINK i zapowiedź recenzji.

Zbyt krótka dobra każe wybierać między nauką, a snem. Brakuje czasu na odpoczynek i chwilę wytchnienia, a leniwe poranki w październiku właściwie się nie zdarzają.  Zmęczone oczy niechętnie spoglądają na stertę książek i notatek, w których znowu przyjdzie mi tonąć cały weekend. Coraz bardziej zaprzyjaźniam się z wiązka sztucznego słońca w postaci nocnej lampki, która wskazuje rozumowi szlak między nazwami i wzorami, których nie sposób zapamiętać. Blog powoli osiada kurzem, ale wierzcie lub nie, staram się jak mogę, by było mnie tutaj jak najwięcej. Dziękuję Wam za wszystkie miłe wiadomości skierowane pod moim adresem, nie na wszystkie udało mi się jeszcze odpisać, bo skrzynka pęka w szwach, ale obiecuję nadrobić to w najbliższym czasie. To niesamowite, że w kilku zdaniach potrafi skumulować się tyle ciepła i że pomimo niewyspania i nieciekawych perspektyw na resztę wieczoru, sprawiają one, że "chce się bardziej". Właśnie dlatego tutaj dzisiaj jestem. :) Zapraszam Was na spóźnioną recenzję październikowego pudełka ShinyBox, miłego czytania!


Październikowa edycja pudełka, podobnie jak rok temu, nawiązuje do tematyki walki z rakiem piersi. Jak najbardziej popieram taką inicjatywę, brawo Shiny!

Zawartość Think Pink miała podkreślić kobiece atuty i sprawić, że poczujemy się jeszcze bardziej atrakcyjne. Co z tego wyszło? Oceńcie same.


W środku znalazłam pięć produktów i trzy prezenty, które oprócz ambasadorek otrzymały również wszystkie stałe subskrybentki. Zacznijmy od standardowej zawartości każdego boxa:


1) NOREL żel ujędrniający szyję, dekolt i biust 75ml (250ml kosztuje 50 zł)

Nie używałam do tej pory żadnego produktu tego typu, sama nie wiem czy jestem z niego zadowolona.

Preparat znacząco poprawia kondycję skóry piersi działając jak naturalny lifting, jak również sprzyja utrzymaniu jędrnej i napiętej skóry na szyi i dekolcie. Zapobiega rozstępom skórnym, powstającym zwłaszcza w okresie ciąży oraz przy wahaniach wagi. Skutecznie redukuje, spłyca i rozjaśnia rozstępy świeże, już istniejące. Zawiera m.in ekstrakt z bluszczu, alg i miłorzębu japońskiego, a także olej słonecznikowy. 

2) ISADORA pomadka nawilżająca Perfect Moisture Lipstick 2,5g  (4,5g kosztuje 55 zł)

Trafił mi się odcień #145 Nude Cream, który pomimo tego, że uwielbiam naturalne usta, niestety średnio mi pasuje. Jest dość ciemny i jakoś nie potrafię się do niego przekonać. Sama pomadka wygląda jednak uroczo i bardzo przyjemnie się nosi, więc generalnie jestem na tak.

Kremowa pomadka dzięki zawartości olejków roślinnych intensywnie nawilża i pielęgnuje delikatną skórę ust. Zawarty w pomadce Pantenol chroni wargi przed działaniem niekorzystnych czynników zewnętrznych, nawilża, regeneruje, wygładza i ujędrnia. Dodatkowo kosmetyk ten pozwala skórze oddychać. Pomadka polecana jest dla osób z tendencją do wyschniętych i spierzchniętych ust. Zawiera również wosk Candelilla, i witaminę E. 

3) YASUMI Clean&Fresh puder do oczyszczania twarzy (produkt pełnowymiarowy 50ml kosztuje 49 zł)

Bardzo lubię markę Yasumi, jestem strasznie ciekawa tego produktu i nie mogę się doczekać kiedy go przetestuję. Jak najbardziej na plus!

Kwas salicylowy reguluje pracę gruczołów łojowych, zapobiega nadprodukcji sebum, zwęża pory i przyczynia się do redukcji zaskórników. Amisoft® to łagodny środek myjący, który skutecznie usuwa zanieczyszczenia, nie naruszając warstwy hydrolipidowej naskórka. Pozostawia skórę wyjątkowo miękką w dotyku. Ekstrakt z limonki neutralizuje wydzielanie sebum, złuszcza martwy naskórek, oczyszcza, łagodzi. Poprawia kondycję skóry i nadaje jej promienny wygląd. Alantoina silnie nawilża, łagodzi stany zapalne, pobudza naskórkowanie. Aloes regeneruje, przyspiesza proces gojenia uszkodzeń skóry, działa nawilżająco i łagodząco. 

4) PAESE odżywka przyspieszająca wzrost paznokci (produkt pełnowymiarowy 9ml kosztuje 18 zł)

Odżywka Eveline niestety się u mnie nie sprawdziła, strasznie zniszczyła mi paznokcie, mam nadzieję, że ten produkt spiszę się u mnie trochę lepiej. Cieszę się, że znalazłam go w pudełku.

5) BIAŁY JELEŃ hipoalergiczny płyn micelarny (produkt pełnowymiarowy 200 ml kosztuje 12 zł)

Właśnie kończy mi się płyn micelarny z Green Pharmacy, więc Biały Jeleń spadł mi z nieba. ;) Jeszcze go nie używałam, na pewno dam Wam znać czy sprawdza się do wrażliwych oczu.

Hipoalergiczny płyn micelarny Biały Jeleń to jeden z najnowszych produktów linii Łagodzenie i Nawilżenie. Dzięki zawartym micelom skutecznie oczyszcza skórę twarzy, oczu i ust z makijażu i wszelkich zanieczyszczeń zapewniając optymalny poziom nawilżenia. Czerwona koniczyna chroni przed działaniem promieni słonecznych a pantenol działa kojąco, łagodząc podrażnienia. Mocznik poprawia miękkość, jędrność i komfort skóry.


6) LICHTENA krem przeznaczony do pielęgnacji skóry delikatnej, wrażliwej i skłonnej do podrażnień 25 ml (50 ml kosztuje 40 zł)

Podejrzewam, że u posiadaczek skóry suchej i wrażliwej może się sprawdzić, natomiast u mnie, ze względu na obecność parafiny w składzie niestety zupełnie odpada, jestem pewna, że będzie mnie zapychać, więc pewnie powędruje do kogoś innego.
Krem jest dodatkowym kosmetykiem i znalazł się w pudełkach ambasadorek i subskrybentek.

7) JELID chusteczki usuwające lakier do paznokci (produkt pełnowymiarowy 50 sztuk kosztuje 25 zł)

Pierwszy raz mam do czynienia ze zmywaczem w niebutelkowej formie, jestem ciekawa jak się u mnie sprawdzi, tym bardziej że produkt nie należy do najtańszych. Miałyście styczność z tego typu "gadżetami"?

Chusteczki do zmywania lakieru z paznokci JELID, to nowy produkt dedykowany pielęgnacji dłoni i stóp. Pakowane są indywidualnie w saszetkach, które nie zajmują wiele miejsca, a dzięki niskiej cenie są produktem nabywanym impulsowo, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będą potrzebne. 
Nie są produktem sezonowym, więc ich posiadanie wydaje się być koniecznym elementem wyposażenia każdej damskiej torebki. 1 chusteczka starcza na zmycie 10 paznokci, a dzięki zawartemu w składzie olejkowi kokosowemu, pozostawiają po użyciu przyjemny zapach. Nie zawierają acetonu. 


8) ZESTAW KOSMETYCZNYCH NOWOŚCI WIBO i LOVELY: 
Podobnie jak krem, zestaw wibo znalazł się w pudełkach ambasadorek i subskrybentek.

  • tusz do rzęs Boom Boom Mascara
  • cienie do powiek Silk Wear Temptation Eyeshadow
  • zestaw trzech pudrów (matujący, rozświetlający, brązujący) Sculpting Powder
  • czerwona pomadka Glossy Temptation Lipstick (nieobecna na zdjęciu, powędrowała do siostry ;))
Pewnie niebawem trafią do drogerii. :) 

Podsumowując, pudełko uważam za całkiem udane. Najbardziej ucieszył mnie puder oczyszczający od Yasumi, odżywka do paznokci i zestaw Wibo, ale z przyjemnością przetestuję też chusteczki zmywające lakier do paznokci i hipoalergiczny płyn micelarny. A Wy co myślicie o zawartości październikowego ShinyBox? Który produkt najbardziej przypadł Wam do gustu? 


*** 

Na dzisiaj to już wszystko, ale w najbliższym czasie pojawię się z miesiącem w zdjęciach i recenzją mojego ogromnego ulubieńca ostatnich tygodni, specjalistycznego kremu pod oczy TOLERANS SENSITIVE marki Dermedic. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo polubiłam się z produktem do pielęgnacji tej okolicy, bardzo dobrze nawilża i jest super delikatny. Nie mogę doczekać się kiedy opowiem Wam o nim więcej. :) Zobaczcie o czym mowa!


Znacie ten krem? Używałyście? Jestem strasznie ciekawa, czy tylko ja trafiłam na niego tak późno. Koniecznie dajcie znać!

Wracam do chemii leków, a Wam życzę udanego wieczoru i miłego weekendu! :))

30 paź 2014

Dermedic na jesień... KONKURS!

Jeśli dopadła Was jesienna chandra i nie pomaga nawet ciepły koc i gorąca czekolada, to nie mogłyście trafić lepiej. Razem z marką Dermedic przygotowałam dla Was mały kosmetyczny konkurs, zasady są banalnie proste, dlatego tym bardziej zachęcam Was do udziału w zabawie. :)



KONKURS  - TOP KOSMETYKI DERMEDIC NA JESIEŃ
 
Aby wziąć udział w konkursie należy zostawić pod postem komentarz z adresem mailowym i odpowiedzieć na krótkie pytanie: 
Jak wygląda Twoja pielęgnacja skóry na jesień ?
Na Wasze odpowiedzi czekam do 10 listopada, a wybrana osoba otrzyma:  

COLD KREM z linii ANGIO

Składniki aktywne: Neutrazen™ 2,5%, Troxerutyna, Ennacomplex 4%,Gliceryna, Questice, Woda termalna, Olej z avocado
  • Skutecznie zmniejsza zaczerwienienia i obrzęk, niweluje podrażnienia
  • Wzmacnia naczynia krwionośne
  • Minimalizuje widoczność rumienia
  • Wykazuje efekt chłodzenia
  • Hypoalergiczny
Nie musicie posiadać konta google, by wziąć udział w zabawie, dlatego zapraszam do niej również wszystkich anonimowych czytelników. :) 

Powodzenia! 

Więcej informacji o marce DERMEDIC i głównej nagrodzie znajdziecie tu: www.dermedic.pl  oraz na fanpagu: https://www.facebook.com/pages/Dermedic/108885635863525?ref=hl

21 paź 2014

Q&A, czyli odpowiedzi na Wasze pytania (1).

Natłok wiadomości jakie od Was dostaję (w pozytywnym tych słów znaczeniu), a także zwykła chęć podzielenia się z Wami kawałkiem mojej osoby sprawiły, że jakiś czas temu po raz kolejny poprosiłam Was o wypełnienie krótkiego formularza, który miał być moją bazą do stworzenia banku najczęściej powtarzających się i najchętniej zadawanych przez Was ostatnimi czasy pytań.
Mam nadzieję, że nikt z Was nie poczuje się urażony, ale z różnych względów pozwoliłam sobie pominąć niektóre z nich.
Zapraszam na część pierwszą. Kolejna powinna pojawić się na dniach. Miłego czytania!


1) Ostatnio wiele pisałaś o tym, że jesteś szczęśliwa. Jaki jest Twój sposób na szczęście?
Kiedy w końcu zawita, pozwolić mu usiąść. :) Unikać toksycznych ludzi, robić to co się kocha, wierzyć w marzenia i nie oglądać się za siebie.
Zawsze byłam życiową realistką (pesymistką?) z tendencją do widzenia wszystkiego w czarnych kolorach i zamartwiania się na zapas. Teraz za wszelką cenę staram się tego oduczyć i powoli zaprzyjaźniam się z pozytywnym nastawieniem. Wam też polecam!
PS. Miłość też działa cuda.

2) Masz jakieś hobby? Jak najchętniej spędzasz czas wolny? 
Czytając to pytanie doszłam do wniosku, że chyba jestem bardziej niedzisiejsza niż myślałam. Nie interesuje mnie bycie fit, nie biegam, nie ćwiczę z Chodakowską i nie wyobrażam sobie spędzić popołudnia na siłowni. Nie słucham nałogowo muzyki, a wolny wieczór i klubowe światła w dziewięciu na dziesięć przypadków z przyjemnością zamieniam na małe lenistwo pod kocem, w towarzystwie dobrego filmu, gorącego kakao i swojego faceta. To moja osobista definicja szczęścia.
Czy mam jakieś hobby? Jestem molem książkowym "na urlopie", któremu przez dziesięć miesięcy w roku brakuje czasu na czytanie, przyszłą farmaceutką z przypadku i bloggerką (be)z powołania, która plecie trzy po trzy, a ktoś o dziwo, ma ochotę tutaj wracać. ;) Swoją drogą... fajnie, że jesteście!


3) Czy bierzesz pod uwagę jakieś spotkanie z czytelnikami bloga? 
Nie, bo nikt by na nie nie przyszedł. Ale jeśli mieszkasz w okolicy i masz ochotę wybrać się ze mną na przykład na kawę, to czemu by nie. ;)

4) Zdarza Ci się nie mieć czasami ochoty na prowadzenie bloga? Jakim aparatem robisz zdjęcia?
Zdecydowanie częściej zdarza mi się nie mieć czasu aniżeli ochoty na prowadzenie bloga, ale muszę przyznać, że czasami bywa i tak, że zwyczajnie opuszcza mnie wena, mam za sobą fatalny dzień, zmęczenie bierze górę nad motywacją i chęcią do działania i jedyne na co mam ochotę to płakać w poduszkę. Blogowanie schodzi wtedy na dalszy plan.

Nie wiem skąd pytanie o aparat, ale odpowiem- zwykła cyfrówka, Sony WX60.

5) Jak znajdujesz czas na realizację swoich pasji?
Szczerze powiedziawszy doba zawsze trwa dla mnie za krótko, a między sobotą i niedzielę ewidentnie brakuje jednego dnia. ;) Niestety nie udało mi się jeszcze opracować innowacyjnego systemu oszukiwania czasoprzestrzeni, ale sprawę zdecydowanie ułatwia kalendarz, dobre rozplanowanie dnia/tygodnia i nieodkładanie wszystkiego na ostatnią chwilę. Nie znoszę kiedy sprawy przekrzykują mi się priorytetami, muszę mieć porządek w głowie i wiedzieć "co, gdzie, kiedy", a to co mogę, załatwiam od razu. Jestem też rannym ptaszkiem, wstaję wcześnie i wiecznie nie dosypiam, co skutkuje co prawda okropnymi worami pod oczami, ale zyskuję w ten sposób przynajmniej godziny lub dwóch w ciągu dnia. I byłabym zapomniała! Łączenie przyjemnego z pożytecznym... naprawdę działa cuda. ;)


6) Ostatnie marzenie, które Ci się spełniło?
Mam wrażenie, że ostatnie miesiące to jedno wielkie spełniające się marzenie. Mam za sobą sesję zakończoną sukcesem, beztroskie wakacyjne lenistwo, piękne wspomnienia i idealny początek jesieni. Czas mógłby się dla mnie zatrzymać. 

7) Miłość czy przyjaźń? Dlaczego?
Miłość. Bo daje mi dwa w jednym. :)
Prawdziwa miłość to przyjaźń przyprawiona namiętnością.

8) Przełomowy moment w Twoim życiu?
Rozpoczęcie studiów. Wszystko zmieniło się o 180 stopni, musiałam przyzwyczaić się do nowej rzeczywistości, poznałam nowych ludzi, usamodzielniłam się. Nie powiem, że było łatwo, ale cholernie cieszę się z miejsca w którym jestem i nie zamieniłabym go na żadne inne. 


9) Czy używasz wszystkich kosmetyków, które otrzymasz np od firm do przetestowania? Z iloma firmami aktualnie współpracujesz?
Nie, częścią dzielę się z mamą i siostrą. Z trzema.

10) Twój ukochany jesienny zestaw modowy na uczelnię?
Szara, sportowa sukienka, czarne kryjące rajstopy, botki na słupku i miejska torebka w rozmiarze XXL, która pomieści połowę mojego świata.

11) Jaka jest Twoja ulubiona książka?
Uważam, że zdecydowanie za mało jeszcze książek przeczytałam w swoim życiu, by móc mówić o jednej ulubionej, ale ostatnio zachwycałam się sagą o szczęściu Anny Ficner-Ogonowskiej, więc nie sposób byłoby o niej nie wspomnieć. Nie pamiętam kiedy ostatnio tak bardzo przywiązałam się do bohaterów i mogłam dostrzec w nich cząstkę siebie. Piękna, ciepła opowieść o miłości, idealna na jesienne popołudnia, ale nie tylko. Bardzo Wam polecam wszystkie cztery części. :) Swego czasu uwielbiałam  i pochłaniałam medyczne kryminały, kocham się też w twórczości C.R Zafona i powieściach N. Sparksa, mogłabym tak wymieniać i wymieniać.


12) Lubisz jesień?
Z roku na rok chyba coraz bardziej. To taki czas, gdy wszystko zwalnia, a ja wyhamowuję po sezonowym szaleństwie, jesień przynosi odpoczynek i czas na nowe-stare marzenia. Długie, coraz chłodniejsze wieczory, przytulne schronienie ciepłej kuchni, para męskich ramion i herbata w ulubionym kubku o tej porze roku smakuje wyjątkowo dobrze.

13) Bez czego nie wyobrażasz sobie życia?
Bez telefonu, kalendarza, czekolady, bez miłości, zaufania, nadziei, bez zapachu kawy, zmieniających się pór roku, męskich silnych ramion, dobrych rad mojej mamy, bez uśmiechu, bez marzeń, bez najbliższych, bez celu, bez Niego...

14) Mieszkasz sama czy z chłopakiem? Planujesz zostać w Bydgoszczy? Bardzo chciałabym zobaczyć Twoje całe mieszkanie lub pokój. 
Mieszkam z koleżanką. Nie mam pojęcia czy zostanę tu na stałe, nie myślę o tym na razie, czas pokaże. Często prosicie mnie o tzw room tour, ale nie uważam, by moje mieszkanie mogłoby stać się dla kogoś z Was wielką dawką inspiracji, jest małe i całkiem zwyczajnie, ledwo się w nim mieścimy i nie do końca jestem pewna, czy jest sens tworzenia takiego posta.


15) Ile czasu zajmuje Ci poranny makijaż?
Tyle ile go mam. :) Potrafię malować się zarówno pół godziny, jak i niecałe 10 minut. 

16) Co Cię motywuje do nauki i działania?
Najbardziej chyba satysfakcja i chęć zadowolenie z samej siebie, uważam że być zadowolonym z samego siebie, z tego jakim się jest i z tego co się robi, to jedna z najważniejszych rzeczy w życiu.

17) Gdzie chciałabyś jechać w tym roku na wakacje?
Chorwacja, Grecja, może Hiszpania? Pomarzyć zawsze można. ;) Ale najpierw trzeba zaliczyć rok i praktyki wakacyjne. Może we wrześniu!



18) Co Twój chłopak sądzi na temat Twojego bloga? Nie wstydzi się wśród kolegów, że jego dziewczyna zajmuje się tego typu działalnością? W końcu bycie blogerką to dziś trudna sprawa. Długo jesteście razem? Bo z tego co widzę, to dopiero od niedawna zaczęłaś o nim więcej wspominać.
A uważasz, że ma powody do wstydu? :) Wspiera mnie i kibicuje.
Mamy już całkiem ładny staż, ale szczerze powiedziawszy naprawdę nie zauważyłam, bym wcześniej wspominała o nim mniej lub teraz więcej... Mój związek nie jest tematyką mojego bloga, a co najmniej połowa pytań dotyczy właśnie jego. Nie do końca to rozumiem i nie widzę też sensu, by na nie wszystkie odpowiadać.

19) Co myślisz o związkach na odległość? Czy mieszkasz ze swoim facetem w jednym mieście? Czy on też studiuje farmacje? Często się widujecie?
Związki na odległość to trochę godzenie się na pewną tęsknotę, ale nie uważam, by były z góry skazane na porażkę. Nie studiujemy razem (M. studiuje zaocznie), ale widujemy się bardzo często, najczęściej jak to tylko możliwe. Do domu mam 100 km, czyli półtorej godziny drogi samochodem, więc to nie jest żaden problem.


20) Ile masz lat? Długo znasz się ze swoim chłopakiem?
W lutym skończę 22 lata, z M. znam się ... na wiosnę będzie 6 lat. :P 

21) Miejsce, do którego lubisz wracać?
Dom rodzinny, czyli mój osobisty azyl. I nasze polskie morze. Jeżdżę tam co roku od dziecka i mam z tym miejscem same dobre wspomnienia. Pozwala mi się zatrzymać, naładować pokazujące stan krytyczny baterie i zapomnieć o całym świecie. I właśnie za to je kocham.





CDN 

Zobacz także:

17 paź 2014

Garść recenzji, czyli wrześniowy Projekt Denko.

Przedwcześnie rozpoczęty weekend jest idealną okazją na to, by przypomnieć Wam o swojej obecności. (Nie)regularność z jaką pojawiają się posty woła o pomstę do nieba. Dysk ugina się pod ciężarem surowych recenzji, które czekają na dopieszczenie, a ja opracowuję system oszukiwania czasoprzestrzeni, by pomiędzy codziennymi, kilkugodzinnymi pracowniami, ważniejszymi zaliczeniami i snem, znaleźć chwilę dla siebie. Jestem w ciągłym biegu, pędzę, ale wcale nie ukrywam, że szczerzę się przy tym jak dziecko. Lubię to co robię i sama nie wiem, czy czerpię z tego więcej przyjemności, czy satysfakcji... Wy też spróbujcie! To taka porada z cyklu "każdy to wie", ale nie zdaje sobie sprawy, jakie to fajne, dopóki tego nie zrobi. Na deszczową jesień za oknem i towarzyszące jej pochmurne nastroje, odrobina codziennego szczęścia będzie jak znalazł.

Ale nie mądruję się dłużej, wracamy do kosmetyków!

Poczynione przeze mnie ostatnio zakupy, zdecydowanie przekraczają limit zdrowego rozsądku. Chcąc ugasić wyrzuty sumienia i usprawiedliwić się trochę sama przed sobą, zapraszam Was na wrześniowy Projekt Denko. Wbrew pozorom- zużywać też potrafię. ;)


Do kosza w ubiegłym miesiącu trafiło kilka naprawdę fajnych produktów. Dosłownie nie mogę doczekać się aż Wam o nich opowiem, także nie przedłużając, zapraszam już do czytania!


KREMOWY ŻEL POD PRYSZNIC HAPPY MOMENT BEBEAUTY 
Biedronkowy, tańszy odpowiednik słynnego żelu Happy Time z Nivea, za którego zapachem swoją drogą szaleję. Równie kremowy, równie gęsty i równie dobrze kojarzący mi się z latem i zapachem wakacyjnej beztroski. Wielka butla o pojemności 400 ml kosztuje mniej niż 5 zł, także jeśli jeszcze go nie znacie, pędźcie do Biedronki. Ja wracam do niego sezonowo, bardzo dobrze się u mnie spisuje no i jest tani jak barszcz. :)

ŻEL + OLIWKA POD PRYSZNIC (OLIWKA Z BAWEŁNY) LIRENE
Zakochałam się w zapachu tego kosmetyku i wcale tego nie ukrywam. Jest przepiękny! Delikatny, subtelny, nie ma szans by gryzł się z naszym balsamem czy ulubionymi perfumami. Jest średnio wydajny i nie zauważyłam by nawilżał skórę, ale i tak pojawił się w moich ulubieńcach. W poniedziałek lecę po kolejne opakowanie, strasznie się z nim polubiłam i jeśli szukacie czegoś podobnego, to zdecydowanie go Wam polecam.


PŁYN DO HIGIENY INTYMNEJ ZIAJA INTIMA (MIGDAŁ) 
Lubię te płyny i bardzo często do nich wracam. Są niedrogie, bardzo wydajne i zwyczajnie spełniają swoje zadanie. Nie widzę sensu, żeby przepłacać. ;)

ANTYPERSPIRANT REXONA (ALOE VERA)
Był jak najbardziej w porządku, choć jak wszystkie antyperspiranty w sprayu, strasznie szybko się skończył. Pod względem działania i ochrony nie mam mu nic do zarzucenia, ale tak jak już wielokrotnie wspominałam, nie mam zbyt dużych wymagań jeśli chodzi o produkty tego typu i zwykle nie widzę między nimi różnicy.


ŻEL PEELINGUJĄCY POD PRYSZNIC DROBINY ORZECHÓW I MIGDAŁÓW PERFECTA
Bardzo delikatny zdzierak do codziennego użytku. Mnie odpowiadał, bo nie lubię bardzo mocnych i ostrych peelingów, ale jeśli Wy właśnie za takimi przepadacie, to prawdopodobnie nie będziecie z tego produktu zadowolone. Bardzo podobał mi się jego zapach- słodkie, jadalne aromaty to coś, co zdecydowanie uwielbiam. Mam problem z regularnym peelingowaniem się, a po ten produkt sięgałam wyjątkowo często, więc chyba jestem z niego zadowolona. :)
Dorwałam go swego czasu w Biedronce, ale podejrzewam, że dostaniecie go też w drogeriach. :)

TRUSKAWKOWY JOGURT DO CIAŁA MARKI FENNEL*
Recenzowałam Wam go jakiś czas temu, więc jeśli macie ochotę przeczytać o nim coś więcej, to odsyłam Was do TEGO posta. Całkiem przyjemny produkt, szczególnie na lato, a wszystko za sprawą lekkiej żelowo-galaretowatej konsystencji i zapachu truskawkowego "danonka". :P


ODŻYWKA L'OREAL ELSEVE FIBRALOGY*
Jej też poświęciłam oddzielną recenzję jakiś czas temu (KLIK), bardzo dobrze mi się sprawdzała, choć nie zauważyłam w czasie jej stosowania żadnej ekspansji grubości i objętości moich włosów. Duży plus za zapach i za to, że nie obciążała mojej czupryny. Być może jeszcze kiedyś do niej wrócę. Na razie zużywam inne produkty tego typu.

PŁYN MICELARNY BEBEAUTY
Kolejne denko i kolejne opakowanie, czy trzeba cokolwiek dodawać? :)


EMULSJA DO TWARZY ALTERRA (GRANAT I ALOES)
robi furorę w blogosferze, ja długi czas nie mogłam się do niej przekonać. Zupełnie nie nadaje się do demakijażu, jest rzadka, a przy tym koszmarnie niewydajna, ale muszę przyznać, że do porannego oczyszczania twarzy i tak zwanego "drugiego mycia" sprawdzała się naprawdę dobrze. Rozprowadzałam ją na suchej skórze, bez użycia wody, nadmiar usuwamałam przy użyciu płatka kosmetycznego, a następnie spłukiwałam. Emulsja jest delikatna, łagodna i ma bardzo przyjemny skład, ale zdecydowanie trzeba się do tego produktu przyzwyczaić. Nie zauważyłam zapychania ani podrażnienia, prawdopodobnie skuszę się na nią ponownie. 

ANTYBAKTERYJNY ŻEL DO MYCIA TWARZY NORMACNEPREVENTI DERMEDIC*
Bardzo, bardzo fajny produkt do oczyszczania twarzy, chyba jeden z przyjemniejszych jakie miałam okazję używać. Choćbym chciała, za bardzo nie mam się do czego przyczepić, jestem pewna, że wszystkie posiadaczki cer mieszanych i trądzikowych byłyby z tego produktu zadowolone. Więcej o nim przeczytacie w TYM poście, zapraszam. 


PODKŁAD MAYBELLINE AFFINITONE 
Nie będę się rozwodzi na jego temat, bo musiałabym powtórzyc dokładnie to samo, co napisałam w recenzji (KLIK), także tam odsyłam wszystkich bliżej zainteresowanych. Porównałam go z podkładem Healthy Mix od Bourjois, więc jeśli taki temat Was interesuje, zajrzyjcie koniecznie. Lubię go za krycie i łatwą aplikację. Żałuję natomiast, że odkład nie utrzymuje się na mojej tłustej cerze zbyt długo i lubi dawać wrażenie zmęczonej, przesuszonej cery. Przeciętniak. 

+ antybakteryjne chusteczki do rąk, husteczki facelle i maseczka oczyszczająca z glinką szarą Ziaja, która pojawia się chyba w każdym Projekcie Denko.

Znacie któryś z recenzowanych dzisiaj przeze mnie produktów? Wypatrzyłyście dla siebie coś ciekawego? 
Nocnym markom życzę dobrej nocy, a tym którzy trafili tutaj dopiero rano, miłego piątku i udanego rozpoczęcia weekendu. Dużo uśmiechu Kochani! :* 

PS. DO KOŃCA WEEKENDU CZEKAM JESZCZE NA WASZE PYTANIA :) 

*produkt otrzymałam w ramach współpracy
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...