27 kwi 2012

Kwietniowi zdenkowani.

Z nauki dzisiaj już chyba nici. Nawet jeśli bardzo bym chciała, to po prostu nie mogę się skupić. Przepiękna pogoda za oknem całkowicie mnie rozleniwiła. Swoją drogą nie ma nic gorszego niż mieć okno na zachód, o tej porze dnia po prostu nie idzie się na niczym skoncentrować, bo wszystko wręcz topi się w promieniach słońca.
Poza tym jeśli się teraz czymś nie zajmę, to chyba coś rozniosę. Ustaliłam już, że nauka odpada, także nie pozostaje mi nic innego jak zaznajomić Was z moją kwietniową armią zdenkowanych.


Do końca kwietnia co prawda jeszcze trzy dni, ale podejrzewam, że w najbliższych czasie mnie tutaj zbyt wiele nie będzie, o ile w ogóle będę. A więc zanim moje zużycia wylądują w koszu, przyjrzyjmy im się trochę bliżej.

1. Szampon Pantene do włosów suchych i zniszczonych- kiedyś sięgałam po kosmetyki Pantene wręcz nagminnie, ale odkąd postawiłam na bardziej naturalną pielęgnację nie służą mi już tak dobrze- zauważyłam, że bardzo podrażniają mi skórę głowy. Dlatego ta buteleczka ląduje w koszu i na razie nie planuję zakupu następnej.
2. Szampon Baby Dream- mój ulubieniec jeśli chodzi o zmywanie olejków. Na początku bardzo plątał mi włosy, ale z każdym kolejnym użyciem zaczynam doceniać go coraz bardziej i co tu dużo mówić- polubiliśmy się. Jedyny minus to wydajność, zużyłam go dosłownie w oka mgnieniu.
3. Żel pod prysznic Luksja Creamy (wersja z avokado)- żel jak żel, szału nie robił, ale nie był też jakiś najgorszy. Dość gęsty, dobrze oczyszcza, nie wysusza i przyjemnie pachnie, choć też bez większych rewelacji. Może jeszcze kiedyś po niego sięgnę, nie wiem. Póki co mam spory zapas tego typu produktów.

4. Krem do rąk i paznokci Kozie Mleko Ziaja- w porównaniu z wersją skoncentrowaną wypada słabiej, ale sam w sobie na pewno nie jest złym produktem. Dobrze się go aplikuje, szybko się wchłania, przyzwoicie nawilża. Duży plus za wygodne opakowanie, w sam raz do torebki. I zapach! Bo pachnie ślicznie, między innymi dlatego uwielbiam całą serię Kozie Mleko.
5. Krem 1 (nawilżanie) Kozie Mleko Ziaja- mój ukochany kremik, wspominałam już o nim miliony razy, a to jest już chyba ente jego opakowanie. Idealny pod makijaż, używam dzień w dzień i nie zamienię na nic innego. Polecam!

6. Tusz do rzęs One by One Maybelline- napisałam na jego temat oddzielną recenzję, także tam odsyłam wszystkich zainteresowanych- KLIK
7. Eyeliner w płynie Virtual- zanim przerzuciłam się na żelowe eyelinery bardzo go lubiłam. Ma wygodny aplikator (który zresztą sobie zachowałam i używam go kiedy nie chce mi się myć pędzelka), jest dość dobrze napigmentowany i długo się utrzymuje. W dodatku kosztuje dosłownie grosze. Fanki eyelinerów w płynie powinny być z niego zadowolone.

I to by było na tyle. Znowu nie zaszalałam z tymi zużyciami. Już trzeci raz z rzędu w projekcie DENKO mam siedem produktów, jakoś nie mogę przebić sama siebie. Ale co zrobić...

Nie będę Was dłużej zanudzać swoim marudzeniem, choć chętnie bym sobie jeszcze trochę pozrzędziła. Żegnam się z Wami i dziękuję za wszystkie przemiłe maile, które do mnie napłynęły po ostatnim poście. Chwilami aż sama nie mogłam uwierzyć w to co czytam. Jesteście niesamowici, zresztą co ja tu będę gadać, doskonale o tym wiecie.
Pozdrawiam Was serdecznie, trzymajcie się i tęsknijcie choć trochę podczas mojej nieobecności. Buziaki! :*

25 kwi 2012

Popołudniowy relaks.


 Wczoraj pogoda była tak przepiękna, że po prostu grzechem byłoby siedzieć w domu i z niej nie skorzystać. Zresztą chyba nawet nie mogłabym znieść myśli, że spędziłam cały tak słoneczny dzień w książkach. Matura maturą, ale chwila wytchnienia też się przecież należy. Także popołudniowy relaks uważam za całkowicie usprawiedliwiony. Wróciłam do domu, padłam na łóżko i uświadomiłam sobie jak bardzo brakuje mi takich beztroskich, leniwych popołudni kiedy nie trzeba myśleć, analizować, martwić się i szukać planu B. Wiecie o czym mówię?

I mam dziś dla Was kilka zdjęć, które zrobiliśmy wczoraj na spacerze. Mam nadzieję, że choć trochę się Wam spodobają. A wszystkim tym, którzy nie do końca przepadają za takimi niekosmetycznymi notkami mogę obiecać, że na razie koniec fotorelacji!





Płaszczyk- Reserved
Szpilki- Quazi
Rurki- Tally Weijl
Torebka- Atmosphere

Na koniec małe podziękowanie dla obsługi technicznej. :D


Ściskam Was mocno i uciekam. Trzymajcie się Kochani!

22 kwi 2012

O minionym wieczorze, czyli trochę prywaty.

Nawet nie wiecie jak dużo radości dają mi Wasze maile z prośbami o kolejny post. Gdyby tylko czas mi na to pozwalał, to pewnie byłabym tu codziennie i wręcz zanudzała Was swoją ciągłą obecnością. Tymczasem jest jak jest... Postanowiłam jednak na chwilę odłożyć książki i położyć kres Waszemu zniecierpliwieniu. W końcu ile można czekać?


Wczorajszy dzień to jedno wielkie urwanie głowy, już od samego rana. A wszystko dlatego, że popołudniu odbył się ślub i wesele mojego kuzyna. Szczerze powiedziawszy nie cieszyłam się zbytnio na to wyjście, humor miałam wręcz wisielczy, ale najwyraźniej nie ma tego złego co by na to dobre nie wyszło, bo było naprawdę bardzo fajnie. Wybawiłam się, potańczyłam i może chociaż na krótką chwilę zapomniałam o maturze i wszystkim co z nią związane.


Długo się zastanawiałam, ale w końcu postanowiłam założyć jednak sukienkę studniówkową (KLIK), bo pewnie już więcej nie będę miała okazji, a szkoda. Swoją drogą myślałam, że skostnieję w kościele w tej koronce na ramionach. Zmarzłam niemiłosiernie!
Dodatków nie zmieniłam, tylko zamiast kręcić włosy lokówką zdecydowałam się je wyprostować, żeby po godzinie nie musiał szlag mnie trafiać, że loki już dawno mi się rozwaliły.

Nie będę Was jednak zanudzać po raz kolejny zdjęciami niczym ze studniówki wziętymi, ale najlepszego tancerza w kategorii przedszkolacy muszę Wam pokazać. Mój mały przystojniak nieźle wywijał na parkiecie! <3


Wybaczcie mi koszmarną jakość zdjęć, dosłownie wszystkie wyszły rozmazane, ale nic już teraz na to nie poradzę. :( No nic, wracam do książek zanim znowu wyprodukuję tasiemca, a Wam życzę przyjemnie spędzonego niedzielnego popołudnia. Pogoda jest cudowna, korzystajcie z niej jeśli tylko możecie. Buziaki!

 PS. Właśnie uświadomiłam sobie, że "uraczyłam" Was wizerunkiem swojej osoby.

18 kwi 2012

Środa inna niż wszystkie.

Nie lubię poniedziałków, ale środy nie lubię chyba jeszcze bardziej. Nie dość, że do domu wracam dopiero po 15, to do weekendu cały czas jeszcze daleko. Dlatego dzisiaj zrobiłam sobie małe wagary. Pospałam godzinkę dłużej, później na spokojnie wypiłam kawę i pojechałam załatwić parę spraw na mieście. Nie obyło się oczywiście bez małych zakupów. Nie byłabym sobą, gdybym nie wstąpiła do żadnej drogerii.

Wszystkiego pokazywać Wam nie będę, bo przecież setki razy wspominałam już o micelu Perfecty czy tonikach Ziaji, dlatego myślę że po raz kolejny po prostu nie ma sensu. Ale zdradzę Wam co nieco na temat produktów, które u mnie dzisiaj debiutują.


Szminka Golden Rose z woskiem pszczelim w odcieniu #98 chodziła za mną już od dłuższego czasu. Właściwie to zakochałam się w niej od kiedy tylko zobaczyłam ją u Idalii. Prosiłam ją nawet o jej zakup, ale niestety Idalia też jej u siebie już nie dostała. Rozważałam kupno przez internet, ale kiedy dzisiaj przypadkowo wpadła mi w oczy, już wiedziałam, że bez niej z drogerii nie wyjdę. Uwielbiam nudziaki, zresztą doskonale o tym wiecie. A ten kolor jest bajeczny, połączenie beżu i bladego różu cudownie wygląda na ustach. Już się polubiliśmy!


Kupiłam też lakier do paznokci, również z Golden Rose, z serii Paris w kolorze liliowego różu i jest to odcień #221. Wierzcie lub nie, ale takiego koloru w swojej kolekcji jeszcze nie mam. Oczywiście od razu musiałam go użyć. Jeżeli chodzi o lakiery Golden Rose, to do tej pory wybierałam głównie serię proteinową, po Paris sięgam pierwszy raz od dawna. Wrażenia jak najbardziej pozytywne. Lakier dobrze się aplikuje, łatwo rozprowadza i szybko schnie. Zobaczymy jak będzie z trwałością.


A tak prezentuje się na paznokciach (wybaczcie opłakany stan moich skórek, ale znowu zaczęłam nagminnie je obgryzać, nerwy niestety robią swoje):


Wstąpiłam też do apteki po jakiś suplement diety, który wzmocniłby mi włosy. Nie wiem czy to przesilenie wiosenne, czy brak witamin, ale znowu zaczęły mi wypadać dosłownie garściami. Zamierzam je skrócić po maturze, ale do tego czasu muszę trochę wzmocnić je od środka, oleje niestety nie wystarczają. Pani w aptece poleciła mi nową wersję Skrzypovity, używałam jej już kiedyś, jednak szybko przerwałam kurację i efekty jak się domyślacie były marne. Tym razem mam zamiar łykać ją systematycznie, zgodnie z zaleceniami producenta przez 56 dni. Oczywiście zdam Wam relację po skończeniu opakowania.


A dosłownie przed chwilą był u mnie listonosz i przyniósł paczkę od firmy Werner i Wspólnicy, z którą współpracują. Jak większość z Wam zauważyła, ostatnio nie podejmowałam żadnych nowych współprac, z tego względu, że brakuje mi czasu na testowanie produktów. Bądź co bądź jest to jednak pewna odpowiedzialność. Nie mniej jednak postanowiłam zgodzić się na wypróbowanie soli do kąpieli Tutti Frutti o zapachu brzoskwini i mango firmy Farmona, bo jest to tego typu produkt, którego przetestowanie nie zajmie mi dużo czasu i nie wymaga też wiele wysiłku, będę używać go przy każdej kąpieli i za kilka-kilkanaście dni możecie spodziewać się już recenzji.


I to chyba tyle na dzisiaj. Standardowo znowu się rozpisałam, a kawa zdążyła mi już przez to dawno wystygnąć, całkowicie o niej zapomniałam. Uciekam teraz do książek, bo do matury zostało już tak mało czasu, że nie sposób go tracić siedząc bezczynnie. Także do napisania Kochani, choć szczerze powiedziawszy nie mam pojęcia kiedy pojawi się kolejny post. Trzymajcie się i czekajcie cierpliwie. :)

15 kwi 2012

Zniewalający cynamon ulubieńcem mym.

Dzisiaj taki post na szybko, bo właściwie to wcale nie powinno mnie tu teraz być, ale mania blogowania zwyciężyła z moją silną wolą. Z szafki nocnej mordercze spojrzenia wysyła mi cała sterta materiałów. Nie będę ukrywać, że im bliżej matury, tym bardziej mnie to wszystko przeraża. Jestem cholernie zmęczona i coraz częściej przestaję wierzyć w siebie. Mam wrażenie, że moje marzenia się oddalają... Ech, jeszcze miesiąc. Bo za miesiąc o tej porze będzie już po wszystkim. Kurcze, niech ten czas szybciej leci.

Znowu zaczęłam nie na temat i znowu niepotrzebnie się rozpisałam. Znudzonym moim marudzeniem zalecam przeskoczenie zawsze kilka linijek niżej, do samego sedna. A samo sedno dzisiaj stanowi masło do ciała od Eveline Cosmetics Zniewalający Cynamon z serii Spa! Professional. Jeżeli lubicie słodkie zapachy i stawiacie na dobre nawilżenie, to to jest post dla Was. :)

Kiedy zobaczyłam je na drogeryjnych półkach po raz pierwszy, to wiedziałam już, że jak tylko wykończę swoje zapasy na pewno trafi w moje łapki. Nie mogłabym przegapić niczego co pachnie cynamonem. Ale do zapachu wrócimy za chwilkę. Zacznijmy od opakowania. Mieści 200 ml produktu i właściwie nie różni się od opakowań maseł TBS czy BeBeauty. Słoiczek jest poręczny i pozwala na zużycie masła do samego końca. Jeżeli chodzi o konsystencję, to nie jest ona ani zbyt lekka, ani zbyt gęsta. Ale na pewno treściwa. Pomimo tego masełko idealnie się rozprowadza i dosłownie błyskawicznie wchłania. Z nawilżaniem również radzi sobie bardzo dobrze. Przy regularnym stosowaniu, skóra jest przyjemna w dotyku i napięta. I przepięknie pachnie! Dosłownie jak szarlotka. Nie jest to zapach ani trochę chemiczny, jednak baaardzo intensywny i na pewno nie wszystkim przypadnie do gustu. Tym bardziej, że utrzymuję się na skórze dość długo. Ja pachnę nim jeszcze na trochę po wstaniu z łóżka. Nie mówiąc już o tym, że cynamon czuć na piżamach, pościeli i w całym pokoju. Mnie osobiście zupełnie to nie przeszkadza, uwielbiam słodkie, ciepłe, otulające zapachy. A ten właśnie taki jest.

W składzie masełka znajdziemy między innymi olej kokosowy, masło shea, witaminę E, kwas hialuronowy i mocznik. Możemy je dorwać za około 13 zł praktycznie w każdej drogerii.
Przyznam szczerze, że przed pierwszym użyciem trochę się tego produktu obawiałam, bo naczytałam się na wizażu, że masło podrażnia i piecze. Jednak w moim przypadku o niczym takim na szczęście nie było mowy. Jestem z tego produktu niesamowicie zadowolona, używam go z przyjemnością i na pewno jeszcze do niego wrócę. Szczególnie w okresie zimowo-świątecznym, podejrzewam że wtedy taki rozgrzewający zapach sprawdzi się jeszcze lepiej.

Na koniec skład dla wszystkich ciekawskich:


A Wy znacie to masełko? Lubicie? Odpowiada Wam ten niesamowicie słodki aromat?

PS. Post dodany jest automatycznie. Stworzyłam go rano będąc jeszcze w łóżku, a teraz prawdopodobnie ślęczę już nad książkami. Nie mniej jednak życzę Wam udanego niedzielnego popołudnia. Trzymajcie się i do napisania!

13 kwi 2012

I ♥ bags!


W mojej szafie chyba nigdy nie zabraknie miejsca na nową torebkę. Jestem w nich absolutnie zakochana i najchętniej kupowałabym je przy każdej możliwej okazji. Aktualnie marzy mi się przynajmniej z pięć okazów idealnych, ale po głębszym zastanowieniu wybrałabym pewnie jeszcze co najmniej kilka. I dzisiaj właśnie trochę o torebkach. Na chwilę odejdziemy od tematów kosmetycznych. A wszystko dlatego, że mam zamiar pokazać Wam kilka swoich ulubionych torebek, które noszę na co dzień, do szkoły czy na zakupy. Zaczynamy!

Atmosphere

Jednak z moich ulubionych. Noszę ją właściwie non stop i chyba zapłaczę się na śmierć kiedy w końcu się zniszczy, odpukać! Uwielbiam ją za kolor i fason, aż przemawia od niej styl vintage. W dodatku mieści A4 i ma sporo przegródek. Czego chcieć więcej? Cudo we własnej osobie. 

Atmosphere

A ten kuferek jest już trochę mniejszy, jednak ani trochę mniej ładny. Po pierwsze pikowany, po drugie lakierowany, a po trzecie ma przeuroczą kokardkę. W dodatku pasuje właściwie do wszystkiego. Ostatnio wpadła mi w oczy też wersja beżowa, także przy napływie jakiejś luźniejszej gotówki poważnie zastanowię się nad zakupem. Brat bliźniak będzie mój!

Atmosphere

Nie, to nie jest reklama marki Atmosphere. Po prostu jestem primarkomaniaczką. Kochane allegro, co ja bym bez Ciebie zrobiła? Zdjęcie tego niestety nie oddaje, ale torebka ma cudowny, pudrowo-różowy kolor. W dodatku jest pikowana i ma łańcuszku, a wiecie jak ja kocham łańcuszki! Strasznie żałuję, że od roku nie jest już dostępna na allegro, bo pewnie zamówiłabym jeszcze jedną taką samą. Ta niestety już się trochę zniszczyła. :(  Ale może w Londynie w wakacje uda mi się ją jeszcze dorwać. Albo przynajmniej podobną, bo ten egzemplarz uwielbiam nad życie. Szczególnie wiosną i latem. 

H&M

A teraz dla odmiany coś z H&Mu. Jedna z moich najwygodniejszych torebek. Ma długi pasek, także spokojnie można przerzucić ją przez ramię. Książek co prawda nie pomieści, ale na spacer czy zakupy jest jak znalazł. 

I w tym właśnie momencie aparat odmówił mi posłuszeństwa i nie zdołałam zrobić już więcej zdjęć. Ale pojawi się się ciąg dalszy, obiecuję. Lada dzień pokażę Wam pozostałą część mojej co prawda jeszcze małej, ale powolutku rozrastającej się kolekcji. Bo przecież torebek nigdy za wiele!

I idąc tym tokiem myślenia, mam zamiar zamówić sobie kolejną sztukę. I po raz kolejny postawię na primark. Pozbędę się tylko tej kokardki w groszki, nie lubię takich udziwnień.


A Wy, lubicie torebki? Też macie na ich punkcie takiego bzika? :) 

PS. Dziękuję za wszystkie przemiłe słowa pod ostatnim postem. Buziak dla Was. I oby piątek trzynastego nie był ani trochę pechowy! :*

10 kwi 2012

Blogowanie od kuchni.

Na prośbę jednej z czytelniczek, zabieram Was dzisiaj w dalszą "podróż" po zakamarkach moich czterech ścian. Tym razem pokażę Wam miejsce z którego najczęściej bloguję. To tutaj rodzą się wszystkie pomysły i właśnie tu, oparta o poduszki, z laptopem na kolanach i kubkiem ulubionej kawy w dłoni, tworzę dla Was nowe posty. Witajcie w moim małym centrum blogowego dowodzenia. :)


Poranną kawę czasami zastępuję popołudniową herbatą, albo gorącym kakao. Jednak bez względu na porę dnia, zawsze towarzyszy mi coś słodkiego. W końcu nic nie działa lepiej na chwilowy brak weny czy pomysłów, niż tabliczka czekolady czy ulubione żelki. Apropo żelków- zawsze najpierw wyjadam te czerwone. 


Zazwyczaj obok mam też koszyczek, a w nim kosmetyki i inne drobiazgi, po które będę musiała sięgać podczas pisania. Mała ściąga na skład kosmetyków, obietnice producenta czy po prostu cenę. Dzięki temu wszystko mam pod ręką i nie muszę podnosić się co pięć minut. Wbrew pozorom leń jest ze mnie.


Szybkie zerknięcie do środka... 


I byłbym zapomniała o najważniejszym punkcie programu, bez którego mimo masy pomysłów i kosmetyków pod ręką, blogowanie byłoby niestety niemożliwe.


Na koniec para poduszek i ciepły koc w pogotowiu, gdybym nagle zmarźlakowi zrobiło się trochę chłodniej. Z takim ekwipunkiem mogłabym śledzić Wasze blogi i pracować nad swoim nawet całymi godzinami. Gdyby tylko czas na to pozwalał albo doba trwała trochę dłużej...


Tymczasem moje centrum dowodzenia blogowego przemienia się w strefę intensywnego powtarzania materiału, a laptopa zamieniam na zeszyt z biologii. Życzcie mi powodzenia, a ja życzę Wam przyjemnego wieczoru. Buziaki! :*

I koniecznie dajcie znać czy post Wam się spodobał. Jeśli tak to zapraszam do części pierwszej, gdzie pokazywałam fragment swojej komody i kuferek z najczęściej używanymi kosmetykami.

Zobacz także:
* Skrzynia skarbów.

9 kwi 2012

W trosce o usta, czyli Tisane na celowniku.

Po ostatniej nieprzespanej nocy i bezskutecznemu przekręcaniu się z boku na bok, dzisiaj w końcu się wyspałam. A obudziło mnie... słońce! Przy takiej pogodzie wszystko od razu wydaje się prostsze. Nie przeraża aż tak bardzo nawet sterta książek pod łóżkiem i wizja (prawie) całodniowego edukowania się. Ale zanim na dobre "pochłoną" mnie tworzywa sztuczne i lancetnik, postanowiłam napisać dla Was co nieco. Mam nadzieję, że tym razem nie będzie problemów ani z aktualizacją, ani z komentarzami.

A dzisiaj o ustach. Jak pewnie pamiętacie, jestem fanką Carmexu. Uwielbiam go za działanie. I nie przeszkadza mi ani uczucie chłodzenia, ani mentolowy zapach. Nawilża świetnie i to trzeba mu przyznać. Oczywiście przy odpowiednim stosowaniu- bo producent podkreśla, że Carmex należy stosować jak lekarstwo, a nie mazać nim usta sto razy dziennie, dosłownie raz po raz.
Ale Carmex się skończył i jako, że kobieta zmienną jest postanowiłam spróbować czegoś innego. Od tak, po prostu.

Wybór padł na Tisane w słoiczku, sztyft był niestety niedostępny. Ze względu na mało higieniczną formę aplikacji w ciągu dnia używam go raczej rzadko. Zazwyczaj nakładam balsam na noc i rano, przed nałożeniem pomadki. W obu przypadkach sprawdza się świetnie. Bardzo ładnie nawilża, wygładza i pielęgnuje usta. Zresztą nie tylko usta. Ostatnio nałożyłam go także na przesuszone okolice nosa i również poradził sobie z nimi znakomicie. Uchronił mnie też przed opryszczką. Po odstawieniu Carmexu miałam wrażenie, że wirus lada moment znowu da o sobie znać, zaaplikowałam więc dwie porządne warstwy i opryszczki jak nie było tak nie ma. Dlatego za działanie ma u mnie zasłużoną piątkę z plusem. Wszystkie obietnice producenta zostały spełnione. Zresztą zerknijcie same.


Wychwalamy dalej? Bardzo proszę. Zapach! Jest przepiękny. I tutaj zdecydowanie wygrywa z Carmexem. Tisane pachnie trochę orzechowo, trochę miodowo, a trochę po prostu jak ciastka. Tak czy siak, bardzo słodko i bardzo przyjemnie.
Aplikacja również nie sprawia najmniejszych problemów. Balsam co prawda ma zbitą, dość twardą konsystencję, która jednak pod wpływem ciepłoty palców topi się i nakładanie staje się banalnie proste. Rozprowadza się bez zarzutu. I jest niesamowicie wydajny. Ja używam go od miesiąca, a zużycie jest naprawdę niewielkie. Tak prezentuje się aktualnie:

Na uwagę zasługują również niesamowite składniki jakie zawiera w sobie Tisane. W niewielkim słoiczku umieszczono mieszankę miodu, wosku pszczelego i ekstraktów ziołowych, ale znajdziemy tam również olej rycynowy, olej z oliwek czy witaminę E. Cały skład możecie zresztą prześledzić poniżej.

 
Podsumowując, balsam Tisane podbił moje serce i na pewno zakupię jeszcze wersję w sztyfcie, żebym mogła zawsze mieć go w pogotowiu. Spodziewam się pytań- czy przebija Carmex? Ciężko powiedzieć, chyba nie chcę nawet tego rozstrzygać. Każdy produkt jest inny, ale oba bardzo polubiłam i do obu na pewno będę wracać.
Tisane polecam wszystkim, którzy nie przepadają za uczuciem mrowienia i których drażni mentolowy zapach. Choć myślę, że fanki Carmexu też się na nim nie zawiodą.
Balsam dostępny jest w aptekach i możecie go dostać w granicach 8-10 zł [4,7g].

*** 
Oj i znowu trochę zaszalałam z długością posta. Mam nadzieję, że mimo to nie zanudziłam Was na śmierć. Ale spokojnie, już mnie nie ma. Uciekam dopić poranną kawę i zmyć olej z włosów. A później już tylko polimery, polimery, polimery... Trzymajcie się!

A wyżej ukochane Latte Macchiato w ukochanym szklanym kubku. <3

7 kwi 2012

Wasze pytania część III- Uroda i Kosmetyki (2).

Otulona szczelnie miękkim kocem, z kubkiem herbaty z miodem i cytryną, odpowiadam na kolejną część Waszych pytań. To już ostatnie z tej kategorii, a czekają nas jeszcze dwie. Mam nadzieję, że odpowiedzi choć trochę Was usatysfakcjonują. Zapowiada się na dłuższy post, także polecam zaopatrzyć się w coś do jedzenia. Miłego czytania!

 FAQ- URODA I KOSMETYKI CD

 Myślisz, że istnieją kosmetyki idealne? Czy cena zależy od ich jakości?
Moim zdaniem jako takich ideałów nie ma. Nie istnieje kosmetyk, który spełniał by wszystkie możliwe wymagania każdej z nas. Co wcale nie znaczy, że każda z nas nie może znaleźć kosmetyku idealnego dla siebie samej. I cena wcale nie musi mieć z jakością nic wspólnego. Istnieje niesamowicie dużo naprawdę fajnych kosmetyków z niższych półek.

Czy zwracasz uwagę na to czy kosmetyki były testowane na zwierzętach?
Interesuje mnie to, nie powiem. I często sprawdzam, zwyczajnie z ciekawości, tak samo jak zerkam na skład. Ale z drugiej strony nie wiem czy powstrzymałabym się przed kupnem ukochanej odżywki, gdybym nagle zauważyła, że była testowana na zwierzętach.
 
Często malujesz paznokcie? Jaki kolor lakieru lubisz najbardziej?
Właściwie non stop. Rzadko kiedy można zobaczyć mnie bez koloru na pazurkach. A jakie lubię najbardziej? Ostatnio pastele, choć zimą gustowałam raczej w brązach i szarościach. Natomiast bez względu na porę roku nie rozstaję się z miętowym i tradycyjną czerwienią, kocham.

 Jakiego kosmetyku nigdy byś nie kupiła? Nie chodzi mi o konkretny produkt, ale o jakiś fakt- np. ma coś w składzie, brzydkie opakowanie itp.
Nie przeraża mnie żel pod prysznic z SLSami, ani odżywka która ma w sobie silikony. Jestem też w stanie kupić kosmetyk średnio prezentujący się wizualnie, mimo że jestem wzrokowcem. Ale na pewno nie sięgnęłabym po coś, co brzydko pachnie. Komfort używania jest dla mnie niesamowicie ważny.

Czym kierujesz się przy kupnie kosmetyków? Sprawdziłam kilka i okazały się fantastyczne. Kierujesz się recenzją innych czy sama próbujesz?
Zależy. Czasami wrzucam jakiś produkt do koszyka, bo był polecany przez wiele osób, bo ma dobre recenzje na wizażu, a czasami dlatego że jest niedrogi, ładnie wygląda, ślicznie pachnie, bo akurat chciałam wypróbować coś, albo po prostu dlatego, że mam taki kaprys. Kobieta zmienną jest.
 
Jakie makijaże podobają Ci się najbardziej?
Chyba jednak takie w delikatnych, neutralnych kolorach. Gustuję w beżach i brązach, ewentualnie szarościach. Do tego czarna kreska, mocno wytuszowane rzęsy i coś jasnego na ustach. Podobają mi się też makijaże smoky, ale to raczej opcja na wieczór.

 Kupowanie jakiego rodzaju kosmetyków sprawia Ci największą radość?
Bardzo fajne pytanie. Chyba najbardziej cieszy mnie, kiedy kupuję coś, o czym od dawna marzyłam, albo na co długo zbierałam. Na przykład perfumy, mam na ich punkcie małego bzika. A z takich bardziej codziennych wydatków, to uwielbiam wybierać lakiery do paznokci, balsamy do ciała i żele pod prysznic.

Gdybyś miała wybrać sobie tylko 10 kosmetyków na całe życie, to co by to było? 
Hmm. Tusz do rzęs, eyeliner, korektor, pomadka ochronna, antyperspirant, jakiś zapach, mazidło do ciała, coś do kąpieli, ukochany kremik i obowiązkowo lakier do paznokci. Krem do rąk z braku laku zastępowałabym balsamem, a jeśli miałabym dobry korektor, to bez podkładu potrafiłabym się ostatecznie jakoś obejść.

 Gdyby istniała kosmetyczna wróżka i w zamian za Twoje blogowe zasługi zechciała spełnić jedno Twoje kosmetyczne życzenie, to o co byś ją poprosiła?
Może o profesjonalny zestaw pędzli? Ale taki porządny, a nie trzydzieści elementów za pięćdziesiąt złotych. Na to zawsze brakuje pieniędzy.

Jak dużo czasu poświęcasz rano na makijaż?
Niewiele. Z zegarkiem w ręku nie zajmuje mi to więcej niż dziesięć minut. Podkład, kreska na powiece, tusz do rzęs, coś na usta, czasem na policzki i gotowe.

 O co dbasz najbardziej? Włosy, cera?
Sama nie wiem. O włosy staram się dbać, ale szczerze powiedziawszy skutek jest cały czas na razie jeszcze marny. Mimo olejowania i zmiany pielęgnacji nie widać znaczącej poprawy. Ale nie poddaję się, cierpliwość i systematyczność popłaca. Jeżeli chodzi o cerę, to nie mam z nią jakichś wielkich problemów. Choć ostatnio jest bardzo przesuszona i właściwie dzień w dzień funduję sobie odżywczą maseczkę. Można powiedzieć, że dbam więc o nawilżanie. Nie tylko twarzy. Przecież codziennie, rano i wieczorem wklepuję w siebie porządną dawkę balsamu. Uwielbiam!

 Miałaś kiedyś tipsy/sztuczne paznokcie/akryle/żele?
Dwa razy robiłam sobie akryle. Jedne z nich pokazywałam w TYM poście.

 Jak wygląda Twój codzienny makijaż?
Pisałam już wyżej, że ograniczam się do minimum. Stawiam na wytuszowane rzęsy i podkreślone oczy. Oprócz tego tradycyjnie podkład, korektor, nudziak na usta i czasami coś na policzki. Zero szaleństw. Od czasu do czasu używam cieni, albo kolorowej kreski, ale to naprawdę sporadycznie.


Jakiego kosmetyku nie wzięłabyś nawet jeśli ktoś dawałby Ci go za darmo? Pierwsze co przychodzi mi do głowy- jakiegoś swojego bubla kosmetycznego, produktu którego już używałam i kompletnie się u mnie nie sprawdził. Albo produktu, który nie jest dostosowany do mojego typu skóry, którego nie mogłabym i tak przetestować.

Gdyby wszystkie kosmetyczne marki miały zniknąć, a Ty mogłabyś wybrać jedną, która pozostałaby na rynku, jaka by to była?
Szczerze mówiąc- pojęcia nie mam. Gdyby chodziło o pielęgnację, to chyba postawiłabym na Ziaję. Ale makijaż? Moi ulubieńcy produkowani są przez przeróżne firmy. Revlon, essence, Maybelline, NYX… Poza tym co z olejem Vatika?

 Gdybyś miała wybrać jeden kosmetyk i polecić go znajomej z czystym sercem, to jaki to by był produkt?
Teraz do głowy przychodzi mi z kolei cała masa produktów. Prawdopodobnie spisałabym dla niej całą listę.
 
Szminka nude czy czerwona? French czy kolorowy manicure?
Nude, zdecydowanie. Niezbyt dobrze czuję się z czerwienią na ustach, poza tym nudziaki są idealne na co dzień i do mocno podkreślonych oczu, czyli takich jakie ja zawsze mam. Jeżeli chodzi o paznokcie, to stawiam z kolei raczej na kolor. Powód? Nie umiem zrobić sobie ładnego frencza, niestety. Choć bardzo mi się podoba.

 Jakie zapachy balsamów lubisz najbardziej?
Im słodsze tym lepsze. Wariuję na punkcie wszystkiego co pachnie kokosem, czekoladą, orzechami, wanilią czy cynamonem. Zdecydowanie stawiam na stężony roztwór cukru.

Jakie kosmetyki znajdują się aktualnie na Twojej liście życzeń?
Listę życzeń aktualizuję na bieżąco, zachęcam do śledzenia zakładki. Aczkolwiek aktualnie produktami na które poluje najbardziej jest masło do ciała Isana i peeling waniliowo-czekoladowy z limitowanej, zimowej edycji. Nie wiem czy już wycofali te produkty, czy po prostu mam jakiegoś cholernego pecha i zawsze kiedy jestem w Rossmannie to już ich nie ma…

 Zamawiasz kosmetyki z takich firm jak Avon, Oriflame?
Tak, zdarza mi się. Choć częściej wybieram Yves Rochera.
 
Gdzie przechowujesz kosmetyki?
Gdzie się da. Na łazienkowej półce, swojej komodzie, w koszykach na regale. Zawsze jakaś część znajdzie się też w torebce, żeby zawsze mieć pod ręką to co najbardziej potrzebne. Planuję przygotować dla Was post o organizacji moich kosmetyków, także tam wspomnę na ten temat trochę więcej.

 Realizujesz projekt DENKO? Jakich kosmetyków zużywanie idzie Ci najlepiej, a jakich najgorzej?
Pewnie, że tak. Projekt DENKO to super sprawa.Choć mistrzynią w zużywaniu na pewno nie jestem, to trzeba przyznać. Zdecydowanie najtrudniej idzie mi zużywanie balsamów i kolorówki. Z kolei opakowania po płynu micelarnym, czy zmywaczu do paznokci lądują w papierowej torbie dosłownie raz po raz.

Zwracasz uwagę na SLES w kosmetykach? Jeśli tak: od kiedy? Dlaczego?
Nie zwracam jakoś nagminnie, SLSy mnie nie przerażają. Jak ich nie ma to dobrze, ale jak są to też nie jest to dla mnie jakaś tragedia i nie zapala mi się lampka w głowie- nie tykaj tego! Jedynym kosmetykiem bez SLSów jest u mnie szampon BabyDream, którego używam, bo świetnie zmywa oleje, a przy tym nie wypłukuje ich właściwości odżywczych.

 Farbujesz włosy? 
Tak. Od trzech lat. Z natury jestem jasną blondynką, ale przechodziłam już przez rudy, ciemny brąz, dekoloryzację, a teraz jestem na etapie nijakim. Nie mam jakoś zbytnio na razie głowy na zastanawianie się nad kolorem włosów, w wakacje pewnie znowu trochę poeksperymentuję. Zobaczymy co z tego wyjdzie.

 Często się nie malujesz?
„Często” to pojęcie względne, dla każdego znaczy co innego. Maluję się kiedy gdzieś wychodzę. I to też nie zawsze. Bo żeby wyjść chociażby do pobliskiego sklepu, nie muszę mieć na sobie make upu.

 Czy makijaż pozwala Ci zatuszować swoje kompleksy, jeśli takowe masz?
Myślę, że w pewnym stopniu na pewno. Makijaż to świetna sprawa, bo mało tego, że ukrywa to co ma ukrywać to jeszcze podkreśla to co warte podkreślenia. Zresztą chyba każda z nas czuje się bardziej pewna siebie, kiedy ma na sobie podkład czy użyje tuszu do rzęs. To jest normalne.

 Zdarza Ci się kupować kosmetyki w aptekach? Albo na allegro? Czy zaglądasz tylko i wyłącznie do drogerii typu Rossmann/Natura?
Pewnie, że mi się zdarza. Bardzo często zaglądam do aptek i na różnego rodzaju portale internetowe. Można znaleźć tam kosmetyki, które są w drogeriach niedostępne i takie o które trudno.


I to by było chyba na tyle. Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali do końca. Jeżeli jest jeszcze coś, o co chciałybyście zapytać, to śmiało dajcie znać na dole.
Wesołych świąt Wam jeszcze nie życzę, zrobię to pewnie wieczorem. Jeżeli nie na blogu, to na blipie.  Tymczasem- oby znów pojawiło się dziś słońce i pozwoliło nam porządnie naładować baterie. Udanej soboty, trzymajcie się!

Zobacz także: 
* Wasze pytania część I- BLOG
* Wasze pytania część II- URODA I KOSMETYKI (1)

5 kwi 2012

Zakupów ciąg dalszy.

Chyba dopada mnie jakieś wstrętne przeziębienie. Wiecznie mi zimno, boli mnie głowa, oczy mi łzawią i kicham jak szalona. Muszę zaaplikować sobie porządną porcję witaminek i gorącą, malinową herbatę z miodem, zanim na dobre rozłoży mnie gorączka.

Wracając jednak do tematyki bloga- wczoraj był haul ubraniowy, a dzisiaj nie odchodzimy wcale od tematu  zakupów i tego co z nimi związane. Jak to mówią- idziemy za ciosem. Tylko zamiast przekopywać allegro, będziemy przeglądać drogeryjne półki. Tym razem jednak zero zachcianek i nieprzewidzianych wydatków. Tylko produkty, które naprawdę były mi potrzebne, tak zwane niecierpiące zwłoki. No dobra, prawie tylko.

* Odżywczo-regenerujący krem do rąk o zapachu melona Cztery Pory Roku- zima się skończyła, więc postanowiłam postawić na coś lżejszego. Pierwsze wrażenia są bardzo pozytywne- kremik pięknie pachnie, szybko się wchłania i dobrze nawilża. W dodatku kosztuje zaledwie grosze, super sprawa.

* Krem 1(nawilżanie) kozie mleko Ziaja- wracam do niego za każdym razem kiedy dobiję dna słoiczka. Uwielbiam i chyba nigdy nie przestanę. To już moje dziewiąte, albo dziesiąte opakowanie. Genialny kremik. Recenzja TUTAJ.

* Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu z wyciągiem z bławatka Perfecta- mój kolejny KWC. Nic więcej nie trzeba dodawać. Pełną recenzję możecie znaleźć TU.

* Szampon do włosów Baby Dream- kupiłam od razu dwa opakowania, bo zużywam go w błyskawicznym tempie, jest niestety słabo wydajny, przynajmniej na moich długich włosach. Ale oleje zmywa bardzo dobrze, za co mu chwała. Poza tym moje włosy już tak się do niego przyzwyczaiły, że kiedy użyję czegoś innego, jakiegoś produktu z SLS- chociażby Panten, to podrażnia mi skórę głowy.

* Odżywka do włosów farbowanych Herbal Essences- pachnie cudnie, ale to opakowanie jest koszmarne, nie idzie wycisnąć z niego produktu do końca. Działanie- przeciętne. Isana z Babassu Ol to to nie jest, ale do jakichś najgorszych też nie należy. Miałam kiedyś wersję niebieską, bodajże do włosów suchych i zniszczonych i wydaje mi się, że była lepsza.

I na koniec jeszcze dwa kosmetyki kolorowe, które kupiłam już kawał czasu temu, ale jakoś zupełnie wyleciały mi z głowy. Dziwne, bo używam ich praktycznie codziennie.

* Puder w kompakcie Synergen #03 Three- puder sam w sobie jest dobry, właściwie niczym nie różni się od tych z wyższych półek. Natomiast drażni mnie jego zapach, jest średnio przyjemny, chemiczny. Na szczęście wyczuwalny jedynie podczas aplikacji. Recenzja wkrótce.

* Szminka Ultimate Colour #010 Be Natural Catrice- zdecydowanie mój ulubieniec. Począwszy od eleganckiego opakowania, a na cudownym kolorze i napigmentowaniu kończąc. Nie chcę się za bardzo rozpisywać na jej temat, bo szykuję dla Was post z kolekcją moich szminek nude (a mam ich już całkiem sporo), także tam wspomnę o niej trochę więcej. Tymczasem zerknijcie na odcień:


Zanim ucieknę muszę koniecznie podziękować Wam za wczorajszą liczbę wyświetleń, która po raz kolejny przekroczyła moje najśmielsze oczekiwania. Nadal nie dowierzam, że zagląda Was tu aż tyle! Nie mniej jednak cieszy mnie to bardzo, nie mówiąc już o tym, że cholernie motywuje do dalszego pisania. Czasu mam niewiele, Waszych blogów nie komentowałam już całe wieki, a Wy mimo to cały czas jesteście, mało tego- ciągle Was przybywa. Wielki buziak dla Was. :* DZIĘKUJĘ!

PS. Na wszystkie maile postaram się odpisać w najbliższym czasie, wybaczcie mi ten zastój.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...