30 maj 2012

Powiew lata.

Na blogach zaczynają królować posty ze zużyciami, lada moment pojawią się też pewnie pierwsi ulubieńcy minionego miesiąca, a ja- nie chcąc dać Wam o sobie zapomnieć, zmuszona jestem zostawić Was dziś z garścią letnich inspiracji. Wszystko za sprawą komputera, który postanowił akurat teraz spłatać mi małego figla. I jako, że zostałam pozbawiona wszystkich zdjeć, od godziny usiłuję znaleźć coś, czym mogłybyście choć trochę nacieszyć oczy. Na nerwy niemiłosiernie działa mi klawiatura, która buntuje się przed produkcją polskich znaków. Zanim do końca wykończy mnie nerwowo, żegnam się z Wami, życząc Wam miłego oglądania i jeszcze milszej dalszej części dnia. :)
Tadam!















PS. Tak, chyba jestem floral-maniaczką. Chociaż koronkę też lubię. Zresztą post o moich modowych upodobaniach zbliża się już wielkimi krokami, także niebawem przekonacie się do czego jeszcze mam słabość i jakie ze mnie wybredne stworzenie

27 maj 2012

♥ Pokochałam! ♥

Dzisiaj taki post na szybko- chciałam powiedzieć Wam kilka słów o dwóch produktach, które ostatnimi czasy pokochałam i których używam wręcz nagminnie. Pewnie większości z Was są one już bardzo dobrze znane, ale może znajdzie się wśród moich czytelników ktoś, kto właśnie zastanawia się nad ich zakupem. Już teraz mogę powiedzieć, że warto!

Żel pod prysznic Raspberry&Vanilla Milk Orginal Source

To pierwszy produkt OS na który się skusiłam. I nie żałuję! Zapach, który w przypadku produktów do kąpieli jest dla mnie niezwykle ważny i stanowi właściwie główne kryterium wyboru, powalił mnie na kolana. Blogerki nie kłamały, ten żel naprawdę pachnie jak truskawkowo-śmietankowy Chupa Chups.
Słodki, cukierkowy, a przy tym dość intensywny, dlatego pewnie fankom delikatnych, subtelnych zapachów nie do końca przypadnie do gustu. Jednak wersji zapachowych jest tyle- od świeżej zielonej herbaty z miętą, po połączenie pomarańczy z czekoladą, że każda z Was na pewno znajdzie coś dla siebie.

PLUSY:
- przepiękny, oryginalny, słodki zapach.
- wygodne opakowanie z zamknięciem na dole i dozownikiem, który nie pozwala na wylewanie i marnowanie się produktu.
- żel nie wysusza skóry (ani jej nie nawilża, ale ja tego od niego nie oczkuję, w końcu żel to nie balsam)
- cena- w promocji można go dostać za około 7 zł, cena regularna nie przekracza 10 zł [250ml].
- konsystencja- nie jest ani zbyt gęsty, ani zbyt rzadki.
- wydajność, ja używam go codziennie już prawie trzy tygodnie, a zostało mi jeszcze około 1/3 produktu.
- nietestowany na zwierzętach. 

MINUSY:
- zapach nie utrzymuje się na ciele zbyt długo.
- niezbyt dobrze się pieni. 

Jednak mimo to go uwielbiam i jako miłośniczka słodkich zapachów, na pewno niejednokrotnie jeszcze do niego wrócę, mam też zamiar wypróbować któregoś z jego zapachowych braci.
Żel jako jedna z nagród jest do zgarnięcia w moim urodzinowym rozdaniu- KLIK.

Odżywka wygładzająca z olejkiem z Babassu Isana

Nie jestem w stanie powiedzieć, które to już moje opakowanie, ale myślę, że z czwarte-piąte conajmniej.
Jedna z najlepszych (i najtańszych!) odżywek jakich do tej pory używałam.

 PLUSY:
- wygładza włosy, które po jej użyciu są miękkie, nawilżone i nieobciążone.
- ułatwia rozczesywanie.
- cena- kosztuje zaledwie grosze, za 300ml musimy zapłacić trochę ponad 5 zł, a w promocji jeszcze mniej.
- przyjemny, delikatny zapach.
- łatwo się zmywa.
- brak silikonów i silnych detergentów w składzie (poniżej).

MINUSY:
- opakowanie- mimo że zamknięcie jest na dole, co bardzo lubię, to opakowanie jest dość twarde i po zużyciu większej części produktu, ciężko jest go wydobyć.

Więcej minusów nie zauważyłam. Wczoraj zakupiłam kolejne opakowanie tej odżywki, szczerze ją uwielbiam, świetnie działa na moje włosy i zawsze muszę mieć ją w zapasie. Gorąco polecam wypróbować wszystkim tym, którzy do tej pory jeszcze tego nie zrobili!

Skład
Uff, i to by było chyba na tyle. Post, który z założenia miał być postem na szybko, tradycyjnie już wyszedł dłuższy niż planowałam. No nic, wracam do oglądania Plotkary, a Wam życzę przyjemnie spędzonej, słoneczej niedzieli. Trzymajcie się ciepło! :)

PS. Byłam wczoraj na zakupach (nie tylko kosmetycznych!) i kupiłam parę drobiazgów. Co byście powiedziały na mały haul? 

25 maj 2012

Kosmetyczne zachcianki.

Uwielbiam słońce, ale przyznam szczerze, że te upały już trochę mnie męczą. Podobnie zresztą jak brak rzeczy do zrobienia za chwile. W końcu ile można? Czasami chyba jednak lubię popracować na pełnych obrotach. Beztroska i błogie lenistwo w nadmiarze tracą swój urok.
A przez tę masę wolnego czasu i co za tym idzie- przeglądanie Waszych blogów i przekopywanie wizażu wzdłuż i wszerz, zamarzyłam sobie znowu "parę" produktów. Na nieszczęście dla mojego portfela oczywiście.
Jakby to powiedzieć... wpadłam w wir kosmetycznych zachcianek i coś czuję, że w ciągu najbliższego miesiąca wydam zdecydowanie za dużo za różne kosmetyczne (i te trochę mniej kosmetyczne też) specyfiki. No ale... czy zachcianki nie są po to, żeby je spełniać?

A o to i one. :)  Pomijając oczywiście wszystkie niezbędne wydatki typu kończący się balsam do ciała, ulubiony tonik czy niezastąpiony krem do rąk.


Pastelowe lakiery Simple Beauty- zachorowałam na pastele na paznokciach. Póki co posiadam z tej serii dwa kolory (KLIK), ale zdecydowanie mam ochotę jeszcze na kilka. Nie obejdzie się na pewno bez brzoskwini (chyba entej w mojej kolekcji, ale co tam), pudrowego różu, jasnego fioletu i błękitu alla baby blue.

Pędzelki Hakuro- marzę o nich od dawna, ale podobnie jak w przypadku Tangle Teezer, zawsze były jakieś pilniejsze wydatki. Na początek skuszę się na coś do konturowania, prawdopodobnie H24 i na pędzel do podkładu. Waham się tylko jeszcze między klasycznym flat topem, a H54 i H52. Miałyście może któryś z tych pędzelków? Możecie mi coś polecić?

Maska do włosów Kallos Crema al Latte- pozbyłam się prawie połowy długości włosów, obcięłam wszystko co zniszczone i suche i robię drugie podejście do intensywnej pielęgnacji. Oby skutki były lepsze. Oprócz kokosowej Vatiki mam zamiar postawić na tę maskę, zbiera same dobre recenzje na wizażu i była niejednokrotnie polecana przez Anwen. Jestem strasznie ciekawa nie tylko jej działanie, ale także tego czy rzeczywiście pachnie tak obłędnie.

Bronzer Honolulu i róż Candy Floss od W7- przyznaje się bez bicia- te opakowania całkowicie mnie zauroczyły. Poza tym bronzer i tak mi się koñczy. A róż... to chyba po prostu mój mały kaprys. :)

Szminka-blyszczyk Celia Nude #605 i #606- cielistych szminek mam całkiem sporo, ale te chodzą za mną już od jakiegoś czasu i po prostu muszę je mieć! Zamówię od razu dwa kolory, bo nie wiem który spodoba mi się bardziej. W końcu nudziak nudziakowi nie równy.

Ciekawa jestem jaki są Wasze kosmetyczne zachcianki na ten miesiąc i czy w jakimś stopniu pokrywają się z moimi. Koniecznie napiszcie coś na ten temat na dole. :)

22 maj 2012

Urodzinowe rozdanie!

 ROZDANIE ZAMKNIĘTE
Kochani, zgodnie z obietnicą przybywam dziś do Was z małą niespodzianką. W ramach zbliżających się wielkimi krokami pierwszych urodzin bloga, przygotowałam dla Was rozdanie!

Wybierając nagrodę kierowałam się przede wszystkim uniwersalnością. Szukałam kosmetyków sprawdzonych i lubianych przez większość z Was. Wszystkie produkty są zatem nowe, nieużywane i  kupione z myślą o rozdaniu. Mam nadzieję, że przypadną Wam do gustu.

Przyjrzyjmy im się z bliska:


  • Maska do włosów z granatem i aloesem Alterra,
  • Żel pod prysznic Rasberry & Vanilla Milk Orginal Source,
  • Balsam do ciała Kozie Mleko Ziaja,
  • Odżywcze masło do ciała z truskawką Joanna Naturia,
  • Antyperspirant go fresh Dove,
  • Olej kokosowy Vatika,
  • Szminka w kolorze nude #14 z kolekcji Kate Moss Rimmel,
  • Błyszczyk Stay with me My favourite milkshake od Essence,
  • Lakiery Golden Rose.


Rozdanie potrwa niecały miesiąc, do 12 czerwca do północy, a wyniki ogłoszę krótko po jego zakończeniu.
Do zabawy zapraszam także anonimowych czytelników, warunkiem zgłoszenia jest pozostawienie pod tą notką komentarza ze swoim adresem e-mail.

Dodatkowe losy można otrzymać:
- będąc obserwatorem bloga (+1 los)
- dodając mój blog do blogrolla (+ 1 los)
- umieszczając na swoim blogu informację o rozdaniu wraz ze zdjęciem (+ 2 losy)

Zachęcam do wzięcia udziału.
Powodzenia!

20 maj 2012

Pomieszanie z poplątaniem.

Łapię oddech i ładuję akumulatory. Zero pośpiechu i żadnego "muszę". Wczoraj łapałam pierwsze promienie słońca i poprawiałam sobie humor nową sukienką, a dzisiaj delektuję się spokojnym, niedzielnym porankiem. Popijając kawę i zerkając na "DD TVN" zatracam się w blogowaniu. Jak to się mówi- dobrze zaczynam dzień.

Apropo blogowania- pomysłu na notkę co prawda jeszcze nie mam, ale może narodzi się w trakcie. Oby! W każdym razie ostatnio skończyłam na fiolecie to i fioletem może dzisiaj zacznę. Z tym, że tym razem na paznokciach. Mowa o lakierze Mollon Cosmetics #13 o uroczej nazwie Lavender Hills. Kolor zresztą też jest uroczy. To przepiękny fiolet z delikatnymi, mieniącymi się w słońcu drobinkami. Swoją drogą nie wiem jaki cudem jeszcze Wam o nim nie wspominałam. Nosiłam go na paznokciach przecież stosunkowo często...

Ale przejdźmy do konkretów. Produkt zamknięty jest w dużej, bo aż 12 mililitrowej buteleczce z wygodnym, szerokim pędzelkiem. Zawiera ekstrakt z bambusa, który według producenta ma za zadanie wzmocnić nasze paznokcie i stymulować ich wzrost. Prawda jest taka, że ja w tego typu cudotwórcze działanie ani nie wierzyłam, ani go też nie oczekiwałam, dlatego skupmy się może lepiej na pozostałych aspektach. Na przykład na tym jak prezentuje się na paznokciach:

Aplikacja tego lakieru to czysta przyjemność. Pędzelek jest dość szeroki, ale bardzo precyzyjny, a sam lakier dobrze się rozprowadza i kryje już przy dwóch warstwach. Z trwałością bywa różnie. Czasami utrzymuje się trzy dni, a czasami odpryskuje już pod koniec pierwszego. Wydaje mi się, że zależy to od kondycji w jakiej znajdują się moje paznokcie i od tego czy akurat sprzątam, myję głowę itp, wiecie o czym mówię.

Lakier można dostać w miejscowych drogeriach, oraz w wielu sklepach internetowych (KLIK) w cenie ok. 7-8 zł za sztukę.

***
Ci, którzy śledzą mojego blipa zauważyli na pewno jak jakiś czas temu pisałam o produkcie, który otrzymałam od firmy Fitomed w ramach współpracy, a mianowicie chodzi o "mój krem numer 1", który chciałam wypróbować już od dawna. Dotarł do mnie jakieś dwa tygodnie temu i od tamtej pory używam go codziennie wieczorem. Myślę, że już niebawem będę mogła powiedzieć na jakiego temat coś więcej, tymczasem zostawiam Was ze zdjęciem, a wszystkich bliżej zainteresowanych odsyłam na stronę producenta po więcej informacji (KLIK). 


***
Prosiłyście też, żebym pokazała Wam miętowy sweterek, o którego kupnie wspominałam Wam w zeszłym miesiącu. Dorwałam go w Stradivariusie, bodajże za 59,90 zł. Były też inne kolory- morski, turkusowy, pudrowy róż, ale ja zakochałam się w tym już od pierwszego wejrzenia. Jest trochę za duży, bo została już tylko M-ka, ale mimo wszystko nie mogłam mu się oprzeć.
Wybaczcie zdjęcie, to jedyne jakie na razie posiadam, a nie chciało mi się ładować już aparatu. 


***
I na koniec jeszcze kilka słów o Tangle Teezer, o którą dostaję masę pytań! Przede wszystkim jestem strasznie zaskoczona jej wielkością! Byłam pewna, że jest większa, tymczasem spokojnie mieści się w dłoni, wielkością przypomina mydło. :) Wybrałam kolor Bubblegum pink, czyli chyba najbardziej dający po oczach. Jeżeli chodzi o to czy warto... Rozczesuje naprawdę super, to trzeba jej przyznać, ale niestety w moim przypadku włosy na szczotce i tak zostają. Podejrzewam, że jest to spowodowane brakiem witamin, stresem i po prostu ich słabą kondycją, a TT swoje zadanie spełnia dobrze. W końcu szczotka ma czesać, a nie uzdrawiać, a nie wzmacniać od środka. Od tego są suplementy. W każdym razie poużywam ją jeszcze trochę i za jakiś czas możecie spodziewać się dokładniejszej recenzji. 


I mimo początkowego braku pomysłów na post znowu wyszedł tasiemiec. Dziękuję wszystkim, którzy wytrwali do końca i ściskam Was mocno. Miłej niedzieli Kochani i do napisania! :) :*

W tym miejscu dziękuję Mollon Cosmetics, za udostępnienie mi tego produktu w celu jego przetestowania i zrecenzowania i jednocześnie zapewniam iż moja opinia na ich temat jest szczera i całkowicie obiektywna.

18 maj 2012

Kolorową kreskę na powiece noszę.

Mam teraz tyle wolnego czasu, że wręcz nie wiem co mam z nim zrobić! Jeszcze chyba nie do końca wbiłam się w ten wakacyjny rytm, a przez to ślęczenie w książkach zupełnie zapomniałam jak to jest odpoczywać. Wylęguję się co prawda w łóżku dłużej niż zwykle i nadrabiam wszystkie serialowe zaległości, ale nadal zostaje mi jeszcze za dużo niezapełnionego harmonogramu dnia.  
Wczoraj ten niezapełniony harmonogram zaowocował na przykład stworzeniem nowego nagłówka i wprowadzeniem tu "małych" zmian. Bo skoro zmieniam fryzurę i plany na przyszłość prawdopodobnie też będę musiała zmienić < beczy >, to i blog nie może przecież pozostać w nienaruszonym stanie, prawda?


A dzisiaj trochę o fiolecie na powiekach, czyli recenzja kredki do oczu, którą pokochałam od pierwszego użycia. Za kolor i za trwałość. Jeżeli lubicie od czasu do czasu postawić na kolorową kreskę, to to jest post dla Was. Zapraszam do czytania.



Chodzi o kredkę essence z serii longlasting w kolorze #16 Coolest Chic. Nie wiem czy pamiętacie, ale dobre kilka miesięcy temu kupiłam też #10 Almost Famous, która niestety została już wycofana z produkcji. W każdym razie różni się od tej pierwszej właściwie tylko kolorem, dlatego postanowiłam i ją uwzględnić w swojej dzisiejszej recenzji.

Kredki dostępne są w wielu wersjach kolorystycznych i kosztują ok 6 zł za sztukę, czyli zaledwie grosze.
Niewątpliwie ich największym plusem jest trwałość. Utrzymują się na powiecie właściwie przez cały dzień, czasami ścierają się jedynie odrobinę w wewnętrznym kąciku i lekko bledną, ale kreska wciąż wygląda ładnie. I co dla mnie niezwykle ważne- kredki nie odbijają się na powiecie, nie zbierają w załamaniu i nie kserują. 

Kredek nie trzeba temperować, wysuwają się automatycznie, co jednym będzie odpowiadać, a dla drugich będzie minusem. Rysik jest bowiem dość gruby i cieniutką kreskę po prostu ciężko jest narysować. Mnie osobiście zupełnie to nie przeszkadza, zawsze mogę coś poprawić i skorygować przy użyciu patyczka kosmetycznego.
Jeżeli chodzi o wydajność, to zdecydowanie jest zadowalająca. Fioletową [0,28 g] kupiłam dopiero niedawno, natomiast beżową posiadam już od zeszłych wakacji, a w opakowaniu pozostała jeszcze około 1/4.

Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć pigmentację, którą oczywiście można stopniować w zależności od efektu, jaki chcemy uzyskać. 
Beżowej używałam zazwyczaj na linię wodną i do rozświetlenia wewnętrznego kącika i w obu rolach sprawdzała się znakomicie. Zdarzyło mi się też nałożyć ją na całą powiekę jako cień. Strasznie żałuję, że nie mogę jej już nigdzie dostać... Nie rozumiem dlaczego essence wycofuję naprawdę dobrego produkty. Podobnie przecież było z moim ukochanym duo bronzer-róż (KLIK). :(

Jeżeli natomiast chodzi o fioletową, która cały czas dostępna jest w sprzedaży, to rysuję nią po prostu tradycyjną kreskę, kolor jest naprawdę prześliczny i idealny szczególnie na lato! Mam zamiar zaopatrzyć się też w inne kolory, widziałam przepiękny turkus i taką morską zieleń, będą w sam raz na wakacje. 

A Wy znacie te kredki? Lubicie? Jaki kolor najbardziej przypadł Wam do gustu? Jestem bardzo ciekawa Waszych opinii. :)

PS. I koniecznie dajcie znać na dole jak podoba się Wam nowy wygląd bloga!

16 maj 2012

Wróciłam! :)

Okres maturalnych przygotowań przysporzył mi nie tylko zmartwień i nieprzespanych nocy, ale też kilku nowych produktów, o których z wiadomych względów jeszcze Wam nie wspominałam. Ale jako, że wakacje oficjalnie już się dla mnie zaczęły, to mam w końcu czas na nadrobienie wszystkich blogowych zaległości. Zaczynam oczywiście od nowego posta.


Zanim jednak przejdę do sedna dzisiejszej notki, muszę się Wam pochwalić, że ZAMÓWIŁAM W KOŃCU TANGLE TEEZER! Marzyłam o niej od dawna, ale zawsze były jakieś pilniejsze wydatki. Postanowiłam jednak sprawić sama sobie mały prezent na zakończenie matur i teraz dosłownie przedeptuję nogami wyglądając listonosza. Dzisiaj szczotka cud powinna już być u mnie, oczywiście zdam Wam relację z pierwszego czesania. :)

Wracając jednak do ostatnich zakupów kosmetycznych...

 * Podkład Revlon Color Stay do skóry tłustej i mieszanej w kolorze #180 Sand Beige- to już moja druga buteleczka, w pierwszej właśnie dobijam dna. Tej natomiast na razie otwierać nie będę, poczeka sobie spokojnie na chłodniejsze dni, bo na lato Revlon jest jednak za ciężki, nie chcę niepotrzebnie obciążać cery, wybiorę coś lżejszego. Jednak podkład sam w sobie jest genialny, najlepszy jaki miałam!
* Krem 2 (odżywianie, wygładzanie) Kozie Mleko Ziaja- wersję na dzień (krem 1) jak wiecie uwielbiam nad życie, postanowiłam w końcu skusić się więc na treściwszy odpowiednik. I nie żałuję! Krem jest cudownie gęsty i świetnie nawilża. Nakładam go codziennie grubą warstwą na noc i nie ma mowy o suchych skórkach i przesuszeniu. No i ten zapach! Bajka, po prostu bajka. Na pewno zostanie u mnie na dłużej.
* Lakier do paznokci essence colour&go #70 nude it - stęskniłam się za nudziakami na paznokciach i ostatnimi czasy często po niego sięgałam. Ślicznie wygląda też na stopach. :)


* Maska do włosów z granatem i aloesem Alterra- wszyscy zachwalali produkty Alterry, postanowiłam więc w końcu czegoś spróbować. I niestety ta maska jak na razie się u mnie nie sprawdza... Nie dość, że zapach ma koszmarny- dla mnie to po prostu zgniłe owoce, to działaniem też nie powala. Mam wręcz wrażenie, że przesusza mi włosy. Dam jej jeszcze jedną szanse, może po zużyciu całego opakowania docenię jakoś jej działanie, ale jak na razie to bez rewelacji.
* Wygładzająca odżywka do włosów Isana- a to jest z kolei genialny produkt! To już moje trzecie opakowanie i na pewno nie ostatnie. Jedna z lepszych odżywek jakie używałam, w dodatku kosztuje zaledwie grosze. Recenzja niebawem. :)

* Mydło pod prysznic blubel lilia- jagoda- porzeczka- miałam niedawno wersję pomarańczową, teraz skusiłam się na tą. Pachnie równie ślicznie- owocowo, letnio, nie wysusza skóry, w dodatku jest mega wydajne. Czego chcieć więcej?
* Maska regenerująca z glinką brązową Ziaja- maseczki jeszcze nie próbowałam, ale po przeczytaniu recenzji na wizażu wiążę z nią duże nadzieje, zbiera strasznie dobre recenzje. Na pewno dam Wam znać jak się u mnie sprawdziła.

I to chyba było by na tyle. Mam co prawda też małą niespodziankę dla Was, w ramach zbliżających się pierwszych urodzin bloga i podziękowań za dotychczasową obecność i maturalne wsparcie, ale o tym dopiero przy następnej okazji!
Tymczasem uciekam na śniadanie, a potem do fryzjera. Zamierzam obciąć włosy (z niemałym bólem!), a w przyszłym tygodniu czeka mnie też farbowanie. Zmiany, zmiany, zmiany! Nie tylko na głowie, ale i w życiu. Oby na lepsze! :)

8 maj 2012

Bo postanowienia są po to, żeby je łamać.

Mam dzisiaj przeokropną niechęć do książek. I tak sobie pomyślałam... dlaczego by nie napisać nowej notki? Zdjęć co prawda nie mam, pomysłu na posta zresztą też nie, ale pomarudzić o tym i o tamtym przecież zawsze można. Strasznie się za Wami stęskniłam! :*

Jeżeli chodzi o maturę, to jesteśmy już właściwie na półmetku. Po dzisiejszej matematyce został mi jeszcze język, jeden egzamin ustny i dwa najważniejsze starcia- biologia i chemia. Sama już nie wiem co mam powtarzać, niby przewałkowałam każdy dział już tyle razy, a nadal wydaje mi się że nic nie umiem i niczego nie pamiętam. Na wszelki wypadek trzymam zeszyty pod poduszką, a nóż to coś da. :D

Skutki uboczne maturalnych przygotowań? Są, pewnie że są! Jestem jednym wielkim kłębkiem nerwów, płaczę i denerwuję się z byle powodu, a przy tym z dnia na dzień mam coraz większe worki pod oczami. I choć zdarza mi się wyżywać na wszystkich dookoła, to każdy mimo to stara się "umilić" mi ten czas jak tylko najlepiej potrafi.

 H&M 39,90 zł
Od siostry dostałam na przykład ostatnio dwie koszulki, od tak bezinteresownie. Nie będę ukrywać, że lubię takie niespodzianki!
Zwykłe T-shirty to tego typu rzecz, po którą każda z nas sięga do szafy niezależnie od okazji i okoliczności. Te będą idealne na matury, pod marynarkę, ale nie tylko. Już widzę tego pasiaka w zestawieniu z białą, koronkową spódniczką!

Tata z kolei codziennie zrywa i przynosi mi do pokoju świeży bez. Pachnie przepięknie! I kojarzy mi się z majem... Uwielbiam ten zapach prawie tak samo jak skoszoną trawę.

Wieczne dokarmianie, wmuszanie kanapeczek i serwowanie kakao to też już standard. "Bo przecież musisz jeść!"

Nie mówiąc już o wszystkich słowach wsparcia, życzeniach powodzenia i zapewnianiu o trzymaniu kciuków, które każdego dnia w olbrzymiej ilości dostaję również i od Was. Za wszystkie razem i za każde z osobna BARDZO DZIĘKUJĘ! Ostatnio nawet pewne firmy, z którymi współpracuję, życzyły mi mailowo jak najlepszych wyników, dacie wiarę? Nie będę ukrywać, że to przeogromnie cieszy i podnosi na duchu.

I mogłabym tak jeszcze pisać i pisać, ale niestety czas mnie goni...
No nic, ściskam Was mocno i żegnam się z Wami na jakiś czas raz jeszcze. Potem już wracam pełną parą i nie pozbędziecie się mnie tak łatwo!
I pamiętajcie- 14 i 15 maja ściskanie kciuków obowiązkowe! :)

Buziaki i do napisania za tydzień!

2 maj 2012

Maturalnie.

Kiedy wszyscy grillują, spacerują, cieszą się piękną pogodą i wolnym weekendem ja rozwiązuję arkusze...


wkuwam prezentację...


 powtarzam materiał...


... i nie mogę doczekać się kiedy ten cały maturalny czas będzie już za mną.
Z każdym dniem jestem coraz bardziej zmęczona i coraz mniej wierzę w siebie. Chwilami mam ochotę zostawić to wszystko w cholerę i pozwolić moim marzeniom ulotnić się całkowicie...

Znikam teraz Kochani na trochę, by poświęcić się ostatnim maturalnym przygotowaniom i przetrwać jakoś ten stresujący dla mnie okres i by za dwa tygodnie móc wrócić do Was z mam nadzieję- dobrymi wiadomościami, zdwojoną energią, nowymi pomysłami i olbrzymią ilością wolnego czasu na ich realizację.

A Wy życzcie mi powodzenia i trzymajcie kciuki, szczególnie 14 i 15 maja zaciskanie pięści jest wręcz obowiązkowe! Może przyniesiecie mi szczęście! :)

Ściskam i całuję,
Sonnaille

PS. Będę starać się w miarę na bieżąco informować Was o wszystkim na blipie, także bliżej zainteresowanych zachęcam do śledzenia.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...