27 lut 2013

Ulubieńcy stycznia i lutego.

Do końca lutego pozostał już tylko jeden dzień, myślę więc, że to dobry moment na kosmetyczne podsumowanie. 
Jako, że końcówka stycznia oznaczała dla mnie gorący czas sesji, jak pewnie zauważyłyście, na blogu nie pojawił się post z ulubieńcami. Dzisiaj zatem takie dwa w jednym- pokażę Wam najczęściej i najchętniej używane produkty właśnie z przełomu stycznia i lutego. Jeśli jesteście ciekawe, po co sięgałam właściwie każdego dnia w przeciągu ostatnich tygodni, to zapraszam do czytania. :)


1) Mleczna maska do włosów Crema al Latte Kallos- kupiłam ją już dobre pare miesięcy temu, ale tak naprawdę sięgam po nią dopiero teraz i używam nie jako maskę, ale jako jako zwykłą odżywkę przy każdym myciu włosów. Sprawdza się bardzo fajnie! Pachnie nieziemsko, włosy ładnie po niej wyglądają, nie są obciążone i łatwiej się rozczesują. Jest niesamowicie wydajna i mam wrażenie, że nigdy jej nie zużyję. Gigantyczne, litrowe opakowanie wydaje się nie mieć dna. :)

2) Kawowy żel peelingujący do mycia ciała Słodkie Cappuccino i Tiramisu Farmona- kolejny przepięknie pachnący ulubieniec. Polubiłam go do tego stopnia, że wręcz szkoda mi go używać. Nie jest to taki typowy zdzierak, ale do codziennego używania sprawdza się świetnie. Wspomnę Wam jeszcze o nim w osobnym poście.

3) Płyn micelarny BeBeauty- niewątpliwie moje odkrycie ostatniego miesiąca. Najtańszy i jeden z najlepszych miceli, jaki miałam okazję używać. Bardzo dobrze zmywa makijaż, nie podrażnia oczu i kosztuje niecałe 5 zł, czyli przysłowiowe grosze. Jeśli jeszcze go nie macie, to pędźcie do Biedronki!

4) Maskara Multi Action Essence- jedna z moich ulubionych zaraz po Colossalu od Maybelline. Nie skleja rzęs, ładnie je wydłuża, dostatecznie pogrubia, nie kruszy się i znowu- kosztuje grosze. Pojawi się jej osobna recenzja. :)

5) Róż do policzków Essence #30 Secret it girl- mój pierwszy i chyba ulubiony róż. Dostałam go w ramach wymianki z Olą i sięgam po niego właściwie dzień w dzień. Śliczny, brzoskwiniowy odcień z delikatnymi, opalizującymi drobinkami, którym nie sposób zrobić sobie krzywdę. Więcej o nim przeczytacie w TYM poście.

6) Lakier do paznokci Golden Rose #148- poświęciłam mu osobny post, po więcej zdjęć odsyłam TUTAJ


Jeśli chodzi o niekosmetycznego ulubieńca, to nie mogę nie wspomnieć o moim (prawie)codziennym śniadaniu- jogurt naturalny/Danio waniliowe + ulubione musli (w moim przypadku kokosowe albo czekoladowe) + banan. Do tego ulubiona herbatka (albo kawa) i gotowe. Ostatnio maltretuję melisę z gruszką, jeśli lubicie ziołowe herbatki, to polecam spróbować. :)

Na dziś to już wszystko, ale koło piątku powinien pojawić się projekt DENKO, na który oczywiście serdecznie zapraszam już teraz.
Udanej środy! Do weekendu na szczęście już całkiem blisko. Mój zaczyna się jutro! :)

25 lut 2013


Wypijecie moje zdrowie? :)

23 lut 2013

Wyczekując nadejścia wiosny- plan zakupów + inspiracje.

Dzisiejszy post zaczęłam przygotowywać dla Was jeszcze kiedy nie działał mi aparat, publikuję go więc trochę z małym opóźnieniem. Miłego czytania!

Za oknem co prawda jeszcze śnieg, ale poniedziałku temperatura ma zacząć stopniowo wzrastać. Na początku marca w Bydgoszczy ma być ponad 12 stopni! Wiosna nadchodzi wielkimi krokami, z czego niesamowicie się cieszę, bo zimy wprost nienawidzę i mam już po dziurki w nosie grubych kurtek, szalików, zmarzniętych rąk i wiecznie doskwierającego przeziębienia. Pozytywnie nastawiona zaczęłam robić już nawet plan wiosennych zakupów. Jesteście ciekawe co ciekawego dla siebie wypatrzyłam? :)

Nowego płaszczyka kupować nie zamierzam, te z wcześniejszych sezonów cały czas mi się podobają, nie ma sensu wyrzucać pieniędzy w błoto. Nie pogardziłabym natomiast jakąś jeansową kurteczką. Piękne, z koronką przy rękawach widziałam w New Yorkerze, ale kosztowały aż 160 zł. :( Trochę mi szkoda, poszukam czegoś innego.


Przydałyby mi się też jakieś buty. Szpilki na pewno. Tylko czarne czy jasne? Chyba jednak jasne. Mam co prawda lakierki nude, ale z wolnym palcem, więc zostawiam je sobie na maj i czerwiec. :) Teraz wolałabym  coś zamszowego.
No i konieczne balerinki do latania na co dzień. Zwariowałam na punkcie kremowych i beżowych z uroczymi kokardkami.


Idźmy dalej.
Wymarzyłam sobie dżinsową koszulę. Najlepiej taką z koronką na karczku, ale obawiam się, że nigdzie takiej nie znajdę, więc zadowolę się i zwykłą ze Stradivariusa.
Strasznie podobają mi się też bluzki z ozdobnymi kołnierzykami bebe. Na allegro można kupić je praktycznie za grosze. Będę polować na białą, albo taką w kolorze butelkowej zieleni.
Do tego koronkowa oraz rozkloszowana spódniczka i jestem praktycznie ubrana na całą wiosnę.



Gdybym nie wiedziała co zrobić z pieniędzmi, to kupiłabym sobie pewnie jeszcze nową torebkę, beżowe rurki i złoty zegarek, ale nie można mieć przecież wszystkiego.

A Wy planowałyście już zakupy na wiosnę? Jeśli nie- zostawiam Was z inspiracjami, a sama znikam do botaniki. Trzymajcie się!  :) 


20 lut 2013

Sonnaille w kuchni- sałatka z zupek chińskich.

Dzisiaj nie kosmetycznie, a kulinarnie. :) Pokażę Wam jak przygotować niezbyt zdrową (nie oszukujmy się), ale za to strasznie smaczną sałatkę. Od czasu do czasu i na taką można sobie pozwolić.
Idealna dla niespodziewanych gości, na domówkę, albo po prostu szybką przekąskę w ciągu dnia. Jest niedroga, banalna w przygotowaniu i smakuje wszystkim bez wyjątku!

 
SKŁADNIKI:
  • 2 łagodne i 1 ostra zupka chińska (lub odwrotnie)
  • kukurydza z puszki
  • czerwona papryka
  • żółty ser w kostce
  • 2-3 jajka ugotowane na twardo
  • majonez
Zalewamy makaron wraz z przyprawami NIEWIELKĄ ILOŚCIĄ wody i odstawiamy na kilka minut, mieszając co jakiś czas.
Gotujemy jajka na twardo, kroimy paprykę, ścieramy ser na tarce.
Kiedy makaron będzie już miękki, dodajemy wszystko co pokroiliśmy + kukurydzę z puszki i majonez.
Dokładnie mieszamy i gotowe! :)

Nie potrzeba żadnych dodatkowych przypraw, chyba że macie na nie ochotę. Składniki tak naprawdę możemy dowolnie wymieniać w zależności od tego co akurat mamy w lodówce i co lubimy.

SMACZNEGO!

Znacie tę sałatkę? Wypróbujecie? Chcecie więcej takich kulinarnych postów? :)

18 lut 2013

Post na dobranoc- o powrocie manii malowania.

Przez ostatnie tygodnie częściej można było zobaczyć mnie z niepomalowanymi niż pomalowanymi paznokciami. Dlaczego? Bo a) nie zawsze miałam czas (albo ochotę) je pomalować b) kiedy zżerały mnie nerwy, to ja zżerałam paznokcie (nawyk obgryzania chyba nigdy nie minął mi na dobre) c) jedne zajęcia w laboratorium i po lakierze na paznokciach prawie, że nie było śladu.
Mimo, że stresy nadal mnie nie opuszczają i czasu też nie mam za wiele, mania malowania znowu daje o sobie znać, a ja z utęsknieniem wracam do swoich lakierowych zbiorów. O dziwo przybyło mi kilka nowych egzemplarzy. Ten, który Wam dzisiaj pokażę akurat dostałam i obsesyjnie maluję nim paznokcie nie tylko u rąk, ale i u stóp. Kolor całkowicie mnie zauroczył!


Golden Rose #148 to połączenie dojrzałej śliwki i eleganckiego bordo z delikatnymi drobinkami mieniącymi się w słońcu i sztucznym świetle. Uwierzcie na słowo- kolor jest bajeczny, a zdjęcia nawet w połowie nie oddają jego uroku.
Co do samego lakieru- na upartego kryje już przy jednej warstwie, dwie dają efekt wręcz idealny. Rozprowadza się i schnie bez zarzutu, trzyma się jak każdy przeciętny lakier w tej cenie- po dwóch dniach  zaczyna zdzierać się na końcówkach, po trzech przydałoby się już go zmyć (o ile oczywiście nie wykrywamy soli farmakopealnych i nie bawimy się odczynnikami :P). Mimo wszystko jestem z niego bardzo zadowolona i na pewno znajdzie się w moich lutowych (i nie tylko) ulubieńcach. 

A Wam jak się podoba? Lubicie lakiery Golden Rose? 

Miłego wieczoru Wam życzę i zdrówka- mnie dopadł wstrętny ból gardła, jak tak dalej pójdzie to chyba stracę głos. :( Dopijam miód z cytryną i uciekam do łóżka, papa! 

15 lut 2013

Krótka paplanina o nowym mieszkaniu.

Często pytacie mnie czy (i jeśli tak to kiedy) pokażę Wam swoje nowe mieszkanie. Choć remont już dawno się zakończył, sprawom wykończeniowym nie było wręcz końca. Ledwo się wprowadziłam, a zdążyłam zaliczyć już zrywanie płytek w łazience z powodu zalania sąsiadki z dołu. Nie obyło się bez nerwów, płaczu i  "mam dość", ale efekt końcowy wynagradza wszystko. Wreszcie mogę powiedzieć, że urządzanie mam za sobą. Pozostało jeszcze tylko kupić parę drobiazgów i dopieścić cały wystrój. Nieskromnie powiem, że wyszło właściwie tak jak chciałam i prawie tak jak sobie wymarzyłam.

Niby tylko 35m2 i aż na czwartym piętrze, ale własne i mega przytulne! 

Jako, że mój aparat cudownie ozdrowiał zostawiam Was z mini zapowiedzią w postaci dwóch zdjęć z  mojego pokoju. Meble w całości kupiłam w Ikei. Białe- w moim przypadku nie mogło być inaczej! :)



Dajcie znać czy macie ochotę na ciąg dalszy! 

PS. Jak tam Wasze Walentynki? :)

13 lut 2013

Nowość w walce z wypadaniem włosów- Plastry DERMASTIC.

Na blogach roi się ostatnio od walentynkowych wpisów, a ja dla odmiany dzisiejszy post chciałam poświęcić po raz kolejny problemowi z którym się borykam- wypadającym włosom.

Jakiś czas temu przeczytałam najpierw w gazecie, a później w internecie o plastrach DERMASTIC, a kiedy pojawiły się pierwsze opinie o ich działaniu, postanowiłam spróbować w nadziei, że może to właśnie one są tym co jest w stanie mi pomóc.


Co to takiego? 
  • "Plastry przeciw wypadaniu włosów Dermastic™ to skuteczny i wygodny w aplikacji produkt wzmacniający cebulki włosów. Stosowany systematycznie na skórę w okolicach owłosionej części głowy powstrzymuje wypadanie włosów."
  • "Plastry Dermastic™ wykonane są z oddychającego tworzywa, w którego warstwie przylegającej do ciała rozproszone są składniki aktywne. Plaster przyklejony na skórę uwalnia stopniowo substancje odżywcze mające na celu wzmocnienie cebulek włosów, powstrzymanie wypadania włosów, a także wspomaganie ich odrastania." 


Kuracja trwa osiem tygodni, plastry przyklejamy codziennie na noc w okolice skóry głowy- za uszami, na czole, na skroniach, na karku. Miejsce to musi być każdorazowo zmieniane.

SKŁADNIKI AKTYWNE:
  • Ruszczyk kolczasty (pobudza mikrokrążenie, uszczelnia i wzmacnia naczynia krwionośne), 
  • bambus zwyczajny (wzmacnia i remineralizuje),
  • bocznia piłkowana (hamuje działanie DHT- szkodliwej formy testosteronu, która jest główną przyczyną wypadania włosów), 
  • wyciąg z winorośli (wspiera wzrost komórek wokół włosa, reguluje wydzielanie sebum, które może być przyczyną łysienia), 
  • L-cysteina (opóźnia procesy starzenia i obumierania cebulek włosów), 
  • Adenozyna (wzmacnia korzeń włosa).

Dzisiaj jest SZÓSTY z pięćdziesięciu sześciu dni kuracji, więc to zdecydowanie za wcześnie na wystawianie jakiejkolwiek opinii, ale na pewno podzielę się ją z Wami po zakończeniu leczenia. Nie ukrywam jednak, że pokładam w tej kuracji duże nadzieje.

Tymczasem pytam Was- co myślicie o takim sposobie leczenia wypadania włosów? Myślicie, że może przynieść on rezultaty? Słyszałyście o plastrach Dermastic? A może miałyście okazje ich używać i jesteście w stanie się wypowiedzieć czy rzeczywiście działają? Zapraszam do dyskusji!

Opakowanie 56 plastrów zamówiłam w aptece internetowej (KLIK) w cenie 94 zł z groszami. Stacjonarnie niestety są o wiele droższe.

8 lut 2013

Relaksuję się po sesji.

Między innymi robiąc zakupy. :) Wyspałam się, wypiłam kawę i wyszłam na miasto z zamiarem poprawienia sobie humoru jakimś nowym ciuszkiem. Zamiast z bluzką, wróciłam jednak z torbą kosmetyków, w które w całości zaopatrzyłam się w... Biedronce!
Swoją drogą w ciągu ostatniego tygodnia nakupiłam tyle żeli pod prysznic, że starczy mi ich chyba do końca roku. Czyżbym wpadła w nową manię?

Jeśli jednak chodzi o Biedronkę- jest tam teraz dużo świetnych kosmetyków, w trochę niższych cenach niż w drogeriach. Zajrzyjcie koniecznie, może wypatrzycie coś dla siebie. :)

(wybaczcie słabą jakość, zdjęcia robione telefonem, aparat nadal nie działa)


Masło do ciała pomarańcza + aromat wanilii Perfecta SPA- od dawna chciałam je wypróbować  dlatego korzystając z korzystnej ceny (w SP około 13-14 zł) bez zastanowienia wrzuciłam do koszyka, nie bacząc na to, że mam jeszcze w zapasach dwa inne nawilżacze do ciała. Poczeka na swoją kolej.
Dostępna była jeszcze wersja marcepanowa i masło kakaowe. Najchętniej wzięłabym je wszystkie!

Żele pod prysznic Orginal Source

  • Mango&Macadamia
  • Lime - dwupak kosztował 11 zł, żele same w sobie są świetne, więc grzechem było nie wziąć. Jeden powędruje pewnie do siostry. :) Tak jak w przypadku masełek, również były dostępne jeszcze inne wersje zapachowe.

Płyn micelarny do demakijażu twarzy i oczu BeBeauty- polecany przez wiele bloggerek, to już moja druga buteleczka, o pierwszej jakoś zapomniałam Wam wspomniec. Płyn jest naprawdę ŚWIETNY, bardzo dobrze zmywa makijaż oczu, nie podrażnia ich i kosztuje grosze. Myślę, że jest dobrą konkurencją dla miceli drogeryjnych. Polecam jeśli jeszcze nie próbowałyście. Czytałam gdzieś jednak, że ma zostać wycofany. Wiecie coś o tym? :<

Żel do mycia twarzy (nawilżający) BeBeauty- wykończyłam wersję micelarną i choć to właśnie ona jest dla mnie numerem jeden, skusiłam się teraz na tą, tak dla małej odmiany. Miałam ją już kiedyś i również byłam z niej zadowolona. Cudnie pachnie, jak kosmetyki dla niemowląt. :)


Kupiłam też kolejną herbatkę Rooibos- wanilia i miód. Piłam u koleżanki, jest przepyszna, a pachnie chyba jeszcze lepiej niż smakuje. :)

A jak herbatka to najlepiej w towarzystwie dobrej książki. Mam pierwszy od października wolny weekend i zamierzam wykorzystać go na nadrobienie książkowych zaległości. O "Pięćdziesięciu twarzach Greya" słyszałam różne opinie, postanowiłam przeczytać i wyrobić sobie własną. Czytałyście, jakie macie zdanie? :)

Aktualnie w Biedronce również produkty Nivea, Eveline, Joanna Naturia, zapachy Adidas i sporo produktów dla Panów. Gazetkę promocyjną możecie przejrzeć TUTAJ.

Wybieracie się na książkowo-kosmetyczne zakupy do Biedronki? A może już byłyście? Pochwalcie się koniecznie!

Ja uciekam relaksowac się dalej. :P

6 lut 2013

Wracam do blogowania + styczniowe zużycia.

Sesja jest już prawie za mną, został mi jeszcze jeden egzamin, na którego zdanie zupełnie się nie nastawiam, pogodziłam się już z wizją marcowej poprawki.
Z utęsknieniem wracam więc na łono blogosfery- niestety nie na długo. Tym razem z powodu spraw czysto technicznych- siadł mi aparat. :( Nie wiem jeszcze jak rozwiążę ten problem, na razie będę posiłkować się zdjęciami, które posiadam aktualnie na komputerze, pojawi się pewnie trochę zaległych recenzji i TAGów, ale wcześniej zaprezentuję Wam swoje styczniowe zużycia. Ich zdjęcia były ostatnimi jakie udało mi się zrobić. Strasznie żałuję, bo mam dużo pomysłów na nowe notki i w końcu miałabym czas na ich zrealizowanie...

Wracając jednak do denek- nie jest ich wiele, początek roku niestety nie sprzyjał u mnie zużywaniu. Zresztą zobaczcie same.


Odżywka do włosów farbowanych z filtrem UV ISANA

Kupiłam ją, bo polecało mi ją wiele z Was w następstwie wersji wygładzającej z olejkiem z Babassu, która jakiś czas temu została wycofana. Niestety wersja czerwona nie dorównuje tamtej do pięt. Konsystencja jest lżejsza, bardziej wodnista, a efekty po jej użyciu nie są tak spektakularne. Nie nawilża i nie wygładza tak dobrze, powiedziałabym że przy dłuższym stosowaniu wręcz przesusza włosy. Polecam jedynie niewymagającym posiadaczkom niewymagających włosów. Nie kupię jej ponownie.


Tonik nagietkowy ZIAJA

Kiedyś kupowałam go namiętnie, teraz przerzuciłam się na wersję aloesową, która moim zdaniem jest lepsza. Niedrogi, całkiem wydajny i dobrze spełniający swoje zadanie. Jestem wierna tonikom z Ziaji, dobrze się u mnie sprawdzają i nie szukam niczego innego.


Żel pod prysznic Kakao&Jojoba Wellness&Beauty

Żel przeciętniak- ładnie pachniał i po prostu spełniał swoje zadanie. Nie zauważyłam żadnych właściwości pielęgnacyjnych, ale za tę cenę też ich nie oczekiwałam. Był ok, jednak jeśli jesteśmy już przy Wellness&Beauty, to nie polecam jednak balsamów do ciała tej firmy. Totalne buble na które szkoda wydawać nawet tych kilku złotych. Nie nawilżają, długo się wchłaniają, a zapach pozornie ładny w opakowaniu, na skórze staje się strasznie chemiczny.


 Rasier Schaum (sensitiv) ISANA

To już moje ente opakowanie, zarówno wersja aloesowa jak i brzoskwiniowa świetnie się u mnie sprawdzają, za każdym razem je odkupuję. Niedrogi i wydajny produkt, niczym nie odbiega od tych z wyższych półek. Polecam jeśli jeszcze nie próbowałyście.



Antyperspirant ExtraCare Garnier Mineral

Jak pewnie nie raz Wam już wspominałam- nie mam problemów z nadmierną potliwością, dlatego właściwie wszystkie antyperspiranty dobrze się u mnie sprawdzają. Przy ich wyborze kieruję się głównie promocjami. :) Ten również był w porządku, nie podrażniał, nie zawiera alkoholu, nie mam właściwie żadnych zastrzeżeń.


Mydło do rąk w płynie Mango&Orange ISANA

Śliczny, słodki, orzeźwiający zapach, a poza tym- mydło jak mydło. Nie przesuszało mi skóry dłoni, choć ja i tak po każdym umyciu używam kremu. Myślę, że jeszcze do niego wrócę, z tym że teraz wybiorę inną wersję zapachową. Ta mimo, że ładna- już trochę mi się przejadła. :)
Cena za 500 ml to około 4-5 zł, dostępne są również wersje w opakowaniu z pompką.


Pomadka ochronna mleko i miód NIVEA

Nie była tak dobra jak wersja oliwkowa, ale mimo wszystko zużyłam ją do końca. Teraz wykańczam resztę zapasów, a później pewnie wrócę do swojego ulubionego Carmexa, albo Tisane, choć kusi mnie też aby wypróbować to masełko z Nivea, szczególnie w wersji waniliowej. :)

Koniec końców- w koszu wylądowało siedem denek. Tak jak mówiłam- nie jest tego dużo, ale może w lutym popiszę się bardziej.

Jestem strasznie ciekawa jak Wam poszło zużywanie w styczniu i co ciekawego przegapiłam na Waszych blogach w czasie swojej nieobecności. :) Czekam na Wasze komentarze i dziękuję za wszystkie słowa otuchy, które dostałam od Was w ostatnim czasie. Buziaki!
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...