Jeśli tak jak i ja, nie jesteście wielkimi fankami wielogodzinnych kąpieli słonecznych, ale za to lubicie sięgać latem po produkty brązujące, to koniecznie muszę odesłać Was do recenzji samoopalacza Sunbrella marki Dermedic (KLIK), który jest ostatnimi czasy moim numerem jeden w tej kategorii, szczególnie pod względem efektu jaki daje i jego trwałości. Jak na produkt apteczny przystało ma bardzo dobry skład, ale jest też droższy od drogeryjnych kosmetyków tego typu. Jako, że w mojej łazience mieszkają jeszcze trzy produkty mające za zadanie czynić skórę muśniętą słońcem, a Wy wyraziłyście chęć, by przyjrzeć im się bliżej, zapraszam Was na ich mini recenzje. Każdy z nich jest inny, lecz wszystkie mieszczą się w niskim, bardzo przystępnym przedziale cenowym. Jestem pewna, że znajdziecie coś dla siebie!
BALSAM BRĄZUJĄCY SOPOT SPA ZIAJA
Zacznijmy od produktu, z którym znam się najdłużej i do którego wróciłam już po raz któryś z kolei. Używałam go namiętnie jeszcze za czasów starej wersji, w płaskim opakowaniu. :) Lubię go za to, że jest tani i łatwo dostępny, a efekt opalenizny pojawia się już trzy, maksymalnie cztery godziny po aplikacji. Produkt ma lekką konsystencję, łatwo się rozprowadza i dość szybko wchłania, niemal od razu możemy sięgnąć po piżamę. Zdarzyło mi się co prawda narobić sobie tym produktem plam i zacieków, ale jestem więcej niż pewna, że wynikało to raczej z mojego pośpiechu i niedokładnego rozprowadzenia (albo nieodpowiedniego przygotowania skóry- wcześniejszy peeling to podstawa), aniżeli z samych właściwości kosmetyku. Zapach w momencie aplikacji jest przyjemny i dość typowy dla kosmetyków z serii Ziaja Sopot SPA, ale po jakimś czasie staje się coraz bardziej drażniący dla nosa, jak zresztą w przypadku wszystkich samoopalaczy. To w czym ten produkt mimo niżej ceny przegrywa z Sunbrellą to odcień opalenizny. Jest jakby bardziej pomarańczowy i mniej naturalny niż w przypadku wyżej wspomnianego ulubieńca. Biorąc jednak pod uwagę to, że kosztuje mniej niż 10 zł (300 ml), jestem w stanie mu to wybaczyć. ;) Minusem może być też opakowanie. Jest twarde i ciężkie w obsłudze, szczególnie wtedy gdy w środku zostało już niewiele produktu.
Dopóki nie sięgnęłam po samoopalacz marki Dermedic, był moim ulubieńcem, który w miesiącach letnich raz po raz lądował w koszyku. Dziś jest bardziej moją awaryjną alternatywą, wracam do niego zawsze wtedy, gdy nie chcę wydawać zbyt dużo pieniędzy. Jeśli i Wy nie macie dużego budżetu- polecam, u mnie sprawdza się naprawdę całkiem przyzwoicie.
Skład: Aqua (Water), Caprylic/Capric Triglyceride*, Glycerin*, Isopropyl Myristate*, Glyceryl Stearate*, PEG-100 Stearate, Dihydroxyacetone, Cetyl Alcohol*, Dimethicone, Propylene Glycol, Amber (Succinum) Extract, Panthenol, Tocopheryl Acetate, Glycine Soja (Soybean) Oil, Arachis Hypogaea (Peanut) Oil, Juglans Regia (Walnut) Shell Extract, Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyl Taurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid*, Phenoxyethanol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Benzyl Alcohol*, Parfum (Fragrance).
BALSAM DELIKATNIE BRĄZUJĄCY SUNCARE FLOSLEK
Balsam delikatnie brązujący marki Floslek to z kolei coś dla Tych z Was, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę ze słońcem w tubce. Produkt brązuje i działa bardzo, bardzo delikatnie i do uzyskania efektu skóry muśniętej słońcem potrzebujemy kilku aplikacji. Efekt można stopniować i kontrolować, przy mojej jasnej karnacji zadowalająca opalenizna pojawia się po około dwóch-trzech użyciach, w zależności od tego, na jakim odcieniu akurat mi zależy. Plusem jest niewątpliwie piękny, słodki, waniliowo-czekoladowy zapach, całkowita odmiana od innych produktów tego typu. Co prawda "samoopalaczowy smrodek" wychodzi, ale mam wrażenie, że jest znacznie słabszy i mniej uciążliwy niż w przypadku typowych samoopalaczy. Kosmetyk polecałaby osobom, które mają bardzo jasną karnację i każda dotychczasowa próba aplikacji balsamu brązującego kończyła się zaciekami i nieestetycznymi plamami. Tym produktem chyba nie sposób zrobić sobie krzywdę, działa stopniowo, a efekt jaki daje w niczym nie przypomina marchewkowego, nienaturalnego odcienia, którego tak się boimy. Minusem może być obecność parafiny już na drugim miejscu w składzie. Jeżeli skóra Waszego ciała jej nie toleruje, to odradzam, mnie balsam nie zrobił krzywdy i sprawdza się bez zarzutu. Nie zapchał mnie, nie podrażnił, nawet stosowany bezpośrednio po depilacji. Jest świetny również zimą, kiedy tęsknimy za latem i chcemy tylko delikatnie przybrązowić skórę. Generalnie bardzo polecam, jest niedrogi, miękka tubka o pojemności 200 ml kosztuje około 15 zł.
Skład: Aqua, Paraffinum Liquidum , Ethylhexyl Stearate, Octyldodecanol, Arachidyl Alcohol, Behenyl Alcohol, Arachidyl Glucoside, Glycerin, Cetearyl Alcohol, Dihydroxyacetone, Butyrospermum Parkii Butter, Dimethicone, Biosaccharide Gum-1, Mentha Piperita Extract, Ceteareth-12, Parfum, Erythrulose, Caramel, Panthenol, DMDM Hydantoin, Iodopropynyl Butylcarbamate, Phenoxyethanol, Methylparaben, Butylparaben, Ethylparaben, Propylparaben, Isobutylparaben, Aloe Barbadensis Leaf Juice, PEG-8, Tocopherol, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Disodium EDTA
KREM CC 10w1 BIELENDA
Krem CC do ciała marki Bielenda, to nowość na rynku kosmetycznym, którą ja znalazłam w ShinyBoxie i w której muszę przyznać- zakochałam się od pierwszego użycia. Ten krem to "fluid" do ciała, bardzo ładnie wyrównuje koloryt skóry, nadaje jej lekką opaleniznę i kryje wszystkie drobne niedoskonałości, które chcemy zakamuflować (w moim przypadku popękane naczynka na udach), dzięki czemu skóra wygląda po prostu atrakcyjniej. Krem w opakowaniu ma dość ciemny kolor co początkowo mnie przeraziło, ale uwierzcie na słowo- dopasowuje się nawet do takiej jasnej karnacji jak moja. Stosuję go tylko na nogi, ale myślę że bez zarzutu sprawdziłby się również na ramionach czy plecach. Ma idealną, nietłustą konsystencję, łatwo się go rozprowadza, wchłania się błyskawicznie i przepięknie pachnie. Mnie ten zapach przypomina delikatne, lekko słodkie perfumy i o dziwo dość długo utrzymuje się na ciele. :)
Krem jest dość trwały, nie spływa z nóg nawet w czasie upału, nie ściera się też nieestetycznie w ciągu dnia. Trzeba jednak uważać, bo może brudzić jasne ubrania, choć nie powoduje jednak trudnych do usunięcia plam. Jedynym minusem, do którego można by się przyczepić są drobinki, widoczne właściwie jedynie w słońcu i sztucznym świetle. Mnie one jakoś bardzo nie przeszkadzają, chyba nawet udało mi się z nimi polubić. Nie są tandetne i w niczym nie przypominają chamskiego brokatu, ładnie odbijają światło dając efekt rozświetlonej skóry. Lubią jednak migrować. ;) Uwaga na torebki, sofy i jasne krzesła. Fajnie byłoby gdyby Bielenda wypuściła wersję bezdrobinkową, mam świadomość, że nie każdej z Was efekt rozświetlenia może odpowiadać. Mnie ten produkt daje kilka godzin piękniejszych nóg i jestem z niego bardzo, bardzo zadowolona. To fajna alternatywa dla droższych i gorzej dostępnych rajstop w kremie, świetny kosmetyk szczególnie na większe wyjścia, jestem pewna, że w przyszłym sezonie zaopatrzę się w niego ponownie.
Skład:
Opakowanie o pojemności 175 ml kosztuje trochę ponad 20 zł, ale bardzo często można ten krem dorwać w promocji. :)
Często sięgacie po samoopalacze i produkty brązujące? Używacie ich jedynie latem, czy mieszkają w Waszej łazience przez cały rok? A może jesteście ich zupełnymi przeciwniczkami? Dla mnie to ten rodzaj kosmetyków, które z jednej strony nie są niezbędne, ale z drugiej zwyczajnie fajnie je mieć. Jestem bardzo ciekawa jakie jest Wasze zdanie. :) Dajcie znać, czy zainteresowałam Was którymś z produktów i jakie macie zdanie na ich temat.
Ściskam :*
ZOBACZ TAKŻE:
Oj ja nie przepadam za samoopalaczami ani balsami brazujazujacymi ani nawet solarium. Lubie tylko dlugie spacery latem i wygrzewanie sie na kocu
OdpowiedzUsuńJa lubię Lirene BB :) Ziaja spot kiedyś miałam, ale nawet nie pamiętam czy go lubiłam czy nie.
OdpowiedzUsuńMam ten krem CC i uwielbiam go za to co robi z moimi nogami :) Drobiny początkowo mi przeszkadzały, ale je polubiłam. Faktycznie czasami migrują na wszystko. Szkoda, że krem brudzi, ale dobrze, że to się spiera ;)
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że nie miałam żadnego. Teraz używam samoopalacza Sun Ozone :-)
OdpowiedzUsuńStosuję regularnie samoopalacze szczególnie latem - w chłodniejsych miesiącach różnie to bywa ;) Przerobiłam ich już troszkę i moim ulubieńcem aktualnie jest samoopalacz w musie z Avonu :) Rewelacja!
OdpowiedzUsuńZnam i lubię samoopalacz z Ziaji, pierwszy raz kupiłam go chyba 10 lat temu :)
OdpowiedzUsuńJa balsamów brązujących używam tylko w letnie miesiące. Na ten Ziai mam ochotę.
OdpowiedzUsuńMoże jesienią sięgnę ponownie po takie kosmetyki, ponieważ teraz mam aż za mocną opaleniznę.
OdpowiedzUsuńZiaje kiedyś używałam, a na Bielende mam wielką ochotę:-)
OdpowiedzUsuńMam od dłuższego czasu ochotę na ten krem cc bielendy :)
OdpowiedzUsuńMam podobny do CC z Bielendy produkt z Lirene (BB :D) i muszę przyznać, że efekt jest powalający :D
OdpowiedzUsuńJa Ziają narobiłam sobie plam :-(
OdpowiedzUsuńZazdroszczę wyjazdu!
OdpowiedzUsuń